"Muzyczne malowanie słonia"
Szwajcarska grupa Yello to jeden z pionierów nurtu electro-pop. Duet sławę zawdzięcza przebojom "The Race" (1988) i "Oh Yeah" (1985). Zespół po sześcioletniej przerwie przypomniał się albumem "Touch Yello".
Z tej okazji do Warszawy przyjechał wokalista i tekściarz Dieter Meier, który odpowiedział na kilka pytań Justyny Tawickiej.
Zobacz całą rozmowę:
Witam serdecznie i dziękuję za przybycie. Pierwsze pytanie dotyczy pańskiego nowego "muzycznego" dziecka, "Touch Yello". Czy to nowy rozdział w Pana muzycznym życiu?
Tak naprawdę każda płyta jest nowym rozdziałem w życiu artysty. Ale, jeżeli artysta czy zespół posiada wyraźną tożsamość muzyczną - a moim zdaniem tak właśnie jest w naszym przypadku - jest to, owszem, nowy rozdział, ale też jedna z jego twarzy - tutaj mówimy o twarzy Yello.
Jednak jest to inna twarz Yello, bo nieco bardziej jazzowa. Czy mam rację?
Zgadza się, to bardzo nastrojowa, jazzowa, spokojna płyta. Sami jesteśmy nią zaskoczeni. Nigdy nie pracujemy z myślą o ukończeniu płyty. Jesteśmy jak dzieci bawiące się w piaskownicy; zaskakujemy samych siebie. Boris [Blank, kompozytor i drugi muzyk Yello] pracuje jednocześnie nad siedemdziesięcioma utworami. Bardzo często rozpoczyna pracę z zamiarem namalowania róży, a ostatecznie okazuje się, że namalował słonia.
Skoro mowa o malowaniu - ta płyta to w zasadzie nie tyle album muzyczny, co produkcja filmowa, zbiór różnych muzycznych obrazków. Czy zgodzi się pan z taką interpretacją?
Tak. Ponieważ nie gramy na żywo, postanowiliśmy stworzyć wirtualny koncert. Wszystkie jego etapy zostały skonstruowane cyfrowo. Siebie samych ukazaliśmy jako wykonawców, stojących przed błękitnym ekranem. Następnie w poszczególne wirtualne, cyfrowe etapy wpisaliśmy postacie, sylwetki.
Świetnie się przy tym bawiliśmy, a procesowi tworzenia towarzyszyła duża dawka autoironii. Na końcu "filmu" dwójka dzieci znajduje w piwnicy skrzyneczkę, z której dochodzi muzyka. Otwierają ją, i oczom ich ukazuje się cała ta zaaranżowana scena z wykonawcami, w miniaturze. Dzieci wyjmują ze skrzynki te maleńkie postacie - postacie przedstawiające nas samych - i w tym momencie staje się jasne, że wszystko to jest po prostu mistyfikacją.
Albumem, który nagraliście przed "Touch Yello" była płyta "The Eye" z 2003 roku. Co różni od siebie te dwie płyty?
Tak, jak pani powiedziała - nowy album, "Touch Yello" jest chyba bardziej nastrojowy, jest w nim więcej jazzu, więcej stylistyki funk. Kolejną istotną różnicą jest fakt, że na naszych płytach zawsze występowali gościnnie inni muzycy, którzy pracowali zgodnie z naszymi wytycznymi.
Tym razem było jednak tak, że weszli oni do studia z własnymi pomysłami. Zapoznali się jedynie z muzycznym tłem, obrazem, a następnie weszli w nie, pozostając sobą. Till Brunner, na przykład, który jest wirtuozem trąbki, usłyszał naszą muzykę, zaczął improwizować - i okazało się, że ta muzyka tak go zainspirowała, że to pierwsze nagranie jego improwizacji znalazło się na albumie jako ostateczna wersja utworu.
On czuje jazz!
Tak, tak...
Pierwszym utworem na płycie "Touch Yello" jest "The Expert". Czy czuje się pan muzycznym ekspertem?
Absolutnie nie! Nie jestem przecież takim znowu profesjonalnym wokalistą! Wiem, że potrafię opowiedzieć jakąś historię, wiem, że prawdopodobnie mam interesującą barwę głosu [tutaj Dieter demonstruje swoje możliwości wokalne: ooo-uuuuuuu]. Tak, jak mówiłem - potrafię opowiedzieć moim śpiewaniem historię, kreować głosem różne nastroje, ale nie jestem wybitnym wokalistą.
Wracając do utworu "The Expert", jest to piosenka o znajomości mężczyzny i kobiety - wykształconej, ale i przebiegłej specjalistki, jeśli chodzi o reguły pewnej gry... Mężczyzna przyznaje, że kobieta ta doprowadza go do szaleństwa właśnie przez te swoje cechy... Nie wiemy dokładnie, o jaką grę tutaj chodzi, możemy jednak się domyślać.
Tak, możemy użyć wyobraźni. Powiedział pan, że nie jest profesjonalnym piosenkarzem - nie zgadzam się z tym - ale za to jest pan wytrawnym pokerzystą. Czy można w ogóle porównać muzykę i pokera? Czy da się to zrobić?
Owszem, byłem zawodowym pokerzystą dawno temu, kiedy byłem młodym człowiekiem bez pomysłu na własne życie. Hazard niesie ze sobą ryzyko totalnego uzależnienia. Gra w pokera jest jak bokserska walka na ringu. Poza tym ringiem świat dla ciebie nie istnieje. Obchodzi cię tylko to, jak przetrwać - a wszystkie pytania, które atakują młodego człowieka bez koncepcji na życie nie mają już żadnego znaczenia.
Poker był dla mnie właśnie taką ucieczką totalną. Później, kiedy zająłem się filmem i muzyką, poker zniknął zupełnie z mojego życia. Dziś osoby, które wiedzą o tym okresie w mojej przeszłości, proponują mi czasami partię pokera, ponieważ gra ta znowu stała się modna. Odpowiadam wtedy: "Posłuchajcie, z pokerem jest tak, jak z zawodowym boksem i bokserem, który po latach proszony jest o demonstrację swoich umiejętności. Ja nie chcę do tego wracać i nie mogę tego zrobić, ponieważ poker był dla mnie grą o życie".
Grałem, by przetrwać na pokerowym ringu. Partia pokera, w której stawką jest sto złotych, czy też po prostu gra dla zabawy, nie ma dla mnie najmniejszego sensu.
Teraz może pan grać w pokera swoją muzyką!
Tak, owszem, istnieją między nimi pewne podobieństwa! Z pokerem jest tak, że każda nowa karta trzymana w ręce to jakby nowe życie, a gracz musi zadecydować, co z tym "życiem" zrobić.
Nowy rozdział!
Jako piosenkarz mogę powiedzieć, że każda nowa kompozycja Borisa też jest takim nowym życiem, ścieżką dźwiękową niewidzialnego, nieistniejącego jeszcze filmu, a ja muszę dojść do tego, co z tym zrobić. Istnieją więc pewne podobieństwa - ale tworzenie muzyki jest o wiele przyjemniejsze, niż gra w pokera.
Czy może mi pan powiedzieć, jaki jest sekret "Touch Yello"?
To bardzo, bardzo trudne pytanie. Myślę - czy raczej mam nadzieję, jako jeden z jego twórców - że to interesujący album. Generalnie uważam, że im bardziej interesująca muzyka, tym mniej z tej muzyki da się przełożyć na słowa. W muzyce najważniejsze jest to, że można poprzez nią wyrażać tylko to, co da się wyrazić muzycznie.
Kiedy po praz pierwszy wystawiałem swoje prace jako artysta, pewna stacja telewizyjna poprosiła mnie o rozmowę. Było to 40 lat temu. Pamiętam, że pytano mnie, co miałem na myśli, tworząc poszczególne dzieła. Odpowiedziałem: "Słuchajcie, gdybym mógł przełożyć to na słowa, to byłbym idiotą, tworząc te wszystkie kompozycje".
W przypadku muzyki prawda ta ma jeszcze większe zastosowanie, i na tym właśnie polega piękno muzyki: porusza ona te obszary twojego umysłu, do których nie mogą dotrzeć inne sposoby narracji. Nie da się tego przełożyć, muzykę można tylko analizować. Można zastanawiać się, dlaczego Bach jest wielkim kompozytorem, a tysiące innych barokowych kompozytorów nigdy nie osiągnęło tego poziomu. Można zastanawiać się, dlaczego Chopin jest wyjątkowym, fantastycznym, awangardowym twórcą - ale ciężko jest dotrzeć do sedna jego sekretu i zdefiniować go. Ta tajemnica jest zanurzona w jego muzyce, i nie można jej od tej muzyki oddzielić.
Musimy czytać pomiędzy dźwiękami - albo raczej słyszeć pomiędzy dźwiękami.
Tak, tak...
Dziękuję za wywiad.
(tłumaczenie: Katarzyna Kasińska)