"Będziemy grać przez następne 100 lat"

Członkowie norweskiego tria A-ha jeszcze niedawno zapowiadali zakończenie kariery, jednak sukces nowego, przebojowego albumu "Foot Of The Mountain" szybko zweryfikował ich plany. W Berlinie z muzykami grupy spotkała się reporterka RMF FM Monika Sędzierska.

A-ha - fot. Gareth Cattermole
A-ha - fot. Gareth CattermoleGetty Images/Flash Press Media

17 listopada w ramach trasy koncertowej A-ha zawitał do Polski, gdzie zagrał bardzo dobrze przyjęty koncert w łódzkiej Arenie. Wcześniej wokalista Morten Harket, klawiszowiec Magne Furuholmen oraz gitarzysta Paul Waaktaar Savoy opowiedzieli o swojej długiej karierze, powrocie do korzeni na nowym albumie oraz blaskach i cieniach sławy.

Kariera waszego zespołu zaczęła się 25 lat temu. Czy przypuszczałeś na początku, że potrwa ona aż tak długo?

Magne: Że będzie to tyle trwało? Nie, nie patrzymy na to w ten sposób. Osiągnięcie sukcesu, zrobienie kariery jest już wystarczająco trudne. Z kolei podążanie ścieżką tego sukcesu przez zespół ma także wiele wspólnego z gotowością do przyjęcia ewentualnej porażki. Dla nas, dla mnie osobiście, zawsze było ważne, żeby nie robić czegoś tylko ze względu na karierę.

Chcę na każdy rok patrzeć jak na szansę na zrobienie czegoś nowego i interesującego. Kiedy zaczynasz, koncentrujesz się całkowicie na danej chwili. Potem dopiero, gdy spojrzysz wstecz, zauważysz jak wiele się wydarzyło. Dlatego nie przypuszczałem wtedy, że będę tu siedział i rozmawiał z tobą o A-ha 25 lat po "Take On Me".

Morten: Nigdy nawet o tym nie myślałem, w sumie nawet teraz o tym nie myślę. Zastanawiam się nad tym dopiero, gdy mnie pytają. Moją odpowiedzią jest muzyka, którą obecnie tworzymy. Czy warto jest poświęcać czas na takie rozważania? Robię to dzisiaj, odpowiadając na to pytanie. Żyję chwilą, tak samo jak w przeszłości, jak 10 lat temu. Patrzę raczej na to, co teraz robimy: czy przedstawia to jakąś wartość, czy jest warte starań. I właśnie dlatego znalazłaś mnie tutaj, siedzącego z naszą nową płytą i singlem, gotowego pogadać o tym, co zdarzyło się 25 lat temu.

Jak wam się udało wytrzymać razem przez tak długi czas. Czy dlatego, że w składzie zespołu są tylko trzy osoby?

Morten: Dobrze, że nie ma nas więcej. Czasem myślę sobie, że może byłoby fajniej, gdyby nas nawet było mniej (śmiech). Nie jest łatwo grać w trójkę. W trio zawsze występuje dynamika dwóch przeciwko jednemu. Ale, na przykład, jeśli w grupie jest czterech członków, to dwóch się może zgadzać, dwóch nie i dochodzi do impasu. Poza tym to jest coś w rodzaju związku małżeńskiego: jedni ludzie są w stanie być ze sobą przez długi czas, a inni się rozchodzą.

Czy jesteście całkowicie zadowoleni z waszych nowych nagrań?

Paul: Sądzę, że to dobry zestaw piosenek. Wiesz, jeśli nas nie powstrzymacie, to będziemy je nagrywać przez następne 100 lat, wiec powinniście po prostu powiedzieć: Ok., wystarczy, ale uważam, że to udany album i ludzie go polubią;

Co was inspirowało podczas tworzenia piosenek na nową płytę?

Paul: Te piosenki, które znalazły się na naszym poprzednim albumie "Analogue", niespodziewanie stały się przebojami w Wielkiej Brytanii. Pojawiło się nagle wielu wykonawców, grup, które nagle wyszły z cienia i zaczęły oświadczać: Oh, zawsze lubiliśmy A-ha. To nas inspirowało, dawało energię. Stąd większość nowych piosenek powstała bardzo naturalnie. Na nowym albumie poruszamy wiele kwestii, ale łatwo się nam go tworzyło. Bazuje on na dobrych wibracjach, które odczuwaliśmy, pracując nad poprzednią płytą.


Magne: Zespół się zmienił, nasze podejście się trochę zmieniło. Kiedy byliśmy w Polsce w 2002 roku, mieliśmy pomysł, żeby zagrać wszystkie stare przeboje w aranżacjach na gitarę akustyczną, pianino, perkusję i bas. Teraz wracamy do bardziej elektronicznych dźwięków. Ostatnio zmienialiśmy wcześniejsze piosenki tak, aby brzmiały podobnie do późniejszych utworów. A teraz z kolei mamy zamiar wziąć piosenki ze środkowego etapu naszej kariery i sprawić, aby brzmiały bardziej jak wcześniejsze rzeczy: elektronicznie, syntezatorowo i energetycznie.

Morten: Nasz nowy album "Foot Of The Mountain" w znacznie większym stopniu bazuje na elektronicznych brzmieniach, co także odbija się na koncertach. Wielu ludzi porównuje tą płytę z poprzednimi i zauważa, że przypomina ona nasze wczesne nagrania. I mają rację. Nie robimy jednak tego, aby uchwycić tamto brzmienie. Na nowej płycie zastosowaliśmy ten sam typ instrumentarium, jakiego używaliśmy we wczesnym okresie naszej działalności. W tym sensie album jest rzeczywiście powrotem do starego brzmienia.

Paul: Ten album jest także bardziej napełniony nowoczesnymi technologiami. Jest taką mieszanką rzeczy bardziej elektronicznych, ale czerpaliśmy oczywiście również ze wszystkich naszych poprzednich 9 albumów.

Graliście już w Polsce kilka lat temu? Co zapamiętaliście z tego koncertu?

Morten: Z tego konkretnego koncertu niczego nie zapamiętałem. Pamiętam za to pobyt w Polsce, w której wcześniej byłym już kilka razy. Polacy są muzykalni. Chociaż ciężko porównać jakiś naród z innymi i na podstawie tego wywodzić, czym się np. wyróżnia niemiecka publiczność, brytyjska, chińska itd. Wszystkie są członkami rodzaju ludzkiego.

Miłość do muzyki jest także międzynarodowa, uniwersalna. Polska ma swoją odrębną kulturę. Jej poznawanie jest jednak tylko pewnym tłem dla koncertu. Kiedy jesteś już na scenie, to grasz dla ludzi, a nie dla Polski. My nie jesteśmy zwykłymi turystami, bo przecież pracujemy razem z lokalnymi ludźmi w każdym miejscu, które odwiedzamy. Będąc w Polsce możemy trochę lepiej poznać mieszkańców tego kraju, podobnie jak w Argentynie, Chile, Anglii czy gdzie indziej.

Graliście koncerty na całym świecie. Czy jest jakieś miejsce, do którego wracacie ze szczególną przyjemnością?

Morten: To jest kwestia ludzi, niezależnie od tego, skąd pochodzą. Każdy kraj ma jakąś specjalność, coś szczególnego w sobie. Na przykład zawsze fajnie przyjechać do miejsc, które są stare, mogą pochwalić się bogatą kulturą i nie chodzi o to, aby pooglądać tylko zabytki, ale te z kolei fajnie zobaczyć, spacerując po mieście.

Chodzi Ci o nazwy wyjątkowych miejsc? W moim sercu jest ich bardzo wiele, ponieważ przez te 25 lat bardzo wiele podróżowałem. Obecnie raczej spoglądam w stronę miejsc, w których jeszcze nigdy nie byłem. Jakimś dziwnym trafem na przykład nie występowaliśmy w Indiach. Nie wiem dlaczego. Fajnie by było tam zagrać. Ale z drugiej strony mieliśmy szansę zagrać w bloku państw wschodnich, co odnosi się do czasów Związku Radzieckiego. Potem mogliśmy zobaczyć ogromne zmiany, jakie się dokonały przez ostatnie 15 lat w tych krajach.


Tu jest witalność, żywotność, aspiracje, żądza zmian na lepsze, ale także poczucie, że w porównaniu z państwami Europy Wschodniej kraje europejskie i zachodnie straciły niewiele. Na Zachodzie jest trochę inna mentalność i to jest fajne. Ludzie ze Szwecji czy Norwegii nie byliby tacy sami w tych warunkach. Ale te wschodnie aspiracje, dążenie do zmian na lepsze, także jest czymś dobrym.

Jaki artysta najbardziej was zainspirował w czasie kariery?

Paul: Zaczynaliśmy jako zapaleni fani The Doors , lubiliśmy Joy Division, Soft Cell, Davida Bowiego, oczywiście Beatelsów, ale także wiele mrocznych, psychodelicznych grup z lat 60. Natomiast podczas pracy nad ostatnią płytą byłem zainspirowany The Arcade Fire i The Shins.

Jaka, waszym zdaniem, jest sytuacja młodych zespołów popowych w porównaniu z latami 80., kiedy zaczynaliście?

Magne: Jest bezspornie inna. Łatwiej dotrzeć do publiczności, ale trudniej sfinansować wielką karierę. Z pomocą internetu możesz na własną rękę budować swoją reputację, znaleźć fanów albo oni znajdą ciebie, ale jednocześnie w przemyśle muzycznym jest znacznie mniej pieniędzy. Poza tym ostrożniej wydaje się je na nowych wykonawców.

Teraz zarabia się głównie na koncertach. Kiedyś przychody były ze sprzedaży płyt. Teraz robisz płytę i natychmiast ogłaszasz, że ruszasz w trasę. Niegdyś trasa miała promować nagrania, a teraz nagrania są reklamą koncertów. Tak więc sytuacja jest zdecydowanie odmienna. Myślę, że każdy młody zespół musi się do tej sytuacji odnieść i wykorzystać możliwości, które ona stwarza.

Na pewno gdybyśmy zaczynali teraz, to wiele rzeczy zrobilibyśmy inaczej. W sumie jednak to dobrze, gdy rzeczy się zmieniają. Żyjemy w innym świecie, Ludzie mają znacznie lepszy dostęp do muzyki. Mogą ją zdobywać na inne sposoby niż kiedyś. Przyjmuję to z zadowoleniem. Uważam, że to jest dobre.

Większość chłopców zakłada kapele, aby zaimponować dziewczynom. Jak było w waszym przypadku?

Paul: (śmiech) Już w wieku 12 czy 13 lat zdecydowaliśmy, że założymy zespół, pojedziemy zagranicę. Nie poddamy się, zdobędziemy Anglię, będziemy sławni. To były na początku raczej chłopięce marzenia. Tylko one nas interesowały. Żyliśmy dla muzyki. Kiedy opuszczaliśmy Norwegię, ludzie mówili, że jesteśmy kompletnie szaleni i nie uda się nam. Nawet jednak gdybyśmy przegrali, byłaby to fajna przygoda.

Jaka jest najlepsza i najgorsza strona bycia sławnym?

Morten: Najlepszą rzeczą jest siła, która otwiera przed tobą wiele drzwi, dając możliwość dokonania czegoś. I nie mówię o muzyce. Nią zajmowałbym się nawet nie będąc znanym. Sława zapewnia pozycję, która właściwie wykorzystana pozwala wpływać na rzeczy, które dzieją się wokoło i które mają dla ciebie znaczenie.

Najgorsza rzecz? Sława wiąże się z przebywaniem na widoku. Ludzie mają jakiś pogląd na to, kim jestem i co robię, który jest kompletnie błędny. Dzieje się tak, ponieważ media nie za bardzo martwią się o prawdę. Media to instytucja kreująca rzeczywistość pozorną, którą dostarcza wielu ludziom jako namiastkę życia. O prywatnym aspekcie życia czy charakterze gwiazd muzyki pop lub gwiazd filmu, cokolwiek by to nie było, możesz się dowiedzieć tylko za pośrednictwem mediów, dopóki nie posłuchasz muzyki i nie zareagujesz na nią, co jest bardziej naturalnym sposobem komunikacji.


Media jako takie są produktem. Wszystko tu kręci się wokół stymulowania, a nie treści. Bardziej realna jest muzyka czy koncerty, które dajemy. To jest prawdziwe. Nie zrozumiesz tego, jeśli nie żyjesz na świeczniku, nie jesteś sławny. Ale to samo dzieje się, kiedy spadasz nagle na margines społeczny. Zostajesz wyrzucony z grupy i każdy patrzy na ciebie, ale nie wtedy, kiedy tego sobie życzysz, ale permanentnie.

A-ha 2020. Czy jesteście sobie w stanie wyobrazić zespół za 10 lat?

Paul: Taaak. Teraz jest tyle różnych doświadczonych kapel wokoło, które się nie wycofują i dalej funkcjonują. Mogę je zrozumieć, ponieważ jeśli robiłeś coś przez tyle lat, to twoja praca stała się w końcu pasją. Wtedy trudno tak po prostu przestać. Jak długo jak przychodzą do głowy pomysły na piosenki, jak piszesz coś nowego i myślisz: To jest solidny i uczciwy kawałek roboty, tak długo będziemy dalej nagrywać nowe albumy. Pojawiły się pewne rozbieżności w zespole. Niektórzy z nas nawet myśleli, żeby zrobić pożegnalną trasę w przyszłym roku, podczas gdy ja chciałem nagrywać podwójny album.

Dziękuję za rozmowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas