Dezerter: Pogwizdać przy goleniu

Dezerter to prawdziwa legenda rodzimego punk rocka. Grupa od ponad 20 lat z mniejszym lub większym powodzeniem działa na scenie niezależnej. "Nielegalny zabójca czasu" to 12. regularny album tria. Od pewnego czasu skład zespołu jest ustabilizowany i wygląda następująco: Robert "Robal" Matera (śpiew, gitara), Jacek Chrzanowski (bas), Krzysztof Grabowski (perkusja, teksty, obrazki). O nowej płycie, demokracji, programie Kuby Wojewódzkiego, współpracy z Kasią Nosowską oraz stosunku do muzyki metalowej z perkusistą oraz autorem tekstów i grafiki Krzysztofem Grabowskim, rozmawiał Michał Boroń.

article cover
INTERIA.PL

Kto lub co jest tytułowym "Nielegalnym zabójcą czasu"? Skąd się wziął pomysł na taki nietypowy tytuł?

To bardzo trudne pytanie na początek, powiem ci szczerze (śmiech)... Jak zwykle z tytułem czekaliśmy niemalże do samego końca. Od początku nie było jakiejś konkretnej koncepcji, natomiast w trakcie pojawiania się kolejnych tekstów, zaczął się rodzić jakiś tam ogólny zarys pomysłu. Padło na fragment tekstu utworu "Zabójca czasu".

Generalnie chodzi mi o to, że każdy z nas w jakiś tam sposób jest zabójcą czasu. Każdy ten czas zabija po swojemu. Chciałem znaleźć jakiś zwrot, który by określał ludzi, którzy zabijają ten czas w sposób niekonwencjonalny.

A jak Dezerter zabija swój czas?

Wydając kolejne płyty, męczące dla słuchacza (śmiech).

"Nielegalny zabójca czasu" to powrót do surowego, bezkompromisowego brzmienia znanego z płyty "Mam kły, mam pazury" z 1996 roku. Czy to oznacza, że "Decydujące starcie" z 2001 roku było pochopnym krokiem na dezerterowej drodze muzycznej?

Wiesz, to jest tak, że staramy się, by nasze płyty między sobą się różniły. To znaczy nie jest to jakiś szczególny cel zespołu, natomiast robiąc kolejne materiały staramy się, żeby to było coś innego niż poprzednim razem. Choćby dla naszej własnej satysfakcji, aby praca nad nową płytą nie było nudna.

Ponieważ poprzednia płyta była dość skomplikowana jeśli chodzi o instrumentarium, aranżację i tego typu rzeczy, tym razem postanowiliśmy zrobić zwrot i skomponować takie piosenki, które będzie można łatwo przełożyć na koncerty. Taka idea pojawiła się nam na początku pracy, kiedy zaczęły powstawać pierwsze piosenki. Chcieliśmy, żeby to było jak najbardziej żywe granie. Być może "Mam kły, mam pazury" to nie jest taki najlepszy przykład, bo tych płyt "żywych" jest więcej. Np. "Ziemia jest płaska" też była "żywa". Natomiast między sobą różnią się, być może dla postronnego słuchacza niewiele, ale dla nas są to odczuwalne różnice.

Na nowym albumie jest sporo utworów melodyjnych, takich, które rzadko nam się zdarzały wcześniej. Jest dość zróżnicowana jeśli chodzi o tempa piosenek - są utwory wolne, są utwory szybkie, są agresywne, są spokojniejsze.

Staraliśmy się zmieścić w takim ogólnym charakterze zespołu Dezerter, ale też jednocześnie dobrze się bawić przy robieniu tych numerów.

Myślę, że pogodziliśmy obie te rzeczy. Zachowaliśmy swój styl. Jeśli się gra tyle lat, to zawsze się można do czegoś odwołać. My nagle nie zaczniemy grać innej muzyki. "Nielegalny zabójca czasu" to inna płyta, nie porównuję jej z żadną inną poprzednią. To kolejny krok zespołu.

Mówiłeś o melodyjności. Można powiedzieć, że wasz nowy album jest "przebojowy", refreny szybko wpadają w ucho.

To wynik pracy trzech osób. Poprzednią płytę robiliśmy we dwójkę z Robertem, ta praca była zupełnie inna. Tym razem płyta powstała w obecności basisty Jacka Chrzanowskiego, który gra z nami od czterech lat. To, co wyszło, jest wynikiem sugestii wszystkich tych trzech osób. Tak się złożyło, że akurat wyszły nam takie piosenki. Ja się z tego cieszę, bo brakowało mi w naszych numerach takich momentów, które można by sobie później gwizdać przy goleniu (śmiech).

Wspomniałeś basistę Jacka Chrzanowskiego. Z Dezerterem gra od 2000 roku, ale jego debiutem płytowym jest dopiero "Nielegalny zabójca czasu". Dlaczego ta "kwarantanna" trwała tak długo?

Wiele rzeczy się na to złożyło. Po dojściu Jacka najpierw pracowaliśmy, żeby zespół był gotowy do grania koncertów. Ponieważ po odejściu poprzedniego basisty mieliśmy chwilową jakby zapaść koncertową, więc należało doprowadzić do stanu, aby móc znowu grać te koncerty. Na tym się zamknął pierwszy rok, by wszystko dopiąć.

Poza tym Jacek jest muzykiem dwóch zespołów - gra jednocześnie w Heyu. Tych koncertów naszych i Heya było więc sporo i przez to czasem musimy wymieniać się. Chcieliśmy, żeby nad płytą pracowały trzy, a nie dwie osoby, więc musieliśmy na Jacka czekać, aby wspólnie napisać i nagrać te piosenki. Tak się złożyło, że minęły kolejne dwa lata, zanim ten materiał został dopięty, mimo że praca nad nim trwała o wiele krócej. Tylko tyle, że z przerwami i to wydłużyło cały proces.

Jacek napisał na płytę dwa utwory: "Ulica Bankowa" i "Oni", ale według mnie słychać, że rola jego instrumentu jest znacznie większa. Jak to oceniasz?

Jacek wniósł dużo, jest bardzo dobrym muzykiem, a poza tym starym fanem Dezertera. Nie było dla niego żadnego problemu z wyczuciem klimatu i wpasowaniem się w nasz sposób myślenia. Te numery, które przyniósł Jacek, idealnie pasują charakterem, stylem - bez dwóch zdań - do tego, co jest na całej płycie. Po drugie linie basu są bardzo fajnie, dzięki temu to instrumentarium trzyosobowe jest pełne. Nie jest tak, że bas z gitarę grają to samo, do tego są bębny i wokal, a właściwie nie ma muzyki. Ten bas wypełnia, gra niemalże jak druga gitara solowa. Myślę, że to bardzo wzbogaca brzmienie i daje takie wypełnienie całości muzyki.

Na albumie znalazł się animowany klip do tytułowego utworu. Jak powstała idea tego materiału wideo? Spróbuj opowiedzieć, co przedstawia ten klip.

Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego klipu. Wszystko powstało w ciągu tygodnia, więc robota była naprawdę superekspresowa, a mimo to efekt jest bardzo zadowalający. Leszek Molski, który był głównym motorem tego klipu - razem z Rymkiem Błaszczakiem - dostał od nas zupełnie wolną rękę.

Otrzymali od nas kilka piosenek do wyboru, kiedy je już miksowaliśmy w studiu, z ostatecznymi tekstami. Sugestia zespołu była tylko jedna - nie chcemy występować w klipie, tak jak to było w poprzednich teledyskach. My nie jesteśmy ani piękni, ani na tyle istotni, by się prężyć przed kamerą, więc idea była taka, aby zrobić interesujący klip bez udziału muzyków.

Realizatorzy sami wybrali "Zabójcę czasu", nie znając wcześniej tytułu płyty, i przynieśli nam pomysł w ciągu trzech dni. Zaakceptowaliśmy to od razu, bez gadania, a potem jak zobaczyliśmy pierwsze zmontowane ujęcia, to już było wiadomo, że to bardzo dobry kierunek. Że cały klip powinien pójść w tą stronę i tak się stało.

Czy jest sens robić takie teledyski, skoro szanse na to, żeby je obejrzeć w telewizji, są chyba niewielkie?

My od razu wiedzieliśmy, że to w telewizji nie będzie puszczane, ale z drugiej strony każdy kto tę płytę kupi, będzie mógł sobie obejrzeć ten klip na komputerze. Cel był taki, aby ten teledysk pojawił się na płycie. Dlatego to się tak wszystko szybko działo, by zdążyć przed wydaniem albumu. To jest taki dodatkowy bonus dla tych, którzy tę płytę kupią, a nie muszą skądś ściągać. Bardzo ładnie ten obrazek wygląda, jest bardzo dobrej jakości.

Dezerter w twoich tekstach jest wciąż zbuntowany, cały czas walczy, apeluje, próbuje zmusić ludzi do myślenia. "Robal" śpiewa w "Większości": "Demokracja to rządy większości, a większość to idioci. Zróbmy mentalną rewolucję, aby dać szansę mniejszości". Czujecie się wojownikami tej "mentalnej rewolucji"?

Gdybym powiedział "tak", to by wyszło na to, że jestem próżny (śmiech). Nie czujemy się jakimiś ideologami, czy jakimiś przywódcami. Zależałoby nam na tym, żeby ludzie myśleli za siebie, bo wtedy wszystkim do kupy by się żyło łatwiej i lepiej.

Ale to tylko nasza sugestia, że czasem warto dać szansę tym, którzy w aktualnej sytuacji, w obecnych układach, tych szans nie mają na to, żeby mogli coś powiedzieć, co dotrze do innych. Ja sobie zdaję sprawę, że to jest utopia i taka "mentalna rewolucja" nigdy nie nastąpi. Ale trzeba sobie stawiać jakieś szczytne cele i próbować je realizować, bo inaczej życie nie miałoby sensu.

Co w takim razie proponujesz w miejsce tej tak krytykowanej demokracji?

Wiesz, ja nie jestem politykiem i nie wymyślam nowych systemów politycznych, zwłaszcza na potrzeby działania zespołu i pisania tekstów. Natomiast w tym tekście pokazuję mechanizm, jak działa tak zwana większość. Są wielkie wady tego, że ta większość zachowuje się tak a nie inaczej, jeśli chodzi o sferę polityczną.

Ale trzeba też oddać cześć tej samej większości, że jednak ta większość ma pewne takie zasady moralne. Że jednak większość ludzi nie kradnie, większość ludzi nie zabija - i to nie dlatego, że stoi przy nich policjant - po prostu dlatego, że nie chcą tego robić. Z jednej strony krytykowanie, z drugiej strony docenianie pewnych rzeczy. Nie jestem jakimś ortodoksem, który chciałby wszystkich równać i narzucić jakieś zdanie. Pokazuję rzeczy dobre i złe. Wybór należy do każdego z osobna.

Osoba na okładce płyty trzyma pistolet z palców, wycelowany w stronę odbiorcy. Do kogo chcecie strzelać?

To symboliczny gest tego właśnie tytułowego zabójcy czasu. Zdjęcie wymusiło tytuł, a tytuł wymusił zdjęcie. To współgrało od początku. My nie chcemy strzelać do nikogo.

"Robal" napisał muzykę do motywu przewodniego telewizyjnego programu "Kuba Wojewódzki Show". Jak do tego doszło?

Słuchaj, nie mam pojęcia (śmiech). Robert jest skrytym chłopcem i nic nam się nie zdradził, że taką muzykę zrobił. My się dowiedzieliśmy o tym przypadkiem, gdzieś "na mieście". Nie wiem, jak doszło do spotkania i do wymiany myśli. Z Wojewódzkim znamy się od czasu, kiedy był redaktorem muzycznego pisma "Brum". Jakieś wywiady, wspólne rozmowy, więc nie jesteśmy sobie jakoś kompletnie obcy.

Wojewódzki to specyficzna postać, odbierany często jako prostacki cham. A jaki jest twój stosunek do niego?

Nie śledzę jego kariery telewizyjnej, więc trudno jakoś mi się odnieść do tego. Przypuszczam, że to jest gra. Taka robota.

Mieliście okazję wystąpić u niego?

Odrzuciliśmy propozycję.

A dlaczego?

My nie jesteśmy zespołem rozrywkowym, w związku z tym występowanie w takim czysto rozrywkowym programie uznaliśmy za bezcelowe. Nic by nam to nie dało.

Ale u Wojewódzkiego pojawiło się kilku wykonawców zaliczanych do sceny alternatywnej.

Być może bardzo niszowym zespołom zależy na tym, że ich nazwa gdzieś tam się pojawiła w mediach. Ale my nie potrzebujemy tego rodzaju rozgłosu. Nasza nazwa jest znana, ci którzy chcą, wiedzą gdzie nas szukać. To po prostu nie te klimaty.

Od dwóch lat stałym gościem na koncertach Dezertera jest Kasia Nosowska, wokalistka Hey'a. Czy myśleliście o tym, by zaprosić ją także do nagrania płyty?

Rzeczywiście, graliśmy z Kaśką dwie trasy w Polsce i jedną za granicą, które były takim podsumowaniem wcześniejszych naszych dokonań. Tym razem, owszem na samym początku, braliśmy pod uwagę, aby coś z nią zrobić. Ale ze względu na solowe plany Kaśki, które pewnie niedługo będzie chciała zrealizować, potem wspólnie uznaliśmy, że jedno drugiemu mogłoby przeszkadzać. Nie chcieliśmy prosić i stawiać jej w kłopotliwej sytuacji. Daliśmy sobie odpoczynek w tym momencie

Na ile trwała jest to współpraca, czy można się spodziewać, że Kaśka Nosowska wystąpi także na oczekiwanej trasie?

To jest okazjonalne. Nie jest tak, że Kaśka będzie z nami na stałe śpiewać. Na najbliższej trasie na pewno jej nie będzie. Dlatego, że mamy zbyt dużo nowych piosenek, które są na tyle koncertowe, że warto je grać. Dla Kaśki były specjalnie wybrane numery, a gdybyśmy chcieć grać z nią także nasze nowe kawałki, to koncert trwałby nie wiadomo jak długo.

A nie chcemy przesadzać i zanudzać ludzi. Dobra piguła czadowego koncertu to jest godzina, maks półtorej, bo inaczej uszy więdną (śmiech). Mamy świadomość, żeby nie przeginać i sztucznie wydłużać koncertów. Występy z Kaśką to było pewne wydarzenie, być może kiedyś je powtórzymy. Na razie robimy swoje.

Wasze albumy wydaje firma Metal Mind, która raczej specjalizuje się w twórczości metalowej...

Już chyba nie. Zaczynają szukać innych rzeczy, bo duże wytwórnie w Polsce rezygnują z dużych katalogów i to jest szansa dla tych mniejszych firm. Rzeczywiście mają w nazwie metal, ale to nie znaczy, że wydają tylko taką muzykę. Myślę, że Metal Mind będzie coraz więcej wydawał różnych, innych rzeczy.

Byliście jednym z pierwszych zespołów nie-metalowych w stajni MMP. Czy przez to nie czuliście się traktowani nieco po macoszemu?

Rzeczywiście, przetarliśmy szlak. Nie, nie czuliśmy się traktowani inaczej. Zresztą wcześniej Metal Mind wydał dwie płyty punkowego The Exploited, i nawet jeśli ta grupa faktycznie poszła w stronę cięższego brzmienia, to zawsze była kojarzona z punk rockiem.

Natomiast, my dość długo wybieramy wytwórnię. Nie jesteśmy zespołem wymagającym jakiejś szczególnej promocji, dla którego robi się gigantyczną kampanię. Współpraca jest dobra. Przede wszystkim zależy nam na dystrybucji przez firmę, skierowaną na cięższą muzykę i mniej powszechną. A MMP ma swój sposób sprzedaży tego rodzaju muzyki. To był dla nas podstawowy argument na tak.

A jaki jest wasz stosunek do takiej muzyki i czy na przykład zgodzilibyście się na wspólną trasę z jakimś metalowym zespołem? Precedens już kiedyś był - wspólne koncerty Proletariatu i deathmetalowego Vadera?

Jeżeli byłby to Slayer, to ja w każdej chwili.... (śmiech). Nie jestem szczególnym fanem metalu jako takiego, ale jest kilka zespołów, przed którymi chylę czoła i zawsze chętnie posłucham. Lubię mocną muzykę, choć nie tylko, bo i spokojną także. Generalnie muzyka metalowa mi nie przeszkadza, chyba, że są to cienko piszczący faceci, grający półgodzinne solówki na gitarze, wtedy nie jestem w stanie tego znieść. Ale metal, szczególnie wywodzący się z hard core'a, z crossovera, to fajna rzecz.

Każda propozycja wymaga indywidualnego rozpatrzenia. Zależałoby od tego z kim ta trasa miałaby się odbyć. Teraz środowiska się przenikają, ludzie słuchają naprawdę bardzo różnej muzyki, tak że nie byłoby raczej żadnego problemu.

Na tegorocznym Przystanku Woodstock doczekacie się pewnego rodzaju wyróżnienia, Wasz występ ma zostać nagrany na potrzeby wydawnictwa DVD. Czego jeszcze (i kiedy) możemy się spodziewać na tej płycie?

Nie znam szczegółów, jeszcze nie podpisaliśmy umowy. Tak samo nie wiem, jak będzie wyglądała realizacja. Z tego, co rozmawialiśmy z organizatorami, to wygląda na to, że będzie 12 kamer. Cały koncert ma być filmowany, do tego będą filmowane kulisy, jakieś krótkie rozmowy z kulisami. Tak że trochę tych dodatków na pewno będzie, oprócz samej muzyki.

Przypuszczam, że jak na produkcję polską to chyba jest najlepsza muzyczna produkcja. Z tego, co widziałem, co do tej pory wydali (trzy czy cztery płyty), to są bardzo porządne pozycje. Lepszych w najbliższym czasie raczej nie będzie, bo zaangażowanie finansowo-sprzętowo w ten festiwal jest tak duże, że wszystko musi być najlepsze. Nie wiem, jaki jest cykl produkcyjny całego wydania, bo przecież później jest jeszcze miks tego materiału, montaż. Przypuszczam, że to z pół roku może potrwać.

Jakie macie najbliższe plany koncertowe?

Po owsiakowym Woodstock mamy trasę jesienną, która obejmie większość dużych miast w Polsce, w sumie około 20 miejsc.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas