Krzysztof "Grabaż" Grabowski: Polska i ja jesteśmy na siebie skazani
Adam Drygalski
- Nie znoszę tego kraju, ale z drugiej strony jestem od niego uzależniony i syjamsko z nim zrośnięty. Nie mógłbym funkcjonować poza nim - mówi Interii Krzysztof "Grabaż" Grabowski. Lider zespołu Strachy na Lachy promuje nową płytę zespołu "Piekło", która trafiła do sprzedaży 1 października. Na nowym albumie nie zabrakło odniesień do obecnej społecznej i politycznej sytuacji w Polsce.
Adam Drygalski, Interia: Skąd się wzięło "Piekło"?
Krzysztof "Grabaż" Grabowski, Strachy na Lachy: - Wzięło się stąd, że czas jest piekielny. Porównałbym pandemię do wojny, bo wywróciła świat do góry nogami. To był pierwszy wyraz, który przyszedł mi do głowy, gdy pomyślałem o tytule albumu.
Czyli jest mało optymistycznie.
- Bo rzeczywistość dookoła nas nie jest optymistyczna. Wyraz "niebo" do tej płyty by nie pasował. "Piekło" to trochę taki metalowy tytuł, ale metalu nie ma tu ani grama. Choć jeśli szukasz spiskowych teorii dziejów, to na płycie jest dziewięć utworów. Tyle, ile kręgów ma piekło według Dantego.
Umówmy się jednak, że piekło - zanim wymyśliłeś je ty - zostało wymyślone przez Kościół gdzieś w średniowieczu, kiedy zaczęło brakować na tacy.
- Dlatego też trudno mi sobie wyobrazić piekło jako czeluść, czy miejsce, gdzie stoją kotły z wrzącą wodą. To jakoś urąga mojej inteligencji. Natomiast widzę zło, które dzieje się tu i teraz. Zło, którego wcale nie trzeba wymyślać, bo ono między nami cały czas jest. I takie nasze piekło, jak najbardziej istnieje.
Gdzie w tym piekle jest Polska? Lubisz jeszcze w ogóle Polskę?
- A mam inne wyjście?
Masz, możesz nie lubić.
- No nie, właśnie taka jest odpowiedź. Nie znoszę tego kraju, ale z drugiej strony jestem od niego uzależniony i syjamsko z nim zrośnięty. Nie mógłbym funkcjonować poza nim. Nawet jak jestem gdzieś daleko stąd, na wakacjach, to zawsze przychodzi taki moment, że myślę sobie: "No dobra, czas wracać". Przychodzi taka konstatacja, że musisz do tego piekła wrócić. Do ludzi, z większością których się nie zgadzasz i których nie lubisz. Bo są okropni. Ale z drugiej strony, nie mógłbym być sobą zagranicą.
I rzeczywiście nie dałbyś rady mieszkać gdzieś indziej?
- Próbowałem to sobie nawet wyobrażać, bo jest kilka ładnych miejsc na Ziemi, ale... tam jest w sumie tak jak tu, tylko ludzie mówią w innych językach. A skoro już o językach mowa, to nigdy w życiu nie nauczę się tak mówić i tak myśleć, jak to robię po polsku. Więc nic by z tego nie wyszło. Polska i ja jesteśmy na siebie skazani.
A gdyby Polska się zmieniła i byłbyś w niej szczęśliwy? Dla artysty czasem im jest lepiej tym jest gorzej, więc pewnie trudniej byłoby o niej pisać.
- A wiesz, że ja chyba wolałbym mieć taki problem? Może mógłbym zaśpiewać wtedy jakiś pean na cześć Polski! Że idziemy w dobrą stroną? Kurcze, chciałbym żeby tak się właśnie stało zamiast myśleć o tym, że wykonujemy jakiś pikujący lot.
Sporo miejsca poświęciłeś na płycie Strajkowi Kobiet. Jak go oceniasz z perspektywy czasu? Udał się, czy się nie udał?
- Koniec końców się nie udał, ale wyrył piętno na naszym kraju i to na pewno na bardzo długi czas. Szczerze mówiąc, mam nadzieję, że te dziewczyny kiedyś będą nami rządzić. Natomiast jakkolwiek by to nie zabrzmiało, Strajkowi Kobiet zabrakło silnego wsparcia facetów. Gdyby było ich tyle samo, co dziewczyn to mogłoby się to potoczyć zdecydowanie w gorszym kierunku dla władzy.
Jakieś szczególne wspomnienie związane ze Strajkiem?
- Zafascynowała mnie kreatywność tłumów. Byłem dumny, że cytaty z niektórych moich piosenek, znalazły się na transparentach.
Był wtedy wzrusz?
- No pewnie! Aż mi się oczy zaszkliły, ale to w sumie nie jest ważne. Byłem dumny, że mamy tak pomysłową młodzież. Nie czułem tam ani grama obciachu, a często wielu demonstracjom przaśność jednak towarzyszy. A tu był prawdziwy czad! Literacko to był na pewno bardzo udany protest.
Czy postawa "anty PiS" nie przeszkadza ci trochę w życiu?
- Ostatnio byłem bohaterem pracy doktorskiej! I autorka tej publikacji wykonała pewne badania, na temat tego, czego nie lubią moi odbiorcy. Wyszło jej, że nie lubią, gdy się zajmuję polityką.
I co z tą wiedzą zrobisz?
- Polityka jest u mnie obecna na każdej płycie. Nawet na albumie z coverami były kawałki, które miały grot skierowany w kierunku władzy. Generalnie wywodzę się z kręgów anarchistycznych i gdy byłem młody, śnił mi się świat rządzony przez anarchistów. Na szczęście szybko mi to przeszło i już dawno z tego wyrosłem. Natomiast nigdy nie byłem przyjacielem żadnej władzy i od początku nowej Polski zawsze jestem w mniejszości.
Nie kalkulujesz.
- W tym biznesie trzeba być przede wszystkim wiernym sobie. Jeśli nie będziesz wierny swoim przekonaniom, nie będziesz też wierny publiczności. Być może jest tak, że jakaś część publiczności od nas odpłynęła, ale to cena za szczerość.
To poproszę o szczerą odpowiedź. Po co się nagrywa nowe płyty, skoro w najlepszym razie można liczyć na zwrot kosztów.
- Nie da się wyżyć ze sprzedaży płyt i to jest fakt. Wcześniej okradali nas piraci, potem ludzie, którzy ściągali nielegalnie muzykę. Przerwały to wszystko serwisy streamingowe, ale te też płacą mizernie. To żadne odkrywcze twierdzenie, że zarabia się na graniu koncertów. Patrząc na to w ten sposób, można powiedzieć, że płyta stanowi pretekst do ruszenia w trasę. Pomijając oczywiście wszelkie kwestie, które nie są policzalne.
Powiedziałeś kiedyś, że jak już napiszesz utwory, to czujesz się wypruty.
- No i teraz jestem wypruty. Pisanie to jest najlepszy czas w życiu. Coś jak seks stulecia. Kiedy nazajutrz patrzysz na kartkę i jesteś zadowolony z tego co tam się znalazło, to jest to uczucie trudne do opisania.
Skąd pomysł na elektronikę na tej płycie.
- Stoją za tym Sławek Pietrzak i Andrzej Izdebski. Chcieli żeby Strachy były postrzegane bardziej nowocześnie niż do tej pory i było to zbieżne z moimi oczekiwaniami, bo ostatnio znudziłem się już trochę brzmieniem gitar. Dwa lata temu, z Pidżamą Porno nagrałem "Sprzedawcę jutra", płytę, na której nie ma ani grama instrumentów klawiszowych. I taki vintage poszedł do ludzi. Teraz poczułem że w przypadku Strachów - gdzie nie ma żadnych ograniczeń stylowych - można zagrać inaczej. Zresztą kiedyś disco i punk rock stały w jednym domu a wspólnym mianownikiem była prostota.
Jak już usłyszałeś finalne wersje, co pomyślałeś?
- Po raz pierwszy usłyszałem je na i-padzie, jak byłem daleko stąd. Ta płyta powstawała w błyskawicznym tempie i być może tego czasu przydałoby się trochę więcej. Z całości jestem zadowolony w 75% procentach i uważam że to bardzo dużo. Właśnie taką płytę chciałem zrobić poprzednim razem ze Strachami.
Na koniec musi paść oczywiście pytanie, które zapewne cię prześladuje. Skoro jest "Piekło" to czy będzie "Niebo"?
- Byłoby to sporym wyzwaniem, bo to dzieło musiałoby być mocno odrealnione. Znaleźć się gdzieś w klimatach Alicji po drugiej stronie lustra. Musiałbym to "Niebo" po prostu wymyślić. Ale rzeczywiście, ludzie przychodzą i wciąż mnie o to "Niebo" pytają. Może więc warto przemyśleć ten temat?