Nick Mason (Pink Floyd): Nie tylko kłótnie
Sympatykom muzyki grupy Pink Floyd raczej przedstawiać nie trzeba. Działający od 1965 roku zespół ma pewne miejsce w historii rocka. Po latach od wydania takie płyty jak "The Dark Side Of The Moon" (1973), "Wish You Were Here" (1975), czy "The Wall" (1980), zaliczane są do najwybitniejszych osiągnięć współczesnej muzyki. Pod koniec października do Polski z kilkudniową wizytą przyjechał Nick Mason, perkusista i jedyny członek zespołu działający w nim od początku do chwili obecnej. Muzyk w Warszawie i Krakowie spotkał się z fanami i dziennikarzami, promując książkę "Pink Floyd. Moje wspomnienia". Z Masonem w jednym z krakowskich hoteli spotkał się Michał Boroń, by porozmawiać na tematy nie tylko muzyczne. Perkusista przypomniał sobie m.in. o dniu, w którym zdawał egzamin na prawo jazdy. Poniżej znajdziecie zapis tej rozmowy i obszerne fragmenty krakowskiej konferencji prasowej z udziałem Masona.
W oryginalnej wersji książka nosi tytuł "Inside Out" ("Na wylot"), co w polskiej edycji przetłumaczono na "Pink Floyd. Moje wspomnienia". Która wersja ci bardziej odpowiada, co sądzisz o polskim tytule?
Zawsze będą językowe problemy, bo ciężko jest znaleźć dobre tłumaczenie. "Inside Out" można przetłumaczyć, że patrzy się ze środka na zewnątrz, co można odnieść także do widoku perkusisty na zespół i scenę.
W jaki sposób powstawała ta książka? Prowadziłeś dziennik, czy masz po prostu tak znakomitą pamięć?
Nie prowadziłem dziennika, sięgałem raczej do swojej pamięci. Kiedy zacząłem pisać rozpoczynając od samego początku, to było niesamowite jak po kolei przypominały mi się wydarzenia. Oczywiście inni ludzie bardzo mi pomagali. Mieliśmy krótkie zapiski o każdym koncercie, a także z pracy w studiu, więc to ułatwiało przypominanie sobie.
Bardzo spodobało mi się twoje kalendarium, taka skrótowa historia Pink Floyd w datach. Te daty zestawiłeś z różnymi czasem dramatycznymi, czasem ciekawymi i śmiesznymi wydarzeniami, jak choćby koniec reglamentacji sprzedaży słodyczy w Wielkiej Brytanii.
Tak, to dość zabawne, ale i pomocne zestawienie, bo pokazuje kontekst tych muzycznych wydarzeń, co wtedy akurat się działo. Np. kiedy my zaczynaliśmy grać, to urodziła się Kylie Minogue. To ciekawe, bo teraz można grać rock'n'rolla, kiedy ma się 60 lat. My pochodzimy z pokolenia, dla którego rock był muzyką młodzieżową. Wtedy grało się przez 2-3 lata i wracało do pracy, np. na kolei.
W tym kalendarium pojawiają się także daty urodzin innych popularnych wokalistów, jak choćby Madonna, czy Michael Jackson. Dlaczego wybrałeś właśnie te nazwiska?
Myślę, że są po prostu interesujące. Wybrałem także Robbiego Williamsa, nawet nie pamiętam dokładnie kogo jeszcze... A, jeszcze John Lydon - dorastaliśmy w podobnym rejonie.
Wydaje mi się, że dla czytelników to są bardziej interesujące daty, niż na przykład urodziny Erica Claptona, czy Gingera Bakera (śmiech). Myślę, że ciekawe jest przypomnienie dat śmierci Johna Lennona i Elvisa Presley'a. Minęło już tak dużo czasu, a to pozwala na umiejscowienie pewnych wydarzeń w kontekście.
Wiadomo, że 5 grudnia ukaże się DVD "Pulse" Pink Floyd. Czy mógłbyś przypomnieć tamte pamiętne koncerty z 1994 roku, kiedy 14 razy z rzędu zagraliście w "Earls Court" w Londynie? Podobno to DVD ma zawierać jakieś ciekawe dodatki?
Zdecydowanie będzie dodatkowy materiał na tym wydawnictwie, pochodzący z tamtego koncertu, nie tylko ze sceny, ale także z widowni. Największą zaletą jest dźwięk w formacie 5.1 stereo. Jestem przekonany, że będzie to bardzo dobra płyta.
Co do samych występów, to była końcówka trasy i uważam, że prezentowaliśmy się wtedy najlepiej, jak tylko mogliśmy. W zespole panowała wtedy naprawdę wspaniała atmosfera. Zyski z tych koncertów zostały przeznaczone na cele charytatywne - to wspaniałe uczucie. Poza tym wszystkim myślę, że to były dobre koncerty do zarejestrowania.
Pink Floyd to zespół wciąż inspirujący młodych wykonawców, którzy niejednokrotnie czerpią garściami z waszej twórczości, jak choćby niemiecki RPWL, czy brytyjski Archive. Co sądzisz o tak bezpośrednich inspiracjach?
To bardzo pochlebiające. Tak jak już mówiłem niejednokrotnie, dla mnie problemem są tzw. tribute band, które tylko niewolniczo kopiują. Jest mi bardzo miło, że mogę inspirować innych wykonawców - nas też jednocześnie inspirują inni. To wspaniałe, bo dzięki temu może powstać coś nowego.
Na zakończenie mam pytanie, odnośnie jednego wydarzenia z kalendarium - pod rokiem 1961 znalazł się wpis "Nick Mason zdaje na prawo jazdy". Pamiętasz ten dzień?
O, tak! Oczywiście, że pamiętam. To była wolność! To była dla mnie bardzo ważny dzień, bo trzeba powiedzieć, że prowadzenie zawsze było dla mnie ważne. Można nawet powiedzieć, że mam romans z samochodami.
Czy przed wydaniem książki konsultowałeś się z pozostałymi muzykami?
Oczywiście, pilnowałem, żeby przeczytali. To z nimi konsultowałem ostateczne zmiany i poprawki, bo celem tej książki nie było zakończenie przyjaźni z pozostałymi członkami zespołu.
Czy jest szansa na powrót grupy Pink Floyd i ewentualnie koncert w Polsce?
To prawda, że zaproponowano nam dużo pieniędzy za trasę koncertową, ale na razie nie ma planów powrotu w żadnym składzie. Ja osobiście nie miałbym nic przeciwko, żeby znów zagrać razem, ale to musiałaby być taka okazja jak Live 8. Wydaje mi się, że szczególnie brak jest tu zainteresowania ze strony Davida [Gilmoura], który przygotowuje solowy projekt w przyszłym roku.
Jeśliby doszło do trasy, to Polska byłaby bardzo wysoko na liście miejsc, gdzie chcielibyśmy zagrać. To zawsze fantastyczne uczucie przybywać w nowe miejsca ze swoją muzyką.
Skąd wziął się pomysł na napisanie tej książki i jakie jest jej przesłanie?
Myślałem o tym od dłuższego czasu. Ponieważ często się słyszy te same pytania, postanowiłem zebrać odpowiedzi w jednym miejscu. Prace nad książką zaczęły się 10 lat temu, a zakończenie dostarczyło samo życie - książka kończy się post scriptum o występie na Live 8.
A przesłaniem jest próba pokazania światu, że ostatnie 40 lat w historii Pink Floyd to nie tylko kłótnie i spory między muzykami (śmiech).
Te spotkania w związku z promocją książki mają bardzo osobisty i intymny charakter. To miłe, że nie muszę tłumaczyć, w jaki sposób powstała nazwa zespołu, bo odpowiedzi na tego typu pytania, na które odpowiadałem przez 30-40 lat, znajdują się w książce.
Jakie były twoim zdaniem najtrudniejsze chwile w historii Pink Floyd?
Przede wszystkim rozstanie z Sydem [Barrettem] i sposób jak go potraktowaliśmy, po drugie rozstanie z Rickiem [Wrightem], a właściwie usunięcie go z zespołu po "The Wall". Jeszcze dodałbym do tego walki i waśnie przy nagrywaniu płyty "Final Cut".
Jak oceniasz obecną scenę muzyczną?
Osobiście wolę posłuchać reaktywowanego tria Cream, niż np. Coldplay, choć to nie jest jakaś złośliwość, bo nie krytykuję współczesnej muzyki. Wolę po prostu to, co powstało wówczas, kiedy sam występowałem na scenie. Nie podoba mi się jedynie program "Idol", który przypomina konkursy karaoke. Ze wstydem muszę przyznać, że niewiele wiem o polskiej muzyce, ale też o tym, co się dzieje w Anglii.
Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?
Na chwilę obecną mam wystarczająco dużo pracy związanej z wydawaniem archiwalnych materiałów w nowych formatach dźwiękowych. Na pewno nie widzę dla siebie przyszłości muzycznej poza Pink Floyd. Odpowiada mi pisanie książek, więc myślę, że coś jeszcze powstanie.
Kogoś byś wyróżnił, kto wyraźnie pomógł ci przy pisaniu?
Pomagali mi nie tylko koledzy z zespołu, ale także wiele osób z otoczenia grupy. Okazało się, że każdy jakoś inaczej pamiętał pewne wydarzenia. Na pewno towarzyszyła mi ogromna pomoc i entuzjazm tych osób.
Chciałbym wyróżnić szczególnie Boba Close'a, gitarzystę wczesnego etapu działalności Pink Floyd. Kiedy napisałem do niego list z prośbą o wspomnienia, to odesłał mi 5-stronnicowy elaborat, który mógł być od razu w całości przedrukowany.
Drugą osobą jest Snowy White, znany gitarzysta, który nas wspierał podczas trasy "Animals".
Jaką masz radę dla młodych osób, słuchających rocka - jak mają sobie radzić w masie rówieśników, fanów techno i hip hopu?
Najlepiej zacząć studia na architekturze (śmiech). Poza tym świat jest tak duży, że zawsze znajdą się chętni do słuchania.
Jak się miewa twoje stare Ferrari Enzo i kiedy wybierasz się na kolejny rajd?
Jak go widziałem ostatnio, to się miał nie najgorzej (śmiech). Ostatnio nie brałem udziału w rajdach, bo byłem zajęty innymi rzeczami [promocja książki, przygotowywanie do wydania materiału na DVD "Pulse" - przyp. red.]. Może w przyszłym roku znajdę więcej czasu.
Dziękuję za rozmowę.