Phil Collins dla RMF FM przed koncertem w Polsce: Świetnie się bawimy
"Jestem przekonany, że to będzie wyjątkowy wieczór" - mówi Phil Collins w rozmowie z RMF FM przed swoim pierwszym solowym koncertem w Polsce. Wokalista znany z grupy Genesis 26 czerwca wystąpi na PGE Narodowym w Warszawie w ramach trasy "Still Not Dead Yet Live".
68-letni wokalista (a niegdyś także perkusista; bębny porzucił ze względów zdrowotnych, posłuchaj przeboju "Another Day in Paradise"!) ogłosił wycofanie na muzyczną emeryturę wiosną 2011 roku. Phil Collins przyznał wówczas, że chciałby skupić się na życiu rodzinnym. Mówił, że nie chce już więcej przegapiać urodzin swoich dzieci (ma w sumie piątkę z trzech małżeństw) ze względu na obowiązki koncertowe.
Muzyk jest ojcem wokalisty i perkusisty grupy Sound Of Contact Simona Collinsa (ur. 1976), aktorki Lily Collins (ur. 1989), Nicholasa Collinsa (ur. 2001) i Matthew Collinsa (ur. 2004). Phil Collins adoptował też aktorkę i filmową producentkę Joeley Collins, córkę z jego pierwszego małżeństwa z Andreą Bertorelli.
"Miałem żonę, dwoje dzieci, dwa psy, a następnego dnia straciłem wszystko. Wiele z tych piosenek zostało napisanych, bo przechodziłem przez te emocjonalne zmiany" - tak po latach Phil Collins wspominał przełom lat 70. i 80., kiedy to rozpadł się jego związek z Andreą Bertorelli.
W styczniu 2016 r. Collins ujawnił, że po latach wrócił do swojej trzeciej żony Orianne Cevey, z którą wziął rozwód w 2008 r.
Na początku 2016 roku Collins rozpoczął serię reedycji solowych płyt, poszerzonych o pochodzące z prywatnego archiwum kompozycje w wersjach demo i live, także strony B singli (część z nich nigdy wcześniej nie była publikowana). Do sprzedaży trafiła również składanka "The Singles" i autobiografia "Not Dead Yet".
Od tytułu tej książki wzięła nazwę solowa trasa koncertowa "Still Not Dead Yet Live", bo Collins zdecydował się wrócić z muzycznej emerytury.
"Myślałem, że w ciszy pójdę na emeryturę, ale dzięki fanom, mojej rodzinie i wsparciu od niesamowitych artystów, odkryłem na nowo pasję do muzyki i występowania. Nadszedł czas, żeby zrobić to jeszcze raz. Jestem bardzo podekscytowany. Mam dobre przeczucie" - zapowiada nową serię koncertów Phil Collins.
W ramach trasy z solowym występem po raz pierwszy odwiedzi Polskę.
Na scenie Phila Collinsa wspierają obecnie gitarzyści Daryl Stuermer (stary druh jeszcze z czasów Genesis) i Ronnie Caryl, basista Leland Sklar, grający na perkusji 18-letni syn Nicholas Collins, klawiszowiec Brad Cole, chórek oraz sekcja dęta Vine Street Horns.
Solowy dorobek Phila Collinsa zamyka płyta "Going Back" (2010 r.) z coverami mistrzów soulu.
Na koncie ma ponad 100 mln sprzedanych płyt oraz takie przeboje, jak m.in. "Easy Lover", "You Can't Hurry Love", "Against All Odds (Take A Look At Me Now)", "One More Night", "Another Day In Paradise", "I Wish It Would Rain Down", "Both Sides Of The Story" i "Dance Into The Light".
Mateusz Opyrchał, RMF FM: Phil Collins jeszcze nie powiedział ostatniego słowa... Wygląda na to, że nie zamierzasz rezygnować z muzyki tak szybko.
Phil Collins: - Nie! Przede wszystkim mam ogromne wsparcie... Piątkę wspaniałych dzieci, w różnym wieku, które dodają mi energii, nie tylko w życiu prywatnym, ale przede wszystkim zawodowym. Jestem bardzo szczęśliwy, że zdecydowałem się wrócić na scenę. Był czas kiedy myślałem, że jestem zbyt zmęczony, by jeszcze pracować i koncertować. To właśnie dzieci zachęciły mnie do powrotu i nie ukrywam, że za tym tęskniłem. Granie z moim synem Nicholasem i przyjaciółmi z zespołu sprawia mi ogromną radość i to była bardzo dobra decyzja. Szykujemy koncerty w Europie i odwiedzimy także Polskę. To plan na najbliższe miesiące, a potem zobaczymy!
"Still Not Dead Yet Live" to dość odważna nazwa trasy koncertowej...
- To raczej żart, w nawiązaniu do mojej biografii, która nosi nazwę właśnie "Not Dead Yet". Angielskie poczucie humoru, które nigdy mnie nie opuszcza. W związku z tytułem książki, postanowiliśmy tak nazwać trasę koncertową. (śmiech)
Miliony fanów na całym świecie, dziesiątki hitów i lata spędzone na scenie... Co motywuje cię najbardziej do ponownego koncertowania?
- Wszystko kręci się wokół muzyki i koncertów. Ta trasa to wyjątkowe show. Za oprawę wizualną odpowiedzialny jest Patrick Woodroffe, który produkował koncerty Rolling Stones, Floydów i wielu innych. Ma ogromne doświadczenie i przede wszystkim wyobraźnie, jak to wszystko ma wyglądać, aby ludzie, którzy przyjdą na koncert, mogli poczuć coś wyjątkowego. Ja jestem zmuszony siedzieć podczas koncertu, z wyjątkiem dosłownie kilku momentów, co nie przeszkadza mi w utrzymaniu stałego kontaktu z publicznością. I to wszystko jest wspaniałym doświadczeniem.
Trasa dostaje bardzo dobre recenzje, fani mogą usłyszeć utwory, na które czekają, a my świetnie się bawimy. Koncertowaliśmy dotychczas w Ameryce Południowej, Nowej Zelandii, Australii, Nowym Orleanie, Europie i teraz ponownie wracamy na Stary Kontynent. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę to robić.
Jak sam wspomniałeś, masz konkretne wsparcie jeśli chodzi o muzyków. Myślę tutaj o twoim synu, który podczas tej trasy gra na perkusji.
- Tak... Oczywiście, bardzo chciałbym móc znowu usiąść za bębnami i zagrać koncert, ale z przyczyn zdrowotnych jest to niemożliwe. Mam za plecami swojego syna Nicholasa, który jest głównym perkusistą i liczy się to, że możemy wspólnie grać i świetnie się bawić razem z publicznością. Muszę powiedzieć, że Nicholas z każdym koncertem jest coraz lepszy. Gra na bębnach od dziecka, a ze mną od momentu, kiedy skończył 16 lat. Teraz jest już pełnoletni i wszyscy są zachwyceni jego umiejętnościami. Ciężko jest mi mówić o nim w sposób obiektywny, bo jest moim synem, ale naprawdę uważam, że jest profesjonalistą i dodaje zespołowi wyjątkowej energii.
Jeśli chodzi o edukację na bębnach, to uczył się od najlepszych. Może być dumny, że ma takiego ojca.
- Nicholas ma własne studio, gdzie gra ze swoim rockowo-alternatywnym zespołem. Teraz koncertuje ze mną i gra trochę inną muzykę. Jest bardzo uniwersalnym i zdolnym perkusistą, który jest w stanie zagrać praktycznie wszystko i czuje się dobrze w każdym stylu muzycznym. Śledząc jego karierę, przypominają mi się moje wczesne lata, kiedy jednej nocy grałem z Genesis, a później solo. Nicholas ma przed sobą genialną przyszłość, jestem tego pewien.
Już niebawem, bo 26 czerwca, zobaczymy was razem na scenie PGE Narodowego w Warszawie. Podobno szykujecie jakieś niespodzianki!
- Na pewno was nie zawiedziemy! Jest kilka niespodzianek podczas show... Moment, w którym ja, Nicholas i Richie Garcia gramy wspólne solo na perkusjonaliach. To niesamowite uczucie, kiedy po tylu latach grania, jesteśmy w stanie wciąż czymś zaskoczyć publiczność i koncertować w miejscach, w których jeszcze nie mieliśmy okazji zagrać. Oczywiście nie zaprezentujemy wszystkich utworów w Warszawie, bo po prostu czas na to nie pozwala, ale możecie spodziewać się największych przebojów! Jestem przekonany, że to będzie wyjątkowy wieczór.
Polska kojarzy mi się z koncertem Genesis w Katowicach. Pamiętam, że graliśmy w fatalnych warunkach, okropnym deszczu. Byliśmy całkowicie przemoknięci, łącznie z publicznością, której to absolutnie nie przeszkadzało i dawała nam niesamowitą energię. Pamiętam magiczny moment, w którym cały stadion zaśpiewał z nami "The Carpet Crawlers", jeden z utworów Genesis. Mamy tyle wspomnień z tego koncertu, zwłaszcza, że był to nasz pierwszy raz w Polsce. Teraz zagram tu po raz drugi.
Pewnie słyszałeś to pytanie setki razy... Ale wracam do komentarza Tony'ego Banksa o możliwym powrocie Genesis. Fani byliby zachwyceni...
- Wszystko jest możliwe! Mike [Rutheford, gitarzysta Genesis] i Tony są podekscytowani tym pomysłem, jeśli Nicholas zagrałby z nami na perkusji. Rozmawialiśmy o tym bardzo poważnie w zeszłym roku, kiedy zagraliśmy wspólnie kilka koncertów z Mike and the Mechanics. Jeśli chodzi o koncerty z Genesis, na razie nic nie mogę powiedzieć. Skupiam się teraz na swojej trasie. Widzimy się w Warszawie!