Ifi Ude i "Od Opola do Opola": Niby równi, ale on jest dalej niższy
Kim jest egzotyczna piękność występująca u boku Andrzeja Krzywego w programie "Od Opola do Opola"? To piosenkarka Ifi Ude, pół Polka, pół Nigeryjka, a przede wszystkim opolanka. To dzięki niej poznajemy kulisy festiwalu opolskiego.
Ifi Ude jest córką Polki i Nigeryjczyka. Do Polski przyjechała mając 3,5 roku. Popularność przyniósł jej udział w trzeciej edycji "Must Be The Music", gdzie doszła do półfinału. Jej siostrą jest projektantka mody Chi-Chi Ude.
Wokalistka dała się poznać szerszej publiczności w eliminacjach do tegorocznej Eurowizji. Napisany przy pomocy producentów z Wielkiej Brytanii utwór "Love Is Stronger" w głosowaniu profesjonalnego jury zajął drugie miejsce. Po zsumowaniu głosów telewidzów ostatecznie Ifi zajęła czwartą lokatę.
Brała udział w nagraniu płyt "Panny wyklęte" (2013), "Panny wyklęte: wygnane vol. 1" (2014) i "Panny wyklęte: wygnane vol. 2" (2015), na których Maleo Reggae Rockers wraz z zaprzyjaźnionymi wokalistkami przypominał wojenne historie.
W 2013 roku ukazał się jej debiutancki album "Ifi Ude", za który artystka otrzymała nominację do Fryderyka w kategorii debiut. W tym samym czasie wokalistka spełniała się także jako pisarka. Wydała bowiem książkę dla dzieci pt. "Zebra".
Od początku kwietnia Ifi wraz z Andrzejem Krzywym z De Mono prowadzi nowy show TVP1 "Od Opola do Opola". Zapraszani artyści wykonują swoje piosenki na żywo, uczestniczą w quizach nawiązujących do historii festiwalu polskiej piosenki oraz opowiadają o sobie i swoich planach zawodowych. To wszystko przy akompaniamencie zespołu Torres Brothers.
PAP Life: Co łączy cię z Opolem?
Ifi Ude: - Bardzo dużo, ponieważ wychowałam się w Opolu i jestem opolanką. W Opolu chodziłam do przedszkola, do podstawówki, gimnazjum i liceum.
A gdzie się urodziłaś?
- Przyszłam na świat w Enugu w Nigerii. Do Polski i Opola, rodzinnego miasta mojej mamy, przyjechałam w wieku trzech i pół roku.
Czy gdy mieszkałaś w Opolu, kiedy jeszcze nie byłaś piosenkarką, chodziłaś na koncerty festiwalowe do amfiteatru?
- Festiwal znam tylko z telewizji i z tego, co udało mi się usłyszeć, będąc na wagarach. W trakcie tygodnia przed festiwalem i w czasie samej imprezy słyszałam muzykę, która niosła się z amfiteatru. Zwłaszcza, kiedy szłam na lekcję pianina do szkoły muzycznej, która jest na Pasiecie (wyspa w Opolu - przyp. PAP Life) i przechodziłam koło stawku Barlickiego czułam przedsmak tego, co będzie na festiwalu. Myślałam sobie: "Ale super! Oj, będzie się działo wieczorem".
Które przeboje festiwalu opolskiego najmocniej dźwięczą ci w głowie?
- Mam swoje ulubione przeboje, to klasyki: "Karuzela z Madonnami" Ewy Demarczyk, a także "Sen o Warszawie" i "Dziwny jest ten świat" Czesława Niemena.
W studiu "Od Opola do Opola" gościcie osoby, które zapisały się w historii festiwalu. Które ze spotkań, jak do tej pory, było najbardziej niezwykłe?
- Rozmowa z Bohdanem Łazuką. Czego to on mi nie proponował... (śmiech) Nawet małżeństwo. Byłam tym bardzo onieśmielona. Aczkolwiek starałam się być za każdym razem profesjonalna i nie dawać się zbić z pantałyku.
A jak odbierasz swoją drugą połówkę, tę zawodową - Andrzeja Krzywego?
- Na planie jest bardzo profesjonalny i wspierający. Ma przyjemne poczucie humoru, dystans do siebie, do życia. Jednocześnie jest taktownym człowiekiem. Bardzo mi pomaga, jak się w czymś pogubię, czegoś zapomnę. Myślę, że ekipa producencka dobrze nas dobrała. Może z wyglądu jesteśmy zupełnie inni, ale mentalnie jesteśmy do siebie bardzo podobni.
Czy staracie się jakoś maskować różnicę wzrostu, jaka was dzieli - ty jesteś przecież sporo wyższa od Andrzeja?
- Nie tuszujemy tej różnicy. Andrzej musiałby przecież chodzić na szczudłach, żeby się ze mną zrównać (śmiech). W którymś z odcinków jest scena, że podchodzimy do podestu. On stoi na podeście i jesteśmy niby równi, ale on jest dalej niższy (śmiech).
Drugi element, który was szalenie różni to fryzury. Czy twoje afro łatwo daje się okiełznać?
- Moje włosy wymagają dużo pracy. Polscy fryzjerzy ich nie ogarniają. Niestety nie mamy u nas jeszcze salonów fryzjerskich, które potrafią stylizować włosy afro. Mam nadzieję, że to się zmieni. Właśnie staram się zapoczątkować i rozpowszechnić trend, że w polskiej kulturze nie ma tylko prostych włosów, też są kręcone i można mieć różne fryzury. Na szczęście mam dobą fryzjerkę w Warszawie. To Nigeryjka o imieniu Rasheeda. Raz na dwa miesiące do niej chodzę i coś ciekawego wymyślamy.
Ze swoim afro, ciemniejszą karnacją, kolorowymi ubraniami musisz przyciągać spojrzenia ludzi na ulicy.
- Myślałem, że jeśli przeprowadzę się z Opola do Warszawy, to wtopię się w tłum. Ale nie do końca się to udało. Wiesz, gdzie się czuję w swobodnie, czyli jakby niewidziana? W paryskim metrze. Tam wiem, że nikt się na mnie nie gapi. Jestem w tym wieku i już tyle przeżyłam, że mam w nosie, kto jak mnie oceni. Gdybym miała dalej być tak spięta i myśleć, kto co o mnie pomyśli, to nie miałabym życia.
Teraz dla ludzi na ulicy nie jesteś tylko ciekawym obiektem wizualnym, ale też tą dziewczyną, która brała udział w eliminacjach do Eurowizji, odważnie łącząc nutę słowiańską z brzmieniem klubowym w kawałku "Love is Stronger". Co planujesz dalej w kwestii muzycznej?
- Wróciłam do występów na scenie, ten nowy rozdział otworzył koncert, jaki dałam w Opolu 21 kwietnia z okazji II Święta Wojciechowego. Za miesiąc, dwa ukaże się kolejny singiel i EP-ka (minialbum), a pod koniec roku myślę, że nawet pełny album. Zrobiłam trzy utwory we współpracy z brytyjskimi producentami Polly Scattergood i Glennem Kerriganem, jeden z nich to "Love is Stronger". Na razie muszę skupić się na telewizji, bo jak wejdę w muzykę, to będę musiała się oddać temu zupełnie. Jestem przecież dyrektorką swojego zespołu, piszę teksty, komponuję, śpiewam...
Wracasz do obiegu zawodowego po czterech latach przerwy, kiedy poświęciłaś się macierzyństwu. Ciekaw jestem, czy twój syn przejawia jakieś zainteresowanie muzyką?
- Przejawia, i to jak! Jest gitarzystą, wokalistą - ma świetną emisję głosu, a także wodzirejem i tancerzem - na razie tańczy z rurą od odkurzacza. Jeszcze popracujemy nad harmonią, nad trafianiem w dźwięk i będzie dobrze. Oczywiście nie chcę mu wyznaczać kariery, ale ma zadatki na muzyka. Zobaczymy, może pójdzie w ślady swojej mamy i taty, który jest wybitnym gitarzystą.
A poza muzyką, realizowaniem się jako matka, co robisz dla siebie? Znalazłem na Instagramie post, w którym piszesz, że w walce ze stresem pomaga ci joga. Jak wyglądają twoje ćwiczenia?
- Ćwiczę w domu. Niedawno odkryłam aerial jogę - chodzi o "latającą jogę", ćwiczenie w powietrzu przy użyciu chust podczepionych do haka na suficie. Takie akrobacje wymagają silnych rąk. Dzięki tej technice ciało szybciej niż w typowej jodze nabiera elastyczności. Aerial ma też w sobie dużo zmysłowości.
Rozmawiał Andrzej Grabarczuk (PAP Life)