Reklama

Stach Bukowski: Nazwa Ich Troje była już zajęta

- Chcieliśmy występować jak najwięcej i dla jak największych publiczności. Ta pasja przetrwała gimnazjum i liceum i trwa do dziś - wspomina początki zespołu Stach Bukowski, perkusista i wokalista grupy, czyli Stach Bukowski. O czym jeszcze opowiedział Interii?

- Chcieliśmy występować jak najwięcej i dla jak największych publiczności. Ta pasja przetrwała gimnazjum i liceum i trwa do dziś - wspomina początki zespołu Stach Bukowski, perkusista i wokalista grupy, czyli Stach Bukowski. O czym jeszcze opowiedział Interii?
Zespół Stach Bukowski /materiały prasowe

Pochodzący z Olsztyna zespół Stach Bukowski, w skład którego oprócz wokalisty i perkusisty Stanisława Bukowskiego wchodzą też: basistka Agnieszka Kamińska oraz gitarzysta Robert Ostoja-Lniski, pod koniec marca zadebiutował albumem "Czerwony SUV". Płytę promował utwór tytułowy oraz singel "Lew".

Daniel Kiełbasa, Interia: Bycie perkusistą i wokalistą nie jest zjawiskiem częstym, chociaż zdarzają się takie przypadki. Skąd takie połączenie wzięło się u ciebie, Stachu?

Stach Bukowski: - Zaczęło się od gry na perkusji, na której grałem zarówno w szkole jak i w zespole. Nie ukrywałem swojego zamiłowania do śpiewania, jednak przejawiało się ono głównie w zaciszu domowym. Kiedy razem z Robertem i Agnieszką przeprowadziliśmy się na studia do Warszawy i nie mogliśmy znaleźć kogoś na wokal, postanowiliśmy, że może ja spróbuję swoich sił pozostając za zestawem perkusyjnym.

Reklama

Masz jakiegoś perkusisto-wokalistę, na którym szczególnie się wzorujesz?

- Bardzo fascynujące jest dla mnie samodzielne poznawanie tej pozycji na scenicznym boisku, nie wzoruję się raczej na konkretnych perkusisto-wokalistach. Ogromną inspiracją są dla mnie perkusiści, których cały czas śledzę na koncertach i mediach społecznościowych. To od nich staram się czerpać wzorce i przekładać to na codzienną grę.

Twój ojciec jest muzykiem i to on sprawił, że zacząłeś uczyć się grać na klarnecie. Uczyłeś się grać na jeszcze innych instrumentach?

- Rzeczywiście tata miał duży udział w tym, że zacząłem uczyć się w szkole akurat na klarnecie. Ta przygoda nie trwała, jednak na tyle długo bym mógł szkołę z powodzeniem ukończyć. Potem przyszła pora na fortepian, a następnie na perkusję. W międzyczasie zdarzył mi się również roczny epizod ze skrzypcami, więc całkiem długo zajęło mi sprecyzowanie swojej muzycznej drogi.

Jak rodzice wpłynęli na twoje odbieranie muzyki i na twoje inspiracje?

- Kluczowe i fundamentalnie. Wydaje mi się, że oprócz rapu, którego również słucham, przeprowadzili mnie przez każdy gatunek muzyczny począwszy od muzyki klasycznej aż po muzykę rockową i rytmy latynoskie. Rodzice byli też pierwszymi osobami, z którymi mogłem dyskutować na tematy muzyczne. Nasze rozmowy cały czas mnie inspirują.

 A były pomysły twoje lub propozycje chociażby ze strony twojego taty, abyś poszedł w jego stronę - solisty, członka orkiestry?

- Propozycje ze strony mojego taty były raczej takie bym poszedł na studia inżynierskie i żeby muzyka, czy to w postaci grania solowego, czy zespołowego, pozostała moim hobby. Taką drogą też podążyłem i cieszę się, że udało się te dwie rzeczy połączyć.

Historia Stacha Bukowskiego sięga czasów szkolnych. Szybko zorientowaliście się, że chcecie tworzyć zespół?

- Już na początku, zanim jeszcze potrafiliśmy grać tak zwane dźwięki z krzyżykami, szukaliśmy kompanów do muzykowania. W zasadzie granie ze sobą w zespole towarzyszyło nam od początku znajomości. Chcieliśmy występować jak najwięcej i dla jak największych publiczności. Ta pasja przetrwała gimnazjum i liceum i trwa do dziś.

Nazwa to efekt przypadku, jednostronnej decyzji czy wspólnej narady?

- Jest to efekt zarówno jednostronnej decyzji mamy Stacha, która idealnie wybrała imię do nazwiska Bukowski, ale też wspólnej zespołowej narady. Po drodze wpadaliśmy także na inne potencjalne nazwy, jednak żadna nie podobała nam się tak bardzo jak Stach Bukowski.

Jakie były te inne pomysły?

- Inspirowaliśmy się na przykład komiksami, muzyką rozrywkową i filmem, ale nazwa Ich Troje była już zajęta. Dlatego właśnie jesteśmy Stachem Bukowskim.

Od razu wiedzieliście, co będziecie grać, czy mówimy tutaj bardziej o żmudnym procesie dochodzenia do tego, co nazywacie retro rockiem?

- Żmudne procesy dochodzenia zdarzały i zdarzą się nam dosyć często. Jednak w przypadku stylu, w którym się obracamy, jest inaczej, ponieważ od początku wymienialiśmy się swoimi preferencjami muzycznymi. Graliśmy to, co lubiliśmy i tak się dzieje do dziś.

Według was to połączenie młodości i inspiracji starymi przebojami pozwala wyróżnić się na tle innych zespołów?

- Wydaje mi, że oprócz muzyki i wizerunku ponadczasową receptą na wyróżnienie się na tle innych zespołów jest autentyczność. Staramy się, żeby podczas tworzenia i grania przede wszystkim się uzewnętrznić i pokazać nasze charaktery. Daje to niesamowitą energię i powiew świeżości.

Odwołujecie się do klasyki, a z drugiej strony mocno inspirujecie się latami 90., co zwłaszcza widać w waszych klipach...

- Zależy co kto rozumie przez słowo "klasyka". Jeśli za klasykę uznamy Justina Timberlake'a, to niekoniecznie. Ale jeśli chodzi np. o ZZ Top, to inspiracja jest dużo większa. Lata 90. pełne kolorów i młodzieńczej energii również nas zafascynowały. Warto też podkreślić, że pod koniec lat 90. mieliśmy przyjemność się urodzić. 

W waszym oficjalnym opisie na Facebooku pojawia się zdanie: zagrali już wiele koncertów klubowych, teraz przyszedł czas na duże hale i sold outy. Jednak z powodu pandemii koronawirusa wasze plany koncertowe uległy nieco zmianie...

- Nie da się ukryć. Ta sytuacja oczywiście odbiła się również na nas. Mieliśmy w planach kilka koncertów, w tym m.in. koncert premierowy. Staramy się jednak odnaleźć w obecnych realiach i dynamicznie reagować na zmieniającą się rzeczywistość.

Jesteście debiutantami, zespołem jeszcze na dorobku. Macie obawy, że cała sytuacja, która szczególnie dotknęła branżę muzyczną, odbije się na was już na samym starcie waszej profesjonalnej kariery?

- Oczywiście że tak, ale staramy się działać na innych płaszczyznach, m.in. na mediach społecznościowych. Nie brakuje nam też czasu na proces twórczy i wymieniamy się na odległość pomysłami. Mamy nadzieję, że, tak jak rapował O.S.T.R., "Nie ma, nie ma, tego, tego, złego, złego, co by, co by, na dobre nie wyszło".

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama