"Chodzi o zabawę"
Ojciec chrzestny grindcore'a Shane Embury (gitara) i jego kolega z brytyjskiego Napalm Death Danny Herrera (perkusja) oraz Kevin Sharp (wokal) i Danny Lilker z nowojorskiego Brutal Truth - to właśnie "deam team" stojący za amerykańskim projektem Venomous Concept, który na początku marca 2008 roku - głownie ku własnej uciesze - oddał w ręce fanów muzyki ekstremalnej drugi album "Poisoned Apple". O jego zawartości opowiedział Bartoszowi Donarskiemu Shane Embury.
Myślałem, że już nie zbierzecie się do kupy. Od wydania debiutu minęło w końcu parę ładnych lat, a poza tym każdy z was zajęty jest własnym zespołem, szczególnie zaś po powrocie Brutal Truth. A może w przypadku Venomous Concept chodzi po prostu o odpowiedni czas i miejsce, zrobienie tego szybko i spontanicznie?
Nie. Ten album został nagrany etapami, co trwało kilka ostatni lat. Skoro i tak napisałem większość materiału na pierwszą płytę, postanowiłem wziąć na siebie obowiązki gitarzysty. No i Buzz był bardzo zajęty. Po dołączeniu Dana Lilkera było jeszcze łatwiej. Mimo wszystko nagrywanie z Venomous Concept jest zawsze bardzo spontaniczne. Uważamy, że właśnie w ten sposób uzyskujemy najlepsze rezultaty.
Podejrzewam, że praca z takim projektem musi się różnić od tego, co robicie w swoich macierzystych formacjach. Nie jest to bardziej spotkanie starych kumpli, atmosfera zabawy?
Tak. Od wielu lat jesteśmy przyjaciółmi, i myślę, że właśnie dlatego to się kręci. Wiadomo, muzycznie jest to, co jest - nie próbujemy przełamywać żadnych barier czy zmieniać świata. Chcemy po prostu zagrać kilka koncertów i mieć przy okazji trochę zabawy na scenie. Jak już wcześniej mówiłem, to przede wszystkim świetna zabawa i okazja do zrobienia czegoś w czym jesteśmy najlepsi w gronie przyjaciół.
"Zatrute jabłko" smakuje naprawdę dobrze. To swego rodzaju amalgamat wszystkiego co ekstremalne w hardcorze, grindzie i punku. Dla mnie to trochę taki "album w hołdzie", tyle że z oryginalnymi numerami. Czy to jest właśnie to podejście?
Cóż, z pewnością odwołujemy się do wielu zespołów, i to słychać na całym albumie. Lubimy to uczucie i czujemy, że wszystkie te elementy nie znalazły się tam bez powodu. W końcu dochodzisz w swoim życiu do punktu, w którym wiesz, co ci najbardziej odpowiada. Dlatego ten album jest przede wszystkim dla nas samych.
Zapewne można by to nazwać oldskulem, gdyby nie to, że ta pierwotna agresja jest tu podana w nowoczesnej oprawie. Brzmieniu "Poisoned Apple" daleko do lat 80. To bardziej dobrze sprawdzona muzyka w nowym wymiarze.
Produkcja faktycznie brzmi współcześnie, za co odpowiedzialny jest Russ Russell, z którym pracuję od lat. Wiele starych zespołów nie brzmiało doskonale, ale na ich płytach były te emocje. Myślę, że chcieliśmy nieco podrasować to brzmienie.
Młodsze pokolenie fanów Napalm Death czy Brutal Truth nie ma zbyt dużego pojęcia o zespołach typu Poison Idea czy Black Flag, dlatego wasz album może mieć też - nazwijmy to - walory edukacyjne. Trochę jak napalmowa seria "Leaders Not Followers", tyle że nie w tak bezpośredni sposób.
Absolutnie się z tym zgadzam. Zawsze fajnie jest zapoznawać młodszą publikę z muzykę, na którą być może sami nigdy by nie wpadli.
Czy w przypadku Venomous Concept możemy mówić o normalnej sesji nagraniowej; razem w jednym miejscu i czasie?
Powiedziałbym, że połowa albumu została w ten właśnie sposób zrobiona. Reszta etapami w różnych studiach. Dziś jest z nami na pokładzie Danny Lilker, więc następny album będziemy rejestrować w jednym miejscu.
Jaki jest podział ról?
Całą muzykę napisałem sam. Kevin napisał teksty. Dan Lilker wkroczył do akcji pod sam koniec, ale już pisze materiał na trzecią płytę. Mamy już siedem nowych utworów.
Jest szansa, że zagracie jakieś koncerty, pojawicie się na festiwalach?
Mam taką nadzieję. Wczoraj rozmawiałem na ten właśnie temat z Kevinem. Poczekajmy zatem. Jestem dobrej myśli.
Chłopacy z Brutal Truth pracują teraz nad powrotnym albumem. Słyszałeś coś z tego?
Tak, słyszałem. Mogą zabić!
"Smear Campaign" ukazał się jakieś dwa lata temu. Zaczęliście już pisać muzykę na jego następcę?
Z Napalm Death nad nowym albumem będziemy pracować przez lato. Liczymy na to, że nagramy płytę na przełomie sierpnia i września.
Jak tam mają się sprawy z twoją wytwórnią Feto? Jesteś zadowolony z jej działań?
Wielu spraw wciąż muszę się jeszcze uczyć. Było trochę problemów tu i tam. Staramy się, żeby z upływem czasu było coraz lepiej, i żeby w końcu wyjść na swoje. Na razie nie narzekam.
Dzięki za rozmowę.