Luna: kosmos zawsze był dla mnie inspirujący [WYWIAD]
22 kwietnia ukazał się album LUNY "Nocne zmory". "Na debiutanckiej płycie zdecydowałam się wystąpić w pełni solo, bo stwierdziłam, że to jest pierwsza płyta i chciałabym pokazać jak najbardziej ten mój świat, moją stylistykę i moją muzykę" - mówi w wywiadzie dla Interii.
Oliwia Kopcik, Interia: Dzisiaj (22 kwietnia - przyp. red.) premiera twojej płyty. Co dziś przeważa - podekscytowanie czy obawy o to, jak album będzie przyjęty?
Luna: - Na pewno ekscytacja. Szczerze powiedziawszy, myślałam, że dotrwam do północy, ale o dziwo zasnęłam. Byłam taka zmęczona, miałam tak dużo w sobie emocji... Dzisiaj pierwszy raz się tak wcześnie obudziłam i w dodatku z taką radością, a zazwyczaj trudno jest mi wcześnie wstać [śmiech]. Musiałam zobaczyć, ile osób słucha płyty, sprawdziłam wszystkie serwisy streamingowe. Na razie czuję bardzo dużą ekscytację i poruszenie.
Wcześniej wydałaś anglojęzyczną EP-kę, teraz płyta jest po polsku. Od kilku artystów słyszałam, że w zależności od języka, inaczej wyrażają siebie. A jak jest u ciebie?
- To prawda, muszę przyznać, że zupełnie inaczej się pisze i zupełnie inaczej się śpiewa w języku polskim i angielskim. Ja zaczęłam od języka polskiego i myślałam, że przy tym pozostanę, ale potem wszystko się tak potoczyło, że dostałam od Spotify propozycję stworzenia piosenki po angielsku. I całkiem dobrze się to przyjęło, więc stwierdziłam, że czemu nie - będę tworzyć i po polsku, i po angielsku.
To jest też fajne urozmaicenie i w pewien sposób poszerza horyzonty. Bo pisząc i śpiewając po polsku, bardziej skupiam się na słowie i na sobie. A z racji tego, że angielski to nie jest mój pierwszy język, to nie są aż tak ważne dla mnie słowa w momencie ich śpiewania, ale same emocje. Poza tym odkryłam wielką moc pisania po angielsku, bo zobaczyłam, jak wiele można zawrzeć w tekście. Po polsku nie zawsze się tak da. Język polski jest dosyć trudny do pisania, niektóre słowa i wyrażenia po prostu nie brzmią dobrze. A angielski jest bardziej dźwięczny, niektóre metafory lepiej brzmią...
A uważasz, że trzeba nagrywać po angielsku, żeby zrobić karierę za granicą?
- Myślę, że nie jest to obowiązkowe, ale to wszystko jest bardzo trudne do przewidzenia. Nie wykluczam, że polski hit może się okazać hitem światowym, ale wydaje mi się jednak, że śpiewanie po angielsku ułatwia to wyjście za granicę. Dlatego też zdecydowałam się wydać tę EP-kę i dlatego też tworzę i po polsku, i po angielsku. Z tym materiałem anglojęzycznym chcę się otworzyć właśnie na zagraniczne rynki.
Na płycie wspominasz o Elonie Musku, jako "czytelnym dla wszystkich symbolu namacalnej, fizycznej obecności człowieka w kosmosie, jako kusicielu". A jeśli chodzi o muzyczne inspiracje?
- Mam ich mało. Kiedy wchodzę do studia, to staram się nie słuchać za bardzo innej muzyki, żeby za bardzo się nie zainspirować i czegoś nie powtórzyć. O to jest teraz bardzo łatwo, zwłaszcza że obecne brzmienia się do siebie jednak trochę podobne i trudno jest stworzyć coś zupełnie, zupełnie innego.
Inspirują mnie na pewno różne odgłosy takie... organiczne, które słyszę obok siebie. Wiesz, odgłosy wiatru, wody, palącego się ognia. Tak samo kosmos jest dla mnie bardzo inspirujący. Wiadomo, że nie słyszę go na co dzień, chyba że włączę sobie na Youtube [śmiech], ale jest niesamowitą przestrzenią, której bardzo lubię słuchać. Staram się też słuchać siebie i ludzi wokół mnie - to też jest bardzo inspirujące i pomaga w tworzeniu.
A jeśli miałabym wymienić jakichś artystów, to bardzo mnie ciągnie do Skandynawii. Moją wielką inspiracją jest Björk. Bardzo lubię jej muzykę i w ogóle całą kreację artystyczną. Oprócz tego Aurora, Eivør... i oczywiście Nick Cave!
To takie dosyć mroczne i surowe klimaty.
- Tak, akurat artystycznie zdecydowanie bardziej ciągnie mnie do mroku [śmiech].
Nagrałaś piosenkę m.in. z Justyną Steczkowską. Masz taki swój wymarzony duet, po którym mogłabyś powiedzieć, że osiągnęłaś wszystko?
- Na debiutanckiej płycie zdecydowałam się wystąpić w pełni solo, bo stwierdziłam, że to jest pierwsza płyta i chciałabym pokazać jak najbardziej ten mój świat, moją stylistykę i moją muzykę. Ale jeśli chodzi o duety, to wymarzonym byłby dla mnie duet właśnie z Björk czy Aurorą. To duże marzenia, ale warto je mieć. Może kiedyś się uda.
Na początku kariery byłaś też związana z teatrem. Planujesz jeszcze do tego wrócić czy chcesz całkowicie oddać się muzyce?
- Chyba nie chcę się zamykać i ograniczać, bo sztuka jest przepiękną sferą, w której chciałabym całe życie działać. Na razie na pierwszym miejscu jest muzyka, ale teatr, film czy sztuki wizualne... to wszystko się łączy. Staram się też z tego czerpać, jak najwięcej inspiracji przemycać i ten aspekt teatralny włączać do mojej muzyki. Wydaje mi się, że wtedy też ona jest ciekawsza i ma trochę inny wymiar. Ale póki co w teatrze nie planuje grać. Na razie tylko chodzę do teatru tak prywatnie [śmiech].
Wracając jeszcze na chwilę do Muska... Skąd u ciebie to zainteresowanie kosmosem?
- Nie jestem w stanie podać konkretnej przyczyny, ale zawsze coś mnie ciągnęło do tej szerokiej, wielkiej przestrzeni kosmicznej. Kosmos zawsze był dla mnie bardzo inspirujący, trochę też przerażający w swojej głębi czy wręcz nieskończoności. To mnie fascynowało, zwłaszcza kiedy byłam małym dzieckiem. Uwielbiałam przesiadywać nocami w ogrodzie i wpatrywać się w nocne niebo, w księżyc. Wyobrażałam sobie, że z nim rozmawiam. I trochę mi to zostało, bo zdarza mi się lunatykować [śmiech]. I zdarza mi się rozmawiać z Księżycem, choćby w piosenkach.
Tę fascynację przekułam na sztukę, bo pomyślałam, że to uczucie, które ja pamiętam z dzieciństwa, tego wpatrywania się w kosmos, hipnozy i zatapiania się w przestrzeń, chciałabym uzyskać swoją muzyką. Chciałam pozwolić słuchaczom na chwilę się poczuć tak, jak często się czułam, patrząc na Księżyc. Tą płytą chciałam na chwilę oderwać od Ziemi i przenieść do innej przestrzeni, oderwać od myśli, od wszystkiego, co jest tu i teraz, i od tego przebodźcowania, które wszyscy na co dzień odczuwamy.
Czyli to nie jest tylko sceniczne wcielenie, ale prywatnie też czujesz ten związek z kosmosem.
Tak, dokładnie! Chyba nawet wolałabym, żeby Luna była moim alter ego, ale już tak się ze mną zżyła, że jesteśmy nieodłączne. Trudno jest rozróżnić, kiedy jestem Luną, a kiedy nie jestem. Cały czas nią jestem. Do tego stopnia, że moja rodzina zaczęła do mnie mówić Luna, a ja przestałam reagować na moje imię [śmiech].
Zdradzisz nam, co szykujesz na najbliższe koncerty? Fani zostaną przeniesieni w inny wymiar?
Taki jest plan i mam nadzieję, że mi się go jak najlepiej uda zrealizować. Na razie chcę skupić się na letnich, festiwalowych koncertach. Do tej pory koncerty były raczej w klubach, w takim intymnym, nocnym klimacie, dlatego jestem bardzo ciekawa, jak ta muzyka wybrzmi w takich okolicznościach.
To jeszcze na koniec - gdybyś wiedziała, że słucha cię cały świat, co byś powiedziała?
Żeby cały świat dał się ponieść magii i żeby był jak najpełniej tu i teraz. I żeby zaufał sobie.