"Cały czas jesteśmy w grze"

Z Pawłem Stasiakiem, wokalistą grupy Papa D (kiedyś Papa Dance), o nowej nazwie zespołu i nowej płycie "Bezimienni", szalonych latach 80. i współczesnej scenie muzycznej oraz udziale w programie "Taniec z gwiazdami" rozmawiała Emilia Chmielińska.

Paweł Stasiak (Papa D)
Paweł Stasiak (Papa D)MWMedia

Czy odczuwasz jeszcze tremę z okazji premiery nowego albumu?

Trema zawsze jest przed taką odsłoną, ale jednocześnie to jest jeden z najfajniejszych dni dla wykonawcy. To jest zakończenie pewnego etapu, a ten etap w przypadku "Bezimiennych" trwał bardzo długo. Album zaczęliśmy nagrywać w październiku zeszłego roku, a skończyliśmy w czerwcu. Czyli to było dziewięć długich miesięcy. Także teraz rodzi się dziecko (śmiech). Myślę, że to był fajny czas. Bardzo poszukiwawczy, jeśli chodzi o brzmienia, dynamiczny... Mam nadzieję, że to wszystko będzie słychać na płycie. Dla nas było najważniejsze, by na tej płycie uwiecznić nasz energetyczny stan, w jakim byliśmy w ciągu tych miesięcy. Z nadzieją podchodziliśmy do tej pracy, ponieważ pojawiło się dużo nowych punktów. Mam nadzieję, że to będzie słychać.

Z nowości należy wspomnieć, że to pierwsze wasze dziecko pod szyldem Papa D...

Tak. Z nowości trzeba wspomnieć także o nowym producencie muzycznym, my znaleźliśmy się w nowej sytuacji, w której musieliśmy się odnaleźć... To jest pierwsze nasze wyjście, od kiedy Mariusz Zabrocki, który pisał wszystkie piosenki dla zespołu Papa Dance od początku kariery w 1984 roku, już z nami nie współpracuje.

A jak jest z tekstami na tej płycie?

Myślę, że jest dobrze (śmiech). W ogóle muzycznie i tekstowo chcieliśmy na tej płycie pokazać parę rzeczy, które zdarzyły się po drodze. To znaczy to, że wywodzimy się z Papa Dance, które dało nam tożsamość. Z drugiej strony to, że od tamtego czasu minęło parę lat, że mamy rok 2008, i że wielu z nas przekroczyło magiczną barierę wieku 40 lat. Jednocześnie chcieliśmy pokazać, że dobrze się z tym czujemy i cały czas dobrze się bawimy. Chcemy grać dalej, podjęliśmy wyzwanie, że cały czas jesteśmy w grze.

Fani mieli okazję słyszeć singel "Bezimienni". Czy ta piosenka pokazuje nowe oblicze Papa D?

Oczywiście, ten utwór pokazuje kierunek, który obraliśmy. Ale z drugiej strony nie zamykają możliwości niespodzianek, które na płycie się znajdują. Będą inne brzmienia, ale mieszczące się w tym wszystkim i odbierane jako "nasze".

W "Bezimiennych" śpiewasz: "Twój czas właśnie nadchodzi/Twój czas właśnie się rodzi". To jest nowe otwarcie dla waszego zespołu?

Całkowicie nowe otwarcie. To jest zupełnie nowy etap. Dla nas pewne rzeczy zakończyły się wraz ze zmianą nazwy i z poprzednią formuła. Nie chcemy się oczywiście odcinać. Nie wstydzimy się poprzedniego etapu, on dał nam bardzo dużo fajnych momentów muzycznych. Dzięki niemu mamy fanów, którzy przychodzą na koncerty. Ta płyta nie jest jeszcze wypromowana, dlatego publiczność zna nas ze starszych piosenek. Cieszy to, że na koncertach oczywiście jest grupa głośniej śpiewająca "Kamikadze" czy "Mona Lizę", ale jest też grupa, która zdecydowanie głośniej śpiewa "Będziemy tańczyć" czy "Bezimiennych". Mam nadzieję, że po premierze płyt liczba nowych piosenek, które będziemy śpiewać z fanami, wzrośnie. A co jest najważniejsze - to wszystko udaje się przemieszać. Osoby, które znają nas tylko z tych dwóch nagrań nagle słyszą na koncercie zupełnie coś nowego i zaczynają powoli zaszczepiać sobie nieznane im utwory. Natomiast te osoby, które kiedyś nas słuchały, nie mają teraz czasu na słuchanie rozgłośni radiowych, uczestniczenia w życiu mediów, na koncertach mają okazję posłuchać nowych piosenek. Myślę, że utwór "Bezimienni" potrafi scalić pokolenia. Z jednej strony mówimy o czymś, co w tym momencie się rodzi. Z drugiej strony pokazujemy, że jesteśmy wciąż tymi samymi ludźmi, którzy trochę się zmienili. Bo przecież trudno przez całe życie być tą samą osobą.

