Baasch: Elektronika ma się w Polsce coraz lepiej
- Przestałem się już zastanawiać, czy ta płyta jest mroczna, czy nie. Jeszcze nikt po wysłuchaniu mojej płyty nie powiedział mi, że wydaje mu się depresyjna. Myślę, że każdy musi sobie sam odpowiedzieć na pytanie, co jest dla niego mroczne lub smutne. A potem posłuchać "Corridors" - opowiada o swoim długogrającym debiucie Baasch.
Album "Corridors" ukazał się 2 marca nakładem wytwórni Nextpop. Materiał został szybko doceniony przez fanów, dziennikarzy oraz organizatorów festiwali.
Daniel Kiełbasa, Interia: W ostatnich tygodniach zrobiło się wokół ciebie sporo hałasu. Recenzje, wywiady, zaproszenia na festiwale. Jak się z tym czujesz?
Baasch: - To dla mnie dowód na to, że mój wysiłek nie poszedł na marne. Poświęciłem sporo czasu i energii płycie "Corridors". Pozytywny odbiór w pewnym sensie mnie uspokaja, potwierdza, że to miało sens.
Na starcie warto zapytać jak rozpoczęła się twoja współpraca z Nextpopem?
- Kiedy skończyłem album, zależało mi, żeby znaleźć kogoś, kto zrozumie tę muzykę i jednocześnie zapewni temu projektowi dobrą opiekę. Nextpop początkowo kojarzył mi się z mniej elektronicznymi wydawnictwami. Na szczęście Robert Amirian czuje muzykę poza gatunkami. Podesłałem mu swój materiał i zaskoczyło. Od razu zaczęliśmy współpracę. Bardzo mnie to cieszy!
Twoja popularność obraca się wokół portali internetowych i ambitniejszych rozgłośni radiowych. Myślisz, że jesteś w stanie przebić się z elektronicznym projektem do szerszej publiczności?
- Mam wrażenie, że elektronika ma się w Polsce coraz lepiej. Powoli przebija się do mainstreamu. Zresztą moja muzyka nigdy nie była obliczona na ilość ludzi, którzy będą jej słuchać. Kiedyś myślałem sobie, że skoro ten materiał mi się podoba, to będzie pewnie ze 100 innych osób, którym ta muzyka będzie miała coś do zaoferowania. W tej chwili tych osób jest znacznie więcej i wciąż ich przybywa. "Corridors" może nie podąża wytyczonym szlakiem, ale jeśli ktoś zechce się wgryźć w tę płytę, odkryje, że to są po prostu melodyjne piosenki, że to jest płyta w pewnym sensie popowa.
- Płyta "Corridors" jest bardzo introwertyczna, stąd wolałem nad nią pracować samodzielnie.
Do twojej muzyki już na starcie doklejono łatkę (być może nawet nieco na wyrost) "depresyjnej". Nie masz obaw, że w przyszłości będziesz oceniany przez ten pryzmat?
- Przestałem się już zastanawiać, czy ta płyta jest mroczna, czy nie. Jeszcze nikt po wysłuchaniu mojej płyty nie powiedział mi, że wydaje mu się depresyjna. Myślę, że każdy musi sobie sam odpowiedzieć na pytanie, co jest dla niego mroczne lub smutne. A potem posłuchać "Corridors".
Przez wielu dziennikarzy zostałeś również okrzyknięty objawieniem 2015 roku. Trudno nazwać cię jednak czystej krwi debiutantem. Oprócz wydania EP-ki w przeszłości zaliczyłeś m.in. epizod w grupie Plazmatikon. Czego nauczyłeś się w trakcie współpracy z zespołem?
- Oswoiłem się ze sceną. Zagraliśmy razem sporo koncertów, również na dużych scenach, takich jak Open'er. Dodatkowo trafiłem do grupy chłopaków, którzy żyją muzyką tak jak ja. To pomogło mi odpowiedzieć sobie na pytanie, co chce robić w życiu, co jest dla mnie ważne.
W kontekście "Corridors" jednym tchem wymienia się twórczość The Knife, Depeche Mode oraz She Wants Revenge. Dość spory rozstrzał. Z którym wykonawcami jest ci najbardziej po drodze?
- Zdecydowanie The Knife. Oni zrewolucjonizowali moje myślenie o muzyce, o produkcji muzycznej. Przesunęli mi granicę dotyczącą tego, co jest "poprawne". To nie oznacza, że tych inspiracji łatwo jest się doszukać w mojej muzyce. Często inspirując się twórczością danego wykonawcy, samemu robi się rzeczy zupełnie odmienne. Te inspiracje sięgają głębiej, dotyczą sposobu myślenia o muzyce w ogóle.
W utworze "Crowded Love" pojawiła się wokalistka Bokki. Co prawda wybiegam trochę w przyszłość, ale ponoć na kolejnej płycie ma być nieco więcej gości. Kogo chciałbyś zaprosić do współpracy z naszej rodzimej sceny? Wolisz przełamywać bariery i zaprosić kogoś z zupełnie innej beczki, czy jednak nagrywać z kimś bliskim twoim inspiracjom?
- Płyta "Corridors" jest bardzo introwertyczna, stąd wolałem nad nią pracować samodzielnie. Być może inaczej będzie w przypadku kolejnych nagrań, tego nie wiem. Nie myślę jeszcze o następnej płycie tak szczegółowo, to się będzie działo samo na etapie pracy nad nią. Bardzo pociągająca jest wizja łączenia różnych światów muzycznych, myślę, że właśnie tym tropem bym poszedł szukając kogoś do współpracy.
Jesteś twórcą ścieżki dźwiękowej do filmu "Płynące Wieżowce". Niektórzy twierdzą, że muzyka jest jednym z lepszych, o ile nie najlepszym elementem tego obrazu. Jak doszło do współpracy z Tomaszem Wasilewskim?
- Tomek po prostu zgłosił się do mnie z propozycją skomponowania dla niego muzyki. Film mi się bardzo spodobał, od razu się zgodziłem.
A z twojej perspektywy, jakie są różnice pomiędzy tworzeniem albumu studyjnego i nagrywaniem ścieżki dźwiękowej do filmu?
- To są bardzo odmienne procesy. W przypadku tworzenia muzyki do filmu, już na wstępie musisz z grubsza wiedzieć, dokąd ten ma cię to zaprowadzić. W przypadku robienia autorskich rzeczy, mówiąc obrazowo, zapinasz pasy i jedziesz!
Czy doświadczenie jakie zdobyłeś przy nagrywaniu muzyki filmowej zaowocowało przy kręceniu teledysków promujących "Corridors"? Przekazywałeś swoje uwagi twórczyni, Liubov Gorobiuk, czy zdałeś się całkowicie na jej inwencję?
- Niezależnie od tego, czy chodzi o nagrania, projektowanie okładki, czy kręcenie teledysku, staram się być w jakimś stopniu obecny przy każdym etapie pracy. Tworzę muzykę dosyć osobistą, zależy mi na tym, żeby całościowa wizja tego, co mam do przekazania była spójna. Mam bardzo duże zaufanie do Luby, pracowaliśmy razem już wielokrotnie. Znamy się już kilkanaście lat, myślę, że dobrze rozumiemy nawzajem swoją estetykę. To są bardzo twórcze zderzenia.
Oni zrewolucjonizowali moje myślenie o muzyce, o produkcji muzycznej. Przesunęli mi granicę dotyczącą tego, co jest "poprawne".
Na razie zostałeś zaklepany jako jeden z wykonawców na Orange Warsaw Festival. Możesz zdradzić, czy w sezonie letnim zobaczymy cię także na innym imprezach? Telefony zaczęły się urywać?
- Będzie na pewno więcej okazji, żeby zobaczyć mnie na żywo. Latem gram między innymi na Audioriver.
Wyczytałem, że na razie nie próbujesz zmieniać nic w swoich występach na żywo i dalej będziesz wspomagał się tylko perkusistą. Nie chce mi się jednak wierzyć, że nie masz pomysłu na większy projekt koncertowy...
- Wcześniej grałem w czteroosobowym składzie. To było super, być może wrócę do tego. Póki co gram z Robertem Alabrudzińskim i współpraca układa nam się świetnie. Czuję, że mam większy kontakt ze swoją muzyką, kiedy nie tylko śpiewam, ale też ją gram.
Debiutancka płyta, wcześniej ścieżka dźwiękowa. Do pełni szczęścia brakuje już chyba tylko stworzenia muzyki do spektaklu teatralnego. Propozycję z jakiej sztuki lub od jakiego reżysera przyjąłbyś bez wahania?
- Nie ma konkretnych nazwisk, o których myślałem wcześniej w tym kontekście. To oczywiście zależy od spektaklu, ale generalnie gdyby przyszła propozycja współpracy w teatrze, myślę, że nie wahałbym się długo.