"Narodziłem się na nowo" (wywiad z Peją)

Mateusz Natali

20 lat artystycznej działalności - to robi wrażenie. Piękny jubileusz 26 października obchodziła w poznańskiej Arenie formacja Slums Attack, a my z tej okazji spotkaliśmy się z jej rapującą połówką, Peją. Wszystko po to, by porozmawiać o muzyce, przeszłości, dorastaniu, narodzinach córki czy dogłębnych życiowych zmianach.

Peja świętuje 20 lat Slums Attack - fot. Artur Barbarowski
Peja świętuje 20 lat Slums Attack - fot. Artur BarbarowskiEast News

20 lat kariery - jak się z tym czujesz? Dumnie czy raczej staro?

- Czuję satysfakcję i czasem zmęczenie. Nie chroniczne, ale przy projektach wymagających koncentracji - wielkie trasy, organizacja koncertów, premiery płyt, negocjacje umów. Najbardziej lubię chyba zmęczenie pokoncertowe w połączeniu z satysfakcją z dobrze wykonanego zadania. A stary nie będę nigdy, bo duchem czuję się jak dzieciak....

Jak porównasz je ze zmęczeniem treningowym?

- Na treningu mogę robić przerwy, odpocząć, na koncercie jadę dalej. Dlatego mogę odczuwać większe zmęczenie, bo np. na siłowni mogę stosować oszczędne ruchy, serie. Choć gdy nie mam czasu i ubijam trening w 45 minutach, to też się mocno zmęczę. Ale chciałbym jeszcze dołożyć trochę pracy nad zmęczeniem - żeby ułożyć ruch, trochę pobiegać. DJ Decks zaliczył w zeszłym tygodniu pierwszy maraton, wcześniej kilka półmaratonów, zawody triathlonowe - podziwiam i zazdroszczę, bo to mi imponuje i motywuje. Jest jeszcze sporo do zrobienia i nie ma granic - Decks pokazuje w sporcie, jak bardzo można realizować się jako facet. Teraz jestem jednak obwarowany ograniczeniami, czas dzielę między rodziną a pracą. Pracuję tylko wtedy, kiedy moja mała śpi, bo rodzina to priorytet.

Patrząc na samą "dwudziestkę" - daje ci ona bardziej pozytywnego kopniaka, czy myślisz "ale kawał czasu..."?

- Kawał czasu, praktycznie połowa mojego dotychczasowego życia... i chyba połowa całego, bo teraz żyje się krócej. Nie prowadzimy żadnej wojny, ale zabija nas chemia, choroby cywilizacyjne, stres czy brak aktywności fizycznej. Fajny czas, ale im więcej osiągasz i zdobywasz, tym częściej masz refleksje nad przemijaniem i tym, że to wszystko się skończy, choć staram się odganiać te myśli. Ale jest świadomość, że robisz to dla potomnych.

- Pozytywny kopniak też jest - jestem w najlepszym momencie swojego życia. Zmiany, które sobie sam narzuciłem, pozbawiły mnie takich ograniczeń, że naprawdę stałem się optymistą. Zmieniam się, są ze mną inni ludzie, zadbałem o jakość życia i rozwój osobisty. Może brzmi to, jakbym był nawiedzony, ale mocno nad sobą pracuję. Jako dzieciak, który nie miał wzorców, do wszystkiego musiałem dojść sam i to dojrzewanie u mnie zaczyna się dopiero teraz. Nie dam sobie wmówić, że 20-latek jest dojrzały, pełnoletniość to nie dojrzałość. Dopiero facet w moim wieku przestaje być chłopcem.

- Zawsze myślałem, że za szybko dorosłem, straciłem dzieciństwo, ale potem w dorosłym życiu zachowywałem się jak dzieciak i teraz w końcu zaczynam to wszystko sobie układać. Czuję się, jakbym miał cztery latka, bo od czterech lat, gdy nie piję, odzyskuję siebie. Dopiero uczę się mierzyć z problemami, które wcześniej zapijałem. Uważałem się za bystrego, ale musiałem być bardzo nieokrzesany. W końcu mam w życiu porządek i wiem, że ten życiowy postęp zaowocuje takimi rzeczami, o których jeszcze nie mam pojęcia.

Peja: Zboczyłem z kursu:

Dzień Dobry TVN/x-news

Wtedy patrzyłeś krok przed siebie, teraz widzisz horyzont?

- Dokładnie, nie boję się też żadnych nowych wyzwań. Ważne, żeby cieszyć się życiem, które mamy i zachować pogodę ducha. Żyć tu i teraz, nie myśleć, co było wczoraj, bo to już było, nie myśleć o jutrze, bo tego jeszcze nie ma i nie przejmować się problemami, bo po co mi gorsze dni? Żeby nagrywać depresyjne albumy? Wiem, że na świecie jest masa negatywnej energii, ale od dłuższego czasu chcę zaliczać się do grona pozytywnych osób.

Ustatkowałeś się, dojrzewasz. Słuchacze razem z tobą?

- Średnia wiekowa niebezpiecznie się obniża. Jestem coraz starszy, ale młodzieży jest coraz więcej. Dopóki obecne będzie robienie rapu pod gimnazjalistów, to stary słuchacz nie będzie chodził na koncerty, bo nie interesują go umalowane nastolatki czy rzyganie w kiblu. Ma inne potrzeby, tak jak ja woli odpocząć i się wyluzować. Sprawdzą więc płytę, ale do klubu nie przyjdą. Może z czasem będę więc musiał zacząć robić recitale dla starszej publiki (śmiech).

Benefisy.

- Tak (śmiech). Ale umówmy się - nadal są starsi słuchacze, nawet rodzice z dziećmi przyprowadzający kolejne pokolenie. Z rapu się nie wyrasta i nawet jeżeli część moich słuchaczy wyrosła z mojego rapu i przerzuciła się na bardziej dojrzały, gdy mnie tej dojrzałości zabrakło, to mam satysfakcję, że byłem tym wprowadzającym.

- Widzę jednak czasem w internecie opinie, że osoby, które odeszły od mojej muzyki, wracają po ostatnich albumach i biorę to za wskazówkę, że rzeczywiście nastąpiły u mnie spore zmiany i nie tylko ja je widzę. Doceniam komentarze słuchaczy, byle konstruktywne, a nie anonimowe punktowanie zza klawiatury, bez możliwości nawiązania dyskusji. Dziś młodzi słuchacze są od razu ekspertami i krytykami, znają się na wszystkim i o wszystkim wypowiadają.

A inni raperzy i ich dojrzałość? Znajdujesz wciąż wspólny język z rówieśnikami z branży?

- Z tymi, którzy trzeźwo patrzą. Dużo wewnętrznej siły wymaga ode mnie siedzenie z kolesiem, który gada jak potłuczony. W głowie słyszę "witaj w swoim starym życiu". Nie mogę teraz krytykować innych za to, że sam się zmieniłem, ale nie odbieramy jednak często na tych samych falach. Nie lubię, gdy ktoś zieje mi do ucha i mówi "ja cię szanuję", bo wtedy właśnie mnie nie szanuje. W takim stanie ma się wszystkich poza sobą w dupie. Na trzeźwo zawsze mogę pogadać, jeżeli ktoś będzie w ogóle pamiętać naszą rozmowę "po kielichu", ale swojej tolerancji nie chcę ćwiczyć. Kto wie, czy któregoś razu nie wziąłbym kufla i nie "machnąłbym" - w końcu to jest "takie fajne".

- Z niektórymi wciąż mam dobry kontakt, a z innymi... okazało się, że łączył nas tylko alkohol i nie mieliśmy innych tematów. We wkładce do nowej płyty napisałem zresztą: "Respekt dla ekip, które się nigdy nie odwróciły". DJ 600V powiedział mi ostatnio całkiem trafnie, że najważniejsze, co dał mu hip hop, to ludzie. Ludzie są ważni i trzeba ich szanować - ale tych, którzy są tego warci.

Czy twoim zdaniem takie rocznice udowadniają, że rap wrósł już mocno w polską kulturę? Do tej pory jubileusze w stylu 20 lat kariery kojarzyły się raczej z legendami rocka.

- Tak, jest zmiana warty, również pokoleniowa. Nie ma bata, wrósł, nowa fala raperów - Bisz, Zeus, Medium, Peerzet to nie są nasze roczniki, ale sobie radzą i nie muszą nagrywać z Peją, Wojtasem, Sokołem, Bilonem czy Ostrym. Mają swojego odbiorcę, swoje sprzedaże, swoje trasy i to jest dowód na to, że stworzyliśmy rynek, że było warto i że ten rap jednak wrósł w naszą kulturę. A rocznice pokazują, że jesteśmy kolejną muzyką pewnego pokolenia, po rock and rollu, to naturalna kolej rzeczy. Były rocznice Budki Suflera czy T.Love, byłem na ich 20-leciu...

- Teraz jest 35-lecie Bajmu, bodajże tydzień przed naszym 20-leciem w Poznaniu, pewnie już nie ma karnetów, a chętnie bym to zobaczył i przekonał się, co może być za 15 lat. To też ryzykowne, że pokazujemy metrykę, fan może powiedzieć "e, stary dziad", ale nie boimy się tego. Ta zmiana pokoleniowa musi kiedyś nastąpić i to jest fajne, że wszystko ma kontynuację. Rozumiem to, mam 37 lat, ale nie wiem, co będę robił, gdy będę miał 45, czy dalej będę rapował, pewnie tak. Ok, dwa lata temu rapowałem, że jestem "Rolling Stonesem" i zdania nie zmienię, ale czy rynek stworzy mi warunki i czy ja sobie poradzę? Kto to wie, dzisiaj jest dzisiaj.

Jak oceniasz polski rap w roku 2013? Poszedł w dobrą stronę czy niekoniecznie?

- Na pewno poszedł w kierunku rozwoju. Hashtagi, trapy, te wszystkie gówna, którymi jaram się średnio, ale nie krytykuję - nawet gdy nazywam gównem. Są tam i dobre rzeczy, i słabe - "nowa szkoła" jest ok, byle nie robić tego na siłę i byle było tam urozmaicenie, a nie ślepe naśladownictwo wzorców z Zachodu. Żeby ten progres miał ręce i nogi. Słyszałem, że np. Bisz chce iść już jakoś pozahiphopowo, nie wiem, czy to prawda, że szuka jakiejś innej formuły, ale to mnie dziwi, bo mógłby teraz puścić parę albumów w swoim kierunku - może będzie to np. jakoś bardziej organiczne, nie wiem, mam nadzieję tylko, że z rapem.

- Ogólnie cała ta moda, swag, snapbacki, wąskie spodnie - ja jednak jestem oldschoolowcem i to nie dla mnie. Nie robię klasycznych produkcji, żeby się utrzymać na "ciepłej posadce rapera Peji", tylko na takich brzmieniach się wychowałem, tak samo DJ Premier nie zaczyna nagle robić trapowych bitów. Fajnie, że się coś dzieje, bo można się z tym zapoznać i czegoś nauczyć. Nie przyszłoby mi do głowy, żeby być jakimś prekursorem nowych brzmień, lubię, jak coś wychodzi, mogę sobie sprawdzić, na czym to polega i samemu popróbować czy "pohashtagować". Byle hashtag nie stał się hasztanem - jak wtrącił Bilon podczas nagrań do programu "ŻywyRap" - bo o to nietrudno.

- Czy to moment na taką erę jak jest teraz w Stanach? Nie sądzę, nie kupuję tego. Jeżeli nie przyjęło się kalifornijskie brzmienie, hardkorowy gangsta rap czy później autotune, to dlaczego aktualne trendy miałyby się przyjąć? Amerykański mainstream ma też to do siebie, że ciężko mi czasem dojść, kto jest prawdziwy a kto jest tylko maszynką do robienia pieniędzy. Czemu Justin Bieber poszedł w rap, a nie nagrywa z Mariah Carey? Bo jest moda. I podobnie u nas - wszyscy jechali Donia, a okaże się, że jest bardziej prawdziwy niż niejeden trapowiec czy swagowiec. Wielu "prawdziwych" będzie teraz próbowało zrobić kasę na tym, co jest modne - "a nuż tutaj mi się uda". Tak jak zespoły rockowe zmieniały brzmienie zgodnie z trendami, tak zaczyna się dziać w rapie i to nie jest ok. Rozumiem rozwój, ale nie można z płyty na płytę zastosować całkowitej zmiany stylistyki - zróbmy to krok po kroku, wytłumaczmy, a nie obracajmy się o 180 stopni tylko po to, by desperacko próbować utrzymać się na rynku lub zwrócić uwagę odbiorcy.

No właśnie, zainteresowanie mediów wróciło i to niekoniecznie za sprawą skandali jak ten z Zielonej Góry, a dzięki samej muzyce, zgodzisz się?

- Tak, film z Paktofoniką, wysyp złotych i platynowych płyt. Aż zmienili zasady nagradzania dwupłytowych albumów i dobrze, bo już szerzyła się patologia i było to śmieszne. Nie wiem, jakie są zawirowania wokół Donatana, nigdy się o tym jeszcze nie wypowiadałem, ale też śmierdzi mi to jakimś farmazonem. Więcej pracy, skupienia - Ostry z Męskim Graniem, Hemp Gru i "Sierpniowe niebo", jest dużo pozytywnych ruchów, nie można powiedzieć, że to margines, bo wszystko idzie bardzo szeroko. Marki odzieżowe przebijające się do popkultury, świat wielkiego biznesu i ludzie, którzy szanowali tradycję, nie zmienili się i konsekwentnie osiągnęli swoje cele. Fajnie, że chce im się wierzyć i realizować marzenia.

Peja: Mieliśmy z tym duży problem:

Dzień Dobry TVN/x-news

Jak z dzisiejszej perspektywy wspominasz swoje początki?

- Tragiczne, coś z niczego. Trzeba było nauczyć się czegokolwiek, zdobyć muzykę, napisać tekst. W ogóle nie wiedziałem, że przydałoby się poczytać jakieś wiersze, popatrzeć, jaka jest budowa, tylko od razu musieliśmy być czarnymi raperami z Bronxu. Potem trzeba było "wrócić do szkoły", nie chciałem, żeby ten rap brzmiał jak wiersze Brzechwy, ale też czarny się nie urodziłem.

- Wszystko robiliśmy metodą prób i błędów, chałupniczo, dużo śmiechu, zabawy i chyba był to najfajniejszy czas. Nie czuliśmy presji, nikt nas nie oceniał, jakoś tam się wszystko urodziło i zaczęło się dziać bez przymusu.

- Słuchanie mi nie wystarczało, wychowałem się na osobowościach scenicznych, moja potrzeba akceptacji też sprawiła, że chciałem gdzieś zaistnieć, coś osiągnąć. Moja kariera to efekt uboczny tego, że szukałem bliskości, wsparcia, szacunku, naprawdę (śmiech). Wiele osób z rodzin z problemami w ten sposób działało, tworzyło swój świat i korzystało z tego, że wszystkie przejścia utwardziły je i umocniły. Przy okazji zrozumiałem, że nie każdy będzie twoim bratem do końca życia. Przeważnie znajomość utrzymuje się do momentu, kiedy jeden lub drugi "brat" czy "ziomek" dostanie już to, co sobie wymyślił.

A moment wejścia do głównego nurtu po płycie "Na legalu"?

- Straszne rozczarowanie i gorycz, że teraz to piejecie, jaki jestem zajebisty, a wcześniej to nie za bardzo. Teraz chcecie ze mną nagrywać, znacie utwory, szanujecie... długo miałem z tym problem. Dziś już rozumiem, że tak to wygląda - jak poradzisz sobie w oficjalnym obiegu, to będziemy cię klepać po plecach. Umówmy się, rzadko znany raper promuje kogoś z podziemia, o kim sam gdzieś przeczytał.

Żeby sobie konkurencji nie robić?

- Możliwe, ja nigdy nie bałem się mówić o ludziach, zauważać czyjąś pracę. Nie wiem, dlaczego niektórzy mają taką blokadę, być może to jakiś kompleks, poczucie zagrożenia czy mania wielkości. Nie zapomniałem, jak było w moim przypadku i pomogłem wielu ludziom z różnym skutkiem, czasem byłem nawet trampoliną. Ale nadal kiedy coś mi się spodoba, to nie będę tego ukrywał - jeśli chcemy mówić prawdę, to mówmy o tym, że ktoś jest piekielnie utalentowany. To nic nie kosztuje, nic nie stracę i nie poczuję się gorzej.

- Jeżeli będziemy samodzielnie myśleć i przekazywać to ludziom, to młodzi też zobaczą, że to ma sens. Gdy zobaczą próżnych, cynicznych, aroganckich, zgorzkniałych oldschoolowców, to za co mają ich szanować? Za to, że powiedzą "Ej, Franek, popraw się, bo jeszcze dużo pracy cię czeka"? Trzeba pamiętać, że nas też czekało dużo pracy, a niektórzy potrafią zapomnieć, że nie byli tacy fajni, doskonali i robili różne rzeczy. Trzymajmy się prawdy! Ja myślę, że od paru lat reprezentuję prawdę - walczę z zakłamaniem swoim oraz omijam to ze strony innych. Ale tego nauczyłem się nie w rapie, a w życiu i rozwoju osobistym.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas