Kaeyra: "Lubię pokazywać, że kobieta może wszystko" [WYWIAD]

Damian Westfal

Zadebiutowała z Postmodern Jukebox. Rok temu zachwyciła na scenie "American Idol", wcześniej w "America's Got Talent”. Mieszka w Los Angeles, gdzie pracuje nad swoją nową muzyką, która jest powrotem do jej korzeni jako artystki rockowej/popowej. Kaeyra przygotowuje się do wydania debiutanckiej płyty, a właśnie teraz wydała singiel "Sour". Skorzystaliśmy z szansy, że Kaeyra była w Polsce i zechciała odpowiedzieć na nasze pytania.

Kaeyra
KaeyraWarner Musicmateriały prasowe

Damian Westfal, Interia: Czy można cię nazwać przykładem American Dream? 

Kaeyra: - Myślę, że bardziej spełniam sen rodziców. Ja oczywiście też się bardzo z tego cieszę, ale ja już się urodziłam w Ameryce, z innymi możliwościami i wiele zawdzięczam właśnie swojej rodzinie. Im było tu z początku o wiele ciężej, jako imigrantom z Polski.

Czyli wyznajesz zasadę, że fundamentem jest rodzina? 

- Właśnie tak. Oni naprawdę dużo zaryzykowali i dużo zrobili, żeby przeprowadzić się do Ameryki i dzięki temu mam te wszystkie możliwości. O tym zawsze pamiętam i doceniam.

Skąd się wziął twój oryginalny pseudonim? 

- Moje prawdziwe imię to Karolina i gdy miałam około 24 lat, to razem ze swoim pierwszym menedżerem pomyśleliśmy, żeby zmienić imię, aby było łatwiej je wymawiać i zapamiętać. W tym czasie byłam akurat w Polsce i z moją babcią próbowałyśmy coś wymyślić. Jej ulubionym miejscem na świecie jest Kair, czyli Cairo po angielsku, w Egipcie. Pokombinowałam trochę z szeregiem liter i z tego ułożyło się "Kaeyra".

"Jesteś materiałem na gwiazdę", "Jesteś artystą", "Masz karierę"... Jak to jest wysłuchać tyle dobrych słów od takich osób, jak Simon Cowell, Katy Perry czy Lionel Richie? 

- Dla mnie to całe doświadczenie było snem. Czasami siebie pytam, czy to się wydarzyło naprawdę. Pamiętam, jak poszłam na przesłuchanie i czułam wielką tremę. Nie wierzyłam, że zaraz będę stać przed tak uznanymi osobami. Później, z odcinka na odcinek, jak już byłam kilka miesięcy w tym programie, to zbudowałam relacje z tymi osobami i coraz mniej tej tremy było widać i myślę, że przed telewizorami też można było odczuć inną, luźniejszą atmosferę.

Na pewno też otrzymałaś od tych osób jakieś rady. Jakąś szczególnie zapamiętałaś? 

- Było ich naprawdę dużo. Poza tym, co zostało nagrane i pokazane w telewizji, to jeszcze siedzieliśmy z jurorami godzinami i rozmawialiśmy. Oni są takimi ludźmi, którzy chcą przekazać wszystko to, czego się nauczyli w życiu. Posiadają duży bagaż doświadczeń. Myślę, że największą lekcją było bycie pewną siebie i odważną. To był prawdziwy egzamin. Nawet jak nie jesteś do końca pewny siebie, to nikt nie musi tego zauważyć. Trzeba do każdej sali wchodzić jak do siebie. W programie przewinęło się mnóstwo ludzi, którzy świetnie śpiewali i mieli naprawdę piękne głosy, ale przez to, że właśnie nie stali pewnie na scenie, to odpadali z programu.

Myślę, że nie tylko mnie, ale większość Polaków, rozczuliło to, że mimo biegłości w angielskim rozmawiałaś z mamą w programie po polsku.  

- Moja mama mieszka już długo w Ameryce, ale mieszka w Chicago i jest to miasto, w którym nie trzeba dobrze znać angielskiego, bo jest tam naprawdę dużo Polaków, a w dodatku polskie sklepy, banki itp. Oczywiście moja mama mówi dobrze po angielsku, ale jak jest przed kamerą, to od razu się stresuje. Spytała, czy może mówić w programie po polsku. Produkcja jej pozwoliła i od razu było jej lżej.

Kaeyra: "Jestem teraz gotowa, jak nigdy wcześniej"

Dlaczego postawiłaś na muzykę w swoim życiu? 

- Przyszło to bardzo naturalnie. Moja mama prowadzi szkołę muzyczną i tam się tak naprawdę wychowałam. Chodziłam z nią tam codziennie. Zawsze chciałam śpiewać, grać, uczyć się nowych rzeczy. Odkąd pamiętam mówiłam rodzicom, że chcę robić muzykę i dla nich to też było oczywiste. Nie było żadnej dyskusji z ich strony, bo wiedzieli, ile czasu na to poświęcam i jak w młodym wieku biorę to na poważnie. Rodzina była i jest dla mnie zawsze wspierająca. To błogosławieństwo, bo wiem, że nie wszyscy muzycy mają taką aprobatę ze strony swojej rodziny. To niepewny zawód.

Jesteś multiinstrumentalistką. Masz zatem jakiś swój instrument, który do ciebie jako pierwszy przemówił? 

- U mamy w szkole miałam o tyle dobrze, że mogłam od sali do sali wchodzić i trochę dokuczać nauczycielom (śmiech). Często pytałam ich "Ooo macie dla mnie 15 minut?". Grałam wtedy na różnych instrumentach. Miałam 14 lat, kiedy występowałam w swoim pierwszym zespole rockowym. Nie mogliśmy znaleźć żadnego basisty, więc ja powiedziałam, że od tej pory, to ja będę grać na basie. Nauczyłam się na nim grać i pamiętam, jaki to wywołało szok, że nie dość, że kobieta gra na takim "męskim" instrumencie, to jeszcze w dodatku taka młoda. Tym bardziej chciałam być w tym jeszcze lepsza i do tej pory gitara basowa jest moim priorytetem. Lubię robić wrażenie na ludziach i lubię pokazywać, że kobieta może wszystko. Zakochałam się od razu w tym instrumencie, bo z nim łamałam stereotypy i do tej pory jest moim numerem jeden.

A czy ten bas będzie też wybrzmiewał w twojej muzyce? 

- Oczywiście, że tak. Często jak siedzimy w studio i przychodzą jakieś pomysły, to zaczynam granie właśnie od basówki i to na pewno będzie słyszalne w mojej muzyce, szczególnie podczas koncertów.

Czy najnowszy singiel - "Sour" - jest zapowiedzią tego, co będzie dominowało w twojej muzyce? 

- Owszem. Już kilka piosenek wydałam, ale w tym przypadku czuję, jakbym zaczynała i wydawała muzykę od nowa. Nie wiem dlaczego, ale jest jakaś taka energia wokół niej i to moja nowa era. Bardzo dużo piszę, nagrywam i wiedziałam, że jak już zacznę wydawać nowe piosenki, to chcę je po prostu czuć, że są moje, że dobrze mi z nimi, żeby reprezentowały mnie jako artystkę i myślę, że już doszłam do takiego punktu w swoim życiu. Już się nie mogę doczekać, aby wydać więcej piosenek.

Tak jak mówisz - nowa era, nowe otwarcie - to jest ono zarówno w muzyce, jak i w życiu? 

- Myślę, że tak. Dużo się ostatnio nauczyłam, przeszłam i zakończyłam parę relacji. Mogę teraz te doświadczenia wplątać do swojej muzyki i tworzyć z innego punktu widzenia. Jestem teraz gotowa, jak nigdy wcześniej i chcę iść do przodu.

Z jakich muzyków czerpiesz inspiracje? Bo "Sour" przynosi mi na myśl np. Miley Cyrus. 

- Masz rację, kocham ją. Lubię też Sabrinę Carpenter, Christinę Aguilerę... mam naprawdę dużo inspiracji... Whitney Houston jeżeli chodzi o wokal... słucham naprawdę różnej muzyki.

Skoro jesteśmy już w tym temacie - czy w twoim amerykańskim domu słuchało się polskiej muzyki?  

- Tak i to często. Moi rodzice bardzo lubili Dżem, często słyszałam też Czerwone Gitary, czyli rockowe polskie zespoły bardziej królowały u nas.

Zamierzasz wrócić do Polski? 

- Na pewno. Współpracuję teraz z Warner Music Poland, więc będziemy wydawać więcej nowej muzyki i będę mogła coraz częściej odwiedzać Polskę, z czego się bardzo cieszę, bo naprawdę bardzo lubię tu być. Będzie też tutaj dużo więcej koncertów, już nie mogę się doczekać.

Jakieś plany na wakacje? 

- Pracowicie. W Los Angeles, gdzie teraz mieszkam, może znajdę trochę czasu na odpoczynek. Myślę, że wyjdę na plażę lub basen, ale jestem raczej typem osoby, która lubi ciężko pracować. Chcę teraz wydawać nową muzykę i na tym naprawdę bardzo chcę się skupić. Może w przyszłości, jak będę miała 40 lat, to poleżę sobie i poodpoczywam, ale teraz do roboty (śmiech).

Ty się jeszcze uczysz, prawda? 

- W Musician's Institute w Los Angeles. Wiedziałam, że nie chcę studiować wokalu, bo nie wiem za bardzo, co mogłabym zrobić z tym wykształceniem. Mogłabym uczyć, ale to nigdy nie był mój cel w życiu. Chciałam studiować coś około muzycznego, co mi pomoże w przyszłości. Tak trafiłam na kierunek Music Business and Marketing. Dzięki temu, wiem co mówić na spotkaniach, rozumiem każde słowo, znam kontrakty. Lubię ten moment, kiedy kobieta wchodzi na spotkania i ma na nich coś do powiedzenia, a nie tylko kiwa głową.

Twoja przygoda z show-biznesem zaczęła się od coveru "Nothing Else Matters". Macie naprawdę dużo wyświetleń. A zatem, cytując tę piosenkę: "Nie ma niczego ważniejszego dla mnie od..."? 

- Ooo trudne pytanie, ale chyba odpowiem, że jednak rodzina. Bez niej, bez ogromnego wsparcia nigdzie dalej bym nie zaszła. Oni jak wiedzą, że mogę coś zrobić lepiej, to dają mi takiego kopa, że chce mi się. Są ze mną w 100% szczerzy i za to jestem im najbardziej wdzięczna. Nie słodzą mi ciągle, wiem że zawsze powiedzą prawdę, nawet jak muszą być surowi i może to zaboleć.  Takich ludzi chcę mieć wokół siebie. Mam największe szczęście w życiu, że mam ich.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas