Zuzanna Malisz: "Jestem na etapie szukania własnej drogi" [WYWIAD]
Zuzanna Malisz już od najmłodszych lat współtworzyła rodzinną Kapelę Maliszów, teraz postanowiła zacząć solową karierę. Owocem jej współpracy z producentem Duitem okazała się EP-ka "Pomiędzy", którą debiutuje na polskiej scenie muzycznej. Z tej okazji porozmawialiśmy z nią o kulisach powstawania najnowszego materiału, koncertowaniu oraz dalszych planach na pełnoprawny debiut.

Wiktor Fejkiel: Za tobą premiera debiutanckiej EP-ki "Pomiędzy" - jak się czujesz z publikacją swojego pierwszego większego materiału, już jako solistka?
Zuzanna Malisz: - Czuję się bardzo dobrze, bo naprawdę długo czekałam na ten moment. Utwory, które znalazły się na EP-ce, tworzyłam przez ostatnie dwa lata, więc od napisania pierwszej piosenki minęło już sporo czasu. Choć po drodze pojawiły się różne trudności - chociażby z rozpoczęciem procesu wydawniczego - nie mogłam się doczekać, aż w końcu ten materiał ujrzy światło dzienne i będę mogła się nim podzielić. Myślę, że każdy debiutant się z tym mierzy, że ma gotowy materiał, ale trudno mu znaleźć sposób, by zacząć go wydawać. Dlatego tym bardziej się cieszę, że wreszcie mogłam wypuścić coś swojego.
Wiele na twojej EP-ce można znaleźć alternatywnych oraz indiepopowych brzmień - zależało ci na tym, by nieco odejść od muzyki folkowej?
- Szczerze mówiąc, nie zastanawiałam się nad tym, kiedy tworzyłam tę EP-kę. To wszystko jakoś naturalnie ze mnie wypływało i nie skupiałam się szczególnie na gatunku. Dopiero po nagraniu kilku pierwszych utworów z Piotrkiem (Duitem) ten styl zaczął się trochę klarować. Jeśli chodzi o folk - absolutnie nie chcę się od niego odcinać. Wręcz przeciwnie, mam plan, żeby kolejne rzeczy były bardziej folkowe, bardziej w nim zakorzenione. Ale ta EP-ka była wynikiem naturalnego procesu, nieplanowanego kierunku. Myślę, że wpływy folku i tak są słyszalne, choćby w moim śpiewie, więc to nie jest całkowite odejście od tej stylistyki, tylko po prostu kolejny etap mojej drogi.
Stylistykę "Pomiędzy" będziesz chciała utrzymać na przyszłych wydawnictwach, z dopuszczeniem trochę więcej folku?
- To w ogóle trudny temat, bo jest tyle różnych gatunków, w których można tworzyć, że co jakiś czas łapię się na tym, że mam "fazę" na coś innego. Mój styl już się w jakimś stopniu ukształtował, ale przecież nie chcę przez całe życie tworzyć piosenek tylko w jednej estetyce - wszystkie zaczęłyby brzmieć podobnie. Dlatego teraz jestem na etapie szukania własnej drogi - próbuję połączyć folk z własnymi brzmieniami, żeby stworzyć coś jeszcze bardziej "mojego". Eksperymentuję, szukam nowych dźwięków. Na ten moment trudno mi powiedzieć, jak będzie brzmiała moja następna płyta - to złożony proces i chcę dać sobie czas, żeby wszystko dobrze przemyśleć i przede wszystkim stworzyć te piosenki porządnie i jakościowo.
Czujesz natomiast, że brzmieniowo stoisz na rozdarciu pomiędzy alternatywą a popem?
- Myślę, że mimo wszystko to wciąż jest bardziej alternatywa, przynajmniej patrząc na polski rynek muzyczny. Ale wiadomo, kiedy pisze się i produkuje piosenki, zawsze pojawia się to pytanie: "No dobra, fajne utwory, ale masz tu jakiegoś popowego hita? Zrobimy coś takiego?". Każdy artysta, nawet jeśli tego nie mówi głośno, gdzieś tam po cichu marzy o tym mitycznym hicie. Więc przy pracy z moim producentem też pojawiały się takie myśli - że może spróbujemy zrobić coś bardziej popowego, może bardziej mainstreamowego. Natomiast ja nie jestem dobra w pisaniu takich numerów. I myślę, że naturalnie kieruję się raczej w stronę alternatywnego popu, bo to, co robię, znacząco różni się od klasycznego mainstreamu.
W jednej ze swoich wypowiedzi wspominałaś, że piosenka "Hibernacja" przyszła do ciebie sama. Ta łatwość w tworzeniu towarzyszy ci przy wszystkich utworach czy był to raczej wyjątek?
- To zdecydowanie wyjątek. "Hibernacja" przyszła do mnie bardzo szybko - usiadłam i w jeden dzień napisałam połowę piosenki, a drugą zwrotkę dopisałam po kilku tygodniach. Ale sam zarys, szkic, melodia pojawiło się od razu. Zwykle to wygląda zupełnie inaczej. Czasem napiszę zwrotkę, a potem długo męczę się z refrenem, albo szybko mam melodię, ale nie mogę dopisać tekstu. Nie jestem osobą, która tworzy piosenki w 15 minut - raczej potrzebuję na to więcej czasu. U mnie wygląda to tak, że raczej długo siedzę nad piosenkami i je dopracowuję. Jedni potrafią napisać świetną piosenkę w pięć minut, inni potrzebują pięciu tygodni - ja zdecydowanie należę do tych drugich (śmiech).
Jak współpracowało ci się w studio z tak doświadczonym producentem, jakim jest Duit?
- Cudownie, od początku się zakumplowaliśmy. Piotrek to bardzo serdeczna, otwarta osoba i nie ma problemu z nawiązywaniem kontaktu. Już na pierwszym spotkaniu zaproponował, że może mi wyprodukować płytę, bo bardzo spodobał mu się mój głos i wrażliwość. Sama praca z nim była całkiem naturalna - dużo gadaliśmy, śmialiśmy się, ale też po prostu dobrze się rozumieliśmy muzycznie. Oboje słuchamy podobnej muzyki, więc kiedy mówiłam mu, że coś ma brzmieć jak u konkretnej wokalistki albo że chcę taki efekt jak w jakimś utworze, on od razu wiedział, o co chodzi. To ogromnie ułatwiało pracę. Dla mnie ważne jest, żeby złapać z producentem vibe - nie lubię tego zmechanizowanego trybu, gdzie wchodzi się do studia na kilka godzin i po prostu "odhacza" zadania. A z Piotrkiem udało się stworzyć atmosferę, w której wszystko działo się naturalnie i myślę, że słychać to w tych utworach.
Na wspomnianej EP-ce "Pomiędzy" dość mocno dominuje tematyka nieszczęśliwej miłości. Zastanawiałaś się nad tym, o czym chcesz pisać, czy to wypływa z ciebie naturalnie?
- Czasem inspiruje mnie jakaś prawdziwa historia z życia mojego albo cudzego, a czasem po prostu spodoba mi się słowo, tytuł i tworzę utwór wokół niego. Tak było na przykład z "Bumerangiem" czy "Motylami". Najłatwiej pisze mi się smutne, nostalgiczne teksty, bo to moja ulubiona tonacja. Sporo u mnie tematów miłosnych, ale to nie zawsze moje własne przeżycia. "Muszę dać ci odejść" powstało zainspirowane historią znajomych, którzy się rozstali. To były moje pierwsze teksty, więc nie kalkulowałam, co chcę powiedzieć - po prostu pisałam.
Z nowym materiałem wystąpiłaś na tegorocznej edycji Next Festa, gdzie przygotowałaś specjalne aranżacje w trio gitarowym. Skąd pomysł na taką formę koncertowania?
- Chciałam spróbować czegoś innego - miałam poczucie, że duet to trochę za mało, a trio pozwalało zachować intymny klimat, ale już z większą przestrzenią muzyczną. Te utwory dobrze brzmią w akustycznej, kameralnej wersji, choć przearanżowanie tych bardziej elektronicznych kawałków było wyzwaniem. Zaważyły też tutaj powody praktyczne, grałam na małej scenie i wiedziałam, że pełen zespół by się tam po prostu nie zmieścił. Poza tym mam świetnych gitarzystów, z którymi szybko złapałam muzyczny vibe. Mimo że to był trochę ryzykowny pomysł, to cieszę się z pozytywnego odbioru. Najważniejsze było dla mnie zbudowanie atmosfery i myślę, że się udało.
Pierwszym moim skojarzeniem był koncert Maro, która również koncertuje w takim trio. U niej jednak ten klimat jest nieco inny, ze względu liczne inspiracje muzyką fado…
- Ja naprawdę uwielbiam tę dziewczynę. Od dawna oglądałam i śledziłam, jak gra w tym trio i w sumie muszę przyznać, że była ona takim moim pierwszym bodźcem. W jej przypadku to naprawdę pięknie brzmi i jest bardzo dobrze dopracowane. Pomyślałam sobie więc, że w sumie czemu by nie spróbować?
Muszę przyznać, że niesamowicie to się obroniło, szczególnie z lap steelem (gitarą hawajską). Czujesz, że w takiej formie twoje utwory zyskują duszy?
- Na żywo mam większą swobodę w śpiewaniu, nie ogranicza mnie forma, więc te utwory zawsze brzmią trochę inaczej. No i nowe aranżacje też są dla mnie odświeżające - w końcu ile razy można grać "Bumerang" w tej samej wersji? (śmiech). Studio ma swój urok, ale nic nie zastąpi kontaktu z publicznością, więc koncerty wygrywają.
Doświadczenie, jakie masz z koncertowaniem w rodzinnej Kapeli Maliszów, jakkolwiek pomaga ci w koncertowaniu ze swoim solowym materiałem?
- Zdecydowanie tak. Mam już spore doświadczenie sceniczne - od drobnych rzeczy technicznych po radzenie sobie ze stresem. Wiadomo, występowanie solo to coś innego, bo jestem na froncie, wszystko skupia się na mnie, a nie mogę już schować się za bębnem jak w zespole Maliszów. Ale te lata grania dają mi spokój. Na przykład niedawno podczas koncertu z Jadzią Zarzycką na Next Feście wywaliło prąd w całym Poznaniu. Musiałyśmy zaśpiewać nasz utwór akustycznie, bez mikrofonu. I zamiast panikować, miałam totalny luz, szczerze mówiąc może nawet wyszło lepiej? Takie sytuacje pokazują, jak ważna jest pewność siebie i elastyczność - i tego właśnie nauczyła mnie scena.
EP-ka już za tobą - jakie więc teraz plany przed tobą? Myślisz już o debiutanckim longplay'u czy może wcześniej jakaś trasa koncertowa?
- Cały czas myślę o debiucie i powoli zbieram materiał. To nie jest łatwy proces, więc daję sobie na to czas, ponieważ chcę, żeby wszystko było dopracowane. Równolegle szykuję się też do letnich koncertów: zagram między innymi na Męskim Graniu 19 lipca, co było jednym z moich marzeń. W sierpniu pojawię się w Warszawie, a jeszcze w maju planuję zagrać jeden koncert. Informacje o wszystkich występach będą oczywiście na moich socialach. Ale główny fokus mam teraz na album.