Sebastian Riedel: Głos ma dobro, nie zło! [WYWIAD]

Sebastian Riedel jest spadkobiercą talentu swojego ojca, Ryszarda Riedla. Genów się nie oszuka, więc Sebastian gra i śpiewa już od wielu lat. Wraz ze swoim zespołem Cree nagrał już siedem płyt, wystąpił na wszystkich liczących się festiwalach w Polsce - od Rawy Blues po Top Trendy (które wygrał!), gościł też poza granicami kraju, w USA, Francji czy Irlandii. Teraz debiutuje autorskim albumem.

Sebastian Riedel wypuścił solowy album
Sebastian Riedel wypuścił solowy albumTomasz Urbanek/DDTVNEast News

Pierwsza w dorobku Sebastiana Riedla płyta solowa od bluesa może daleko nie ucieka, ale zdecydowanie więcej na niej akustycznych brzmień, spokoju i melancholii. Zapytaliśmy Sebastiana o jego aktualne przemyślenia, inspiracje i plany. No i o to, jak to możliwe, że współautorem tekstu do utworu pilotującego nową płytę jest jego ojciec, legendarny frontman grupy Dżem.

Sebastian Riedel: Mija 25 lat, jak nie ma z nami mojego ojcaINTERIA.PL

Interia: Niemal ćwierć wieku od debiutu (w 1994 roku z zespołem Cree) wydajesz pierwszą solową płytę. Nie za długo kazałeś czekać na nią twoim fanom?

Sebastian Riedel: - Okres, o którym wspominasz obfitował w kilka studyjnych płyt nagranych z Cree, a wszystkie z nich z autorskim materiałem. Nie liczę tych koncertowych. Fani nigdy nie mogli więc narzekać na brak aktywności z naszej czy mojej strony. Choć faktycznie - ostatnia nasza płyta została wydana sześć lat temu i kiedy teraz o tym myślę to rzeczywiście - odpowiedzią na ten stan mogła być właśnie płyta solowa. Może gdzieś podskórnie czułem, że to ten czas.

Płyta, o której wspominasz - "Radio Sessions w studiu koncertowym im. Jerzego Haralda", została nagrana z cenionym kwartetem smyczkowym Piotra Steczka. Dlaczego twój solowy debiut ukazał się właśnie w takiej formule?

- Cree to blues rockowa maszyna, stara dobra szkoła po prostu. Gramy elektrycznie i w dużej mierze dynamicznie. A ja ostatnio potrzebowałem wyciszenia, uspokojenia. Poskładania myśli. Z pomocą przyszedł Piotr Steczek, z którym poukładaliśmy ten materiał w taki właśnie sposób - akustyczny, klasyczny, mądry, przemyślany. W tej muzyce jest sporo przestrzeni, ciekawych aranżacji, sporo emocji. Jest miejsce na tekst, na słowo. Sam byłem zaskoczony, jak to się wszystko udało.

Sebastian Riedel nagrywa solowy debiut

Zobacz zdjęcia ze Studia Koncertowego im. Jerzego Haralda w Polskim Radiu Katowice, w którym Sebastian Riedel nagrał swój solowy debiut. W nagraniach u boku lidera grupy Cree i syna Ryśka Riedla gościnnie pojawili się m.in. Jurek Styczyński, Marek Raduli, Mirek Rzepa, Krzysztof Głuch i Bartek Miarka.

Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe
Sebastian Riedel i jego goście podczas pracy w studiuMarcin Sitkomateriały prasowe

Pozytywnie zaskoczony?

- Oczywiście. Jestem z tej płyty bardzo zadowolony. Jest dokładnie taka, jakiej na ten moment oczekiwałem.

Jaki to moment?

- Uspokojenia. W pewnym momencie poczułem, że za dużo już rock'n'rolla wokół mnie. Do tej pory żyłem dość szybko i musiał nastąpić moment wyhamowania. Musiałem to zrobić dla siebie i dla mojej rodziny. Czułem, że tego potrzebujemy. Zbiegło się to z pandemią. Leczył się świat i ja też leczyłem swoją duszę. Pamiątką z tego okresu jest właśnie ta płyta. Jest jakby tego świadectwem. Tych wszystkich moich zmagań.

Słychać to szczególnie w tekstach tych kompozycji.

- Chyba jeszcze nigdy tak świadomie nie dobierałem tekstów. Właściwie to one same mnie znalazły...

Pewnie głównie masz na myśli kompozycję "Głos ma dobro, nie zło" z tekstem, którego współautorem jest Ryszard Riedel, twój tata.

- Ten tekst również jest tego dowodem. Pewnego dnia, przez zupełny przypadek, znalazłem jego zapisek na starej pożółkłej karteczce wyrwanej z jakiegoś notesu. "Nie bójcie się ludzie. Głos ma dobro, nie zło...". Ja w tym czasie właśnie z tym złem walczyłem. I tutaj takie przesłanie, które wskazuje kierunek i daje siłę. Dopisałem resztę słów, które dotyczyły mnie i tak powstał z tego utwór. Kolejne teksty otrzymałem od Kazia Galasia i Mirka Bochenka (tekściarze Dżemu - przyp. red.) i znów jakby o mnie. Wiedziałem już wtedy, że takich słów nie mogę zatrzymać w szufladzie. Stały się bazą do przygotowania płyty. Wiedziałem już o czym chcę moim słuchaczom opowiedzieć. Nie jestem oczywiście od moralizowania, ale na tyle długo już żyję, że coś tam wiem.

Zrobiłeś to w nieoczywisty sposób. Nie nagrałeś płyty rockowej, jak to miałeś w zwyczaju. Instrumenty, które słychać na krążku mogą zaskakiwać.

- Tak. Wiolonczele, fortepian, skrzypce, akustyczne gitary, instrumenty perkusyjne... Ja tak w ogóle to bardzo lubię płyty, które nagrywa Mark Knopfler i chyba poszedłem taką ścieżką. Z jednej strony klasyczne instrumenty i oparte na nich aranżacje, ale gdzieniegdzie pojawiają się też gitary. Właśnie takie knopflerowskie.

Jak współpracowało ci się z Piotrem Steczkiem?

- Znaliśmy się już wcześniej. Często się mijaliśmy. Piotr współpracował z Cree, kiedy grywaliśmy z orkiestrą AUKSO, której był muzykiem. To była chyba jedynie kwestia czasu aż coś wspólnie wymyślimy. I ten moment nadszedł dość naturalnie. Cenię Piotra jako muzyka. Pootwierał mi wiele spraw jeżeli chodzi o muzykę. On też twierdzi, że się czegoś ode mnie nauczył, więc przynajmniej obaj wychodzimy z tego projektu o coś bogatsi (śmiech).

Na płycie pojawiają się też goście i to bardzo ciekawe nazwiska.

- Zaproszenie do współpracy przyjął Jurek Styczyński [gitarzysta Dżemu], co sprawiło mi - nie ukrywam - wielką frajdę. Jurek zarejestrował piękne akustyczne solo w kompozycji "Gdy patrzę w Twoją twarz". Na płycie zagrał też Marek Raduli, który z rozmachem położył elektryczne gitary w utworze "Spowiedź". Jest też Mirek Rzepa z jazzującym solo w kompozycji "On", Bartek Miarka na gitarze akustycznej (bardzo mnie dopingował przy tworzeniu płyty!) i Krzysztof Głuch, który na koncertowym stainwayu podegrał temat do jedynego coveru na tej płycie - utworu "Modlitwa III (pozwól mi)" z repertuaru Dżemu.

To ciekawe. Powiedz, dlaczego sięgnąłeś akurat po "Modlitwę"?

- Przed laty przejmująco śpiewał ją mój ojciec. Teraz ja chciałem zmierzyć się nie tyle z samą kompozycją, co z jej przekazem. To ważny ponadczasowy utwór, który wybrałem nieprzypadkowo. Słowa, które w nim padają, są trudne, ale dają nadzieję na zmianę - "pozwól mi spróbować jeszcze raz...". I ja właśnie spróbowałem. Jak wspomniałem, postawiłem swoje życie na nowe tory.

Jak przebiegały nagrania?

- Zaszyliśmy się na kilka sesji w Studiu Koncertowym im. Jerzego Haralda w Polskim Radiu Katowice. Wspaniałe miejsce, które sprzyja pracy. Byliśmy otoczeni dobrym vintage'owym sprzętem i ciekawym klasycznym instrumentarium. Całość została zgrana na analogowe taśmy. Dzisiaj się już tak nie pracuje, ale mnie zależało, żeby ta sesja miała taki właśnie charakter. To cenne doświadczenie. Wiem, że nie ułatwiało to wszystkim pracy, ale ja się uparłem, a Piotrek Steczek temu przyklasnął. Za drzwiami ponadto zostawialiśmy ten cały covidowy horror, wyludnione miasta, wszystkie te krępujące obawy, pustki, zamknięte sklepy... Liczyła się muzyka i muzycy. To pozwoliło mi zająć głowę w tym trudnym dla artystów czasie.

No właśnie. Jak wydaje się płytę w tak trudnym dla muzycznego biznesu okresie?

- No nie jest to łatwe. Ale wiedziałem też, że muszę ten krążek wypuścić do ludzi, że może im w tym okresie przynieść trochę odskoczni. Ja sam tego potrzebowałem. Jasne, że wydanie płyty powinniśmy też podeprzeć trasą, a tutaj wszyscy muzycy w kraju siedzą w domach. W domach siedzi też nasza publiczność. Mam jednak nadzieję, że jesienią coś z tym zrobimy.

W zawieszonych planach mamy duży koncert w sali katowickiego NOSPR-u. To wyjątkowe miejsce. Materiał akurat z tego krążka świetnie, by tam zabrzmiał. Mam nadzieję, że ten moment nastąpi. Muszę też podkreślić, że płyta jest pięknie wydana, w formie książki z bogatym zbiorem zdjęć dokumentujących sesję nagraniową. Przeglądając ją można wejść w klimat naszej pracy.

Czego jeszcze możemy się spodziewać z twojej strony w najbliższym czasie?

- Jak tylko świat znormalnieje, to pewnie też ruszymy w Polskę z Cree. Mamy sporo miejsc do odwiedzenia, masę poprzesuwanych koncertów do odegrania. Zawsze graliśmy dużo i mam nadzieję, że do tego wrócimy. Próbujemy też tworzyć nowy materiał, najpewniej z myślą o płycie. Cree to specyficzny zespół. Nie potrafimy pracować zdalnie. Żeby tworzyć musimy się spotykać, usiąść z instrumentami. Jak to wszystko się odblokuje to ruszymy z kopyta. Są już nowe utwory. Teraz trzeba się temu oddać. Ja jestem gotowy.

Ryszard Riedel (1956-1994)

30 lipca 1994 roku zmarł Ryszard Riedel, niezapomniany wokalista grupy Dżem. Przyczyną śmierci muzyka była niewydolność serca spowodowana długoletnim uzależnieniem. Na jego grobie w Tychach na Wartogłowcu wykuto cytat "W życiu piękne są tylko chwile..." z piosenki "Naiwne pytania". 30 lipca 1994 roku zmarł Ryszard Riedel, niezapomniany wokalista grupy Dżem. Na jego grobie w Tychach na Wartogłowcu wykuto cytat "W życiu piękne są tylko chwile..." z piosenki "Naiwne pytania".

W 2011 r. w Tychach stanęła rzeźba Ryśka Riedla. Pomnik pojawił się przy przystanku autobusowym, z którego wokalista odjeżdżał do Katowic.Artur BarbarowskiEast News
Ryszard Henryk Riedel urodził się 7 września 1956 r. w Chorzowie jako drugie dziecko Małgorzaty i Jana Riedlów. Od najmłodszych lat zdradzał talent do sztuk plastycznych, uchodził za zdolnego rysownika. Zaczytywał się także w książkach o Indianach i Dzikim Zachodzie. Nigdy nie pobierał lekcji śpiewu. Edukację szkolną zakończył na siódmej klasie szkoły podstawowej.fot. Robert KrólReporter
W 1973 r. dołączył do zespołu Jam, wykonującego covery takich grup rockowych jak Free, The Rolling Stones czy Spencer Davis Group. Riedel zastąpił w roli wokalisty klawiszowca Pawła Bergera. Imponował nie tylko naturalną umiejętnością śpiewu, ale także amerykańskim frazowaniem, żartobliwie nazywanym "śpiewaniem po norwesku". W 1974 r. zespół - na skutek błędu organizatora, przygotowującego plakaty - zmienił nazwę na Dżem.Mirosław WstępniakFotonova
Rok później Riedel powrócił, a zespół nagrał jeden ze swoich najwyżej cenionych albumów "Najemnik", na którym znalazły się takie utwory jak m.in. "Wehikuł czasu" czy ballada "Modlitwa III - pozwól mi". "Pozwól mi spróbować jeszcze raz/ Niepewność mą wyleczyć/ Za pychę i kłamstwa, za me nałogi (...)/ Te świństwa duże i małe, za mą niewiarę/ Rozgrzesz mnie" - śpiewał Riedel na pięć lat przed śmiercią. Wokalista ponownie popadł w nałóg - za niesubordynację znów został wyrzucony z zespołu; w trasę koncertową po NRD i ZSRR pojechała pieśniarka Martyna Jakubowicz. Z Dżemem podczas koncertu w Gdańsku (1986 r.).Mirosław WstępniakFotonova
"Dopóki będę czuł, że jest napięcie na scenie będę to robił. Ale jak się na tym złapię, że ma to być tylko dla szmalu - pójdę w cholerę" - mówił w jednym z wczesnych wywiadów. Warszawa, 1993 r.Mieczysław WłodarskiReporter
Wokalista pogrążał się w uzależnieniu, a jego zespół coraz częściej musiał radzić sobie bez niego; na czele formacji występowali gościnnie m.in. Irek Dudek i Tadeusz Nalepa. W 1989 r., nie mogąc liczyć na swojego wokalistę, Dżem nagrał płytę instrumentalną "The Band Plays On...". Warszawa, 1993 r.Mieczysław WłodarskiReporter
"Były też takie okresy, że musieliśmy rzucać granie i szukać pracy. Czego ja wtedy nie robiłem? Raz dostałem pracę w Spółdzielni Rolniczej - tam trzeba było być wszystkim - od murarza do zaganiacza byków..." - wspominał początki. Koncert Dżemu w Ośrodku Kultury Arsus, Warszawa, 1993 r.Mieczysław WłodarskiReporter
"Ten niesforny, niesumienny, nieobliczalny, uciążliwy w studiu wokalista przemieniał się na scenie - niezależnie od swego stanu - we władcę absolutnego tłumu. W kapłana odprawiającego rockowe msze. Oczywiście jeśli dotarł na koncert - bo to też nie było takie pewne. Jeśli się nie spóźnił, jeśli gdzieś się nie zapodział... Ale jeśli się nie spóźnił ani nie zapodział - wystarczyło, że rzucił to swoje 'Sie macie ludzie!' i już miał tych ludzi u stóp. Właśnie na scenie jeszcze lepiej pokazywał, jakiego formatu był artystą. Jaką miał władzę nad słuchaczami. Jaką siłę miały jego naturalność i autentyzm. Po prostu hipnotyczną... Nie musiał uciekać się do grepsów, układanej choreografii. Wystarczyło, że był sobą. Że miał te swoje dżinsy, trampki albo kowbojki, ten swój kapelusz na głowie" - tak o wokaliście pisał Jan Skaradziński w biografii "Rysiek". Koncert Dżemu w Ośrodku Kultury Arsus, Warszawa, 1993 r.Mieczysław WłodarskiReporter
"Jest coś na czym bardzo mi zależy, żeby ludzie o tym wiedzieli, bo ciągnie się to kupę lat... Wychodzę zawsze na scenę trzeźwy i świadomy tego co robię. Nigdy na scenie nie byłem pijany. A mój sposób zachowania... Tak śpiewam, nie jestem maszyną i w pełni się kontroluję" - mówił w jednym z wywiadów. Warszawa, 1993 r.Mieczysław WłodarskiReporter
"Zawsze mówiłem mojej żonie, że zrobię kiedyś świetną kapelę, będziemy grać, będzie wspaniale. Ona tylko patrzyła na mnie i mówiła: tak, tak... Ale na dnie duszy nie wierzyła mi. Potem jak już był zespół, graliśmy, przypominała mi, tak jak ty przed chwilą: pamiętasz jak zawsze o tym mówiłeś?" - mówił niezapomniany Rysiek. Na zdjęciu podczas koncertu na festiwalu w Jarocinie (1992).Andrzej IwańczukReporter
Teksty Riedla miały charakter autobiograficzny - opisywały życie włóczęgi, niepasującego do oczekiwań społeczeństwa. Często nazywany był "ostatnim prawdziwym hippisem", co przejawiało się nie tylko w wyglądzie i pacyfistycznych poglądach wokalisty, ale także w jego zmaganiach z używkami - głównie heroiną - oraz niedyspozycyjnością; zdarzało mu się opuszczać sesje nagraniowe, czasami nawet własne koncerty. Na zdjęciu podczas koncertu na festiwalu w Jarocinie (1992).Andrzej IwańczukReporter
"W życiu piękne są tylko chwile" - napis, wyryty na nagrobku Riedla, znajdującym się na cmentarzu w Tychach, to fragment tekstu piosenki "Naiwne pytania". Riedel napisał go w 1987 r. i zaśpiewał na płycie "Zemsta nietoperzy". W jednym z największych przebojów grupy Dżem, muzyk mierzył się z problemami przemijania i utraconej niewinności.Agencja SE/East News
Dżem zdobył reputację jednego z najważniejszych zespołów rockowych w kraju dzięki występom na festiwalach w Jarocinie i katowickiej Rawie Blues. Muzycy nazywani byli "polskimi Rolling Stonesami" czy "polską wersją The Doors", a Riedel porównywany bywał do lidera tej drugiej formacji Jima Morrisona. Charyzmatyczny wokalista Dżemu przyciągał młodą publiczność, do której "zagajał" na koncertach słynnym: "Sie macie ludzie!". Z Dżemem podczas koncertu w Gdańsku (1986 r.).Mirosław WstępniakFotonova


Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas