Rahim & Buka: Robimy muzykę, żeby docierać do ludzi
Hip hop w mainstreamowych mediach, organizacja koncertów, współpraca z Natalią Nykiel oraz optymizm w życiu, to tylko niektóre kwestie, o których opowiedzieli Interii Rahim oraz Buka.
Daniel Kiełbasa, Interia: Rahim, niedawno obchodziłeś urodziny. Czego można życzyć raperowi w wieku 37 lat?
Rahim: - Niekończącej się weny, miliona fanów i żebym się nie wypalił.
Jesteś jednym z najbardziej doświadczonych raperów na polskiej scenie. Niektórzy twoi koledzy ze środowiska, na przykład Gural i Eldo, stwierdzili, że 40-50 lat to już jest granica, po przekroczeniu której nie chcą rapować. Jak to wygląda w twoim przypadku?
R.: - Nie potrafię wyobrazić sobie siebie mającego 50 lat i biegającego po scenie. Nie jestem Zbigniewem Wodeckim. Jeżeli nadal będę rapował, to raczej jeszcze tylko przez kilka lat. Wiem, że są Dr. Dre, Eminem i Method Man, którzy przekroczyli czterdziestkę i nadal są aktywni artystycznie. Nie sądzę, żeby w moim przypadku potrwało to tak długo. Chodzi też o to, że ja dość mocno identyfikuję się z ludźmi, dla których tworzę. Okazuje się, że różnica wieku pomiędzy nami staje się tak duża, że dziś dla części odbiorców moje treści nie są zrozumiałe. Wielu moich rówieśników przestało słuchać rapu, bo się zawiedli, bo im się ten gatunek znudził i słuchają już innej muzyki. Mam coraz mniejsze grono, do którego mogę trafić. Wiadomo, gdybym tworzył w stylu bragga, czyli tylko się przechwalał, to przekaz byłby uniwersalny. Ale gdy gadam z perspektywy 40-letniego faceta, to już nastolatek nie musi tego rozumieć.
Przejdźmy do "Optymistycznie". Czy Polacy są tak smutnym narodem, że potrzebują takiego rodzaju płyty?
Buka: - Pytanie, czy Polacy są gotowi na taką płytę. Bo potrzebują jej na pewno.
R.: - Teraz w mediach panuje natłok negatywnych informacji. Postanowiliśmy więc z Buką zrobić coś alternatywnego. Coś, co nie będzie wpisywało się w kanony smutku i rozpaczy.
Na płycie walczycie z pesymizmem i podejściem, które potocznie można nazwać "niedasizmem". Macie się za krzewicieli optymizmu?
B.: - Na pewno staramy się to robić i widzę pozytywne aspekty naszych działań, patrząc po komentarzach ludzi w internecie, ich zachowaniu na koncertach i odbytych z nimi rozmowach. Sam obecnie odczuwam potrzebę krzewienia dobrej energii u ludzi.
R.: - Feedback napływa do nas stopniowo. Od premiery płyty minęło zbyt mało czasu, aby wyciągać poważne wnioski. Ci, którzy zdążyli ją przesłuchać przyznają jednak, że to bardzo pozytywny album. Cieszę się, bo zastanawiałem się, czy nasz optymizm zostanie dobrze odebrany. O ostatecznym przyjęciu się albumu będzie można mówić jednak dopiero za kilka miesięcy, kiedy będziemy mieli za sobą sporo zagranych koncertów, a ludzie osłuchają się z naszymi utworami.
Często zdarzało się wam spotykać w swojej karierze osoby, które mówiły wam, że czegoś nie dacie rady dokonać i nie zrealizujecie swoich planów?
B.: - To problem społeczeństwa. Czasem nawet najbliżsi twierdzili, że coś może się nie udać, ale u nich wynikało to bardziej z troski. Ja widziałem w takich opiniach motywację i chciałem pokazać ludziom, że się da. Niekiedy trzeba sięgnąć dna, żeby się odbić.
R.: - Jeżeli stwierdzimy, że pesymizm to dno, to byłem tam kilka lat. Nie byłem może przesadnie skrajnym pesymistą, ale nie wierzyłem w wiele rzeczy. Najlepszym przykładem jest numer "Priorytety". Teraz bym czegoś takiego nie napisał. Obecnie wszystko byłoby w innym wymiarze. Ponadto zdałem sobie sprawę, że wszystkie złe rzeczy, które mnie spotykają to nie tylko wina świata. To ja i moje postrzeganie ma wpływ na wiele spraw. Nie twierdzę też, że jestem teraz skrajnym optymistą, ale staram się dostrzegać dobro.
Zobacz klip "Optymistycznie":
Dużo na waszej płycie optymizmu, ale w numerze "Trochę szacunku" rozliczacie się z wadami branży rozrywkowej. Czy nagrywając numer, byliście już na tyle poirytowani niektórymi zachowaniami, że stwierdziliście: "miarka się przebrała - nagrywamy!"?
B.: - To był akurat pomysł Sebastiana. Zaproponował mi temat, który do mnie trafił. Umówiliśmy się, że nawinę o koncertach.
R.: - Wiedziałem, że chcę nawinąć o podejściu mediów do raperów. Chodziło o "uderzenie" w tych, którzy są przez społeczeństwo odbierani jako dziennikarze. Istnieją przecież ludzie z pasją, którzy przeprowadzają ciekawe rozmowy, ale są też tacy, którzy mają pieniądze i posadę, ale nie wiedzą kim jesteś, jak przychodzisz do ich programu. Chcieliśmy pokazać stereotypy, według których jesteśmy marginesem, mimo że tak nie jest już od lat.
B.: - Przedstawiliśmy sytuację z naszego punktu widzenia, od wewnątrz.
R.: - W roli trzeciego narratora postanowiliśmy obsadzić K2. On jest dobry w podsumowywaniu pewnych rzeczy.
- Ten utwór jest gorzki w wydźwięku, ale pokazuje też pozytywną stronę. Jesteśmy poważnymi ludźmi, którzy angażują się w to, co robią. Szanujemy fanów i chcemy, by dostali oni jak najlepsze wywiady i koncert, a nie musieli słuchać o jakichś pierdołach.
Myślicie, że mainstreamowe media lekceważą raperów w Polsce?
R.: - Muszę przyznać, że zazdroszczę Ostremu tego, że od lat nie musi dawać wywiadów i dalej świetnie sobie radzi. Szczerze powiedziawszy takich wywiadów, z których byłem szczególnie zadowolony, udzieliłem w życiu może kilka. One były bardziej rozmową o poglądach, o tym, co myślę, co czuję i jakie są moje życiowe cele.
- Wyjątkowo złe wrażenie wywarły na mnie wywiady udzielone przy okazji premiery filmu "Jesteś Bogiem". Ustawiła się do mnie kolejka dziennikarzy i przez półtorej godziny odpowiadałem na te same pytania. To wyglądało tak, jakby oni mieli jedną, wyuczoną listę pytań.
Ale jesteśmy chyba zgodni, że w głównych mediach powinno być więcej hip hopu?
R.: - Dziwi mnie obecny stan rzeczy. Hip hop to drugi, zaraz po disco polo, najpopularniejszy gatunek w Polsce. Raperzy sprzedają sporo płyt, wyprzedają bilety na koncerty, a mimo wszystko jesteśmy traktowani marginalnie. Nasza twórczość nie jest postrzegana jako część muzyki rozrywkowej. Na wszystkich festiwalach organizowanych przez telewizję hip hop jest ignorowany. Czasem się kogoś zaprosi, ale to bardziej z powinności. Nie ma brania sprawy na poważnie albo, co gorsza, próbuje się pokazać, że ten gatunek to nie muzyka.
Posłuchaj utworu "Trochę szacunku":
Buka, ty przecież byłeś gościem na Polsat SuperHit Festivalu 2015 wraz z K2. Jak to wyglądało od strony organizacyjnej?
B.: - Z zewnątrz wyglądało to bardzo profesjonalnie. A tak naprawdę panowała pewna dezorganizacja i chaos. W tym roku graliśmy również na Eska Music Awards. Ja odnoszę więc wrażenie, że główne media otwierają się na rap, ale nie wszyscy artyści chcą się w nich pojawiać. Problemem jest też masowy odbiorca, który niekonieczne chce słuchać ambitnej muzyki.
Tutaj wchodzimy w spór, czy dziennikarze powinni kreować trendy, czy też powinni dawać ludziom tylko to, czego ci ludzie chcą.
R.: - W przeszłości istniały rozgłośnie radiowe, które grały naprawdę dobrą muzykę. Niby wszystko funkcjonowało, ale nagle okazywało się, że reklamodawcy nie chcą płacić i trzeba zmienić profil radia. A wystarczy pojechać na zachód i nagle znajdujemy w eterze trzy rozgłośnie hiphopowe. U nas natomiast nie ma ani jednej, mimo wysokiej popularności tej muzyki. W tym wszystkim chodzi o to, aby nasze numery trafiały do osób, które niekoniecznie nas znają.
B.: - Acz teraz nasze single powoli trafiają do radiostacji.
R.: - Gdy nasze utwory zaczęły już "przewijać się" w mediach, od razu pojawiły się komentarze, że robimy hiphopolo. Ludzie mają do nas żal o to, że nasza muzyka pojawia się w radiu czy telewizji. Ale jak mamy zmienić obraz polskiego mainstreamu, jeżeli nie będziemy prezentować w nim innej muzyki?
B.: - Który artysta nie chciałby usłyszeć swojego utworu w radiu? Po to robimy muzykę, żeby docierać do ludzi, a nie, żeby siedzieć w piwnicach.
To skoro media mamy już za sobą, to chciałbym pogadać o tej organizacji koncertów. Jaka najgorsza rzecz przytrafiła się wam trasie?
R.: - Raz z Pokahontaz zdezerterowaliśmy z naszego potencjalnego miejsca noclegu. Przyjechaliśmy zimą do jakiejś mniejszej miejscowości. Był silny mróz i samo wyjście z busa stanowiło nie lada wyzwanie. Podjechaliśmy pod wskazany adres, a tam zastaliśmy zwykły dom. Wszystko było pozamykane, więc zadzwoniliśmy do kierownika obiektu. Ten przyszedł i wpuścił nas do środka. Gdy dotarliśmy do pokoju, przywitał nas smród, brudna pościel i owady na podłodze. W momencie, kiedy koleś ogłosił, że idzie zapalić w piecu, uciekliśmy.
A teraz się to zmienia?
R.: - Wiadomo, że jak przyjeżdżamy do dużego miasta, to nie ma takich sytuacji. Masz dobry nocleg, ogarniętych ludzi od nagłośnienia i sprzętu. Gorzej bywa, kiedy przyjeżdżamy do miasta, w którym po raz pierwszy organizowany jest koncert rapowy i to tylko dlatego, że ktoś stwierdził, że warto sprowadzić raperów, bo hip hop jest teraz popularny. Wtedy często wszystko jest złe - od noclegu po backstage.
Zobacz klip "Nawyki":
Wróćmy do pozytywniejszych rzeczy. Kiedy wpadliście na to, żeby nagrać wspólną płytę? Bo utworów, które stworzyliście wcześniej razem macie już sporo.
B.: - Propozycja padła od Sebastiana już chyba przy okazji wydania płyty "Pokój 003" (debiutancki album Buki z 2011 roku - przyp. red.). Później musieliśmy się zgrać terminowo. Każdy z nas musiał zamknąć własne sprawy.
R.: - Po "Rekontakcie" zaczęliśmy już poważniej myśleć, że dobrze byłoby zrobić razem album. Jeszcze byłem zobligowany do nagrania następnej płyty Pokahontaz ("Reversal" z 2014 roku - przyp. red.), a to się trochę przeciągnęło. W międzyczasie Buka nagrał kolejną płytę.
B.: - Trzeba cały czas tworzyć, żeby nie zaśniedzieć i nie wyjść z wprawy.
R.: - Jak już zrealizowaliśmy inne projekty, to w parę miesięcy uwinęliśmy się z dopięciem wszystkiego na "Optymistycznie". Pomysły mieliśmy gotowe już wcześniej, potem trzeba było wszystko przelać na papier.
I różnica 10 lat między wami wcale wam nie przeszkodziła?
R.: - Nie. Wypracowaliśmy sztukę kompromisu. Nadrzędnym celem było nagranie płyty, która będzie podobać się i mnie, i Buce.
B.: - To jest tylko 10 lat różnicy. Ja mam 27, Sebastian 37 lat. To nie jest taka wielka różnica mentalna. Gdybyśmy nagrywali dekadę temu, ja miałbym 17, Rahim - 27 lat. I wtedy byłoby ciężko.
Posłuchaj utworu "Krok na szczyt":
Skoro mówicie o kompromisach, to którego z utworów każdy z was bronił najbardziej, a który doprowadził do największych tarć?
B.: - Do spięć doszło przy pracach nad singlem "Obiecuję ci". Musiałem przekonywać do niego Sebastiana.
R.: - Początkowo byłem mocno na "nie". W ogóle nie podobał mi się bit i nie czułem tego numeru.
B.: - A ja ten utwór za wszelką cenę chciałem "przepchnąć" na płytę. Gdyby się nie udało, to bym go później nagrał solo. Ale cieszę się, że ostatecznie udało się Rahima do niego przekonać.
R.: - Gdy zaangażowałem się w produkcję tego utworu, żeby go ulepszyć i znaleźć do niego jakąś wokalistkę, powoli zacząłem się do niego przekonywać. Na samym początku wszystko było zbyt cukierkowe. Ale Buka miał pomysł na ten numer, więc musieliśmy znaleźć złoty środek. Pracowaliśmy i udało się. Dotarliśmy do takiego etapu, że podpisałem się pod tą produkcję. Jeśli chodzi o jej poprzednie wersje, nie byłbym do tego skory.
B.: - W każdym utworze musieliśmy osiągać pewien kompromis, bo na tym polega praca w duecie. Ale to nie była wojna.
A kto wpadł na pomysł współpracy z Natalią Nykiel?
R.: - Szukaliśmy damskiego wokalu. Próbowaliśmy na początku z dwiema innymi dziewczynami, ale to, co nagrały, nie było tym, czego szukaliśmy. Buka chciał już zrezygnować. Pewnego razu na treningu usłyszałem w telewizji numer Natalii. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, kim jest Natalia Nykiel, ale stwierdziłem, że jej wokal genialnie pasuje do naszego utworu. Zapoznaliśmy się z jej twórczością i nawiązaliśmy z nią kontakt. Natalia ucieszyła się z propozycji współpracy, przyjechała do nas i nagrała swoje partie. Jej udział w tym utworze to wisienka na torcie, której nam brakowało.
A jaki jest odbiór singla z Natalią Nykiel? Ludzie różnie reagują na takie nietypowe duety.
R.: - 7 milionów wyświetleń coś mówi. Dla jednych to jest komercja, a inni twierdzą, że to jest świetny, emocjonalny numer. My też tak go postrzegamy, bo jest w nim dobra energia. Mieliśmy nadzieję, że klip zmieni trochę postrzeganie numeru i że wszyscy zrozumieją, iż nie chodzi w nim o miłość dwojga ludzi, tylko o zespolenie energetyczne.
B.: - Z każdym numerem, który staje się popularny, tak właśnie jest.
R.: - Przypominam sobie komentarze na temat "Chwil ulotnych" Paktofoniki. Wtedy ludzie też twierdzili, że to komercja i gó**o. A dziś ten utwór to klasyk.
Jak pewnie wiecie, Natalia Nykiel zaczynała w "The Voice of Poland". Czy gdyby zaproszono was do takiego typu programu na waszych warunkach, zgodzilibyście się zostać jurorami?
R.: - Nie lubię oceniać innych, więc pewnie nie. Już w MaxFlo mam trudną misję słuchania demówek innych ludzi. To bardzo niewdzięczna funkcja. Nie czuję się sędzią, który może wydawać wyrok. Kilka razy oceniłem osoby z podziemia, które prosiły mnie o opinię i wiem, że ludzie nie zawsze potrafią przyjmować krytykę innych. Wiadomo, mógłbym przyjąć postawę, zgodnie z którą ganiłbym wszystkich z góry na dół, ale nie tędy droga. Nie chcę komuś psuć życia i sprawić, że zrezygnuje on z kariery. Oczywiście za takim programem idą duże pieniądze. Jasne, że chciałbym je zarabiać, ale nie w ten sposób.
B.: - Jeżeli miałbym wybór, mając dobrą sytuację materialną, to bym się nie zgodził. Jeżeli nie miałbym czego włożyć do garnka, mógłbym rozważyć taką propozycję.
Zobacz klip "Obiecuję ci":
Skoro już było o talentach, a mamy do czynienia z głównym rozgrywającym w MaxFlo, to kto ciekawy wyda w wytwórni w najbliższym czasie?
R.: - Na pewno Bejf. To jest zawodnik, który pojawił się dzięki naszej autorskiej inicjatywie MaxFloLab. Pokazujemy w niej ludzi z podziemia i poddajemy ich twórczość pod ocenę naszych słuchaczy. To właśnie fani decydują, z którym wykonawcą powinniśmy bardziej pracować, z którym iść dalej, czyli do MaxFloRec. Podobnie jak wcześniej K2 i Kleszczowi, już w przyszłym roku wydamy debiutancki krążek Bejfa na legalu. Kolejnym artystą, którego mogę polecić jest Christofer Luca. To nowy producent muzyczny działający pod naszym szyldem. Szykuje on dwujęzyczny album. Jedna płyta będzie cała po polsku, druga - po angielsku. Christofer do współpracy nad materiałem zaprosił m.in.: Bob One'a, Zeusa, Justice League czy KJ Hinesa.
Czy Batman i Robin to dobre określenie waszego duetu, czy jednak jakaś inna superbohaterska para lepiej was opisuje?
B.: - Kiedyś nawinąłem, że "Batman to mój Robin". Na pewno bym nas tak nie określił, bo Robin to bardziej "pomagier" Batmana. Tutaj bym nie wskazywał na pomagierów ani na dowodzących.
R.: - Bardziej Profesor Xavier i Bestia, ale może nasi fani będą wiedzieć lepiej, jacy superbohaterowie do nas pasują?
Posłuchaj utworu "Oczami chłopca":