"Zbliżyłam się do natury"

Suzanne Vega, amerykańska wokalistka, autorka tekstów i kompozytorka, to przypadek w muzycznym świecie wyjątkowy. Chociaż jej wielki hit "Tom's Dinner" znają chyba wszyscy, Suzanne w niczym nie przypomina głośnej, wiecznie zadowolonej z siebie gwiazdy pop. Przeciwnie - nie tylko mówi, ale również uważnie słucha, nie tylko dba o to, by świat interesował się nią, ale sama interesuje się otaczającym ją światem. Po oszołamiającym sukcesie w 1987 r. utworów "Luka" oraz remiksu "Tom's Dinner", Vega stała się postacią sławną na całym świecie. W drugiej połowie lat 90. urodziła córkę Ruby, a potem rozwiodła się ze swym mężem i producentem Mitchellem Froomem. Dlatego na piąty w jej karierze album "Songs In Red And Gray", który ukazał się jesienią 2001 roku, fani musieli czekać aż pięć lat. Z Suzanne Vegą, przy okazji jej wizyty w Polsce, rozmawiali Adam Czerwiński i Jarosław Szubrycht.

article cover
INTERIA.PL

Jak się czujesz wracając do źródeł? Znów stoisz na scenie z gitarą akustyczną, prawie sama, bez zespołu...

Czuję się dobrze. Najdziwniejsze jest to, że chociaż tutaj, w Polsce, będę grać na gitarze akustycznej, przed rozpoczęciem tej trasy miałam wypadek, w którym złamałam sobie rękę. Tak więc, mimo że skomponowałam ten album przy użyciu gitary akustycznej, nie mogłam na niej grać przez jakiś czas. W Ameryce miałam świetny zespół, który pomagał mi na koncertach. A teraz znów odzyskałam wolność i mogę iść w obu kierunkach.

A który kierunek bardziej ci odpowiada?

Lubię oba, trudno byłoby mi zdecydować się na jeden. To tak jak bycie w różnym nastroju. Fajnie jest mieć zespół, bo można z niego skorzystać w każdej chwili. Lubię też występować jedynie z gitarą, bo mogę wtedy wyrazić siebie pełniej. Stan mojej ręki pozwala mi już zagrać jakieś pięć lub sześć piosenek, czyli dokładnie tyle, ile zagrałam w Polsce.

To, czy grasz akustycznie czy z zespołem, zależy od miejsca koncertu?

Nie. Zasadniczo zależy to od tego, czy promuję nową płytę, czy nie. Przez kilka lat przed nagraniem nowego albumu jeździłam z koncertami po Europie w towarzystwie jedynie basisty. Potem nagrałam tę płytę. Czasami przyjemnie jest grać piosenki również ze starszych płyt, takie jak na przykład "Blood Makes Noise", które muszę wykonywać z zespołem.

Moim zdaniem ostatnia płyta jest najbardziej osobistą w twojej karierze. Kiedyś opisywałaś świat widziany oczyma kogoś innego - teraz piszesz w pierwszej osobie.

Czy potrzebowałaś czasu, aby do tego dojrzeć?

Tu nie chodzi o czas, to raczej kwestia decyzji, aby pisać w bardziej bezpośredni sposób. Osobiście nie jestem fanką zbytniego uzewnętrzniania się w muzyce. Według mnie nie wystarczy wyjść na scenę i powiedzieć: Posłuchajcie o moich uczuciach. Trzeba porwać publiczność i przenieść ją w inne miejsce. W przeszłości zawsze obawiałam się pisania piosenek z mojej własnej perspektywy, bo nie chcę nikogo zanudzać swoimi przemyśleniami, czy opiniami na jakiś temat. Tym razem uznałam, że jeżeli pisząc o mojej separacji z mężem, zrobię to w sposób metaforyczny i intelektualnie interesujący, uda mi się mimo wszystko uzyskać emocjonalne połączenie z publicznością. Takie właśnie podejście towarzyszyło mi przy nagrywaniu ostatniej płyty.


