Myles Kennedy: Cieszy mnie, gdy moje nagrania pomagają ludziom [WYWIAD]
- Mamy naprawdę wspaniałe doświadczenia z grania koncertów w Polsce - część z nich to moja absolutna czołówka - mówi w rozmowie z Interią Myles Kennedy. 12 lutego 2019 r., wraz ze Slashem i The Conspirators wystąpi w Atlas Arenie w Łodzi, promując najnowszy album tego zespołu - "Living the Dream".
Pod koniec września ukazała się płyta "Living the Dream" nagrana pod szyldem Slash Ft. Myles Kennedy & The Conspirators.
Zespół tworzą Slash (gitarzysta Guns N' Roses), wokalista Myles Kennedy (m.in. Alter Bridge i kariera solowa) oraz tworzący The Conspirators Brent Fitz (perkusja), Todd Kerns (gitara basowa, śpiew) i Frank Sidoris (gitara, śpiew).
Przy następcy "World On Fire" z 2014 roku ponownie pracował producent Michael "Elvis" Baskette (m.in. Alter Bridge, Iggy Pop, Incubus). Na płytę "Living the Dream" trafiło 12 premierowych utworów.
Aby zostać zaproszonym jako wokalista do zespołu Slasha, nie możesz być byle debiutantem. Myles Kennedy to szalenie utalentowany wokalista, który dostąpił tego zaszczytu. Na szczęście nadal pozostaje zwykłym, radosnym i niesamowicie skromnym facetem, który zdaje się lekko peszyć na każde słowo pochwały. Nie da się ukryć - to też to prawdopodobnie jedna z najbardziej zapracowanych osób na scenie rockowej.
W marcu wypuścił swój solowy debiut "Year of the Tiger", pół roku później do sklepów trafił wspomniany album ze Slashem, a na 2019 r. zapowiedziany został z kolejny materiał jego formacji Alter Bridge. Tuż przed trasami koncertowymi w Stanach Zjednoczonych oraz w Europie złapaliśmy Mylesa na krótką pogawędkę telefoniczną.
Rafał Samborski, Interia: Powiedz mi proszę, czy interesujesz się wrestlingiem?
Myles Kennedy: - Czy interesuję się wrestlingiem? Wiesz co, w tej chwili nie oglądam go zbyt dużo. Owszem, interesowałem się, kiedy byłem dzieciakiem, to znaczy w czasach, gdy ringiem rządził Hulk Hogan. Było trochę tych wrestlerów, którzy mnie fascynowali, ale tak szczerze, straciłem zupełnie kontakt z tym światem.
Prawdopodobnie wiesz, dlaczego zadałem to pytanie?
- Zapewne chcesz spytać o "Metalingus"?
Tak! Jak doszło do tego, że ta piosenka Alter Bridge stała się utworem towarzyszącym wejściom Edge'a - emerytowanej już legendy tego sportu?
- Pamiętam, że Edge pewnego dnia dotarł do nas i spytał, czy nie mielibyśmy nic przeciwko, gdyby użył tego numeru. Spotkaliśmy się z nim kilkukrotnie i był bardzo zdeterminowany, aby to właśnie ta piosenka mu towarzyszyła. Zrobił na całym zespole pozytywne wrażenie, więc w końcu się zgodziliśmy. Po czasie myślę, że to był świetny pomysł. Do dzisiaj dowiaduję się, że pomogło to wielu osobom poznać naszą muzykę, więc jesteśmy Edge'owi za to bardzo wdzięczni.
Zmieniając temat: wydałeś w tym roku dwa albumy, od 13 listopada grasz trasę w Stanach Zjednoczonych, zapowiedzieliście ze Slashem trasę europejską. Tak więc muszę cię spytać: kiedy Myles Kennedy odpoczywa?
- Nigdy (śmiech). Odpoczywam w pociągach i w autobusach (śmiech). Ale tak zupełnie szczerze, powiem ci, że ostatnio miałem akurat kilka lżejszych tygodni, które spędziłem w domu z rodziną. Przy czym faktycznie, przez ostatnie dziesięć lat byłem naprawdę bardzo zajętym człowiekiem. Nie narzekam na to, bo jestem muzykiem, a w moim przypadku to akurat bardzo dobra rzecz. Aby dojść do tego punktu musiałem w życiu sporo się napracować. Staram się po prostu cały czas podążać wyznaczoną sobie drogą, żeby robić to, o czym zawsze marzyłem - być muzykiem na pełen etat. To naprawdę niesamowite, że mogę tak żyć i nie muszę się martwić, iż wkrótce się to zmieni.
Więc po części można powiedzieć, że muzyka jednocześnie cię relaksuje i jest twoją pracą?
- Tak, to dla mnie taki idealny świat, która sprawia, że gdy budzę się każdego ranka, czuję się bardzo zmotywowany. W końcu moja pasja jest tym, na czym zarabiam.
Ciągle zastanawiam się nad nazwą twojego projektu ze Slashem, w której - wraz z The Conspirators - widniejesz jako featuring. W dalszym ciągu należy to odczytywać jako solowy projekt Slasha, czy to tylko nazwa, którą ktoś rzucił na początku waszej współpracy, a w tym momencie należy was odbierać bardziej jako pełnoprawną grupę?
- To niewątpliwie rozpoczęło się jako solowy projekt Slasha. Na swojej pierwszej płycie starał się wszystko poskładać do kupy z wieloma różnymi wokalistami, ale problem zaczął się wraz z rozpoczęciem pierwszej trasy koncertowej i wtedy w zasadzie zaczął formować się pomysł na dalszą działalność. Slash pomyślał wówczas, że lepiej byłoby stworzyć coś, co będzie działać niczym zespół. Rozumiesz, ci sami ludzie ze sobą grają, koncertują...
Myślę, że doskonale rozumiał, iż to będzie jednocześnie najlepsze dla jego muzyki. Z doświadczenia wiedział, że to działa, więc lepiej nie zadzierać z formułą. Tak więc... owszem, niewątpliwie jesteśmy w tym momencie pewnego rodzaju grupą. Jesteśmy ze sobą w miarę blisko, pomagamy sobie w życiu, a na dodatek robimy razem muzykę. To dobra miara określenia nas jako zespół.
A jesteś w stanie określić, co dał ci projekt ze Slashem, czego nie doświadczyłeś w pozostałych swoich grupach?
- Myślę, że główna różnica tkwi w stylistycznych ramach, szczególnie jak porówna się to do Alter Bridge oraz mojej solowej twórczości. Slash zupełnie inaczej czuje muzykę w porównaniu do pozostałych projektów, w które jestem zaangażowany. Co zresztą bardzo lubię! Jako wokalista bardzo się cieszę, że mogę dzięki temu osiągać rzeczy, których w innym przypadku nie zrobię. Nieustannie praca z nim jest to dla mnie angażująca i interesująca. Pod pozostałymi względami nie różni się to specjalnie od rzeczy, które nagrywałem, więc - tak jak mówiłem - różnica tkwi głównie w stylu.
Wspomniałeś o swojej solowej twórczości. Twoi fani od dawna wyczekiwali solowej płyty. Dlaczego zabranie się do nagrania "Year of the Tiger" trwało tak długo?
- Cóż, myślę, że głównie z powodu braku czasu. Pomysł na płytę solową kotłował się we mnie od około piętnastu lat, jeszcze przed nagraniem pierwszego krążka Alter Bridge. Kiedy zespół powstał, z naturalnych powodów moje priorytety - kierunek, w którym postanowiłem zmierzać - nieco uległy zmianie. Potem była to jedynie kwestia znalezienia "okienka", w którym miałbym nie tyle czas na nagranie i wypuszczenie takiej płyty, ale również zrobienie do niej drobnej trasy koncertowej. W tym roku znalazłem na to idealny moment.
"Year of the Tiger" to na tyle osobista płyta, że trudno mi jej nie odebrać w kategorii twojej terapii. Zgadzasz się z tym stwierdzeniem?
- Tak. To płyta biograficzna - album o rzeczach, których doświadczyłem w dzieciństwie, podczas dorastania. Są w niej elementy terapeutyczne, głównie z powodu tej chorej sytuacji z moim ojcem i jej wpływie na sytuację mojej rodziny [ojciec Mylesa Kennedy'ego zmarł na zapalenie wyrostka, ale jego wspólnota religijna zakazywała chodzenia do lekarzy, gdyż wychodziła z założenia, że to Bóg uzdrawia ze wszystkich chorób - przyp. red.].
Ale najbardziej interesujące jest to, gdy zobaczyłem, ile osób w mniejszym lub większym stopniu utożsamia się z tymi historiami; wiąże swoje własne doświadczenia z moimi. Wiesz, kiedy byłem w trasie, po koncertach spotykałem się z ludźmi i wielokrotnie trafiałem na osoby, które mówiły mi, ile poszczególne piosenki dla nich znaczą, ponieważ przeżyli podobne rzeczy. Dotarło do mnie wtedy, że nie cieszy mnie tyle nagranie osobistej płyty, co obserwowanie, w jaki sposób moje nagrania pomagają innym ludziom. To naprawdę niesamowita sprawa.
Na 2019 rok zapowiadana jest nowa płyta Alter Bridge. Mógłbyś zdradzić, czego należy się po niej spodziewać?
- Naszym aktualnym głównym celem jest zamknąć nagrania tej płyty w kwietniu przyszłego roku. Póki co nasze grafiki są na tle napięte, że pracujemy nad naszymi pomysłami oddzielnie, ale spotkamy się w studiu i spróbujemy to wszystko spiąć w jedną całość. Mogę ci powiedzieć, że póki co płyta nadal tkwi w początkowej fazie, szukamy inspiracji. Myślę, że naszym celem jest po prostu kontynuowanie tego brzmienia, do którego przyzwyczailiśmy fanów Alter Bridge. W najbliższym czasie nie mamy zamiaru wypuścić żadnego nagrania disco (śmiech). Spróbujemy popchnąć w jeszcze dalsze i ciekawsze rejony to, co robiliśmy już w przyszłości.
Nie wyobrażam sobie ciebie w stylistyce disco (śmiech). Powiedz mi jeszcze: projekt ze Slashem i The Conspirators, Mayfield Four, Alter Bridge, teraz project solowy. Masz swoje jakieś ukochane dziecko?
- Masz na myśli konkretną piosenkę czy projekt?
Nie, nie. Mam na myśli projekt. Wiesz, mam 17-miesięczną córkę, więc wiadomo, że mówię często o dzieciach, ale mam na myśli konkretny z tych projektów (śmiech).
- Tak, to dość zrozumiałe (śmiech). Powiem ci, że wszystkie grupy różnią się od siebie. To spore wyzwanie wybrać spośród nich jedną, który darzę największym sentymentem. Mogę ci zdradzić, które albumy najbardziej lubię.
Więc które?
- Na pewno "Year of the Tiger" z tego powodu, jak bardzo osobista jest to pozycja...
Tak właśnie przypuszczałem.
- Do tego jeszcze druga płyta The Mayfield Four, głównie z tego powodu jak ekstremalnie intymna potrafiła być, szczególnie w porównaniu do debiutu. W samym pisaniu piosenek byłem wówczas niesamowicie szczery i mam wrażenie, że przy tworzeniu "Second Skin" bardzo dojrzałem jako twórca. Ale jestem również bardzo dumny ze wszystkich moich pozostałych nagrań. Chociaż bardziej powinienem powiedzieć, że nie jestem dumny, a wdzięczny za te możliwości, które otrzymałem, współpracując przez te wszystkie lata z tak wspaniałymi ludźmi. To na pewno.
Nasz czas się już kończy, więc ostatnie pytanie: 12 lutego gracie ze Slashem i The Conspirators w łódzkiej Atlas Arenie. Chciałbyś coś przekazać naszym czytelnikom przed swoim występem?
- Tak! Czekamy na was wszystkich! Dziękujemy za całe wsparcie, którego od lat nam udzielacie. Mamy naprawdę wspaniałe doświadczenia z grania koncertów w Polsce - część z nich to moja absolutna czołówka. Najwyższe czas zdobyć nowe, unikalne wspomnienia. Widzimy się wkrótce!