Łagodna Pianka: Drastyczna rewolucja raczej do nas nie pasuje

Łagodna Pianka wydała drugi album mimo wielu komplikacji /Katarzyna Mierzwińska /materiały prasowe

"Oczywiście, że nacisk był, jednak ta przyziemność czyli praca, nauka, obowiązki, złośliwość rzeczy martwych, nieprzychylność warunków pogodowych (powódź w naszej sali prób) i cała reszta opóźniały naszą pracę. Jestem zdania, że przez to, że tak długo to trwało dopracowaliśmy się brzmieniowo. I utwory dojrzały jak wino" - opowiada o tworzeniu drugiej płyty Łagodnej Pianki gitarzysta i wokalista zespołu Piotr Jabłoński. W rozmowie z Interią on, perkusista Arek Łyszczak oraz menedżer Mariusz Maurycy zdradzili również jak powstała specjalna okładka albumu oraz skąd pomysł na zaskakujący teledysk do utworu tytułowego.

Zespół Łagodna Pianka powstał w Sędziszowie Małopolskim, a jego twórcami są: Piotr Jabłoński (gitara, wokal), Andrzej Jabłoński (gitara basowa), Arek Łyszczak (perkusja) oraz Marcin Dyło (klawisze). Debiutancka płyta zespołu "Najmniejsze przeboje" ukazała się wiosną 2013 roku i zebrała bardzo dobre recenzje. Grupa została zaproszona m.in. na trasę Męskie Granie oraz na Coke Live Music Festival. Jesienią 2015 roku ukazał się drugi album grupy "Prawie science-fiction".

Daniel Kiełbasa, Interia: Gdybyście doświadczyli bliskiego spotkania 3 stopnia, to jaka byłaby wasza reakcja?

Reklama

Piotr Jabłoński: - Myślę, że pierwsze co bym zrobił to, uszczypnąłbym się i sprawdził czy nie śnię. Jeżeli okazało by się, że to nie jest sen to podałbym rękę tej obcej istocie i powiedział I’m waiting for you, uśmiechnął się i poczekał co zrobi. Wierzę w to, że miał by on pokojowe intencje i takie spotkanie ulepszyłoby naszą cywilizację.

Nie pytam bez powodu, bo wasza nowa płyta w sporej części nawiązuje do tematyki kosmosu i życia pozaziemskiego. Skąd pomysł na śpiewanie o kosmitach?

Piotr: - To nie do końca jest tak, że śpiewamy o kosmitach. Muszę zacząć od początku żeby to wyjaśnić. Historia jest taka, iż pewnego październikowego wieczoru 2013 roku graliśmy koncert w lublińskiej Tekturze. Nocleg mieliśmy nad klubem (coś w rodzaju skłotu otwartego dla wszystkich, każdy mógł tam wejść i w wystroju dołożyć coś od siebie). Kiedy już spakowaliśmy graty i poszliśmy na górę popijać herbatę, zobaczyliśmy na ścianie zdjęcie pięknej pary w strojach staropolskich leżących na polanie i zapatrzonych w siebie - taka polska utopia, a pod zdjęciem doczepiony był podpis (wycinek z gazety) "Prawie science-fiction".

- Zobaczyliśmy to i wszyscy nie zastanawiając się dłużej niż minutę stwierdziliśmy, że to jest tytuł następnej naszej płyty. Bardziej chodziło o to, że to prawie s-fi miało oznaczać takie dziewicze połączenie się dwóch osób taką czystą nieskalaną miłością. Każdy z nas przeżył takie pierwsze zauroczenia i z upływem czasu zostaje w pamięci takie wspomnienie, które właśnie można nazwać "prawie sci-fi".

Kto wpadł na pomysł, żeby wasza nowa płyta świeciła się w ciemności, bo przyznam, że to bardzo nietypowy zabieg.

Mariusz Maurycy: - Całe wakacje szukaliśmy mocnego elementu, który podobnie jak przy poprzednim wydawnictwie oddawałby esencję płyty. Najpierw błądziliśmy w kierunku rekonstrukcji wspomnianego przez Piotrka zdjęcia, które stało się źródłem tytułu "Prawie science-fiction". Miałem jednak obawy, że para w strojach ludowych będzie kojarzyć się muzyką folkową i na dodatek trafi na półki pod taką kategorią. Tak było przy debiucie: mieliśmy dzieciaka na okładce i jakiś bystry typ w centrum dystrybucyjnym poważnej sieci sklepów skierował płyty na półki z muzyką dla dzieci. Nie wiedzieliśmy o co chodzi: ludzie nie mogli znaleźć w sklepach naszej płyty, choć teoretycznie była dostępna.

- Postanowiłem skonsultować więc ten pomysł z zaprzyjaźnionym grafikiem Mateuszem Holakiem, który akurat robił wtedy nietypową okładkę dla happysad. Ten odrzucił nasz pierwotny zamysł i od razu zaproponował, że płyta powinna świecić w ciemności, wysłał nam propozycję logo oraz piktogramów związanych z tytułami piosenek. Przyjęliśmy to bez wahania.

Okładka płyty "Prawie science-fiction":

A czyim pomysłem było połączenie "Archiwum X" z "Ojcem Mateuszem" w jednym z waszych teledysków?

Mariusz: - A to akurat był mój zamysł. Jeszcze zanim piosenka "Prawie science-fiction" została nagrana i zyskała taki tytuł, to słysząc główny motyw gitarowy miałem w głowie sceny rodem z czołówki jakiegoś serialu: pościgi, śledztwo, paranormalne zjawiska, dużo akcji. Początkowo koledzy z zespołu nie podzielali mojego entuzjazmu, ale tak się uparłem przy pomyśle, że w wakacje przygotowałem im montaż scen "Z archiwum X" i starych seriali policyjnych jako wizualizację.

- Dostałem wtedy wolną rękę przy produkcji klipu i w duchu Pianki chciałem przełamać powagę oraz osadzić historię w naszej polskiej rzeczywistości. Podczas wspólnego układania scenopisu rzuciłem strasznym sucharem, że męski bohater powinien nazywać się Duchowny i być księdzem, niczym ojciec Mateusz. Jak widać okruszki się posypały gęsto.

Zobacz klip "Prawie science-fiction"

Sprawdź tekst "Prawie science-fiction" w serwisie Teksciory.pl

Dlaczego "Prawie science-fiction" podzielony jest na dwie części?

Mariusz: - To też akurat był mój pomysł. Mam fioła na punkcie układania setlist, tracklist, a także playlist do słuchania na trasie. Utwory były nagrywane w dwóch turach: pierwsza miała miejsce jakoś w styczniu 2014 roku i obejmowała piosenki grane na żywo od dawna, które nie zdążyły jednak załapać się na debiut.

- Druga sesja z zupełnie świeżym, jeszcze nie ogranym materiałem odbyła się w listopadzie tego samego roku. Pomyślałem, że fajnie będzie zaakcentować ten progres. Przez chwilę rozważałem nawet wydanie oddzielnie tych dwóch EP-ek. Ostatecznie złożyliśmy to w album, dając te nowsze numery na pierwszą połowę płyty.

Wróciliście z nową płytą po ponad dwóch latach. W dzisiejszej muzyce to naprawdę szmat czasu. Nie baliście się, że słuchacze o was zapomną? Nie było nacisku, żeby zrobić materiał jak najprędzej?

Piotr: - Oczywiście, że nacisk był, jednak ta przyziemność czyli praca, nauka, obowiązki, złośliwość rzeczy martwych, nieprzychylność warunków pogodowych (powódź w naszej sali prób) i cała reszta opóźniały naszą pracę. Jestem zdania, że przez to, że tak długo to trwało dopracowaliśmy się brzmieniowo. I utwory dojrzały jak wino. Choć duży minus jest taki, że kompozycje zostały trochę z tyłu za teraźniejszymi trendami.

Mariusz: - Przyznam, że pierwotny plan był bardzo ambitny - chcieliśmy wydać drugą płytę w rocznicę premiery pierwszej, pójść za ciosem. Proza życia zweryfikowała jednak nasze chęci, wydaliśmy wtedy tylko zajawkę w postaci singla "Chłopcy w poczekalni". Myśleliśmy, że głównym problemem będą fundusze, a te wbrew powszechnej tendencji znalazły się jako pierwsze. Podobnie gładko poszło dogadanie się z wydawcą. Żeby zatem była równowaga we wszechświecie zaczęło się komplikować wszystko inne: dostępność upragnionego producenta i studia, problemy zdrowotne, powódź, długotrwały brak pomysłu na skończenie ostatniego numeru. Długo by wymieniać.

Zobacz klip "Chłopcy w poczekalni":

Sprawdź tekst "Chłopcy w poczekalni" w serwisie Teksciory.pl

Album został nagrany na setkę. Takie było założenie od początku, czy dopiero w pewnym momencie wpadliście na to, by nagrać to za jednym zamachem?

Arek Łyszczak: - Od początku mieliśmy taki zamiar. Kwestią było znalezienie studia, które by nam to umożliwiło, a jednocześnie "podkręciło" brzmienie, które sami wypracowaliśmy. Stąd wybór padł na RecPublica Studio w Lubrzy. Bardzo dobry czas, który zaowocował drugą płytą - zawsze będziemy go miło wspominać. A kto wie, może następne nagrania zarejestrujemy również tam - na setkę.

Wasza nowa płyta tym razem nie nawiązuje do dzieciństwa i nie opowiada o dobranocce, ale jest o dojrzewaniu. Wasza muzyka również zrobiła się odrobinę dojrzalsza. To celowy zabieg, czy zupełny przypadek?

Piotr: - Myślę, że każdy muzyk tak ma, że muzyka którą gra dorasta razem z nim. W tym przypadku zawarliśmy to również w tekstach i samej koncepcji obu albumów. Przypadkowi chcemy pozostawić jak najmniej miejsca.

Mam jednak wrażenie, że nie chcieliście dokonać drastycznej rewolucji. Czy to "prawie" w tytule płyty nie jest łącznikiem pomiędzy dwoma płytami?

Arek: - Można tak powiedzieć, bo drastyczna rewolucja raczej do nas nie pasuje. Nie wiadomo w jakim science-fiction byśmy wylądowali... Skupiamy się na brzmieniu i chcemy grać coraz lepszą muzykę, w pewnym stopniu ewoluując. Niektóre elementy pozostają charakterystyczne dla zespołu, a te staramy się wykorzystywać jak najlepiej.

Skoro więc teraz śpiewacie o dojrzewaniu, to można przewidywać, że kolejna płyta będzie o dorosłości i będzie jeszcze poważniejsza?

Piotr: - Poważniejsza i bardziej dojrzała muzycznie będzie na pewno, ale sam jeszcze nie wiem czy będzie to kontynuacja konceptu z pierwszych dwóch płyt. Czas pokaże...

Zobacz klip "Do domu wracaj":

Sprawdź tekst "Do domu wracaj" w serwisie Teksciory.pl

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Łagodna Pianka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy