Małgorzata Ostrowska: nie chciałabym debiutować w tych czasach [WYWIAD]

Małgorzata Ostrowska jest jedną z gwiazd tegorocznej edycji NEXT Fest /Karol Makurat /East News

Małgorzata Ostrowska będzie jedną z gwiazd NEXT Festu, który w dniach od 18 do 21 kwietnia opanuje Poznań. Przed imprezą porozmawialiśmy o obchodach 40-lecia, młodej muzyce, nowej "Akademii Pana Kleksa" oraz o tym, kim był Pustorak pokochany przez Meluzynę.

Oliwia Kopcik, Interia: W tym roku świętuje pani 40 lat na scenie, więc na początek muszę pogratulować tylu lat kariery. 

Małgorzata Ostrowska: - Dziękuję serdecznie. To jest 40 z hakiem, ale pandemia trochę pomieszała nam szyki, w związku z tym ciągle świętuję czterdziestolecie (śmiech).  

Myślała pani w ogóle na początku tej drogi, że faktycznie uda się żyć z muzyki czy początkowo to było raczej na zasadzie przygody i zobaczymy, co się wydarzy? 

- Absolutnie na zasadzie przygody. Ja, szczerze powiedziawszy, nawet trochę się broniłam przed tym. Chciałam być biologiem, zdawałam na biologię, nie dostałam się i do Studia Sztuki Estradowej w Poznaniu zapisałam się tylko w celu przezimowania.  

Reklama

Czyli plan B okazał się tym lepszym.  

- Tak by to można ująć, rzeczywiście. Życie i wszystkie zdarzenia pchały mnie ciągle w tym kierunku, i to bodajże od 11. roku życia, a ja robiłam wszystko, żeby to odwrócić. Nie udało się, na szczęście.  

Muzycy, którzy działali w latach 80. zawsze mają jakieś śmieszne anegdoty o tych początkach. Albo takie, które teraz są śmieszne, ale wtedy były straszne. 

- A ja nie mam, bo jestem inna (śmiech). Nie pamiętam anegdot, zapewne gdzieś tam się zdarzały śmieszne rzeczy, ale one mi się przypominają w różnych, najmniej oczekiwanych momentach. Akurat na zawołanie nie.  

Będzie pani świętowała 40-lecie między innymi na Gitarowym Rekordzie Guinnessa czy na Next Feście w Poznaniu. Czego możemy się spodziewać na tych koncertach? 

- Na pewno tego, czego wszyscy oczekują, czyli starych kawałków, tych które wzbudzają sentyment, jak "Meluzyna". Z okazji jubileuszowych koncertów gramy stare kawałki, ale nie tylko te najbardziej znane. Trochę gramy też takich utworów, które nam wydają się ciekawe. Czasami są ludzie, którzy je pamiętają, czasami publiczność dopiero je odkrywa.  

W związku z tymi koncertami, szczególnie na Next Feście, chcemy też zaprezentować trochę zupełnie nowego repertuaru, przygotowanego na najnowszą płytę, która ukaże się jesienią. Troszkę będzie premierowych utworów, bo chcemy pokazać też to, co nowego się u nas dzieje.  

Jeszcze się zatrzymam na chwilę przy Next Feście. Tam zaprezentuje się też wielu debiutantów, albo raczej: zaprezentują się głównie debiutanci. Śledzi pani tę młodą polską scenę? 

- Troszkę tak. Wiem, że na Next Feście będą głównie młodzi wykonawcy, a my będziemy w opozycji i zobaczymy, jak to będzie przyjęte. Myślę, że będzie dobrze, bo ludzie jednak najbardziej lubią to, co dobrze znają. A ci młodzi wykonawcy bardzo często nawiązują do lat 80. czy 90. Myślę, że to będzie fajne wydarzenie, ponieważ będzie to próba takiej... konfrontacji. Nie wiem, jak to wypadnie, bo oczywiście sama mam wielką tremę, no ale takie wyzwania trzeba podejmować.  

Ma pani kogoś z tych młodych na oku, z kim chciałaby pani coś nagrać? 

 - Nawet gdybym miała, to nie zdradzę. Ja najbardziej nie lubię odmowy, więc gdybym coś takiego tutaj zdradziła, a nie doszłoby do tego, to byłoby rozczarowanie. Na pewno są tacy artyści, jest wielu wykonawców młodych i jeszcze młodszych. Wśród tych młodych na przykład Daria Zawiałow. Ale ona też już w tej chwili ma młodsze pokolenie za plecami. Taka jest kolej rzeczy i prawa rynku. 

Jakie rady można dać debiutantom? Albo co pani powiedziałaby sobie sprzed 40 lat? 

- Z racji tego, że rozmawiamy po tych 40-kilku latach i mogę powiedzieć, że udało mi się zostać w pamięci ludzi, to powiedziałabym sobie to, czego doświadczyłam. Że należy realizować swoje pasje, chociaż jest to czasami bardzo duże ryzyko, czasami się udaje, czasami nie. To jest bardzo trudny zawód, który po pierwsze polega na dzieleniu się bardzo głębokimi emocjami. To jest czasami dla ludzi bardzo trudne, dla mnie też bywa. Po drugie w tym zawodzie nawet stawiając wszystko na jedną kartę, może się nie udać.  

Jednak mimo wszystko zachęcałabym młodych ludzi do tego, żeby realizowali swoje pasje, bo jeśli się uda, to będzie ogromna satysfakcja. A poza tym, jeśli ma się udać, to trzeba się temu poświęcić w stu procentach. Uda się albo nie - to jest łut szczęścia. Ale ryzykować należy.  

Myśli pani, że debiutanci mają teraz trudniej, bo każdy może wrzucić swój materiał do sieci i konkurencja jest duża, czy właśnie dzięki temu mają prościej, bo łatwiej jest pokazać się szerszej publiczności? Słyszałam już od doświadczonych muzyków, że nie chcieliby teraz debiutować.  

- Myślę, że nie chcieliby w tej chwili debiutować, tak samo jak ja, bo totalnie zmieniły się zasady. Dla mnie są one trudne do zrozumienia, bo znam inne drogi promocji, dotarcia do ludzi, inne zasady prowadzenia tego zawodu. Tutaj wkraczamy w działkę menedżerską. Tak, zdecydowanie nie chciałabym debiutować w tych czasach.  

Natomiast czy jest dużo większa konkurencja? Nie wiem, ponieważ my w tej chwili z perspektywy wielu lat po prostu nie pamiętamy 90% wykonawców i zespołów, które debiutowały w latach 80. Po prostu nie przetrwały weryfikacji czasowej. Spośród tych artystów, którzy teraz startują, także przynajmniej 90% zniknie i ci następni, za 10 czy 20 lat, będą twierdzili, że w latach dwudziestych była zdecydowanie mniejsza konkurencja. Czas to wszystko weryfikuje. I pamięć ludzka.  

Zostawiając już debiutantów, nie mogę też nie spytać o nową "Akademię Pana Kleksa". "Podróż w krainę baśni" zyskało nowa wersję śpiewaną teraz przez filmowego Alberta. Niektórzy twierdzą, że to profanacja, inni że fajnie, że nowe pokolenie może poznać te klasyki, a jak pani się na to zapatruje? 

- Oglądałam, byłam na premierze, generalnie film bardzo mi się podoba. Podobało mi się, że to jest nowe spojrzenie na stare historie, na stare piosenki także, fajnie, że one się tam pojawiają. Natomiast nie przypadła mi do gustu akurat "Podróż w krainę baśni" w nowej wersji. Według mnie straciła coś. To jest moje zdanie, ale oczywiście każdy ma prawo do zupełnie innej oceny, bo pewnie są ludzie, którym podoba się ona bardziej niż oryginał.  

Jest dużo bardziej liryczna, ja słuchając obu wersji, mam wrażenie, że ta piosenka jest w ogóle o czymś innym. 

- Została dopisana nowa muzyka przede wszystkim, tekst też nie jest ten sam, bardziej jest cytatem, tak że to nie jest ta piosenka. Może tak należy to oceniać - jako coś zupełnie nowego, gdzie jedynie cytuje się fragmenty starego tekstu. 

Ta "Akademia Pana Kleksa" wtedy to było dla pani pewne spełnienie marzeń?  

- Nie było. Dla mnie to było ogromne wyzwanie, głównie ta część aktorska. Absolutnie nie spodziewałam się, że "Meluzyna" osiągnie taką popularność. To było wyzwanie, którego się bardzo bałam i trochę się przed nim broniłam. Myślę, że nikt wtedy nie spodziewał się, że ten film będzie miał taką historię.  

Spisując sobie te pytania, myślałam o tym, że pewnie dużo osób wychowanych na starym Kleksie cały czas się zastanawia, kim był Pustorak.  

- (śmiech). Ja też! Wiem jedynie, kim była Meluzyna, natomiast o Pustoraku nie doczytałam. 

Ja przed rozmową się dokształciłam! To legenda z XIV wieku, Pustorak był mężem Meluzyny i tam była historia, że on nie dotrzymał danej tajemnicy, i na jego rodzinę spadła klątwa. 

- Uzupełnię braki (śmiech). Potraktowałam obie postaci jako postaci czysto fikcyjne.  

A skoro rozmawiałyśmy o marzeniach, to ma pani jeszcze jakieś muzyczne? 

- Mam różnych marzeń całe mnóstwo i niechętnie się nimi dzielę, ponieważ zazwyczaj wtedy się nie sprawdzają.  

To na koniec filozoficznie - gdyby słuchał pani cały świat, co by pani powiedziała? 

- Cieszyłabym się! Tu się włącza moje bardziej trzeźwe spojrzenie na życie: nie ma takiej możliwości, żeby słuchał mnie cały świat. Jestem niezmiernie usatysfakcjonowana tym, że poprzez moje piosenki, poprzez pewien zbieg okoliczności życie postawiło mnie na scenie i mam publiczność, która mnie słucha. Nie jestem człowiekiem żyjącym ofensywnie, więc gdyby nie ten zbieg okoliczności, nigdy nie byłabym w stanie przebić się z moimi emocjami, przemyśleniami, jakimikolwiek wypowiedziami do szerszego grona ludzi. Tak że z tego, co mam w tej chwili, jestem niezmiernie zadowolona. A gdyby słuchał mnie cały świat, pewnie byłabym jeszcze bardziej.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Małgorzata Ostrowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama