"Madonna wiele mnie nauczyła"
Angielski producent i gitarzysta William Orbit swą karierę zaczynał jeszcze na początku w lat 80., jako członek tria Torch Song. Z biegiem czasu stał się wziętym producentem i remikserem, pracował m.in. ze Stingiem, Belindą Carlisle, Wishbone Ash. Światową popularność zyskał dwa lata temu dzięki płycie Madonny „Ray Of Light”, której był współtwórcą i producentem. W 1995 r. wydał własny album „Pieces In A Modern Style”, zawierający przeróbki kompozycji muzyki klasycznej, który po tygodniu został jednak wycofany ze sprzedaży, ze względu na sprzeciw wydawcy Henryka Góreckiego, autora jednej z kompozycji. Płyta – w zmienionej wersji - ponownie ukazała się w tym roku, a w ramach jej promocji Orbit przyjechał na chwilę do Polski. Oto obszerne fragmenty spotkania z nim w Warszawie.
Podczas pobytu w Polsce miałeś się spotkać z Henrykiem Góreckim. Udało ci się?
Rozmawialiśmy tylko przez telefon. Problem polegał na tym, że on nie mówi po angielski, choć zna niemiecki. Z kolei ja nie znam tego języka. W końcu porozumiewaliśmy się po francusku, choć obydwaj znamy ten język kiepsko. Nie rozmawialiśmy o jakiś konkretnych sprawach, ale być może w przyszłości uda nam się spotkać i dłużej porozmawiać, może nawet o jakiejś współpracy. Na razie jest to tylko luźny pomysł. Nie udało nam się porozumieć ze względu na barierę językową, ale w sumie oczekuję, że pan Górecki przedstawi jakiś konkretny pomysłem i przedstawi swoje oczekiwania. Mam również nadzieję, że zrobię coś wspólnie ze Zbigniewem Preisnerem.
Czy udało się dowiedzieć, co Henryk Górecki sądzi o twojej ostatniej płycie „Pieces In A Modern Style”, na której znalazła się przeróbka jego kompozycji?
Nasza rozmowa była naprawdę utrudniona. Wiem jednak, że w sumie mu się podobało. Wspomniał coś o „Adaggio”. Zresztą on do tego rodzaju przedsięwzięcia podszedł pozytywnie już wcześniej. Dla mnie najważniejszą rzeczą jest to, że w ogóle zgodził się na wydanie albumu. Już to było dla mnie dużym wyróżnieniem, ponieważ wcześniej zdarzyło się, że ktoś w jego imieniu odmówił mi zgody. Jakiś czas po pierwszym naszym spotkaniu przeczytałem o nim książkę i dopiero wtedy naprawdę wiele się o nim dowiedziałem. Gdybym wiedział o nim to wszystkie rzeczy o nim wcześniej, przypuszczalnie nie zdecydowałbym się na tego rodzaju interpretację jego kompozycji.
Czy to prawda, że album został wydany cztery lata wcześniej?
Tak i nie. Wydana została tylko połowa tego materiału, ale druga połowa to materiał zupełnie nowy.
"Addagio for Strings" to pierwszy singel z tej płyty, ale dlaczego ukazał się akurat remiks tego utworu?
Mnie, jako twórcy, ten remiks się podoba. Powodem jest to, że samo „Addagio” jest bardziej muzyczną wycieczką, aniżeli konkretnym utworem. Remiks podchwycił to brzmienie. Stwierdziłem, że będzie to idealnie pasować do stacji radiowych. Czasami może to jednak prowadzić do kłopotów, bo ludzie myślą, ze to nowy, oryginalny utwór dance’owy.
W jaki sposób został dobrany materiał na płytę?
Zdecydowanie działała tu fascynacja. Tych utworów słuchałem od zawsze i nigdy się nimi nie nużę. To jest naprawdę wspaniałe uczucie. Muzyka klasyczna jest zupełnie innym światem. Te utwory dają niesamowite możliwości interpretacyjne. Kiedy przygotowywałem album, dobierałem przede wszystkim kompozycje, które mi osobiście się podobają, a nie te, które po prostu by tam pasowały.
Jaka była reakcja fanów na takie mieszanie muzyki klasycznej i elektronicznej, jakie zaprezentowałeś na swym ostatnim albumie?
Część publiczności, słuchająca muzyki klasycznej, była prawie że wrogo nastawiona do mojej muzyki. Muszę przyznać, iż było to dla mnie trudne doświadczenie. Chociaż nawet i wśród osób słuchających muzykę ambient znaleźli się tacy, którzy jej nie lubili. Ogólnie rzecz mówiąc spotkałem się z różnego rodzaju reakcjami, zarówno ze strony fanów muzyki klasycznej, jak i tych słuchających pop, czy ambient.
Podobno masz problemy ze zrozumieniem polskiego kina. Czy są jakieś filmy, których kompletnie nie rozumiesz?
Nie, raczej nie. „Nóż w wodzie”, czy też inne wczesne filmy Polańskiego, różnią się od hollywoodzkich produkcji, ale pojawiają się w nich pewne tematy, wątki i wartości, które są uniwersalne w całej kinematografii. Różnice są właściwie tylko w stylu, realizacji tych pomysłów. Dlatego nie mam większych problemów z rozumieniem polskich filmów.
Niektórzy nazywają cię muzycznym postmodernistą. Jak do tego podchodzisz i co dla ciebie oznacza ten termin?
Nie jestem muzykologiem i nie zastanawiam się nad tym. Nie wiem, czym jest tak do końca postmodernizm i co to znaczy być postmodernistą. Czy to jest to, co pojawiło się po latach 60. i 70.? Może teraz mamy z powrotem modernizm? Nie wiem, jak to opisać. W tym pytaniu kryje się sugestia, że tworzę jakiś styl. Tak jednak nie jest. Robię po prostu to, co mi się podoba i na co mam w danej chwili ochotę. Oczywiście, może z tego powstać jakiś styl, czy rodzaj muzyki, ale to mnie już nie interesuje. Muzyka jest moim najważniejszym językiem i środkiem wyrażania swych uczuć.
Czy komponowanie jest równie przyjemne jak produkowanie lub przetwarzanie cudzych utworów?
Myślę, że jest bardziej przyjemne. Nawet jeśli moja ostatnia płyta nie sprzedałaby się w tysiącach egzemplarzy, i tak myślałbym o tym, aby nagrać kolejną. Komponowanie jest dla mnie czymś więcej aniżeli tylko przyjemnością, jest swego rodzaju hobby. Jestem praktycznie amatorem w tej branży. Nie mam muzycznego wykształcenia. Dlatego właśnie traktuję muzykę jako hobby.
Jak bardzo różni się praca nad utworami popowymi od przerabiania utworów muzyki klasycznej?
Obecnie różnica jest spora. Przede wszystkim, w przypadku muzyki klasycznej, zrezygnowałem z samplingu. Ta muzyka jest już gotowa, ja mogę ją już tylko interpretować na różne sposoby. Muzyka pop ciągle wiąże się z nowymi trendami i tam trzeba uważać na to, czy będzie się podobać, czy nie. Z muzyką klasyczną nie ma tego problemu i dlatego przychodzi mi to o wiele łatwiej. Poza tym nie uważam się za żadnego wielkiego kompozytora.
Prowadzisz rozmowy z Góreckim i Preisnerem. Czy to znaczy, że na twojej kolejnej płycie znajdą się utwory wyłącznie polskich kompozytorów?
Nie, na pewno nie. Chciałbym jeszcze przyjechać do Polski na parę dni i pozwiedzać. Warszawę miałem okazję obejrzeć tylko przez okna. A mój kolejny album będzie zawierał wiele nazwisk kompozytorów, zarówno tych jeszcze żyjących, jak i tych sprzed lat. Chciałbym zrobić tutaj jakiś projekt radiowy, Nie wiem, jak mają się sprawy z radiem w tej części Europy. Wiem, co dzieje się z muzyką i filmem, i to jest dla mnie bardzo interesujące. Pomysły jednak powstają na bieżąco, więc wszystko jeszcze się może zdarzyć.
Czy praca nad kolejnym albumem Madonny była łatwiejsza aniżeli za pierwszym razem?
Każda minuta spędzona z Madonną jest fascynująca. Jej nowy album jest bardziej taneczny i zabawowy. Poprzedni był bardziej duchowy. Lecąc tu samolotem słuchałem „Ray of Light” pierwszy raz od dłuższego czasu i przypomniałem sobie, jak bardzo uduchowiona jest muzyka na tym albumie. Nowy album Madonny będzie odmienny - będzie to po prostu muzyka do tańca, choć na pewno owe duchowe elementy też będą gdzieś tam wplecione. Na końcowy efekt musicie jeszcze poczekać.
Podobno odmówiłeś zespołowi Blur, gdy poprosił cię o produkowanie ich następnej płyty.
Nie odmówiłem. Uwielbiam ich muzykę. Będąc tak sławnym i ciągle jeżdżąc po świecie, i spotykając się z dziennikarzami (śmieje się), po prostu nie mam czasu, aby pracować z nimi nad całym albumem. Mam swego rodzaju problem – nie mam czasu na to, aby robić wszystko, na co mam ochotę. I tak było w przypadku Blur. Na wręczeniu nagród brytyjskiego przemysłu muzycznego Damon Albarn zapytał mnie: „William, kiedy przestaniesz robić muzykę dla dziewczynek w krótkich spódniczkach i zajmiesz się czymś poważniejszym?” Uwielbiam muzykę Blur i naprawdę chciałbym z nimi pracować, ale po prostu nie mam dość czasu. Da się jakoś muzycznie pogodzić pracę z Madonną, Preisnerem i Limp Bizkit, ale problemem zawsze jest tylko kalendarz.
Czego się nauczyłeś współpracując z Madonną?
Naprawdę wielu rzeczy. Przede wszystkim umiejętności skupienia się na pracy. Ona potrafi to doskonale robić. Ja czasami mam chwile zwątpienia w to, co robię, ale ona zawsze jest pewna swego celu i nieustannie do niego zmierza. Ma dużą pewność siebie. Poprzez to daje mi jakby pewność, że to co robię, jest dobre. Do tej pory to ja mówiłem innym, aby uwierzyli w siebie i robili dobrze to, co potrafią. Miło jest, kiedy znajdzie się ktoś, kto powie to samo również tobie. Inna przyjemna sprawa to po prostu przebywanie z nią. Kiedy będę stary, to chyba napiszę o tym książkę i ona o tym dobrze wie (śmieje się).
Co z twoją grą na gitarze, czy istnieje szansa na usłyszenie większych ilości gitary na twym następnym albumie?
Zdecydowanie tak. Może nie wiecie, ale jestem o wiele lepszym gitarzystą niż się wszystkim zdaje. Na pewno gram na gitarze lepiej aniżeli na klawiszach, choć wszyscy - nie wiadomo dlaczego - uważają mnie za klawiszowca.
Co myślisz o współpracy zespołów rockowych z orkiestrami symfonicznymi, jak na przykład ostatnio zrobiła to Metallica?
Szczerze mówiąc nie słyszałem jeszcze tego albumu Metalliki, ale moim zdaniem sprawa wygląda tak. Nie jest dobrze, kiedy zespoły zaczynają robić to tylko na pokaz. Kiedy zaczynają się zajmować tylko aspektem technicznym, mogą zatracić to, o co w tym wszystkim chodzi, czyli muzykę. To musi być dobrze dopracowane i przemyślane. Większość takich rzeczy tak naprawdę mi się nie podoba. Lubiłem to, co zrobił na przykład Brian Eno. W muzyce elektronicznej chodzi bardziej o melodię i dlatego łatwiej jest to pogodzić, tak jak na przykład Aphex Twin.
Pracowałeś z wieloma artystami. Którego z nich uważasz za najlepszego i który album uważasz za najlepszy?
To tak jakby zapytać, którą rękę wolę. Jeśli chodzi o albumy, to na pewno byłyby to „13” zespołu Blur i „Ray of Light” Madonny. Ciężko powiedzieć, z kim współpracowało mi się najlepiej, ale mogę ujawnić, z kim pracowało mi się źle. Na pewno nie podobała mi się współpraca z grupą Human League. Jej lider Phil Oakey to największy despota, jakiego spotkałem.