Jak się czujesz pisząc tak osobiste piosenki?

Dobrze. One nie różnią się zasadniczo od innych piosenek. Jedyna różnica polega na zachowaniu ludzi przeprowadzających ze mną wywiady. Większość z nich podchodzi do tego z szacunkiem, ale niektórzy mówią: Pani Vega, cały ten album jest o pani mężu. Proszę powiedzieć, o co się kłóciliście, jaki on jest, co czuje? Zadają takie pytania, jakby byli twoimi przyjaciółmi. Trzeba im powiedzieć: Przepraszam, ale nie za bardzo chcę o tym rozmawiać. Tak więc główna różnica nie dotyczy nawet pisania, czy śpiewania tych piosenek, ale ich promocji. Przynajmniej w moim przypadku.

W przypadku starszych piosenek brałaś pomysły z gazet, z ulicy, z rozmów z ludźmi. Teraz szukasz ich we własnych odczuciach. Czy trudno ci jest odnieść się osobiście do różnych spraw?

Nie. W momencie, kiedy zaczęłam, bardzo łatwo było mi kontynuować. Kilka pierwszych piosenek sprawiło mi trochę kłopotu. Wykonywałam je na forum warsztatów New Greenwich Village Songwriters Exchange, z którymi współpracuję. Ci ludzie mówili mi, co o nich sądzą. Gdyby uznali je za zbyt osobiste, powiedzieliby mi o tym. Ale nie wiem, czy już zawsze będę pisać w ten sposób. Sądzę, że skończy się na tym jednym albumie...

Czy aby pisać, musisz być w jakimś szczególnym nastroju?

Tak. Stwierdziłam że trzeba mieć chłonny umysł. Ciężko być matką, bizneswoman i artystką jednocześnie. Jako matka ciągle się zastanawiam, czego potrzebuje moje dziecko, jako bizneswoman - jak sprzedać więcej biletów, czy coś w tym stylu. Ale jako artystka muszę uwolnić swój umysł od tego wszystkiego, być chłonna, otwarta na pomysły, które mogą mi przyjść do głowy. Przekonałam się, że najlepsza dla mnie pora do pisania to noc, kiedy moja córka już śpi. Czasami kładłam się koło niej, aby pomóc jej zasnąć i przychodziły mi wówczas do głowy naprawdę dobre pomysły.

A więc zdarza ci się łączyć role matki i artystki?

Czasami. Jest taka piosenka, która się nazywa "Soap And Water", która mówi o separacji rodziców, ale jest tam też mowa o mojej córce. Ona zdaje sobie sprawę, że tak jest. Kiedyś zapytała mnie: Czy to ja jestem tym dzieckiem z piosenki?. Czasami śpiewam jej moje piosenki, bo tego chce. Z ostatniego albumu śpiewałam jej na przykład "Caramel" i bardzo jej się spodobał. Ona jest teraz w takim wieku, że coraz więcej zaczyna rozumieć i w związku z tym zadaje pytania. Pytała mnie o "Small Blue Thing" i o "Queen And The Soldier" - dlaczego królowa zabiła żołnierza?


Czy dzięki temu zaczynasz patrzeć na swoje teksty innej perspektywy?

Tak, zdarza się to. Kiedyś zapytała mnie o "Small Blue Thing", źle zrozumiała słowa i powiedziała: Co znaczy: 'czekam tu w kawałkach'? Ja jej na to: To nie 'czekam'. Tam jest 'rozsypuję się na kawałki'. A ona: Jeżeli rozsypujesz się na kawałki, czy to znaczy, że jesteś rozbita? Musiałam jej odpowiedzieć, więc powiedziałam: No tak, faktycznie tak się kiedyś czułam. A ona: To smutne, mam łzy w oczach. Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób, a ona tak właśnie to widzi.

Ponoć twoja córka sama już zaczyna pisać wiersze...

Próbowała pisać piosenki. Jakieś dwa lata temu wymyśliła coś i powiedziała mi: Mamo, to bardzo smutna piosenka - nazywa się 'Biedak przejechał świnię'. Nie mogłam przestać się śmiać. Skąd ona wzięła taki pomysł? A ona do mnie: To nie jest śmieszne, to bardzo smutne. Ma czasem zabawne pomysły, tak jak w tym przypadku. Obserwuję, jakiej ona słucha muzyki. Wszystkie jej przyjaciółki szaleją za Britney Spears, ale ona jest bardziej niezależna. Owszem, czasem puści sobie i Britney Spears, ale słucha też innej muzyki. Bardzo się cieszę, że ma też swoje zdanie.

Czy starasz się ją uświadamiać, że poza Britney Spears istnieje inna muzyka?

Tak. Ona lubi Nelly Furtado, która jest bardzo interesująca pod względem muzycznym i ma ciekawy głos. Lubi też teatr i teatralny sposób śpiewania. Również jej ojciec przysyła jej muzykę, nad którą sam pracuje, a jego gust jest bardzo undergroundowy. To też na nią wpływa. Myślę, że będzie w porządku.

Czy sporządziłaś jakąś listę artystów, którzy byliby dla niej odpowiedni?

Nie, nie jest to aż takie sformalizowane. Czasami mam ją może w głowie. Pewnego razu leciałyśmy samolotem i grali tam składankę zatytułowaną "Kobiety w muzyce rockowej". Pozwoliłam jej przesłuchać całość i zapytałam: Kto ci się najbardziej podobał?. Wybrała Sheryl Crow, Melissę Etheridge - niezbyt przypadły jej do gustu folkowe i smutne piosenki, podobały się jej rzeczy ostrzejsze. Myślę więc, że wybór można pozostawić jej samej. To tak, jak ze sposobem ubierania. Nie możesz ingerować w to, czego ktoś słucha, bo obróci się to przeciwko tobie. Po prostu ją obserwuję i patrzę, jak dorasta.


Kobiety w muzyce rockowej? Czy uważasz, że powinniśmy dzielić sztukę ze względu na płeć jej twórców? Czy istnieje kobieca literatura, kobieca muzyka, kobiece malarstwo?

Nie, nie wierzę w taki podział. Uważam, że mężczyzna może napisać książkę w stylu powszechnie uznawanym za kobiecy, a kobieta jest w stanie stworzyć coś, co powszechnie będzie uznawane za bardzo męskie... Istnieją tylko dobre i złe książki, dobra i zła muzyka. I nie ma to nic wspólnego z ludzką anatomią. Nie można osądzać czyjegoś charakteru z perspektywy płci, a co dopiero owoców jego twórczej pracy. Oczywiście, wciąż istnieją stereotypy dotyczące kobiecego pisarstwa. Zwróć uwagę, że nawet pani Rowling opublikowała "Harry'ego Pottera" pod inicjałami J.K., bo obawiała się, że publiczność nie zaakceptuje faktu, że kobieta pisze książki z męskiego punktu widzenia. To samo zrobiła Emily Bronte 150 lat temu, więc chyba mamy w tym zakresie jeszcze sporo do zrobienia...

Podoba ci się "Harry Potter"?

Tak, przekonałam się do niego. Na początku nie potrafiłam zrozumieć, o co tak naprawdę tu chodzi i czułam się trochę zagubiona. Ale moja córka, która jest wielką fanką "Harry'ego Pottera", zmusiła mnie do polubienia taj książki. (śmiech)

Jakiej muzyki ty sama słuchasz najchętniej?

Zaczęłam właśnie słuchać płyty "Songs From The Sea" PJ Harvey. To bardzo interesujący album pod względem brzmieniowym. Jej teksty też są OK, ale przede wszystkim podoba mi się brzmienie. Słuchałam też trochę ostatniej płyty U2, a teraz często gra u mnie ścieżka dźwiękowa z serialu "Rodzina Soprano". Moim zdaniem jest bardzo fajna i bardzo interesująca. Oprócz tego jest jeszcze parę innych płyt, które chciałabym mieć.

Mówi się, że jesteś następnym gigantem muzyki folk, że idziesz śladem Boba Dylana, Leonarda Cohena, Joan Baez. Czujesz się ich następczynią?

Jasne. Oczywiście, że tak. (śmiech) Wykonawcy, których wymieniłeś. to moi bohaterowie. Kiedy miałam 16 lat i zaczynałam pisać piosenki, wzorowałam się właśnie na nich. Kocham ich muzykę, kocham ich wiersze, ale sama nigdy nie ośmieliłabym się ustawić z nimi w jednym szeregu. Myślę, że za wcześnie jeszcze, by o tym decydować, a już na pewno nie ja powinnam to robić.


Porozmawiajmy o piosenkach z twojego ostatniego albumu. Czy mogłabyś coś powiedzieć o utworze "Widow's Walk"?

"Widow's Walk" jest piosenką napisaną z punktu widzenia kobiety. Chodzi oczywiście o mnie, ale nie tylko. W architekturze termin "Widow's Walk" [spacer wdowy] oznacza pokój na samej górze domu, gdzie kobieta, której mąż był żeglarzem i wypłynął w morze, mogła spacerować i wyglądać jego powrotu. Zdarzało się czasem, że jego statek nie wracał... W tej piosence małżeństwo jest taką łodzią, która opada na dno. Czuję się jak wdowa, śpiewam o moim małżeństwie, którego już nie ma. Mój mąż wprawdzie ciągle żyje, ale nasze małżeństwo już nie istnieje. W tej piosence żeglowanie jest metaforą małżeństwa.

W twoich nowych piosenkach ocean zajmuje dużo więcej miejsca niż kiedyś...

Tak, to prawda. Te piosenki brzmią tak, jakby je napisano na morzu, a nie w mieście.

Czy to znaczy, że jesteś zmęczona życiem w mieście?

Po rozstaniu z mężem spędzałam dużo czasu nad brzegiem oceanu. Zabierałam tam tylko swoją córkę, bo uważałam, że powinnam pobyć w samotności, wyciszyć się, zbliżyć się do natury. Sądzę, że jest coś uzdrawiającego w przebywaniu na łonie natury, a szczególnie nad wodą. Przynajmniej dla mnie. Stąd na tej płycie jest więcej wody, niż zwykle.

Jesteś buddystką, a w Polsce zgodziłaś się zagrać na koncercie świątecznym. Czym więc są święta Bożego Narodzenia, jeśli pozbawić je znaczenia religijnego?

Zostałam wychowana w buddyzmie, ale już nie praktykuję. Dzisiaj uważam się za osobę wolną i czerpię pomysły na życie z różnych religii. Święta Bożego Narodzenia obchodzę i to bardzo uroczyście, bo uważam, że to jedna z nielicznych okazji w roku do poświęcenia się wyłącznie życiu rodzinnemu. Wreszcie jest czas na spożywanie wspólnych posiłków i zastanowienie się, czego twoi najbliżsi mogą od ciebie oczekiwać. Święta są dla nas tak ważne, że trwają przeważnie od 15 grudnia do 15 stycznia. (śmiech) W tym roku ludzie jeszcze bardziej potrzebują powodów, żeby się spotkać, pobawić, razem zjeść, porozmawiać i razem pomyśleć o życiu. Myślę, że pojawił się nowy rodzaj szczerości, którego wszyscy potrzebowaliśmy.


Pozwól, że zacytuję jeden z twoich tekstów: Mężczyźni na wojnie / gdy stracą kończynę / wciąż czują tak samo / jak czuli ją wcześniej. Jak czuje się Nowy Jork po utracie wież World Trade Center?

Straszne pytanie... Wychowałam się w Nowym Jorku, mieszkam 15 przecznic od WTC. W tym, co wydarzyło się 11 września, ucierpieli moi przyjaciele, ucierpiała moja rodzina. Mój brat od wakacji pracował w budynku pomiędzy wieżami, ale na szczęście właśnie tego dnia poczuł się źle i został w domu. Ale już brat mojego bliskiego przyjaciela został pod gruzami na zawsze. Wciąż próbujemy zrozumieć, co się stało, próbujemy jakoś to sobie poukładać. Próbujemy posprzątać nasze miasto. Tlące się zgliszcza ugaszono dopiero kilka dni temu, to niewiarygodne... Nasze dzieci wciąż chodzą do innych szkół, bo w tamtych jeszcze nie mogą czuć się bezpiecznie. Dla mnie to, co wydarzyło się 11 września, ma wymiar nie tyle polityczny, co osobisty. To stało się w moim domu! Na szczęście podróżując po świecie widziałam wiele miejsc zniszczonych przez wojnę i nienawiść, które dźwignęły się z gruzów. Wierzę więc, że i Amerykanom uda się wrócić do normalnego życia. Dobrze wróży fakt, że nowojorczycy znieśli to cierpienie z godnością. Na początku obawiałam się, że gniew i rozpacz odbiorą ludziom rozumy, że grożą nam zamieszki uliczne, niszczenie i rabowanie sklepów, rzeczy tego typu... Na szczęście nic takiego się nie zdarzyło. Przeciwnie, zapanowało poczucie wspólnoty i solidarności, która ma nas uzdrowić, pomóc nam razem przejść przez to wszystko.

Sądzisz, że to tylko jednorazowa zmiana, czy taki nastrój ma szansę utrzymać się przez kolejne lata?

Myślę, że to będzie zmiana na dłużej. Amerykanie głęboko biorą sobie to do serca i zastanawiają się nad sobą w nowy sposób. Ludzie powtarzają: Musimy chodzić do sklepów i wydawać pieniądze, jak zwykle, więc utrzymuje się postawa konsumencka. Z jednej strony to dobrze, bo musimy pomóc naszej gospodarce, ale z drugiej strony nie ma też nic złego w stawaniu się refleksyjnym i bardziej uduchowionym człowiekiem. Sądzę, że potrzebowaliśmy tego już od jakiegoś czasu. Ale jeszcze przed wypadkami z 11 września była grupa ludzi, którzy chcieli powrotu do prostego życia. Zaczęły się nawet ukazywać magazyny zatytułowane "Prostota" albo coś w tym stylu. Sądzę, że zawsze byli ludzie, którzy naprawdę chcieli powrotu do innych wartości - nie związanych z wydawaniem pieniędzy, ani z tym, kto się w co ubiera, kto ma najfajniejszą kurtkę itd. Myślę, że to narastało już od dłuższego czasu.


Jaki będzie następny singel z nowej płyty?

Kolejnym singlem w Europie będzie "I'll Never Be Your Maggie May". Była taka stara piosenka Roda Stewarta zatytułowana "Maggie May". Jest to historia młodego chłopaka, którego kochanką jest starsza kobieta, Maggie May. On idzie się z nią pożegnać, odchodząc widzi w słońcu jej twarz, zdradzającą niemłody już wiek itd. Uwielbiałam tę piosenkę i wciąż mi się podoba, ale dziś, gdy sama jestem starszą kobietą, pomyślałam sobie, że dobrze byłoby napisać tę piosenkę z punktu widzenia właśnie tej kobiety. Powiedzieć, że nigdy nie chciałabym być w sytuacji, gdy jakiś chłopak przychodzi pożegnać się ze mną, że w moim przypadku nic takiego się nie zdarzy. To moja odpowiedź na piosenkę Roda Stewarta.

Mogłabyś opowiedzieć coś o swoich największych przebojach, takich jak "Luka" czy "Tom's Diner"?

"Luka" jest piosenką napisaną z punktu widzenia dziecka. Wyobrażałam sobie, że Luka to dziewięcioletni chłopiec, mający problemy z rodzicami, którzy go krzywdzą. Zwraca się on do sąsiada, aby mu powiedzieć, że ma problem, choć tak naprawdę nie wolno mu o tym mówić. Ta piosenka mówi o krzywdzeniu dzieci. Od czasu kiedy stała się przebojem, aż do dziś dostaję listy od ludzi, którzy opowiadają o swoich własnych doświadczeniach. To problem, który dotyczy ludzi na całym świecie. Co ciekawe, mieszkał kiedyś nade mną kilkuletni Luka, ale historia opowiedziana w piosence to wytwór mojej wyobraźni, czy raczej dopasowanie wydarzeń, o których słyszałam do znanej mi scenerii. Kiedy "Luka" stał się wielkim przebojem, mój sąsiad był już nastolatkiem i przyprowadził kiedyś dziewczynę, której próbował zaimponować tym, że napisałam o nim piosenkę. Odczułam wielką ulgę, bo mógł mnie równie dobrze zaskarżyć o zrujnowanie życia. (śmiech) Natomiast chłopca, który grał Lukę w teledysku, dzisiaj już dorosłego mężczyznę, przez kilka miesięcy widziałam w serialu "Rodzina Soprano". Ale chyba już go zastrzelili... (śmiech)


Jak zareagowałaś na taneczną przeróbkę "Tom's Diner" w wykonaniu duetu DNA?

To było bardzo zabawne. Nie przyszłoby mi do głowy, by zrobić coś takiego. Kiedyś zapytałam ich: Jak wpadliście na to, żeby wziąć tę prostą piosenkę a capella i dorobić do niej podkład?. A oni na to: To było zupełnie oczywiste. Ona miała już w sobie rytm. Gdybyśmy tego nie zrobili, zrobiłby to ktoś inny. Mnie się to podobało, ale mojemu menedżerowi mniej. Uważał, że ukradli moją piosenkę i nie chciał im udostępnić praw autorskich. Na szczęście wszystko się dobrze skończyło i wciąż przyjaźnię się z chłopakami z DNA.

A co sądzisz o kolejnych wersjach tej piosenki, które ukazują się do dziś? Trudno je wszystkie zliczyć...

Ja sama ich wszystkich nie pamiętam! Wiem, że w zeszłym roku pojawiła się wersja niemiecka, na swojej płycie umieściła to też niedawno raperka Lil' Kim. Jak dla mnie ta piosenka należy teraz do świata. Kiedyś należała do mnie, a teraz należy do wszystkich. Podoba mi się to, nie mam nic przeciwko.

Czy pisząc ją przypuszczałaś, że stanie się twoim sztandarowym przebojem?

Nigdy w życiu! Uważałam to za taką dziwną pioseneczkę o osobie jedzącej śniadanie w barze. Czuje się trochę samotna, wyalienowana, żyjąca we własnym świecie. Uważałam, że to taka humorystyczna piosenka, trochę smutna, trochę zabawna, ale nigdy nie przypuszczałam, że może się stać tak wielkim przebojem na całym świecie.

A gdybyś ty sama miała wskazać piosenkę, która najlepiej definiuje Suzanne Vega jako artystkę?

Jeżeli miałabym wybrać tylko jedną piosenkę, być może byłaby to "Penitent" z nowej płyty. W tym momencie uwielbiam ten utwór, bardzo lubię go śpiewać. Myślę, że ukaże się on na singlu w Stanach Zjednoczonych. Jest to rodzaj dialogu z Bogiem lub jakimś wyższym bytem. Pytam tę osobę: Czego ode mnie oczekujesz? Obecnie jest to moja ulubiona piosenka.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas