Mela Koteluk: Działanie na psi węch
- Mieszkając w Londynie, nie miałam żadnych ambicji muzycznych - wspomina w rozmowie z Interią Mela Koteluk, która w ciągu raptem dwóch lat stała się jedną z najbardziej cenionych polskich wokalistek.
Laureatka dwóch Fryderyków i innych równie fajnych statuetek Mela Koteluk równo 10 lat temu zatrudniła się jako kelnerka w Londynie i nawet jej się nie śniło, że zrobi taką karierę, jaką robi od wydania albumu "Spadochron" w 2012 roku.
- Mieszkając w Londynie, nie miałam żadnych ambicji muzycznych. Nie zajmowałam się muzyką i właściwie zażegnałam całą swoją działalność muzyczną, która wtedy polegała na śpiewaniu piosenek z kręgu poetyckiego - wspomina Mela Koteluk w rozmowie z Interią.
- Wyjechałam z Polski, ponieważ nie widziałam tutaj swojej przyszłości muzycznej. Chciałam się od tego oderwać na jakiś czas. Dopiero po trzech latach przyszła taka tęsknota za muzyką i postanowiłam, że wracam do Warszawy w celu poszukania swojego zespołu. I to się udało - opowiada 29-letnia piosenkarka.
W listopadzie 2014 r. ukazał się drugi album Meli Koteluk - "Migracje" (czytaj naszą recenzję). Wyprodukowane przez Marka Dziedzica wydawnictwo już tydzień po premierze zyskało status Złotej Płyty. Wygląda na to, że sukces "Spadochronu" nie był jednorazowym wyskokiem.
- Zależało mi na tym, żeby przełamywać formy. Żeby te nowe piosenki nie były tak klasyczne jak na "Spadochronie". Wydłużyliśmy te piosenki, często robiliśmy na opak, pod włos, dobieraliśmy brzmienia, które nas samych zadziwiały. Jest to działanie na psi węch. Ja wykorzystuję w swoim życiu i w swojej pracy intuicję. Chwalę sobie takie podejście. Nie mam we krwi kalkulacji - podkreśla Mela Koteluk.
O przebiegu prac nad "Migracjami" opowiada tak:
- Pojechaliśmy z zespołem do Burdąga na Mazury i urządziliśmy sobie dziki tydzień prób od godziny 9 do 21 i tam powstał właściwie materiał na trzy płyty.
Mela zaznacza, że podczas prac nad kompozycjami nie zastanawia się nad ich przyszłym odbiorem.
- Nie pojawiają się u mnie myśli, że to może się komuś nie spodobać, ponieważ ja piszę dla siebie i jeżeli uznaję, że coś jest pełne, to jestem z tego zadowolona. Bez jakiegoś szalonego entuzjazmu, ale po prostu uznaję, że to jest skończone. Natomiast jest coś takiego z każdym dziełem czy "dziełkiem", że jego ranga rośnie wraz ze zderzeniem z odbiorcą. Ale to jest rzecz, nad którą nie mam kontroli.
Gdy przed koncertem na Open'erze zwróciliśmy Meli uwagę na jej starannie przygotowany wizerunek (image trochę w stylu Blake Lively), wokalistka żachnęła się.
- Uważam wizerunek za drugorzędną sprawę. Natomiast wydaje mi się, że z szacunku do publiczności to jednak na koncert warto coś ze sobą zrobić. Ja bardzo lubię przygotowywać się przed występem i przede wszystkim dobrze się czuć. To jest najważniejsze. Ta energia, która wychodzi z człowieka, gdy dobrze się czuje, styka się bezpośrednio z energią publiczności.
A wśród publiczności m.in. fanki Dawida Podsiadły. Sięgając po nomenklaturę kibicowską, fankluby Meli i Dawida mają bowiem "zgodę". Podobnie jak sami wokaliści, którzy świetnie się dogadują, kibicują sobie, a niewykluczone, że niebawem nagrają duet.
- Dawid ma wspaniały fanklub, to świetne i szalone dziewczyny, które są bardzo kochane i pojawiły się na kilku moich koncertach. Natomiast z Dawidem rzeczywiście mamy kontakt, jesteśmy oboje bardzo zapracowani, ale często spotykamy się przy okazji koncertów. Bardzo mu zresztą kibicuję od początku, od kiedy tylko usłyszałam pierwszy singel z jego płyty. Wiedziałam, że zamiesza i tak się stało - cieszy się Mela.
Ponieważ Koteluk z wykształcenia jest medioznawcą, zagadnęliśmy wokalistkę o aktualne trendy na styku kultury i mediów.
- W internecie dzieją się rzeczy, które dziać się nie powinny i nowoczesne media przez swoją naturę napędzają pewne negatywne zjawiska - zauważa.
Ale kończy optymistyczną nutą.
- Jestem wielką fanką mediów nowoczesnych, nowych technologii, jestem szczęśliwa, że uwalniamy kulturę w sieci. Jest taka tendencja, by każdy miał w przyszłości dostęp do dóbr kultury. Jestem wielką fanką tej drogi. Jest to droga w jedną stronę.
Zobacz teledysk do przeboju "Melodia ulotna":