A do kogo chciałbyś, by ta muzyka trafiła? Do którego pokolenia?

Trudno jest dzielić fanów na grupy wiekowe. Przecież nie zastanawiamy się, dając piosenkę do promocji, czy to jest target "15+" czy jakiś inny termin, który jest obecnie modny w tego typu działaniach. Nasze piosenki są dla ludzi, którzy lubią się bawić. Którzy szukają muzyki, która ich będzie fajnie nakręcała. Mam nadzieję, że właśnie taką energię spotkają w naszej muzyce i to ich naładuje. Na przykład podczas jesiennych wieczorów, które będą trochę smutniejsze niż wakacyjne wieczory (śmiech). Jednocześnie słuchając piosenki "Bezimienni" będzie można sobie powspominać, co się zdarzyło w lecie...


Na płycie znalazł się utwór anglojęzyczny zatytułowany "Beautiful Life"...

Jako cały zespół uważamy, że wygraliśmy los na loterii mogąc grać. Wszystko to, co dzieje się u nas jest "Beautiful Life". Bo nie każdy wykonawca dostaje od publiczności drugą szansę, by przypomnieć się i wrócić na rynek. Ten utwór to jest trochę eksperyment. Pomyśleliśmy, że dobrze byłoby sprawdzić na ile anglojęzyczna piosenka o bardzo tanecznym podłożu sprawdzi się na takiej płycie. I jednocześnie sprawdzić jak przyjmie nas publiczność w takim wykonaniu. Czy będą uważać, że to jest zdrada i powinniśmy takie klimaty zostawić innym wykonawcom? Myślę, że robiąc eksperymenty brzmieniowe, powinniśmy pójść z tym trochę dalej i sprawdzić, jak to będzie. Nie oznacz to oczywiście, że jeżeli "Beautiful Life" się przyjmie, to następny album nagramy właśnie w tym stylu. Przecież to zabrałoby nam sporo tożsamości. Ale to da nam pewne przyzwolenie na eksperymenty na płaszczyznach muzyczno-produkcyjno-językowych.

Lubisz eksperymenty.

Tak. Jeżeli cały czas robilibyśmy to samo, to pewnie zwariowałbym (śmiech). Bo to jest śpiewanie 1000 czy 2000 któryś tam raz tych samych piosenek. Gdyby nie było eksperymentów, gdybyśmy cały czas robili wszystko w ten sam sposób, to po prostu odwalalibyśmy chałturę. A to na pewno zauważyli by widzowie, którzy przychodzą na koncerty. Póki co my zamierzamy się dobrze bawić. Mam nadzieję, że to jest widoczne. Zblazowany wykonawca, mający wszystko gdzieś, który najchętniej odwróciłby się w drugą stronę - publiczność na takie koncerty raczej nie chciałaby przychodzić.

A co z waszymi koncertami?

My gramy właściwie od maja trasę plenerową. Wiadomo, że w tych miesiącach jest dużo możliwości wystąpienia dla licznej publiczności. Nowe piosenki prezentujemy już od lata. Mieliśmy świadomość, że jeżeli teraz nie pokażemy nowych piosenek szerokiej publiczności i nie sprawdzimy ich przed momentem, kiedy ukaże się płyta, to potem będzie na to za późno. To jest dobre dla albumu, że momencie jego premiery piosenki na nim znajdujące się, są śpiewane na koncertach. Oczywiście, na razie to były tylko dwie piosenki. Czasami tylko eksperymentalnie dodawaliśmy inny nowy utwór dla sprawdzenia reakcji.

Ten album chcemy promować na koncertach. Czeka nas dużo pracy, bo to już nie są lata 80. Wtedy dawało się jedną kopię utworu do radiowej "1", drugą do "3" i można było być pewnym, że wszyscy je usłyszą i będą wiedzieli, że płyta trafiła do sprzedaży. Dziś tytułów jest mnóstwo. Żeby dostać się na półki sklepowe w dobrym miejscu to jest problem (śmiech). My chcemy doprowadzić do takiej sytuacji by osoby, które mają ochotę na tego typu muzykę miały świadomość, że taka płyta jest. Oczywiście, od nich będzie zależało, czy taką płytę przyjmą czy nie. Ale od nas zależy, by jak największa liczba osób wiedziała o naszym albumie.

Wspominałeś o latach 80. A jak widzisz obecną sytuację w muzyce?

Teraz jest zdecydowani więcej możliwości, więcej profesjonalizmu, jest lepszy sprzęt i lepsze brzmienie na koncertach. Nie ma już takiej sytuacji jaka nas kiedyś spotkała, że jedynym oświetleniem na koncercie był potężny reflektor skierowany prosto w nas. A przy szybszych utworach ktoś stał z teczką przy nim i machał, by osiągnąć efekt migotania, Żeby było bardziej dynamicznie (śmiech). Dzisiaj wiadomo, że pracuje się w zupełnie innych warunkach. Podczas letnich koncertów często mieliśmy okazję występować na dużych scenach ze świetną oprawą świetlną i piękną scenografią. To oczywiście nadaje utworom głębi, nam muzykom w takich warunkach lepiej się te piosenki wykonuje.

Tamte czasy oczywiście też miał swój urok. To wszystko nie było przemysłem, biznesem. Byliśmy wszyscy bardziej beztroscy także z tego względu, że byliśmy młodzi. Z tego, co mówią inni wykonawcy, którzy byli starsi - nie mieli 18-19 lat, tylko koło 30 - to trudno było związać koniec z końcem, jeżeli chodzi o utrzymanie rodziny i domu. To były zupełnie inne czasy. Ale my wtedy o tym nie myśleliśmy. Byliśmy młodzi, mieszkaliśmy z naszymi rodzinami, a zarobione pieniądze to było tak naprawdę nasze kieszonkowe. Mieliśmy inne podejście.

Dziś natomiast jest to przemysłem. Ale takie są prawa rynku...


Muzyka w tych czasach stała się produktem. Liczy się oprawa ,otoczka... Zgadzasz się z tym?

Jeżeli wykonawca nie ma tożsamości, to rzeczywiście może zginąć wśród produkcji muzycznych. Na pewno dziś jest tak, że liczy się cały produkt. To znaczy nie ma tak, że ktoś gra na gitarze linie melodyczną i jest gotowy utwór. Liczą się aranżacje, produkcja... Dziś zupełnie dziwne utwory stają się przebojami, bo mają taki moment, który wszyscy zapamiętują. I to nie jest głos wykonawcy czy jakiś motyw melodyczny, tylko zupełnie coś innego. Możemy się z tym zgadzać lub nie, ale takie są czasy, a my musimy walczyć o to, by nie stracić swej tożsamości. Ale jednocześnie się tym bawić. To jest przecież muzyka rozrywkowa. Nie dorabiajmy jakiejś strasznej ideologii do tego. Jeżeli coś będzie dobrze zrobione, na wysokim poziomie, dobrze wykonane i będzie wiadomo, kto to śpiewa - co też jest ważne (śmiech) - to myślę, że jest fajnie.

Będą kolejne single z "Bezimiennych"?

Tak. Na naszej stronie internetowej daliśmy fanom do wyboru 5 utworów, z których mogą wybrać następny singel. Oczywiście mamy swoich faworytów, ale chcieliśmy sprawdzić na ile to się ma z naszymi przewidywaniami. Musimy także pamiętać o tym, że trzeba wybrać utwór, który będzie grany w rozgłośniach. Bo co z tego, że wybierzemy singel, który będzie fajną piosenką, ale który znajdzie się tylko w propozycjach, a nie trafi na playlisty.

Zależny nam na kolejny, trzecim singlu, bo na tej płycie jest kilka utworów pokazujących nasz zespół z innej strony. Na przykład są trzy ballady. Może one nie przystają do Papa D, ale w Papa Dance bardzo popularne były spokojne piosenki, jak "Nietykalni" czy "Ocean wspomnień". Takie piosenki na początek nie wydają się być hitami promocyjnymi, ale później okazuje się, że to ballady są najdłużej pamiętane i decydują o wizerunku wykonawcy.

A który nowy utwór jest ci najbliższy?

Ja lubię ballady, dlatego najbardziej podoba mi się piosenka "Wyspa". Chciałbym, żeby to był singel. To piosenka idealnie pasująca na jesień. Trzeba znaleźć swoją wyspę i z dystansem spojrzeć na wszystko...

Bierzesz udział w kolejnej edycji "Tańca z gwiazdami". Jak się czujesz po pierwszych treningach? Siódme poty (śmiech)?

A nawet ósme i dziewiąte (śmiech). Nie wiem już które. Koszulki są zmieniane kilkakrotnie podczas takiego treningu. Ćwiczenia trwają od 4 do 6 godzin dziennie, także tego jest dosyć dużo. Sądziłem, że to będzie wyczerpujące ogólnie, bo ćwiczenia nie są mi obce i staram się kondycyjnie panować nad sobą. Gramy jednak dużo koncertów, czasami nawet dwa dziennie - to są ponad 3 godziny na scenie. Trzeba być w formie. Natomiast tutaj to jest praca nad innymi partiami mięśni. Takimi, których na scenie w ogóle się nie używa. Trzeba pamiętać o tylu elementach podczas tańca, który trwa tak naprawdę 2 minuty... A po zatańczeniu jednego układu jestem cały mokry, z drżącymi mięśniami. Chwytam za butelkę mineralnej, żeby uzupełnić płyny. Zatem nie sądziłem, że to będzie aż tak wyczerpujące. Zwłaszcza, że dzieje się to w momencie, kiedy promujemy nową płytę i także mamy trening. Ale taniec to jest nasza wojna do wygrania. To nie są bitwy, to jest wojna. Bardzo poważne rzeczy (śmiech). Nasze największe działa zostały wyprowadzone. A chcemy o to dbać i równocześni grać koncerty. Nawet po trzy tygodniowo. Nagle okazuje się, że nie ma dla nas chwili oddechu i odpoczynku, który pozwala nabrać ci do wszystkiego dystansu. A bez tego nie da się nie zwariować (śmiech). Ja mam nadzieję, że wciąż jest we mnie ten dystans. Cieszę się, że moja partnerka z która tańczę [Anna Głogowska - przyp. red.] ma też podobne podejście do tego. Zdrowe podejście. Bo my bierzemy udział w programie rozrywkowym, a nie jakimś tam wyścigu na czas. To jest najważniejsze.

A jak widzisz swoje szanse?

Dla mnie najważniejsze jest to, by się jak najwięcej nauczyć. Bo koncerty, który przygotowujemy na przyszły rok, będą bogatsze. Chciałbym, żeby to było więcej do oglądania, nie tylko do słuchania. Przecież gramy muzykę taneczną, więc to nie będzie się gryzło. Udział w tym programie to jest inwestycja w siebie. A reszta? To jest tak naprawdę statystyka. Ilość sms-ów, kto to akurat obejrzy, komu się spodoba...

Nie masz obaw przed programem kręconym na żywo?

Jedyną moją obawą jest to, by nie zawieść mojej partnerki, bo ona tyle nade mną pracuje (śmiech). Najważniejsze jest to, żeby ona była ze mnie zadowolona. Ale nie oszukujmy się - te osoby, które z nami ćwiczą, robią to od kilkunastu lat. My natomiast mamy na to kilka tygodni. Nigdy nie będziemy tak sprawni jak oni. Ale to nie o to chodzi. Ja mam nadzieje się dobrze pobawić i dobrze potańczyć.

Dziękuję za rozmowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas