Robert Flynn (Machine Head): Wepchnąć dżina do butelki
Adam Drygalski
Amerykanie z Machine Head potrzebowali aż trzech lat, aby nagrać nowy materiał. Przed premierą "Catharsis" (piątek 26 stycznia) Robb Flynn znalazł trochę czasu dla Interii i opowiedział, o tym jak powstawała muzyka na nowy album.
"Catharsis" zarejestrowano w kalifornijskim studiu Sharkbite w Oakland, gdzie za konsoletą zasiadali Robb Flynn i producent (odpowiedzialny także za miks) Zack Ohren (Fallujah, All Shall Perish).
Masteringiem dziewiątej płyty Machine Head zajął się Ted Jensen (Hatebreed, Alice In Chains, Deftones) w nowojorskim studiu Sterling Sound.
Okładkowe zdjęcie to dzieło autorstwa brytyjskiego fotografa Seanena Middletona.
Adam Drygalski, Interia: Zacznijmy od tego, że na trasie zabraknie Polski. W takich Niemczech gracie osiem razu a o nas w ogóle. Co to ma znaczyć?
Robb Flynn (Machine Head): - Rzeczywiście, jak zobaczyłem listę krajów, które odwiedzimy, to zabrakło Polski, ale bez nerwów. Planujemy tour po Europie Środkowej i Wschodniej i wtedy na pewno tu przyjedziemy. Graliśmy w Polsce kilka koncertów. Możesz wierzyć lub nie, ale też zwróciłem na to uwagę. Na razie mamy rozpisany plan na USA, Wielką Brytanię i Europę Zachodnią, ale nie są to wszystkie koncerty, jakie zagramy.
To mają być długie koncerty, pod trzy godziny. Bez supportów. Nie chcecie pomóc jakiejś młodszej kapeli, czy jest jakiś inny powód?
- Byliśmy supportowani tysiące razy, więc raz na dwadzieścia lat mamy prawo pojechać na trasę sami. Zresztą, ludzie nie przychodzą dla supportów, tylko dla gwiazd wieczoru. Zamiast trzech godzin muzyki różnych zespołów dostaną trzy godziny Machine Head. Gdy idę na koncert Rolling Stonesów mam gdzieś to, czy ktoś tego przed nimi rozgrzewa.
Na nowy album trzeba było czekać ponad trzy lata.
- Tak, bo wcześniej dużo koncertowaliśmy! Dwadzieścia miesięcy! Musieliśmy po prostu odpocząć, nabrać energii, spędzić czas z naszymi rodzinami. Więc te trzy lata, które minęły od ostatniej płyty, tak naprawdę bardzo szybko zlecały. Ta płyta powstawała dość wolno. Kiedy uznawałem, że praca w studio zaczyna mnie przytłaczać, po prostu robiliśmy sobie przerwy. Trzy utwory - kilka, czy kilkanaście dni luzu i potem powrót do studia.
Znaki rozpoznawcze to dla mnie utwory "Beyond the Pale" i "Kaleidoscope". Wiem, że to mocno subiektywne, ale to one najmocniej zapadły mi w pamięć, stąd chciałbym poznać ich historię.
- "Beyond the Pale" był drugim utworem, który zarejestrowaliśmy na płycie. Jego nagranie przyszło błyskawicznie. Taki prosty strzał na cztery minuty. Trochę więcej czasu zajęło zanim powstały słowa. Miałem siedem różnych pomysłów, siedem różnych wersji tekstu. W końcu padło na tę ostatnią. "Kaleidoscope" był całkowitym przeciwieństwem, bo powstał w studio a kiedy muzycznie był gotowy, tekst właściwie przyszedł sam z siebie.
A to jest chyba marzenie każdego muzyka. Wchodzisz do studia i wszystko razem się zazębia.
- Tyle że to o wiele łatwiej powiedzieć, względnie sobie wyobrazić. Rzeczywiście, w nagrywaniu płyty chodzi głównie o to, żeby złapać atmosferę. Wepchnąć dżina z powrotem do butelki. Z tym utworem się udało, bo zaczął się "kleić" od samego początku.
"Catharsis" to dla was już zamknięty rozdział, więc wróćmy do koncertów. "Davidian" (nawiązujący do strzelaniny w USA z 1993 roku, w której zginęło 80 osób) to jest zestaw obowiązkowy dla każdego fana. Na trasie ma tego utworu zabraknąć.
- Powiedziałem to na lajfie na Facebooku. Widziałeś?
Nie, czytałem, że nie będziecie grali tego utworu.
- W każdym razie informacja jest prawdziwa. A wzięło się to stąd, że dwa razy w tygodniu spotykam się z moimi fanami na czymś w rodzaju czatu. Każdy może spytać, o to, o co chce. Pytania są naprawdę różne, od takich, czy mi rano stanął, po te bardziej ambitne.
I rzeczywiście, padło pytanie, co sądzę o strzelaninie w Las Vegas. Wywiązała się z tego dłuższa dyskusja i faktycznie powiedziałem, że będzie ciężko zagrać ten utwór. To byłby brak szacunku dla ofiar. Nie wyobrażam sobie, żebym śpiewał te słowa na przykład w takim Las Vegas.
W Stanach strzelanina ma miejsce średnio co dwa miesiące, ale muszę powiedzieć, że zrobił się z tego fakt medialny. Wielokrotnie nie graliśmy tej piosenki, bo po prostu nie była ona w setliście. Aż tu nagle zrobiło się wielkie halo. Nie rozmawiałem z resztą zespołu o tym, które utwory zagramy. Umówmy się, nie mamy wpływu na to, co się wydarzy na świecie.