Reklama

"Do Scorpionsów dzięki Oddziałowi Zamkniętemu"

17 maja, na Stadionie Miejskim w Ostrowie Wielkopolskim, w ramach imprezy pod hasłem "Legendy rocka, legendy żużla", zagra zespół Scorpions. Na początku kwietnia odwiedziliśmy w Hanowerze muzyków legendarnej niemieckiej formacji. Dziś pierwsza część przeprowadzonego tam wywiadu, w którym Scorpionsi opowiadają, jak przygotowują się nowej trasy koncertowej, jakie znaczenie ma dla nich przyjaźń i wspominają dotychczasowe koncerty w Polsce. No i oczywiście zapraszają do Ostrowa!

Rozmawiamy w Hanoverze - mieście, w którym gdzie wszystko dla was się zaczęło. Jak ważne dla was jest to miasto?

Rudolf Schenker: Tu są korzenie zespołu. Hanower jest dla nas miejscem, do którego wszyscy zjeżdżamy na próby przed trasą koncertową. Przyjeżdżamy z różnych stron świata: Paweł (Mąciwoda - przyp. red) z Krakowa, a James (Kottack - przyp. red.) z Los Angeles.

40 lat grania i wciąż robicie próby?

Rudolf Schenker: Tak i to z kilku powodów. Po pierwsze, każda trasa jest inna i gramy na niej nowy materiał. Tak samo jest z "Humanity Tour" w ramach której przyjedziemy do Ostrowa. Wcześniej zagramy w Rosji. Na naszej stronie internetowej uruchomiliśmy listę, z której rosyjscy fani mogli głosować na piosenki, które najbardziej chcieli usłyszeć. Niektórych z nich tak dawno nie graliśmy, że musimy je sobie teraz po prostu przypomnieć!

Reklama

Jak wyglądają wasze próby i gdzie się odbywają?

Klaus Maine: Najczęściej w prywatnym studiu Rudolfa, 30 km pod Hanowerem. Po tylu latach, tylu wspólnych koncertach czujemy, jak dobrze być i ćwiczyć u siebie w domu. To w końcu środek Europy i stąd zaczynamy nasze trasy po całym świecie.

Rudolf Schenker: My nadal po prostu lubimy razem grać. Sprawdzamy teraz, jak wybrane przez fanów piosenki pasują do siebie, gramy, dyskutujemy o nich, bo wszystko ma znaczenie podczas koncertu.

Czy przed trasą robicie próbę generalną, z pełna sceną, światłami, nagłośnieniem?

Rudolf Schenker: Staramy się, ale nie zawsze jest to możliwe. Próba generalna jest bardzo ważna nie tylko dla nas, ale zwłaszcza dla naszego personelu, który może sprawdzić w praktyce wszystkie nowe pomysły na kolejną trasę. Na szczęście pracujemy w bardzo doświadczonymi ludźmi, z niektórymi od ponad 10 lat, dlatego mamy do nich pełne zaufanie i wiemy, że nie zawiodą.

Klaus znasz się z Rudolfem od ponad 40 lat. Jak ważna jest dla was przyjaźń? Prywatnie i dla zespołu.

Rudolf Schenker: Przyjaźń jest bardzo ważna. To baza, podstawa, na której wszystko budujemy. Scorpions to przede wszystkim grupa rockowa, ale również grupa przyjaciół.

Klaus Maine: Przyjaźń w ogóle jest bardzo ważna w życiu. Kiedy idzie ci dobrze, osiągniesz sukces, to masz wielu przyjaciół. Gdy jednak idzie ci gorzej, kiedy wiatr wieje ci w twarz, a ty musisz iść pod ten wiatr, to jest ich znacznie mniej, choć właśnie wtedy bardziej ich potrzebujesz.

A jak to jest u was w zespole?

Klaus Maine: Myślę, że dobrze do siebie pasujemy i uzupełniamy się. Sprawdziliśmy się w wielu sytuacjach. Byliśmy razem w dobrych i gorszych dla nas czasach i to jest właśnie jeden z powodów, które sprawiły że przetrwaliśmy do dziś.

Czy pamiętasz swoje pierwsze spotkanie z Klausem?

Rudolf Schenker: Ja pamiętam pierwsze swoje spotkania z każdym członkiem zespołu! Z Klausem spotkałem się po raz pierwszy w moim domu w Aschtet, gdy on był jeszcze swoim zespole Mushrooms. Na scenie był jak huragan, wulkan energii, potrafił przyciągnąć uwagę fanów. Powiedziałem sobie, że ten facet nie tylko umie śpiewać, ale jest też świetnym showmanem. Postanowiłem mu to powiedzieć i tak zaczęła się nasza znajomość, która trwa do dziś. Matthiasa (Jabsa - gitarzystę solowego - przyp. red.) poznałem dzięki Klausowi, który znał już go wcześniej. Pamiętam, że zaproponował nam wtedy jam session, a ponieważ nie mieliśmy akurat nic lepszego do roboty, to zagraliśmy razem. Wyszło tak dobrze, że został w zespole, gdy odszedł akurat Uli Roth. Z Jamesem (Kottakiem, perkusistą - przyp. red.) spotkaliśmy się po raz pierwszy w1988 roku podczas festiwalu Monster of Rock, gdzie grał ze swoim zespołem Kingom Come. Miał w sobie coś takiego, ze chciało się nie tylko słuchać, jak gra, ale również oglądać go w akcji. Tak jest do dziś.

A jak to było z Pawłem?

Rudolf Schenker: Paweł przyszedł na przesłuchanie, gdy szukaliśmy nowego basisty. Pamiętam, jak wszedł nieśmiało ze tą swoją gitarą, ale jak zaczął grać, to wszystko się zmieniło.

Klaus Maine: A właściwie, to dlaczego nas o to pytasz? Paweł siedzi przecież obok, więc zapytaj lepiej jego. Niech to będzie jego dzień, bo w końcu nasze spotkanie dotyczy pierwszego pełnego koncertu Pawła w jego rodzinnym kraju.

No to powiedz Paweł, jak trafiłeś do Scorpionsów?

Paweł Mąciwoda: Można powiedzieć, że do Scorpionsów trafiłem dzięki Oddziałowi Zamkniętemu. Wojtek Pogorzelski (lider OZ - przyp. red.) spotkał się kiedyś na prywatnej imprezie z Alexem Malekiem - Polakiem, który pracował już od dawna dla Scorpions. To on powiedział mu, że Scorpionsi akurat szukają basisty. Wojtek polecił mnie i tak dostałem numer telefonu, przez który umówiłem się na przesłuchanie. Chyba się spodobało, bo od razu zaprosili mnie do nagrania płyty "Unbreakable". Potem był koncert promocyjny, na którym zostałem oficjalnie ogłoszony nowym członkiem zespołu.

Koncert w Ostrowie będzie twoim drugim występem ze Scorpionsami w Polsce?

Paweł Mąciwoda: Tak, ale pierwszym z pełnym programem. Wcześniej zagraliśmy w Sopocie, ale to był występ festiwalowy, tylko z kilkoma piosenkami. Teraz wreszcie zagramy pełen program przed polską publicznością i nie mogę się już tego doczekać.

A jak reszta zespołu pamięta wcześniejsze koncerty w Polsce, zwłaszcza ten słynny z "Inwazji Mocy", na który przyszło ponoć 700 tys. ludzi?

Klaus Maine: (ze śmiechem) Im dalej od tego koncertu, tym bardziej rośnie liczna widzów! Ale to był naprawdę niesamowity koncert, fantastyczny. Graliśmy już chyba na całym świecie, dla prawdziwych tłumów: w Rio de Janeiro, w Kalifornii, ale takiego morza głów, jak w Krakowie to nie pamiętam. To był naprawdę największy koncert, jaki kiedykolwiek zagraliśmy. Pamiętam, jak poprosiliśmy na scenę naszego dobrego przyjaciela, byłego menadżera, który zajmował się taż takimi zespołami, jak Kiss, Bon Jovi. Miał akurat urodziny i poprosiliśmy tłum, żeby razem z nami zaśpiewali mu "Happy birthday". Facet sporo już widział, ale jak usłyszał 700 tys. ludzi śpiewających dla niego, to przyznał potem, że nogi mu zadrżały i odebrało głos.

Opowiadasz o koncertach w wielkich miastach, a teraz macie grać w Ostrowie Wielkopolskim, które metropolia raczej nie jest. Czy graliście kiedyś w takich miejscach?

Rudolf Schenker: Było takie maleńkie miasteczko, gdzie mieszkało normalnie kilkaset osób, ale na koncert przyszło 60 tysięcy ludzi! To miasteczko nazywało się Wacken (ogólny śmiech, bo Wacken, to miejsce nagrania ostatniego video Scorpions z mega koncertu - przyp.red.).

A tak poważniej, to w dzisiejszych czasach miejsce zorganizowania koncerty nie jest tak ważne. Ważne jest, żeby organizatorzy koncertu potrafili dotrzeć z informacją do wielu ludzi. W czasach internetu to jest znacznie łatwiejsze, niż 20, 30 lat temu i dzięki temu nawet do maleńkiej wioski przyjeżdża 30-40 tysięcy ludzi z całego kraju.

Klaus Maine: Przypomnij sobie Woodstock (miejsce słynnego koncertu hippisowskiego z 1968 roku - przyp. red.). To była po prostu farma rolnicza, wielka łąka, a koncert przeszedł do historii muzyki rockowej.

Paweł Mąciwoda: Scorpionsi grają w wielu niezwykłych miejscach. Graliśmy w Katarze, pod piramidami, w Malezji, Nowej Kaledonii i takie występy zawsze są niezwykłe.

Tak też będzie w Polsce?

Klaus Maine: Na pewno, bo wiemy, że zagramy dla sąsiadów. Z Niemiec do Polski jest naprawdę bardzo blisko, więc będziemy się czuć, jak w domu, tym bardziej że wiemy, iż mamy tu wielu fanów.

Macie też sprawny i spory fan klub, który nie może się już was doczekać. Pamiętacie, jak śpiewali dla was po koncercie?

Rudolf Schenker: To było chyba przed hotelem w Gdańsku. Po koncercie cały fan klub czekał na nas przed hotelem, żeby zaśpiewać specjalnie dla nas.

Klaus Maine: To był wyjątkowy moment i ja też dobrze go pamiętam.

Może mała powtórka po koncercie w Ostrowie?

Klaus Maine: Czemu nie? Byłoby super!

Członkowie polskiego Fan Clubu prosili mnie o zadanie konkretnego pytania Rudolfowi. Czy w Ostrowie staniesz podczas koncertu na głowie, jak to miało miejsce na ostatnim video z Wacken?

Rudolf Schenker: Niewykluczone, ale nie lubię się powtarzać. Może postaram się wymyślić cos lepszego?

Klaus Maine: Może Paweł spróbuje (śmiech)?

Rudolf Schenker: Przypomnieliście mi teraz inną sytuację z Polski: w 2004 roku grałem w Polsce, na dużym stadionie, mecz piłkarski w drużynie kierowanej przez trenera waszej narodowej reprezentacji. Zaprosił mnie Czarek, wasz znany aktor...

...to pewnie chodzi o Czarka Pazurę im charytatywny mecz piłkarski w drużynie polskich aktorów.

Rudolf Schenker: Tak, chyba tak. Pamiętam tylko, że była świetna zabawa, bo nie rozumiałem nic, co mówił trener. Gdy zapytałem Czarka, co mam robić, odparł: biegaj tak szybko, jak potrafisz. No to biegałem, aż się zmęczyłem, ale zabawa była super (śmiech).

Porozmawiajmy teraz o Rosji, gdzie będziecie grać, gdy ten wywiad się ukaże. To chyba szczególny kraj dla waszej kariery.

Klaus Maine: To prawda, gdyż byliśmy jednym z pierwszych rockowych zespołów z Zachodu, które zagrały tam w 1988 roku. Później wracaliśmy tam wiele razy, ale nasza trasa z "Humanity Tour" będzie dopiero drugim naszym wypadem na wschód od Moskwy.

Pierwszy raz odwiedziliście Rosję w zupełnie innych realiach politycznych. Opowiedzcie o waszym występie na "Peace festiwal" w Moskwie i osobistym spotkaniu z Gorbaczowem na Kremlu.

Klaus Maine: Podczas tego występu po raz pierwszy poczuliśmy, że kończy się jakaś epoka, że czas "zimnej wojny" wkrótce się zakończy. Jak chyba nigdy przedtem, muzyka brzmiała tam bardzo mocno i jednoczyła ludzi z różnych krajów i generacji. To był bardzo specjalny koncert. Mieliśmy wyjątkową okazję do osobistego spotkania z Michaiłem Gorbaczowem na kilkanaście dni przed tym, jak upadł Związek Radziecki. Na dodatek, do tego spotkania doszło na Kremlu. Byliśmy zapewne pierwszym zespołem rockowym, który został przyjęty przez głowę komunistycznego państwa na Kremlu.

Rudolf Schenker: Później, w 1990 roku, powstała specjalnie na koncerty w Moskwie rosyjska wersja "Wind of Change". Gorbaczowowi bardzo spodobało się, że niemiecki wokalista, śpiewa w Moskwie po rosyjsku piosenkę o "wietrze zmian". To było wyraźne, mocne przesłanie. Chodziło mi, aby ten "wiatr zmian" w ten sposób wrócił tam, gdzie się zaczął.

Nie macie dziś już dość tej piosenki, której pewnie fani domagają się na każdym koncercie?

Klaus Maine: To problem każdego wykonawcy, który nagra bardzo popularny utwór. Ja to jednak rozumiem i nie widzę w tym nic złego. W końcu "Wind of Change" stał się międzynarodowym symbolem zmian, które zachodziły wtedy na świecie i do dziś pozostał symbolem nadziei. Jeśli rozejrzysz się wokół siebie dziś, w 2008 roku, to widać wyraźnie, że nadzieja jest nam wciąż bardzo potrzebna.

Czy są kraje, miejsca, któryś nie chcielibyście zagrać?

Rudolf Schenker: Muzyka ma łączyć pokolenia, państwa, wyznania. Dlatego graliśmy zarówno w Tel Awiwie, jak i w Palestynie, w Kairze, itp. Chcemy przez to pokazać, że muzyka potrafi zmienić bieg wydarzeń, bo sprawia, że ludzie zastanawiają się nad tym, co robią.

Zagralibyście z okazji Olimpiady w Chinach?

Klaus Maine: To bardzo delikatna sprawa. Zapewne nie pozwoliliby nam zagrać w Pekinie "Wind of Change". Od wielu lat jesteśmy w kontakcie z chińskimi promotorami, ale jak dotąd nic z tego nigdy nie wynikło. Nie zaproszono nas tam nigdy na koncerty. Graliśmy niedawno w Indiach, północnej części kraju, niedaleko Tybetu. To było dla nas fantastyczne doświadczenie.

Jak często zdarzało wam się grać przed wydarzeniami sportowymi?

Rudolf Schenker: Niespecjalnie często, ale graliśmy już koncerty przed meczami piłkarskimi, czy walkami bokserskimi.

Ale chyba jeszcze nigdy przed zawodami żużlowymi?

Rudolf Schenker: Nie, nie mieliśmy jeszcze takiej okazji.

Czy jesteście fanami żużla?

Rudolf Schenker: Generalnie jesteśmy fanami wszystkich pojazdów, które się szybko poruszają.

Czy wiecie coś o żużlu, na przykład w którą stronę jeżdżą zawodnicy.

Matthias Jab: Wydaje mi się, że na żużlu jeździ się w lewo i że motory nie mają hamulców.

Klaus Maine: Przypomniała mi się przygoda, która się nam zdarzyła przed naszym występem na festiwalu w Donahew w Anglii. Odbywał się ona na jakimś torze, przypominającym nawet nieco tor żużlowy. Pomyliliśmy czas i wjechaliśmy na ten tor, gdy rozpoczęły się na nim zawody. Wyobraź sobie nas w samochodzie, a wokół nas ryczące silniki motocykli! To było przeżycie (śmiech).

Jak poznaliście Darka Michalczewskiego?

Klaus Maine: Spotkaliśmy się po raz pierwszy w latach 80. w Hamburgu, na prezentacji solowego albumu Micka Jaggera z Rolling Stones. Darek był młodym, początkującym zawodowym bokserem. Był już trochę znany, ale był jeszcze przy tym nieśmiały. Ktoś nam powiedział, że jest tu jakiś "Tygrys", a my nie wiedzieliśmy zupełnie o kogo chodzi.

Rudolf Schenker: Pamiętam, że Darek powiedział nam wtedy, że ma w swoim pokoju na ścianie tylko jeden plakat i to jest właśnie plakat Scorpions. Przyznał się przy tym, że nie wiedział nawet, iż Scorpionsi pochodzą z Niemiec. Dzięki Darkowi staliśmy się fanami boksu, bo jest on znakomitym bokserem. Zaprzyjaźniliśmy się, więc gdy przyjechaliśmy na koncert do Warszawy zaprosiliśmy Darka na scenę i razem wykonaliśmy jedną piosenkę.

Paweł, jak ważny dla ciebie i dla zespołu będzie koncert w Ostrowie?

Paweł Mąciwoda: To będzie bardzo ważny koncert zarówno dla mnie, jak i dla całego zespołu Scorpions, który już dość dawno nie grał w Polsce. Występ w Ostrowie Wielkopolskim to także szczególne wydarzenie dla mnie. Po raz pierwszy zagram z zespołem Scorpions pełny koncert przed polską publicznością. Wcześniej z kapelą dałem tylko festiwalowy występ w Sopocie. Jesteśmy gotowi ćwiczymy i zbieramy siły, by dać z siebie wszystko podczas koncertu, bo my zawsze gramy na 200 procent.

Dziękuje za rozmowę.

Biuro Prasowe koncertu Scorpions w Ostrowie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy