bryska: "Muzyka pozwala mi uwolnić wszystkie emocje, wziąć oddech" [WYWIAD]

Bryska wydała drugi album /Michal Kazmierczak /Agencja FORUM

Bryska powraca z nowym albumem “biorę wdech (hikikomori)”. Po raz kolejny pokazuje, że nie boi się pisania o trudnych, intymnych przeżyciach. Porozmawialiśmy z nią o kulisach powstawania tego krążka oraz wydarzeniach z jej życia, które bezpośrednio wpłynęły na kształt płyty.

Wiktor Fejkiel:"biorę wdech (hikikomori)" to już twój drugi pełnoprawny krążek. Towarzyszą ci te same uczucia, co przy debiucie, czy jednak zdążyłaś już oswoić się z tym procesem?

Bryska: - Wiesz co, dla mnie ten proces zawsze jest taki sam. Na pewno przy debiucie większy jest stres i stąpanie po nowych ścieżkach. Teraz one są już wyrobione, znam to wszystko i jest mi dużo łatwiej to robić.

W których momentach doświadczenie, które zebrałaś przy "mojej ciemności", udało ci się wykorzystać?

- Zdecydowanie przy topline'ach. Dużo łatwiej pisało mi się teksty, łatwiej jest mi już dobierać słowa, opisywać różne rzeczy, bo się tego po prostu nauczyłam. Podobnie z produkcją, łatwiej jest zadbać o atmosferę utworu i takie różne sprawy.

Reklama

Są jakieś konkretne uczucia, wydarzenia, które wpłynęły na taki kształt albumu "biorę wdech (hikikomori)"?

- Cały album jest oparty na moich doświadczeniach. Samo "hikikomori" z definicji oznacza śmierć społeczną, którą przeżyłam w gimnazjum. Odcięłam się kompletnie od ludzi i bardzo wyobcowałam. Tak naprawdę nie miałam żadnych znajomych czy przyjaciół. Był to dla mnie bardzo depresyjny moment. Krążek opiera się na tych doświadczeniach z czasów gimnazjum, ale i tych, które doświadczyłam niedawno. Przechodziłam ostatnio taki ciężki okres psychicznie i większość tych utworów powstała właśnie wtedy.

Czy możemy w tym przypadku mówić, że pisanie piosenek dla ciebie jest próbą oswojenia się z tymi ciężkimi emocjami?

- Muzyka zawsze była dla mnie sposobem na to, by wyrażać różnego rodzaju emocje, komunikować się ze światem i tak naprawdę jest taka do dzisiaj, więc jest to dla mnie ogromna autoterapia. Muzyka pomaga mi uwolnić wszystkie te i negatywne, i pozytywne emocje, w jakiś sposób właśnie pozwala wziąć oddech.

Skąd natomiast pomysł, by ubrać to akurat w motyw hikikomori? Czy ta japońska kultura popularna jest ci jakoś szczególnie bliska?

- Ja ogólnie bardzo interesuję się kulturą japońską właśnie od gimnazjum. Jeździłam na różne konwenty, mam mnóstwo mang i oglądałam dużo anime. Bardzo głęboko już w tym siedzę i od dawna moim ogromnym marzeniem było napisać album z konceptem kultury japońskiej, zahaczając o ważne dla nich aspekty społeczne.

Muzycznie natomiast Japonia nie została w żaden sposób zaakcentowana... 

- No tak, skupiliśmy się bardziej na stronie wizualnej, czy jeśli chodzi o tekst. Aczkolwiek mam nadzieję, że uda mi się kiedyś pójść w kierunku takiej japońskiej muzyki, zobaczymy. Na razie bardziej tekstem i obrazem przekazuję tę estetykę.

Jakie połączenie z tym wszystkim ma akwarium na okładce? Dlaczego postawiliście akurat na tę przestrzeń?

- Akwarium odnosi się do samego tytułu. Na planie byłam w sumie w nim godzinę. Oczywiście niecały czas pod wodą. Jest to dla mnie symbolika odcięcia się od świata. Dodatkowo wiadomo, jak jesteśmy pod wodą, to nie panujemy do końca nad swoim ciałem, nad tym, co się dzieje. To woda panuje nad nami, dokładanie tak samo jak depresja. Przejmuje ona kontrolę nad naszą głową i nad tym, co czujemy. Stąd to akwarium. Ma ono symbolikę zamknięcia, odcięcia się od otoczenia. Byłam otoczona wieloma przedmiotami, zamknięta na małej przestrzeni, co nawiązuje też do hikikomori.

Efekt japońskiej estetyki, który udało wam się osiągnąć, spełnia w pełni oczekiwania, jakie sobie stawiałaś? Czy jest coś, co byś poprawiła?

- Myślę, że jedyna rzecz, nad którą ubolewam, to, że nie udało się zrobić większej ilości makijaży, bo nie było na to już po prostu czasu. Ja i tak wstawałam codziennie o 4 rano i jechałam do firmy, by je robić. Chciałam, by powstał jeden do każdej piosenki, niestety nie było na to po prostu czasu. Mimo wszystko jestem mega zadowolona. Wiem, ile wszyscy włożyliśmy w to pracy i wysiłku, więc cieszę się, że to tak wygląda. Jest to przyjemne dla oka i czuć w tym Japonię.

Wróćmy w takim razie do muzycznej części albumu. Czy sam proces pracy w studiu różnił się jakoś szczególnie od tego przy poprzednim krążku? 

- Od jakiegoś czasu zmieniłam swój styl pracy. Obecnie jeżdżę spotykać się z producentami i najpierw robimy razem topline, potem szkic utworu, takie demo z jakimiś tam przypadkowymi słowami. Następnie wracam do domu i na spokojnie mam czas, by przemyśleć sobie ten tekst sama w domowym zaciszu, najczęściej w wannie. Także, to jest ogólnie mój sposób pisania.

Czyli przy debiucie teksty pisałaś w studiu przy producencie?

- Tak, ogólnie przy pierwszym albumie to wyglądało dość chaotycznie, bo cały czas się uczyłam. Wszystko dopiero nabierało takiego porządnego kształtu. W związku z tym te sesje wyglądały różnie. Czasami pisaliśmy jedną piosenkę na całej sesji, czasami dopisywałam coś w domu. Nie miałam konkretnego schematu tworzenia, jaki mam teraz.

Który utwór z "biorę wdech (hikikomori)" jest dla ciebie najważniejszy? 

- Najbardziej osobista jest dla mnie "Niezapominajka". Jest to piosenka, którą zadedykowałam swojemu chłopakowi, a po drugie została ona napisana dla mojej przyjaciółki, której już nie ma na tym świecie. Poniekąd chciałam pewne rzeczy jej przekazać, pisząc tę piosenkę. Stąd też jej tytuł- niezapominajki były jej ulubionymi kwiatami.

Czy odsłanianie albumu w takiej kolejności było celowym zaplanowanym działaniem? Mieliście jakiś klucz, dotyczący doboru singli? 

- Ogólnie wszystkie te utwory od dwóch lat powstawały na ten album. Miałam w głowie pomysł na tę tematykę, więc pisząc piosenki, trzymałam się jej. Tak że nie było nawet takiego schematu wybierania, bo wszystko pisane było pod płytę. To, co było najśmieszniejsze, to panika, jaka nam się wkradła, że nie mamy singli. Później okazało się, że tych singli jest tyle, że nie bylibyśmy w stanie ich zmieścić na albumie.

W twojej twórczości pojawia się zarówno język polski, jak i angielski. Czy jest szansa, że kiedyś zdecydujesz się na jeden, na którym się skupisz?

- Nigdy nie zamykam się w żadnych ramach. To jest tak, że ja po prostu lubię być wolna. Nie lubię robić tego, co powinno się robić, czyli pisać w jakimś konkretnym języku tylko dlatego, że tak po prostu trzeba. To samo jest z gatunkiem muzycznym. Ja nie mam takiego jednego gatunku muzycznego. Wiadomo, że ogólnie określa się to jako pop, natomiast moje piosenki można by było podpiąć pod wiele innych gatunków. Więc jeśli chodzi o język, lubię się tym bawić, nie ograniczać. Lubię być w tym wszystkim wolna i myślę, że tak już pozostanie.

Zdarza ci się czasami w swoich tekstach wyjść spoza opisywania własnych przeżyć i skupić się na doświadczeniach innych ludzi, które zaobserwowałaś?

- Jestem osobą wysoko wrażliwą, przez co bardzo dużo chłonę z zewnątrz. Obserwuję to, co się dzieje dookoła. Różne zachowania ludzi, i smutne, i wesołe oraz to, w jaki sposób przeżywają oni różne rzeczy. Ten album dotyczy również tego, co zauważam codziennie u innych ludzi. Co raz więcej osób jest zagubionych i zmartwionych, dlatego myślę, że to wszystko ze sobą rezonuje.

Za część produkcji na tym albumie odpowiada Mark Neve z Shanguy, jak ci się z nim współpracuje?

- Wyglądało to tak, że gdy Mark pierwszy raz przyleciał do Polski, umówiliśmy się na sesję, na której zrobiliśmy dwa dema, to było trzy lata temu. Jednym z nich był "Matrix", który powstał naprawdę dawno temu. Wtedy właśnie został poproszony o zremiksowanie "Odbicia". Niedawno natomiast poleciałam do nich do Rzymu, gdzie nagrywaliśmy kolejne nowe piosenki. To tam powstały między innymi "Sad Face" i "Miss Americana".

"biorę wdech (hikikomori)" spełnił muzycznie twoje oczekiwania?

- Ja, jako perfekcjonistka, nigdy nie będę z siebie w pełni zadowolona. Tak jest i przy tym albumie. Aczkolwiek jestem z niego dumna, bo wiem, ile pracy w niego włożyłam i uważam, że nie mogę być w stosunku do siebie aż tak bardzo krytyczna. Jest to fajny album, są na nim świetne piosenki o tematyce, o której zawsze marzyłam, więc ogólnie jestem naprawdę zadowolona.

Są jacyś konkretni artyści albo konkretne albumy, na których się wzorowałaś? Z których czerpałaś inspiracje? 

- Raczej były to pojedyncze utwory. Na przykład do "Matrixa" pamiętam, że to była jakaś piosenka z lat 80., którą pokazał mi Mark. Także ogólnie raczej nie ma konkretnego albumu czy wykonawcy. Raczej były to po prostu pojedyncze utwory.

Jakie masz plany na przyszłość związane z promocją tego albumu? Wybierasz się w trasę koncertową?

- Oczywiście, że tak! Nie mogę za wiele zdradzić, ale będzie na pewno piękna oprawa, z super wizualizacjami i innymi takimi rzeczami nawiązującymi do Japonii. Będzie fajnie!

Tym albumem po raz kolejny podkreślasz swój styl, który sobie wypracowałaś dotychczasową twórczością. Myślałaś natomiast, by spróbować poeksperymentować muzycznie? Może rzeczywiście taki album w stylu muzyki japońskiej byłby czymś, w czym byś się odnalazła?

- Zawsze będę się bawić i eksperymentować muzyką. Jak mi coś wpadnie do głowy, że chciałabym na przykład zostać raperką, to w sumie czemu nie. Jest bardzo duże pole do eksperymentowania. Może kiedyś zacznę pisać piosenki death metalowe? Nikt tego nie wie (śmiech). Co do tej inspiracji japońskiej, tutaj też zostawiam sobie duże pole do rozwoju. Kto wie gdzie mnie poniesie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Bryska | wywiad
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama