"Podbudowani publicznością"

Kierowana przez Józefa Skrzeka formacja SBB to jeden z najważniejszych przedstawicieli polskiej sceny progresywnej. Pomimo trwającej blisko 30 lat kariery (zespół powstał w 1971 roku), SBB wciąż gra dobrze przyjęte koncerty, również poza granicami Polski i nagrywa płyty. W połowie września 2005 roku do sklepów trafił drugi w XXI wieku premierowy album tria, zatytułowany "New Century". Z okazji wydania nowej płyty, której produkcją zajął się słynny Reinhold Mack (znany z produkcji dla m.in. Queen, Led Zeppelin czy Deep Purple), z Józefem Skrzekiem rozmawiał Paweł Amarowicz. Muzyk opowiedział o "nowej" formule SBB, współpracy z Mackiem, oraz planach wydania płyty zagranicą, w co ponoć zaangażowany jest Steve Wilson, lider Porcupine Tree.

article cover
INTERIA.PL

Właśnie ukazała się najnowsza płyta SBB. Co to dla ciebie znaczy?

Dla mnie jest to naprawdę szczęśliwy dzień, te dziewięć miesięcy powstawania tego wszystkiego, od stycznia do września, fantastyczne. Co będzie to będzie, ale jest!

Niedawno pisałeś: "Nowy, twórczy czas rozpoczyna się właśnie tego lata - New SBB". Czym się charakteryzuje to nowe SBB?

Nowe SBB to jest nowy układ trzech dojrzałych już facetów, muzyków, artystów, którzy zdecydowali, że będą grać ze sobą, pomimo że każdy z nich mógłby grać osobno. I chociaż wymyślam sobie różne inne rzeczy, to jednak coś nas trzyma razem. I od końca 2000 roku do dziś trzymamy się razem.

Kto wie, czy teraz to nie jest decydujący czas dla tego naszego ułożenia - właśnie poprzez dzień premiery [najnowszego albumu SBB ? przyp. red.], bo przez te trzy dekady różne były produkcje SBB. A tu nagle okazuje się, że w 2005 roku zespół gra z dużą werwą, żywiołowością, że na koncertach jest świetnie przyjmowany przez różne pokolenia, młode też.

Skąd w was tyle młodzieńczego entuzjazmu?

Tak, coś w tym jest. Po trasie i nagraniach, jakie mieliśmy w czerwcu, gdy rozstaliśmy się na początku lipca, Paweł (Paul) przysłał maila, że jesteśmy jak bracia, że jesteśmy jego drugim domem, że już za nami tęskni i że chciałby jak najszybciej znów z nami grać. Atmosfera między nami jest naprawdę niesamowita i jestem pod jej wielkim wrażeniem.

Ponownie pracowaliście z cenionym producentem Reinholdem Mackiem (m.in. Queen, Led Zeppelin, Deep Purple, Electric Light Orchestra). To jemu poświęcony jest ostatni numer na płycie, zatytułowany "Rock For Mack". Pamiętacie jak doszło do waszego pierwszego spotkania?

Pierwsze spotkanie odbyło się, gdy graliśmy jeszcze jako grupa Niemen z Cześkiem Niemenem w Monachium. Nagrywaliśmy tam "Strange Is This World", jeszcze Helmut Nadolski dochodził na kontrabasach, a drugie nagranie "Oda do Wenus" było już robione w podziemiach hotelu Sheraton, gdzie znajdowało się jedno z najbardziej znanych studiów w Europie - Musicland.

Nagrywali tam później Led Zeppelin, Deep Purple, Rolling Stones, musiało po prostu fantastycznie brzmieć. My nagrywaliśmy tam "Odę do Wenus", ale studio było jeszcze bardzo surowe. I wtedy po raz pierwszy dedykowaliśmy utwór Mackowi, "Rock For Mack", z powodu jego ciepła, które wtedy nam dawał i takiej, powiedziałbym, pewności.


Skąd wziął się pomysł, by ponownie z nim pracować?

Teraz, po trzech dekadach, otrzymuję wiadomość od Macka: "Jak to? Ty jeszcze żyjesz? Coś jeszcze robisz?". Odpisuję mu i tak dalej, czyli bawimy się w towarzystwo, ale na początku tego roku piszę do niego życzenia noworoczne i pytam: "Mack, słuchaj, skoro trzy dekady temu nie udało nam się zrealizować dla CBS płyty SBB, może by spróbować coś razem zrobić?". Mack odpisał: "Nowy rok, nowe marzenia, może będą spełnione?".

No i okazało się, że tak. Rzeczywiście przyleciał, zgodził się na warunki, jakie mu zaproponowaliśmy, bo to też było ważne. No i spędziliśmy niesamowity tydzień, powiedziałbym miodowy tydzień. Mack przyleciał ze swoim synem Julianem, który z nami gra jeden utwór "Positive Prosperity".

To jest coś takiego, co zdarza się tylko czasami. Cała ta sytuacja, jego profesjonalizm, układanie barw, mikrofonów, a z drugiej strony długie rozmowy o życiu i ciepło, które nam przekazywał. W ogóle nie czułeś, że to jest facet, który miksował stadiony na koncertach Freddy'ego Mercury'ego... Wspaniały człowiek.

Podobno waszą muzyką zainteresował się Steven Wilson z Porcupine Tree, artysta bardzo popularny w Polsce? Możesz coś więcej powiedzieć na ten temat?

Za dużo nie mogę powiedzieć, bo jeszcze nie rozmawiałem ze Stevenem. Ale jego wydawca pertraktuje, by następna płyta mogła być wydana w Londynie, czy gdzieś w tych kręgach, w których on się otacza. Bo rzeczywiście strasznie się naszą muzyką "speedował". Uważa, że w pierwszej trójce wszystkich płyt, których słuchał w życiu, jest też SBB.

Porcupine Tree będą znów w Polsce 16 listopada, to może zagracie wspólny koncert? W niedawnej rozmowie z INTERIA.PL Wilson mówił, że chętnie by zagrał z jakąś polską grupą.

No to może myślał o nas? Zobaczymy, czas pokaże, bo co jakiś czas pojawiają się różne tego typu informacje ze świata. Mack na przykład chciałby przerzucić to na Japonię, bo ma tam jeszcze jakieś przełożenia producenckie z czasów Queen. To wszystko jest dla nas nowe, podeszliśmy do tego z taką emocją, świeżością, podbudowani publicznością.

Bo w końcu w ciemno nie grasz, a jak ludzie w Budapeszcie, Krakowie czy Wrocławiu znakomicie cię odbierają, to potwierdza się, że jest sens w ciągnięciu tego dalej. To jest tak bardzo ważne!

Na "New Century" znalazł się utwór "Carry Me Away", czyli 15-minutowa, anglojęzyczna wersja nagrania "Odlot", znanego z debiutanckiej płyty "SBB" z 1974 roku. Co was skłoniło, żeby go zamieścić na tej płycie?

Jest to bardzo znaczący fragment, który idzie przez te trzy dekady. A jednocześnie jest to jedyny taki długi utwór, suita, nawiązanie do tego, że zespół grał długie formy w sensie czasowym, ale z drugiej strony jest to odcień zupełnie nowy, współczesny. Właśnie grany na koncertach znakomicie się sprawdzał, odbierany był bardzo dobrze właśnie ze względu na popisy instrumentalistów.

A że po angielsku? To właśnie dlatego, że Paweł parę tych wersji napisał za czasów, kiedy graliśmy jeszcze z Niemenem. I dlatego, że właśnie w tej wersji można to było zaprezentować na świecie.

Czy znacie już jakieś szczegóły dalszego ciągu światowej trasy "New Century 2005 World Tour"? W pierwszej części podobno podbiliście Węgry i Czechy. Jaki kierunek obejmie teraz SBB?

Aż tak dokładnie nie znam, ponieważ menago, który to robił, był trochę chory. Wiem tylko, że 30 października ma być koncert w Katowicach. Innych szczegółów nie znam.


Czy nadal skrót SBB rozwinęlibyście jako "Szukaj, Burz, Buduj"? Czego dziś szuka Józef Skrzek, co by burzył, a co budował?

Dla mnie jest to w dalszym ciągu odkrywanie czegoś nowego. Jest to takie łączenie się i wspólne odkrywanie świata. Ale w dalszym ciągu pozostaje tutaj trio, w ułożeniu na trzy.

Jeśli przedtem SBB związane jakoś tam było z Silesian Blues Band, to w tej chwili ułożenie trzech ludzi jest połączeniem i odkrywaniem czegoś we współczesnej sztuce.

Dziękuję za rozmowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas