Satyricon: Pocałunek śmierci
Adam Drygalski
W latach 90. Norwegia wyprodukowała tony blackmetalowych kapel. Większość z nich, albo już dała sobie spokój z muzyką, albo jak na przykład Mayhem odgrzewa stare kotlety grając na żywo płyty sprzed dwudziestu lat. Wyjątkiem jest Satyricon, który wydał ostatnio niezłą, aczkolwiek nie rzucającą na kolana "Deep Calleth Upon Deep". Lider zespołu, Sigurd Vongraven aka Satyr twierdzi, że jest to albo ostatni longplay, albo początek nowej drogi.
W ramach promocji "Deep Calleth Upon Deep" Satyricon w drugiej połowie września rozpoczął europejską trasę koncertową. W jej ramach odwiedził też Polskę występując w Krakowie (14 października) i Warszawie (15 października). Przed tym drugim koncertem Satyr znalazł chwilę dla przedstawiciela naszego portalu.
Adam Drygalski, Interia: To albo ostatni album Satyricon, albo początek nowej drogi. Moment zwrotny?
Sigurd Wongraven (Satyricon): - Nie jestem pewien w którą stronę to wszystko pójdzie. Niezależnie od tego, czy jest to nasza ostatnia płyta, czy początek nowej ery, to "Deep Calleth Upon Deep" powinno być czymś wyjątkowym. Tak podchodziłem do tego albumu, gdy nad nim pracowałem.
Ta płyta to inna bajka, ale są znaki szczególne, dzięki którym nie można was pomylić z nikim innym, jak na przykład "To Your Brethen in the Dark".
- To taki nasz podpis. We wczesnych latach 90. w Norwegii każdy zespół chciał mieć swoje charakterystyczne brzmienie. My czerpaliśmy z tradycyjnej muzyki ludowej, z folku. Te akcenty wpletliśmy w black metal. "To Your Brethen in the Dark" bez cienia wątpliwości jest taką symbiozą. Mieszanką, którą stosujemy od 1993 roku. To taki utwór, po którego brzmieniu możesz bez problemu odgadnąć nazwę zespołu. Na każdej naszej płycie znajdują się podobne stemple.
Na okładce znajduje się obraz Edwarda Muncha "Pocałunek śmierci". Skąd ten pomysł?
- To Munch znalazł nas, a nie my jego! Gdybyśmy założyli, że Edward Munch jeszcze żyje i gdybym wyjaśnił mu znaczenie muzyki i tekstów, moje wizje i oczekiwania, to myślę, że właśnie tak by je zilustrował. Ten szkic pochodzi z 1898 roku, czyli z dekady, w której był najbardziej twórczo kreatywny. Dekady, w której powstał na przykład "Krzyk".
Munch ma wiele wspólnego z muzykami blackmetalowymi mojego pokolenia. Dzieło jest skończone wtedy kiedy ma w sobie dostatecznie dużo emocji. Wielość technik nie ma żadnego znaczenia. Nawet jedna prosta linia może być sztuką, o ile niesie w sobie ładunek emocjonalny. To jego przekaz, pod którym mogę się podpisać. Pamiętam historie, jak zostawiał swoje prace na śniegu, czy deszczu, aby nieco straciły z swej perfekcji. Aby nadać im charakteru. Kiedy zobaczyłem "Pocałunek śmierci" wiedziałem, że trafi on na okładkę. Było to dla mnie oczywiste. Rozwieję wszelkie dywagacje. Nie, nie było długich narad i rozmów. To był naturalny wybór.
Tytułowy utwór to taki typowy koncertowy hicior. Wcześniej taką rolę spełniały "Fuel For Hatred" z "Volcano", czy "Now, Diabolical" z płyty o tym samym tytule. Znów widzę tu kontynuację pewnej drogi a nie zmianę kierunku.
- Jeśli już widziałbym jakieś punkty styczne z poprzednimi płytami to wskazałbym na "Satyricon" z 2014 roku. To był taki odjazd od tego co zrobiliśmy na "Now Diabolical", czy "Volcano". To było otwarcie drzwi przed "Deep Calleth Upon Deep".
Będę uparcie twierdził, że większą rewolucję przeprowadziliście na "Rebel Extravaganza", gdzie całkowicie zmieniło się podejście do muzyki. i wielkiego sukcesu poprzedniczki, "Nemesis Divina" z blackowym hymnem - "Mother North".
- "Rebel Extravaganza" był zmianą nie tylko dla nas, ale i dla całej sceny, która zaczynała wyglądać już nieco konfekcyjnie w całym tym gotyckim anturażu. Postanowiliśmy ukryć te wszystkie elementy i zrobić coś co w inny sposób obrazuje muzykę. Na pewno byliśmy wtedy inspiracją dla wielu, ale myślę, że podobnie spojrzysz za kilka lat na "Deep Calleth Upon Deep". Pewien dziennikarz z Belgii powiedział mi, że potrzebuje czasu, żeby tę płytę zrozumieć. To dla mnie najlepszy komplement.