Skin (Skunk Anansie): Jestem zupełnie inna

Jej głos, jej charakterystyczne stroje i przede wszystkim - jej bezkompromisowe teksty piosenek znane są chyba na całym świecie. Choć Skin uważana jest za jedną z najważniejszych wokalistek XX i XXI wieku, o swojej pracy mówi skromnie "Byliśmy szokiem w latach 90. Cieszy mnie, że dalej odnosimy sukcesy, ale wolę, żeby ludzie się nami inspirowali i robili swoje, niż skupiali na tym, jak bardzo Skunk Anansie jest opiniotwórcze". O niebezpieczeństwie oceniania, kreacji scenicznej i kto powinien, a kto nie powinien mówić o polityce rozmawiamy ze Skin.

Skin (Skunk Anansie): Mam świra na punkcie mody
Skin (Skunk Anansie): Mam świra na punkcie modymateriały promocyjne

W połowie stycznia brytyjski kwartet wypuścił swój szósty studyjny album - "Anarchytecture". Do promocji wybrano utwory "Love Someone Else" i "Death to the Lovers".

Jadwiga Marchwica, Interia.pl: Patrzę właśnie na wasz plakat zapowiadający koncerty na najbliższy czas. Po raz kolejny uderzyło mnie jak ważną częścią twojej kreacji scenicznej jest ubiór. Kilka lat temu występowałaś w Polsce w obcisłym kombinezonie z wielkim kołnierzem z piór. Przez cały koncert zastanawiałam się, czy ci w tym wygodnie...

Skin (Skunk Anansie): - Kostium był bardzo wygodny, bo był wiesz... z piór! A pióra są miękkie i przyjemne. Poza tym był bardzo leciutki, co jest dla mnie ważne. Kostiumy są ściśle związane z programem, są częścią show, więc muszę się w nich dobrze czuć, koncertując w nich przez dwa-trzy lata. Są bardzo wygodne, porządnie zrobione i zaprojektowane tak, żeby można je było szybko zdjąć. Sama jestem projektantką, więc zanim coś zaakceptuję, sprawdzam, czy kostium nadaje się do występu na scenie. Ale zdarzają się takie, które nie są ani wygodne, ani funkcjonalne. Z jednego z kostiumów zrezygnowałam po czterech koncertach, bo był po prostu za ciężki.

Jaki to był kostium?

- To był wielki płaszcz ze sztywnej skóry z mnóstwem metalowych łańcuchów. Te łańcuchy były tak ciężkie, że ciężko mi było się poruszać. Więc sama widzisz - nawet ja popełniam błędy.

Widziałam cię na scenie dwa razy, więc wiem, że jesteś bardzo aktywną wokalistką - tańczysz, skaczesz. Twój kostium na pewno musi być częścią ciebie podczas występu.

- Ależ oczywiście! Chociaż uwielbiam mieć jakieś fajne dodatki, nietypowe. Chcę, żeby strój sceniczny odzwierciedlał mój charakter, musi być moją drugą skórą.

Skin (Skunk Anansie) w kostiumie z piór na Orange Warsaw Festival w 2011 r.
Skin (Skunk Anansie) w kostiumie z piór na Orange Warsaw Festival w 2011 r.AKPA

Wystarczy przejrzeć twoje zdjęcia, żeby zauważyć, jak bardzo lubisz modę. Twoje stylizacje to kwestia podążania za nią, czy bardziej twojego rockowego charakteru?

- To się świetnie łączy. Uwielbiam modę, właściwie to mam świra na jej punkcie. Zawsze lubiłam modę, dlatego zainteresowałam się projektowaniem. Ale przede wszystkim w modzie podoba mi się jej aspekt wizualny - kocham sztukę, skończyłam szkołę projektowania na poziomie uniwersyteckim. Zawsze byłam bardzo świadoma tego co noszę i przede wszystkim - jak to wygląda i współgra. Teraz jak o tym myślę... Jedno wpływa na drugie - zainteresowanie modą na zachowanie na scenie. Kiedy jesteś na scenie musisz mieć świadomość tego, jak działasz na ludzi, jak wyglądasz. Nie czułabym się na scenie dobrze w ciuchach, w których chodzę na co dzień. Co to za frajda? Na scenie fajne jest to, że możesz być kimś innym, wcielać się w role.

To jest twoim znakiem rozpoznawczym. Sama nie lubię patrzeć na wokalistę ubranego byle jak.

- Wiesz nie do końca - stary t-shirt i obcisłe jeansy nigdy nie wyjdą z mody, to zawsze wygląda dobrze. To jest właściwie klasyczny rockowy look. Ale to nie może być jakikolwiek stary podkoszulek i byle jakie sprane spodnie. Będąc na scenie stajesz przed setkami ludzi, którzy przez długi czas oglądają dokładnie każdy fragment twojej osoby - więc warto się zastanowić nad tym, jak wyglądasz i co wystaje z tej koszulki i spodni... Mnie kwestia tego "zwykłego ubioru" nie dotyczy, bo ja lubię na scenie robić coś, czego osoby w tłumie publiczności nie mogą zrobić (śmiech). Chcę być inna, tajemnicza, ekscytująca. Zupełnie mnie nie interesuje postrzeganie mnie, jako dziewczyny, która mogłaby wejść do knajpy i być "jedną z nas". Istnieje taka poza "dziewczyny z sąsiedztwa" - ja nigdy taka nie byłam. Ja z natury wyglądam inaczej niż wszyscy! (śmiech) Gdybym chciała być taka, jak wszyscy, to by było z góry skazane na porażkę. Muszę więc jeszcze bardziej być inna niż wszyscy - trochę czasu zajęło mi, zanim do tego doszłam, ale wydaje mi się, że dzięki temu Skunk Anansie jest jeszcze ciekawsze.

- Moimi idolami są tacy artyści, jak David Bowie, Grace Jones, Freddie Mercury czy Mick Jagger. To są nie tylko najlepsi muzycy świata, ale też osoby bardzo dobrze zaznajomione z kwestiami mody, które swoją wizualność potrafiły świetnie wykorzystać. Będąc muzykiem twoją pracą nie jest wyjście do biura, tylko na scenę! A na scenie liczy się "efekt WOW".

Wymieniłaś bardzo ważnych muzyków, którzy mieli wpływ na całe generacje - muzyków, artystów, ludzi w ogóle. Mavis Bayton w swojej książce "Frock Rock" napisał, że jesteś jedną z kobiet, która odgrywa znaczącą rolę dla całych pokoleń czarnych kobiet na świecie. Czujesz wagę swojego działania, swojej twórczości?

- Chyba tak... To znaczy - rozumiem, że jestem zupełnie inna. Jeżeli pomyślisz o czarnych kobietach w świecie rocka to może nie jestem jedyna, ale na pewno odniosłam największy sukces. Bo, jak tak pomyśleć o czarnych wokalistkach... Mamy Tinę Turner, ale ona oczywiście nie śpiewa rocka, Grace Jones to właściwie reggae... Mamy też cały panteon świetnych wokalistek w r'n'b. Wygląda więc na to, że faktycznie jestem wyjątkowa, ale nie myślę o tym zbyt dużo. Myślę, że ten szok "czarnej kobiety w rocku" był większy dwadzieścia lat temu, kiedy ta książka powstała ["Frock Rock" ukazało się w 1999 roku - przyp. red]. Ja myślę o tym, co robię teraz, co się dzieje teraz, a nie o tym co było i co robiłam lata temu. Będąc tak znanym zespołem, jak Skunk Anansie, z takimi sukcesami na koncie, można łatwo popaść w samozachwyt.
"Och, jesteśmy Skunk Anansie, odnieśliśmy sukces w latach 90., kochajcie nas!" (śmiech). Mamy rok 2016, połowa lat 90. był dwadzieścia lat temu, a za kilka lat powiem - trzydzieści lat temu. To jest szmat czasu! Ja jestem inną dziewczyną, świat jest inny.

- Czuję, że odniosłam sukces, ale nie dlatego, że gram w kółko stare piosenki, które spodobały się dwadzieścia lat temu. I też ani ja, ani nikt w zespole nie myśli "Skin jest czarną gwiazdą rocka. Super". To miłe i cieszę się, że ludzie mnie postrzegają, jako silną osobę i że mogę inspirować. Ale wolę usłyszeć "Skin pokazała mi, że mogę w swoim życiu zrobić coś innego, ciekawego", niż "Chcę być dokładnie taka jak Skin".

Myślę, że cytat z tej książki jest wciąż bardzo aktualny nie tylko ze względu na to, że jesteś "czarną rockmanką", ale też nieustannie jesteś bezkompromisowa w swoich piosenkach. Dziś dostajemy mnóstwo delikatnej muzyki - ty od lat używasz dosadnych słów. Śpiewałaś "Ona jest moją heroiną" teraz śpiewasz "Twoje piękno jest twoim przekleństwem".

- To dlatego, że artysta jest zawsze czujny, nie może niczego przegapić. Dużo rzeczy dostrzegam, obserwuję ludzi i zapamiętuję - sytuacje, uczucia, słowa. Właściwie skanuję ludzi cały czas, zapisuję mnóstwo rzeczy w notatniku lub telefonie, bo to fascynujące! W niektórych piosenkach więc wyrażam swoje myśli, przeżycia, w niektórych - cudze, czasem to się miesza. Różnica między mną na początku lat 90. i teraz jest taka, że teraz po prostu jestem w tym lepsza. Wiesz - piszę piosenki od dwudziestu sześciu lat i myślę, że już wiem nie tylko co chcę powiedzieć, ale też, jak chcę to powiedzieć.

Mówisz nie tylko o miłości, co jest częstym tematem w muzyce, ale też o polityce.

- Takim utworem jest "Beauty is Your Curse", o którym wspomniałaś. Ta piosenka mówi o tym, że nic nie może cię powstrzymać. Bardzo martwią mnie kwestie terroryzmu i szerzącej się wojny. Każdy kraj jest właściwie w to zaangażowany i musi odegrać jakąś rolę w tej sytuacji. Myślimy, że mamy od tego ludzi, ale nie zapominajmy, że sami też jesteśmy zaangażowani w napiętą sytuację na świecie. Dla mnie te kwestie są ważne, ale nie uważam, że wszyscy mają pisać utwory polityczne, bo nie wszyscy są w tym dobrzy. To trudny temat, można kogoś obrazić, albo wpaść w banał. Jeżeli uważasz, że piszesz dobre piosenki miłosne - pisz takie! To przecież nic złego. Ważne, żeby robić to, w czym się jest dobrym i co jest twoją pasją. Mówię o tym, bo widzę, że młodzi muzycy szukają dla siebie takiej drogi, a to nie jest łatwe w dzisiejszych czasach.

- Rozpoczynanie kariery dziś pochłania mnóstwo czasu i pieniędzy, muzyką zajmują się młodzi ludzie z wyższej klasy średniej, którzy po prostu te pieniądze mają. Rodzice posyłają ich do szkół muzycznych, bo ich na to stać. Kiedy ja zaczynałam, muzyką zajmowali się ci, dla których to było pasją. Poświęcali na to każdą chwilę i pisali piosenki w nadziei, że na którymś koncercie pojawi się ktoś ważny, kto zaproponuje koncert na festiwalu. Więc kiedy patrzę na dzieciaki z klasy średniej, które nie muszą o nic walczyć, do niczego nie muszą się przepychać, rozumiem, dlaczego nie piszą utworów politycznych. Nie mają trudnego życia, nie byli w podbramkowych sytuacjach, nie musieli liczyć każdego grosza. To niesprawiedliwe, bo z drugiej strony istnieje cała scena undergroundowa, która nie ma szansy zaistnienia w telewizji czy radio, a powinniśmy dać im szansę.

Z wieloma takimi młodymi muzykami spotkałaś się podczas pracy przy włoskim talent show. Czy ocenianie tych młodych muzyków było dla ciebie trudne?

- Takie programy są stresujące dla tych dzieciaków, to oczywiste, ale przemysł muzyczny to głównie stres! (śmiech) Siedzę w tym od dwudziestu sześciu lat, nie czytam wielu recenzji swoich koncertów czy płyt, ale zdarzają się takie teksty, które cholernie mnie stresują nawet dziś! Bo ktoś ocenił źle moją płytę, albo porównał ją do pustego słoika i w ogóle nie zrozumiał jej przesłania. Mam czterdzieści osiem lat i jestem oceniana każdego dnia! Więc jeżeli idziesz do takiego programu, musisz przygotować się na stres i bycie ocenianym - tak to wygląda. W tym biznesie każdy ocenia każdego. To trochę przerażające - wchodzimy na Facebooka, słuchamy trzydziestu sekund piosenki - trzydziestu sekund! - albo minuty-półtorej, czasem dziesięciu sekund i już wydajemy opinię. To jakiś koszmar - jeśli nie spodoba nam się tych kilka sekund, odrzucamy cały album. Dziś bardziej niż kiedykolwiek oceniamy. Wiesz - nie ma nic złego w ocenianiu, to normalne i naturalne. Tak powstają wszystkie historie o randkach w ciemno. Siedzisz w kawiarni, wchodzi twoja randka i w sekundzie wiesz, czy ten chłopak czy dziewczyna ci się podoba, czy nie. Czy coś cię ruszyło, czy nie - to normalne. Jeśli zapytasz, czy ocenianie jest złe, powiem, że nie. Ale ocenianie wszystkiego i wszystkich negatywnie cały czas, jest głupie i złe. Powinniśmy być otwarci, a połączenie otwartości i słuchania instynktów nie jest łatwe. Dlatego często oceniamy z góry i najczęściej - na "nie".

Jak więc było po drugiej stronie, kiedy to ty miałaś oceniać?

- Jako juror w talent show nie miałam problemu z oceną, raczej z wyborem. Była jedna dziewczyna, której wybór do dalszego etapu może był trochę szalony, ale miała coś ciekawego w głosie. To było znaczące zestawienie - z jednej strony świetny muzyk, ewidentnie z klasy średniej, z wielkim wsparciem rodziny i przyjaciół, a z drugiej - ta dziewczyna. Przyszła do programu prosto z dworca, jej historia rodzinna jest bardzo nieciekawa i jako muzyk sama pewnie nie miałaby szansy się przebić. I to był ten moment, kiedy usłyszałam różnicę pomiędzy osobą, która może coś osiągnąć bo ma do tego warunki i osobą, która przychodzi do programu bo stawia wszystko na jedną kartę i oddaje nam swój talent i świetny głos. Cieszę się, że trafiłam do tego programu, bo jestem właściwą osobą do oceniania innych muzyków! Odniosłam sukces, ale też mam wieloletnie doświadczenie. Dałam tym ludziom mnóstwo informacji i wiedzy, wciąż z nimi pracuję! To było dla nich cenne doświadczenie, a dziewczyna o której mówię, podczas programu stała się dużo lepszą artystką.

Czy ci młodzi muzycy, z którymi zaczynałaś pracować, byli gotowi na taki muzyczny "obóz przetrwania"?

- Mogę powiedzieć szczerze, że tak. Różnego rodzaju talent show są obecne w telewizji na całym świecie od lat. Teraz przychodzą do nich ludzie, którzy chcą zaistnieć, nauczyć się czegoś i stać się sławni. Wkładają w to mnóstwo pracy i często - gdzieś przepadają. Ale zdarzają się oczywiście prawdziwi zwycięzcy, nawet wśród tych, którzy w samym programie nie wygrali. Nie oceniam nikogo przedwcześnie - kto wie, może któryś z tych muzyków osiągnie wielki sukces.

Bardzo dziękuję za rozmowę i czekamy na was w Polsce!

- Na pewno przyjedziemy, nie martw się! Polska jest moim ulubionym krajem w Europie, więc nie ma innej możliwości.

Ale nie mówisz tak wszystkim? (śmiech)

- Możesz być pewna - Polska jest dla mnie wyjątkowa.

Ankieta Skin:

Ulubiona część dnia: Poranek / wschód słońca
Idealne śniadanie: Melon
Ulubione miasto: Londyn
Guilty pleasure: Netflix
Czego najbardziej nienawidzisz: Braku tolerancji
Co najbardziej kochasz: Być w zespole
Gdybyś nie była wokalistką byłabyś...: Fotografką mody
Gdybyś mogła zmienić coś w swoim życiu: Nic!
Osoba, którą chciałabyś poznać osobiście: Hugh Jackman
Najważniejsza osoba, którą poznałaś osobiście: Nelson Mandela.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas