"Robię to, co lubię"
Kasia Stankiewicz, była wokalistka zespołu Varius Manx, wydała pod koniec 2006 roku swój trzeci solowy album "Mimikra", inspirowany brzmieniem lat 80. Artystka promowała ostatnio płytę biorąc udział w eliminacjach do konkursu o "Bursztynowego Słowika" międzynarodowego festiwalu piosenki w Sopocie, z nagraniem "W środku myśli". Z tej okazji Kasia Stankiewicz w rozmowie z Pawłem Kasa opowiedziała o podejmowaniu artystycznych wezwań, ignorowaniu przez media, macierzyństwie oraz współpracy z Greenpeace.
Wzięłaś udział w polskich preselekcjach do nagrody "Bursztynowy Słowik" z nagraniem "W środku myśli". Jesteś dość niezależną artystką, czy odpowiada ci więc formuła festiwalu i konkurowania?
Piosenkę zgłosiła, oczywiście za moją zgodą, moja wytwórnia płytowa. Wydawało mi się, że moja piosenka i w ogóle muzyka jest pomijana w jakichkolwiek muzycznych, branżowych podsumowaniach. Pomyślałam sobie, że znowu tak będzie tym razem i co nie powiem, to nie będzie to miało żadnego znaczenia.
Okazało się jednak, że moja piosenka znalazła się w "cudownej" dziesiątce. Jestem przeciwna konkurowaniu, ale nie mam teraz specjalnie wyboru, bo zależy mi na tym, żeby wreszcie moja muzyka miała możliwość być usłyszana. Wydaje mi się, że ta tygodniowa promocja, bo nie było gwarancji występu na festiwalu, spowoduje, że więcej ludzi dowie się o mojej muzyce i to właściwie jest główny cel. A tak naprawdę nie myślałam o tym za dużo. Co ma być to będzie. Skupiam się na rzeczach, na które mogę mieć wpływ.
Teledysk do konkursowej piosenki "W środku myśli" to właściwie twoja pierwsza kreacja aktorska w klipie. Czyj to był pomysł? I czy od razu na niego się zgodziłaś?
To rzeczywiście było wyzwanie. Tym bardziej, że na planie był ze mną tylko operator. Pomysł był dziewczyny, która na co dzień nie zajmuje się teledyskami. Widziałam się z nią dwa dni przed tym, jak napisała scenariusz do tego teledysku i okazało się, że pomysł, który mi przysłała bardzo mi się spodobał.
Zawsze staram się znaleźć najlepszy pomysł do piosenki i zrobić to najlepiej, jak potrafię. Ale trafiłam na fajną, "kumatą" osobę, która posłuchała pierwszy raz tej piosenki, usiadła wieczorem i od razu napisała scenariusz.
Podoba mi się on, bo oddaje, co chciałam przekazać w tekście. Chodzi o wołanie o akceptację. Mam na myśli akceptację muzyczną, bo od wielu lat robię to, co lubię. Jestem osobą niezależną. Samostanowienie jest rzeczą bardzo przyjemną, ale też bardzo trudne i niesie ze sobą podejmowanie ciągle nowych decyzji oraz ponoszenie konsekwencji i odpowiedzialności. Poradziłam sobie w tym klipie i bardzo go lubię, bo w pełni oddaje klimat tej piosenki.
Twoje teledyski mają dosyć odważne, intrygujące scenariusze, oprócz "W środku myśli" wystarczy wspomnieć"Schyłek lata", czy "Francuzeczkę". Czy masz duży wpływ na powstawanie klipów do swoich piosenek, czy też zdajesz się na czyjąś wizję?
Mam decydujący wpływ na powstawanie moich klipów. Wszystko od muzyki przez dobór okładki, zdjęć, aż po ludzi, z którymi nagrywam, jest moim wymysłem. Oczywiście pracuję z ludźmi, którzy coś "kumają". Jak mój chłopak Radek Łuka, który ma wspaniałe podejście nie tylko do muzyki, ale też do ludzi. Jest bardzo mądrą osobą, która jest w stanie w każdym momencie mojego życia podpowiedzieć mi coś fajnego. To cenne mieć taką właśnie osobę.
Jest to więc wynik naszych wspólnych przemyśleń. Jeśli chodzi o klip "Francuzeczka", to zgodziłam się na niego, bo obalał mój wizerunek, z którym długo byłam kojarzona. A "Schyłek lata" był pomysłem moim i reżyserki tego klipu. A że byłyśmy bliskimi przyjaciółkami, to postanowiliśmy dać wyraz naszej przyjaźni.
Na twoich ostatnich płytach słychać fascynacje elektropopem lat 80. Na "Mimikrze" wzbogaciłaś to brzmienie gitarami. Jakie inspiracje muzyczne ukształtowały tę płytę?
Nie skupiam się tylko na jednej dekadzie. Słucham tego, co mnie inspiruje, czyli bardzo różnej muzyki - z lat 60., dużo brytyjskiej, nowofalowej, która dużo czerpie z lat 80. oraz dużo filmowej. Chociaż muszę przyznać, że przed nagraniem "Mimikry" na nowo odkrywałam muzykę lat 80., mimo że była to moja muzyka, na której się wychowywałam. To był decydujący moment, bo rozszerzyła się moja wiedza i świadomość na temat tamtej dekady.
Dla mnie lata 80. to okres magiczny, gdy powstawała muzyka wybitna. Niby popowa, ale ponadczasowa, która wciąż pozostaje inspiracją dla wielu artystów, jak Bryan Ferry, David Bowie, Depeche Mode. I takich rzeczy słuchałam najczęściej.
Powiedziałaś kiedyś, że nie ma sensu nagrywać takich samych płyt i konsekwentnie wprowadzasz tę zasadę w życie. W jakim kierunku wobec tego podąża teraz twoja muzyka?
Nie chodzi o nagrywanie płyt, tylko po to, żeby nagrywać. Dla mnie w życiu ważne jest to, żeby nie oglądać się za siebie, żeby iść do przodu i robić to, na co ma się ochotę. Poza tym nie zatrzymywać się i wciąż stawiać sobie nowe wyzwania. To jest droga do tego, żeby wciąż poznawać siebie oraz przekraczać swoje granice i to mnie interesuje.
"Mimikra" jest dosyć melancholijną płytą. Co spowodowało takie nastroje, zwłaszcza u kobiety, która dosyć niedawno odkryła radość macierzyństwa?
Taki był okres w moim życiu. Dziecko zmienia myślenie na wielu polach. Przyczepność do podłoża zwiększa się wtedy o sto procent. Na pewno dziecko decydująco wpłynęło na melancholijny klimat płyty. Nie chciałam jednak epatować tym macierzyństwem, dlatego starałam się opowiadać o zupełnie innych rzeczach.
A jeśli chodzi o tytuł płyty, to przed kim chce chronić się Kasia Stankiewicz?
To nie tak, że chcę się przed kimś chronić. Gdy pokazałam ten tytuł przyjacielowi mojego chłopaka, to skojarzył sobie to słowo z moją osobą. Jest to zdolność przystosowywania się zwierząt do otoczenia w momencie zagrożenia, ale zwierzęta te nie są bezbronne i też potrafią zaatakować. Ten tytuł to jest takie ostrzeżenie, że jestem spokojna, a i tak daję radę. Nie atakuję pierwsza, ale jak ktoś zaatakuje mnie to lepiej do mnie nie podchodzić.
Między poszczególnymi płytami robisz sobie wieloletnie przerwy. Nie obawiasz się, że ryzykujesz zapomnienie, że każdą płytą musisz debiutować od nowa?
Te przerwy powodowane są wieloma rzeczami i właśnie z szacunku dla słuchacza tak długo to trwa. I nie zależy mi na tym, żeby wydawać płyty rok po roku i nagrywać przeboje. Choć byłoby miło mieć piosenki grane przez inne stacje niż tylko radiowa Trójka. Tak więc do końca nie mam na to wpływu, ale cieszę się tym, co jest.
W jednej z recenzji płyty "Mimikra" napisano, że wbrew tytułowi "wzorowo odstajesz od bezbarwnego otoczenia". Czy ty też uważasz, że polska muzyka jest teraz bezbarwna? Zwłaszcza jeśli chodzi o wokalistki.
Wiesz, staram się już na to nie patrzeć. Kiedyś słuchałam nawet płyt innych polskich wokalistek i uspokajałam się. Ale później już przestałam, bo oczywiście, że ogólnie jest bezbarwnie i teraz nawet nie chce mi się w to zagłębiać.
Przy poprzedniej płycie "Extrapop" zdecydowałaś się na radykalny i odważny krok sfinansowania jej powstania. Jak uważasz, dlaczego wytwórnia nie udzieliła ci wtedy kredytu zaufania?
Trudno mi to analizować, bo to były dosyć traumatyczne doświadczenia. Ale uważam, że nic nie dzieje się bez powodu. Ja musiałam walczyć o to sama i przez to dużo się nauczyłam i silniej teraz stoję na ziemi.
Czy zastanawiałaś się nad tym, w jakim miejscu byłabyś teraz w życiu artystycznym, gdyby nie cały ten przełom z wygraniem "Szansy na sukces" i rzuceniu cię na "głęboką wodę" do najpopularniejszego wtedy zespołu Varius Manx?
Nie mam pojęcia. Wiesz, to trudno powiedzieć. I tak nie mamy na to wpływu. Może robiłabym inne rzeczy, które też lubię. Poza muzyką fascynuje mnie wiele innych ciekawych rzeczy. Mogłabym na przykład prowadzić pensjonat w jakimś pięknym miejscu na świecie, choćby w Toskanii. W Polsce też nie brakuje takich miejsc. Byłoby tam pyszne jedzenie, ciekawi goście, pyszne kolacje przy lampce wina, rozmowy. To bardzo miła wizja. Kto wie?
Oprócz muzyki angażujesz się jeszcze w sprawy ekologii. Kiedyś piosenka Varius Manx "Czy tak chcesz" brała udział w akcji "Clean Up The World". Teraz na swoim blogu napisałaś, że współpracujesz z Greenpeace. Jak wygląda ta współpraca i czy można coś z nimi zmienić w Polsce?
Jako pojedyncza osoba nie jestem w stanie zbyt wiele zrobić, dlatego łączę się z innymi. Mam świadomość zagrożeń, a w życiu nie chodzi tylko o to, żeby mieć więcej i więcej. Razem jesteśmy w stanie nie tylko zapobiec, ale też opóźnić fatalne działania człowieka.
Tak naprawdę moja współpraca z Greenpeace nie polega na tym, że jeżdżę na ich akcje. Mam inną rolę w życiu do wykonania. Jedyne co mogę zrobić i na co mam chęć, to zwyczajnie mówić o tym. Wydaje mi się, że świadomość jest tu bardzo istotna. Na przykład opowiadanie o żywności genetycznie modyfikowanej, o akcjach ratowania waleni, czy wyjaśniając problem Doliny Rospudy. Trzeba tłumaczyć ludziom istnienie drugiego człowieka i jest to bardzo istotne.
Na blogu można też na bieżąco poznawać rzeczy, które cię zaintrygowały w ostatnim czasie. Jesteś teraz bliżej fanów. Czy zamierzasz dokonywać tam wpisów także podczas swoich przerw artystycznych?
Wpisów dokonuję, gdy mam coś ciekawego do powiedzenia, czy pokazania. Tak naprawdę prowadzę normalne życie - robię zakupy, zmieniam pieluchy mojemu dziecku. W międzyczasie nagrywałam "Mimikrę" i nadrabiałam różne zaległości. Tak więc nie są to rzeczy, które można opisywać. A jeśli mam siłę, a zobaczę coś ciekawego, to opisuję to na blogu. Jest to więc kwestia naturalnych wpisów, niż regularnych zamierzeń.
Dziękuję za rozmowę.