Beata Kozidrak: Cały czas szukam (wywiad)
Iśka Marchwica
Jej trzecia solowa płyta - pierwsza od ponad dekady! - to nie tyle "zamknięcie rozdziału", co "otwarcie na nowe możliwości". Beata pokazuje nam inną siebie - pozytywną, nowoczesną, rozważną ale i romantyczną. Co chce nam powiedzieć Beata Kozidrak, w jakich momentach chce być ze swoimi słuchaczami i co teraz - po okresach burz i trudów - napędza ją do działania? Z Beatą Kozidrak rozmawiamy tuż po oficjalnej premierze solowej płyty "B3".
Jadwiga Marchwica, Interia: "B3" jest ponoć pierwszą płytą, w którą zaangażowała się pani tak bardzo. W czym tkwił sekret tego zaangażowania?
Beata Kozidrak: - Po pierwsze - na tej płycie jest wiele moich kompozycji. A po drugie - uczestniczyłam w tym projekcie na każdym jego etapie rozwoju. Pierwsze pomysły pojawiły się w mojej głowie już półtora roku temu i kiedy tylko znalazłam producenta, Marcina Limka, pracowałam nad materiałem z nim osobiście. Wykorzystywałam czas między koncertami na tę pracę, jestem współkompozytorką niektórych utworów. To było ogromne zaangażowanie personalne, logistycznie ale też naprawdę emocjonalne.
Utwór "Blizny" ma w tym kontekście szczególne znaczenie. Czy człowiek musi zebrać na sobie jakieś blizny, doświadczyć czegoś złego, żeby otrzymać coś dobrego?
- Chyba nie do końca o to mi chodzi w tym utworze. Blizny to doświadczenie, które się posiada. Po wielu latach pracy, różnych sytuacjach zarówno zawodowych, jak i prywatnych, decydując się na pewne zmiany, ważne zmiany, nie wychodzimy z tych działań z piękną, młodzieńczą twarzą. Mamy bagaż doświadczeń, który widać - dlatego użyłam takiego symbolu, tych "blizn". Myślę, że słuchacze domyślą się o co chodzi w tym tekście. On jest osobisty i skierowany do wszystkich. Takich sytuacji życiowych trudnych doświadcza wiele osób, nie tylko kobiet ale i mężczyzn. Trzeba się po różnych życiowych perturbacjach pozbierać i iść do przodu, szukać czegoś nowego. Znaleźć coś dobrego w tym, co się za sobą zostawiło i realizować to dalej. Zamykając pewien rodział w życiu, otwieramy się na nowe.
Pani "nowe" jest bardzo kolorowe - pani fanpage na Facebooku aż kipi kolorami!
- I oto chodzi! Zmieniłam siebie, zmieniłam swoje życie i te zmiany powinny być czytelne, wyraziste i inspirujące! Poza tym - to jest moja płyta solowa, dlatego pozwoliłam sobie na taki świeży kolorowy wizerunek. Pewnie, gdybym nagrywała płytę z Bajmem, poszłabym w standardową czerń... (śmiech).
Co jakiś czas pokazuje pani siebie inną, bardziej osobistą. Trzecia solowa płyta to potrzeba czysto muzycznego wyrazu czy jakiegoś "oddechu" od Bajmu?
- Bajm ma swoją stylistkę muzyczną, a ja jestem bardzo otwarta na przeróżne pomysły muzyczne, w których mogłabym się artystycznie wypowiedzieć. Mój głos pozwala mi na takie eksperymenty i przede wszystkim - mam ogromną chęć poszukiwania czegoś innego. Tak było i tym razem. Moja przeprowadzka i wszystkie zmiany tylko popchnęły mnie w tym kierunku. Bardzo chciałam otoczyć się młodymi, kreatywnymi ludźmi, dzięki którym ta płyta też powstała. Wspólne planowanie, pomysły, wspólna wizja pomaga w stworzeniu czegoś innego, szczerego. Moją chęcią, ogromną ochotą na nagranie takiej płyty, zaraziłam swoich współpracowników. Przedstawiłam im swoją wizję muzyczną, tekstową, a oni pomogli mi nadać tej muzyce odpowiedni kształt.
Odmieniona Beata Kozidrak. Jak zmieniała się na scenie?
Płyta jest solowa, ale podkreśla pani wkład innych osób...
- Oczywiście, przede wszystkim Marcina Limka, z którym wspaniale mi się pracowało. To bardzo wrażliwy i zdolny człowiek. I proszę mi wierzyć, że jeździłam do Radomia jak na skrzydłach, bo wiedziałam, że kiedy będę wracać do domu, do Warszawy, będę miała głowę pełną muzycznych fascynacji, które powstawały w jego studio. Zdarzało się, że w drodze powrotnej już rodził się we mnie nowy pomysł, który nabierał kształtu, kiedy przekraczałam próg swojego domu. Przeżyłam więc te miesiące w jakiejś artystycznej wizji, natchnieniu, w swoim świecie! I może dlatego ta płyta jest inna. Nie umiem tego opisać, ale czułam ją całą sobą od początku.
Miałam zapytać, czy do nowego popowo-elektronicznego brzmienia trzeba było panią przekonywać, ale coś mi się wydaje, że nie... (śmiech).
- To po prostu samo wyszło! Z Marcinem pracowaliśmy od początku we dwoje i to było bardzo dobrze. Czasem jest wokół nas wiele osób, które po prostu przeszkadzają, wprowadzają dodatkowe, złe impulsy. My od pierwszych spotkań mieliśmy zarysowaną wizję i tą drogą sukcesywnie podążaliśmy. Poza tym - ja nie boję się elektroniki i innych nowości. Jestem odważną artystką, a to co Marcin proponował strasznie mi się podobało! Na "B3" znalazły się nowe brzmienia, których szukaliśmy wspólnie, ale są też bardzo tradycyjne elementy - żywa orkiestra, chór gospel, gitary. Bardzo cieszyłam się, że udało się połączyć szlachetne dźwięki z aranżacjami elektronicznymi.
W nagraniach brali też udział inni muzycy.
- Między innymi Radek Owczarz, który jest jednym z najlepszych polskich perkusistów obecnie. Również bardzo zaangażował się w cały proces, a swoje zadowolenie wyraził... mówiąc po prostu, że nagrałam bardzo dobrą płytę (śmiech). To jest bardzo miłe, bo jeśli ktoś się tak angażuje w tego typu działania, to dla pomysłodawcy jest wielka radość i satysfakcja.
Otoczyła się pani młodymi twórcami - i Marcin Limek i Ania Dąbrowska w jakiś sposób wytyczali z panią kierunek płyty...
- Z Anią Dąbrowską pracowało mi się bardzo dobrze - ona też jest kobietą po przejściach, więc mam chyba podobny sposób myślenia. A ja uwielbiam pracować z młodymi ludźmi. Im się bardzo chce i są bardzo kreatywni. Kompozycje Ani są dodatkowo bardzo kobiece i pasują do moich - mamy podobnie babski sposób wyrażania swoich emocji.
Podczas tworzenia materiału na płytę nie było tarć, zazdrości? W końcu osoba o dużo krótszym stażu coś pani sugeruje, wymaga...
- Ja nie mam w sobie zazdrości - doświadczyłam i przeżyłam swoje i staram się być na bieżąco z tym, co dzieje się na świecie oraz w branży show-biznesowej, rozrywkowej i tak dalej. Nie boję się tego i nie boję się wyzwań. Bycie w tym wirze daje mi kopa życiowego. Żyję tym i żyję moimi koncertami. Widzę, jak się moja publiczność zmienia, jak dużo młodych ludzi przychodzi na te koncerty i jak świetnie się bawią. A kiedy oni świetnie się bawią - ja też świetnie się bawię, potrzebuję tej energii. W świecie branży muzycznej też nie zazdroszczę - że ktoś nagrał świetną piosenkę, czy że młodsza ode mnie dziewczyna pięknie śpiewa.
- Obserwuję na przykład konkursy wokalne - słyszę kogoś, kto bierze udział i czuję, że on wygra, że zajdzie daleko. Tak było z Dawidem Podsiadło. Podobało mi się, jak się śpiewał, ale zwróciłam też uwagę na jego osobowość, miał w sobie to coś. Więc - nie czułam zazdrości. Cieszę się, że pojawiają się nowe osobowości.
Nie tylko otacza się pani młodymi i śledzi pani nowości ale też sama bierze w tym "nowym" życiu udział - myślę o mediach społecznościowych. Nie obawia się pani, że za dużo życia prywatnego pojawi się gdzieś w internecie? Że praca i życie prywatne stopią się w jedno?
- Ta granica jest u mnie bardzo wyraźna i uważam, że robię to ze smakiem. To, co chciałam powiedzieć o swoim życiu i sytuacji - przekazałam. A teraz skupiam się na płycie. I przede wszystkim - rozpiera mnie duma, że jeszcze przed premierą mam dwa hity! To jest dla mnie ogromna duma i satysfakcja.
Czy "B3" skierowane jest do konkretnych osób, czy widzi ją pani w jakichś konkretnych sytuacjach?
- Nie tworzę muzyki z myślą o sytuacjach... natomiast słuchając melodii czasem widzę tekst, który idealnie będzie do niej pasował. Nie wiem, kto i kiedy będzie słuchał moich nowych piosenek, ale życzę sobie i im, żeby ta płyta była blisko, żeby żyła. Żeby słuchając jej kolejny i kolejny raz odkrywać w niej a to nowe brzmienie, a to ważne zdanie, a to niuanse aranżacyjne... Chciałabym, żeby towarzyszyła.
A pani słucha swojej muzyki, dla własnej przyjemności?
- Powiem szczerze, że tej płyty akurat słuchałam już tak na luzie. Nie, żeby coś w niej zmieniać czy się doszukiwać (śmiech). Powiem szczerze, że... fajnie się tego słucha! Wciąga!
Podobno najlepsze utwory, teksty, dzieła powstają wtedy, gdy artysta jest udręczony, gdy przechodzi jakiś ciężki okres w życiu. Ciężko mi myśleć, że tak jest w przypadku pozytywnych piosenek.
- Powiem szczerze, że na wielu płytach bajmowych i moich solowych znalazły się jedne z najpiękniejszych moich ballad, które powstały właśnie w czasie takiego umęczenia i udręczenia, jak pani to powiedziała (śmiech). W tym wypadku więcej było jednak pozytywnych emocji - tych bardziej prywatnych i tych związanych ze zmianami. Dzięki temu powstało sporo bardzo pozytywnych utworów, które dowodzą tego, że i bez udręczenia można stworzyć dobrą kompozycję!
Czyli optymizm też może napędzać kreatywność!
- Myślę, że życie jest za krótkie, żeby się udręczać bez przerwy. Trzeba chwytać każdą chwilę i cieszyć się nią. Ja mam mnóstwo powodów, żeby się cieszyć. Nakręcają mnie koncerty - to jest niepohamowana energia i radość, kiedy widzi się, jak i starsi i młodsi bawią się do kompozycji nowych i tych już od lat znanych. To daje mi wielką satysfakcję i jest wielką nagrodą.