"Debiut to debiut, wydaje się go tylko raz" - mówi Dominika Płonka [WYWIAD]
Po wielu wydanych utworach, "DD EP" i gościnkach na albumie między innymi Miłego ATZ, nadeszła pora na debiutancki longplay Dominiki Płonki "DOMINIKA DANIELA". O kulisach współpracy z Dziarmą i Kachą, nietypowym pomyśle na okładkę, czy inspiracjach porozmawiała z Interią.
Wiktor Fejkiel (Interia Muzyka): Wydajesz już kilka lat single, masz też za sobą “DD EP", ale dopiero teraz przed tobą debiutancki krążek długogrający “DOMINIKA DANIELA". Jakie uczucia ci towarzyszyły przed publikacją?
Dominika Płonka: Oczekując na samą premierę, czułam się dokładnie tak, jak w 9. miesiącu ciąży. Nie potrafię tego do niczego innego porównać, mimo że nigdy dziecka nie miałam. Wydaje mi się, że po prostu kobiety pod koniec ciąży czują podobne napięcie i zniecierpliwienie. Bardzo chciałam, żeby ten album już wyszedł. Bardzo ekscytował mnie fakt, że ten materiał w końcu przechodzi przez inne uszy niż tylko moje i moich producentów. Było ogromne zniecierpliwienie i oczekiwanie jak do gwiazdki. Cieszę się i ekscytuję mnie fakt, że już jest wszędzie dostępny.
Ten ciężar jaki za sobą niesie premiera jest kompletnie inny niż w przypadku ubiegłorocznej epki?
- Myślę, że tak. Koncept na epkę miałam tak naprawdę rok przed jej wydaniem, końcówka już powstawała dość spontanicznie i nie czułam tak ogromnej presji jak teraz. Warto to podkreślić, że nie mówię o takiej presji z zewnątrz, a raczej tej od siebie samej. Zależy mi na tym, by to wszystko było dopracowane, bo jednak debiut to debiut, wydaje się go tylko raz.
Udało ci się na nim zrealizować wszystkie pomysły jakie chciałaś?
- Biorąc pod uwagę ile pomysłów wpada mi często w jakichś randomowych momentach, to na pewno nie (śmiech). Żeby ich nie zapominać, staram się je notować w takim moim zeszycie, ale nie zawsze to pomaga. Idąc do studia, gdzie te pomysły przechodzą też weryfikację, wydaje mi się, że takim naturalnym procesem jest, że gdzieś tam kilka z nich odpadło. Albo na przykład brałam się za coś i potem to totalnie nie brzmiało, więc musiałam z tego zrezygnować. Są cztery utwory, które nie weszły na płytę, ale nie dlatego, że są gorsze, tylko po prostu nie kleiły mi się z tym materiałem. Potem myślałam, że dam im przestrzeń, na wersji deluxe albumu, ale sama nie wiem finalnie, czy one wyjdą. Do tego wszystkiego jest jeszcze inna baza pomysłów, które dopiero teraz mi buzują w głowie i powstaną po albumie. Tak że jest tego chyba za dużo, żeby zmieścić w 12 utworach.
Krążek otwiera "księżniczka type beat", gdzie postanowiłaś gościnnie zaprosić Kachę. Jakie są kulisy tej współpracy?
- Myślałam dużo o featuringach na tym albumie. W kontekście “księżniczki type beat" wszystko gdzieś tam zaczęło się od produkcji mojego brata Dawida Płonki, która przypominała mi coś, co bardziej nawet brzmiało jak utwór Kachy niż mój. Pamiętam, że na początku trochę wstydziłam się do niej zagadać, ale na żywo udało nam się spotkać na Next Feście. Poszłam do niej po koncercie, by kupić jej winyl i odczułam od niej tak ciepłą energię, że stwierdziłam, że się wezmę na odwagę i napiszę do niej o tego feata później na Instagramie. Była bardzo chętna, by się dograć, a dla mnie jej zwrotka jest po prostu idealna. Tak że nie siedziałyśmy razem w studio, zrobiłyśmy to zdalnie, ale czułam też, że bardzo zrozumiała tematykę utworu i to wszystko poszło bardzo płynnie.
Nie jest to jedyna współpraca na tym albumie, ponieważ w utworze "PRZYJEDŹ" możemy usłyszeć Dziarmę. W jaki sposób udało znaleźć się wam wspólny język muzyczny? Bo oprócz jej gościnki u ciebie, ty dograłaś się do niej na “Wifey Mixtape" do utworu “Ponad chmurami"...
- Z Dziarmą połączył nas nasz wspólny producent Miroff. To główna postać która scaliła zarówno mój, jak i jej ostatni projekt muzyczny. Sama współpraca między nami wyszła dość spontanicznie. Dziarma swój “Wifey Mixtape" tworzyła w moim studiu, przez co trochę zapoznała się z moją twórczością. Bardzo jej się spodobała do takiego stopnia, że raz nawet wbiła na mój koncert, który grałam dla studentów psychologi w Warszawie. No i tak się zgadałyśmy. Te dwa utwory później powstały dość naturalnie. Miałam jakieś skrawki utworów i po prostu Dziarma się do nich bardzo zgrabnie i szybko dogrywała. To też pokazało mi ogromne różnice jakie mamy w songwritingu. Ona jest osobą, która potrafi przyjść do studia, wziąć zeszyt i napisać genialny tekst, a ja potrzebuję przemyśleć sobie na spokojnie poza studio. Ale wydaję mi się, że końcowy efekt jest naprawdę fajny.
Miałaś jeszcze jeden projekt z udziałem gości, z Rosalie. i Chloe Martini w utworze “MAGMA". Dlaczego ten utwór finalnie nie znalazł się na albumie?
- "MAGMA" nigdy nie była pisana z zamysłem albumowym, miała być po prostu takim collabem równym moim, Rosalie. i Chloe Martini. Później na etapie robienia płyty stwierdziłam, że jest dość mało tych featów, a do Kachy i Dziarmy to Rosalie. jako trzecia pasuje idealnie. Zaczęłam się mocno zastanawiać, co z tym zrobić, ale finalnie stwierdziłam, że jednak “nie mam czasu na sb" było komunikowane jako pierwszy singiel, a “MAGMA" powstawała w kompletnie innym czasie. Czy gryzłaby się i raziła na “DOMINICE DANIELI"? Myślę, że nie, bo ten singiel jest spójny z albumem.
Jak widać dużo współpracujesz z artystkami, które często gdzieś tam krążą wokół rapu. Co więcej, tobie też się dość często zdarza balansować na granicy pop-alternatywy z rapem...
- Rap to jest gatunek, którego najwięcej słucham- myślę, że to z tego wynika. Rap i elektronika. Ale wydaje mi się, że tego rapu jednak jest najwięcej. Doja Cat jest raperką, którą uwielbiam, ale którą nigdy nie będę. Po prostu czasami mam takie momenty, że jak się nasłucham za dużo takiej muzyki, to myślę sobie, że ja też tak chcę. Stąd powstają takie pobudki typu właśnie “nie śpię" czy “ddtrickz". Lubię rap za to, że jest maksymalnie szczery i to jest głównie ten punkt wspólny z moją twórczością. Ja też lubię w tekstach wyrzucać wszystko, co we mnie siedzi.
Nazwałabyś się raperką?
- Chyba nie... Chętnie dograłabym się ponownie do jakiegoś bardziej hip-hopowego utworu jak to miało miejsce na przykład z Miłym ATZ, ale nie nazwałabym się raperką. Mam też wrażenie, że to określenie jest jakoś u nas pejoratywne. Może to siedzi w mojej głowie, mam ten wizerunek zabarwiony różnymi artykułami. Lubię sobie czasami porapować, czy melorecytować, ale to wszystko.
Skoro nie raperką, to można cię nazwać gwiazdą pop (śmiech)? Nawiązuję tutaj do kawałka zamykającego twój krążek pod tytułem “POP". Tam też sprawiasz wrażenie, jakbyś określenie “pop" traktowała dość pejoratywnie...
- Zdecydowanie prędzej, aczkolwiek mam wrażenie, że w moim przypadku to wszystko jest bardzo płynne. Rok temu na przykład przy okazji “DD EP" padło stwierdzenie, że jestem nadzieją polskiego R&B. Strasznie lubię tym żonglować. Na ten moment nie lubię się zamykać w jednym gatunku. Wszystko może przez to, że staram się też słuchać bardzo różnorodnej muzyki. Ostatnio miałam tak na przykład z Dua Lipą czy Charli XCX - nasłuchałam się ich najnowszych projektów i od razu chciałam robić podobne rzeczy. Natomiast nazywanie mnie popową wokalistką jest dla mnie jak najbardziej okej.
Patrząc na "DOMINIKĘ DANIELĘ", widzisz swój progres względem epki, czy raczej te utwory powstawały wszystkie w jednym okresie?
- W większości utwory powstawały po EP-ce. Z mojej perspektywy trudno mi dostrzec ten progres, bo oglądam siebie na co dzień. Z zewnątrz jednak słyszałam od wielu osób, że dostrzegają mój wokalny rozwój, zwłaszcza po koncertach, gdzie feedback był pozytywny. Chciałabym więcej pracować nad głosem, ale życie codzienne - praca od 9 do 17, audycje muzyczne - czasami mi to utrudnia.
Muszę cię zapytać o okładkę tego albumu. Dlaczego postawiłaś na zdjęcie w czepku z basenu? Jest w tym jakiś inside joke?
- Fotka z basenu została zrobiona przez mojego chłopaka podczas wakacji w Lizbonie. Była całkowicie spontaniczna. Zdjęcie powstało w 15 stopniach, padał deszcz, co nie jest na niej widoczne. Mimo to, mocno się zaangażowałam, bo postanowiliśmy, że oprócz sesji okładkowej, spróbujemy zrobić zdjęcie w wodzie z czepkiem. Dlaczego czepek? To trochę taki inside joke między mną a moimi obserwatorami na Instagramie. Kiedyś wrzuciłam storkę, w której pisałam, że mój były chłopak nigdy nie widział mnie w czepku, co było takim lekkim dissem na niego, że nie poznał mnie na tyle dobrze, byśmy poszli razem nieskrępowani na basen. Zauważyłam, że to stories spotkało się z dużym zainteresowaniem, a wiele dziewczyn zaczęło mi je lajkować. Na fali tego entuzjazmu zaczęłam dodawać zdjęcia w czepku. Dziewczyny zaczęły do mnie pisać, że wstydzą się chodzić na baseny, gdzie wymagany jest czepek. To było zaskakujące, a zarazem ciekawe, więc pomyślałam, że warto to normalizować. Teraz dziewczyny wysyłają mi swoje zdjęcia w czepkach i znów zaczynają je nosić, mówiąc, że dzięki mnie pokonują swoją barierę wstydu.
"DOMINIKA DANIELA" to spójny krążek, co nie jest dzisiaj normą. Myślisz, że spójność długogrających materiałów musi być w kontrze do promocji muzyki “tiktokowej"? Da się to jakoś pogodzić?
- To jest ciągła walka. W idealnym świecie artyści wydawaliby długie, przemyślane albumy, a nie skupiali się na promocji na TikToku. Trzeba to jakoś wyważyć, bo chcę, żeby każdy utwór miał swoją szansę. Stawiam sobie pytania o to, jak dużo sił mogę włożyć w promocję, żeby dotarło to do jak największej liczby słuchaczy. Mimo że trzeba uwzględniać czasy, w których żyjemy, wciąż staram się trzymać konceptu albumu. To niełatwe, ale myślę, że znajduję w tym równowagę.
Wspomniałaś o inspiracjach. Możesz wymienić inne, które słychać na tym albumie? To, czego słuchasz, jest spójne z tym, co tworzysz?
- Tak, na pewno. Fajnym przykładem jest utwór "ddtrickz", który powstał z inspiracji raperką Bb Trickz. Mam też dużą sympatię do albumu "Radical Optymism" od Dua Lipy. Oczywiście słucham różnych artystów, jak Charlie XX, ale także Clairo, chociaż może nie jest to tak wyraźne w mojej twórczości.
Twoje utwory często są produkowane przez twojego brata, Dawida Płonkę. Jesteście takim schowanym duetem muzyczny na całe życie?
- Nie wyobrażam sobie robić muzyki bez Dawida. Oczywiście współpracuję z innymi producentami, ale głównie myślę o nim przy tworzeniu nowego materiału. Nasza współpraca zawsze przynosi ekscytujące rezultaty. Dawid jest dla mnie ogromnym wsparciem, a fakt, że planuję również wziąć udział w jego projekcie producenckim, pokazuje, że nasza muzyczna więź jest bardzo silna. Nie boję się więc stwierdzenia, że jesteśmy duetem na całe życie.
Po wszystkich rzeczach dookoła promocji nowego albumu, planujesz jesienną trasę koncertową?
- Nad trasą jeszcze myślimy. Mamy zaplanowane dwa koncerty premierowe w Krakowie i Warszawie, które są dla mnie bardzo ekscytujące. Będziemy obserwować reakcje słuchaczy na album i na podstawie tego myśleć o kolejnych lokalizacjach. Wypuściliśmy też t-shirty i winyle, co dla mnie jest spełnieniem marzeń. Ten winyl ma dla mnie dużą wartość emocjonalną i wizualną, ponieważ jego wnętrze zawiera skany moich notatek z pamiętnika. Myślę, że będzie to wyjątkowy element dla kolekcjonerów.