"Wyszło tak jak chciałam"
Hania Stach przeszła do historii polskiego "Idola" jako jedyna finalistka, która z własnej woli zrezygnowała z udziału w dalszej rywalizacji, mimo że była wymieniana w gronie faworytów drugiej edycji programu. Wcześniej zwyciężyła w "Szansie na sukces" z udziałem Edyty Górniak. Hania jest studentką Akademii Muzycznej w Katowicach i w maju 2004 roku wydała debiutancką płytę, której producentem został znany basista Wojtek Pilichowski, prywatnie narzeczony wokalistki. Wystąpiła w koncercie "Premiery" tegorocznego festiwalu w Opolu, a 5 czerwca zmierzy się z zespołem Toronto w walce o udział w festiwalu "TOPtrendy", który odbędzie się latem w Sopocie. Z tej okazji z Hanią Stach rozmawiał Krzysztof Czaja.
Ukazała się wreszcie twoja debiutancka płyta. Jakie to uczucie zobaczyć na sklepowej półce album firmowany swoim nazwiskiem?
Muszę powiedzieć, że ogarnęła mnie wielka radość, gdy ją zobaczyłam w sklepie. Co innego oglądać ją lub słuchać w domu, czy w trakcie nagrywania, a zupełnie co innego zobaczyć ją w sklepach, pośród innych. Nawet specjalnie poszłam do sklepu, żeby ją zobaczyć. (śmiech)
Sypiasz spokojnie czy budzisz się zlana potem, bo śni ci się, że twoje płyty sprzedają na wagę w hipermarketach?
(śmiech) Nie, jestem bardzo spokojna. Przygotowywałam się do tego momentu przez parę lat, cały czas pracuję nad sobą, staram się rozwijać i przeszłam naturalną drogę do momentu, kiedy moja płyta pojawiła się w sklepach.
Czy miałaś jakikolwiek wpływ na kształt tej płyty, oprócz tego, że na niej zaśpiewałaś?
Tak. Miałam wpływ na tę płytę od samego początku jej powstawania - począwszy od szukania kompozycji, wybierania muzyków, tekściarzy. Kiedy już zaczęły powstawać teksty, dzwoniłam do autorów, czyli Bożeny Intrator i Rysia Kunce, podpowiadając im różne historyjki. Bardzo chciałam, aby była to płyta o miłości, i to szczęśliwej, bo tak się teraz czuję - żeby nie było żadnego naciągania, sztucznego śpiewania o czymś, co mnie nie dotyczy i jest mi obce.
Podczas aranżowania piosenek i pracy w studiu ostatnie słowo zawsze należało do mnie. Na szczęście dookoła siebie miałam cały czas profesjonalistów, muzyków, którzy wiedzą co robią. Oni podpowiadali mi wiele rzeczy, ale decyzję co do ostatecznej wersji musiałam podjąć sama, bo to ja podpisuję się pod tym swoim nazwiskiem.
Skoro dzwoniłaś do autorów podsuwając im pomysły, dlaczego sama nie napisałaś tych tekstów?
Prawdę mówiąc chyba jeszcze nie jestem gotowa na to, aby napisać tekst - do tego trzeba wewnętrznie dojrzeć. Ja miałam jakieś wyrywkowe pomysły, wiedziałam o czym chcę śpiewać, a oni ubierali to w ładne słowa.
Dlaczego ta płyta jest tak do bólu zachowawcza? Nie kusiło cię, żeby zaryzykować, trochę poeksperymentować?
Niektóre osoby zarzucają mi, że ta płyta jest bardzo zachowawcza, poprawna, słyszałam nawet opinię, że to "dobra obsada w złej reżyserii" itd. Natomiast mnie nie chodziło o to, żeby eksperymentować, wymyślać jakiś nowy nurt w muzyce. To jest moja pierwsza płyta, odzwierciedla ona mój stan ducha - kocham, jestem kochana, więc chciałam o tym opowiedzieć. Może moja kolejna płyta będzie dojrzalsza, może będzie więcej eksperymentów, może coś nowego wydarzy się w moim życiu...
Na razie udało mi się zebrać takie a nie inne piosenki, spotkać się z tymi akurat ludźmi. Nie zamierzam się z tego tłumaczyć - wyszło tak, jak chciałam.
Czytasz w Internecie komentarze na swój temat?
Szczerze mówiąc nie. (śmiech)
Nawet po "Idolu" tam nie zaglądałaś?
Po "Idolu" i w jego trakcie tak, wtedy jeszcze mnie to kusiło. Ale zraziłam się, bo kilka razy wyczytałam na swój temat różne dziwne opinie ludzi, którzy mnie nie znają, a wypowiadają się na temat mojej osoby. Rozumiem, że komuś może nie podobać się płyta, mój sposób śpiewania itd.. Natomiast jeżeli ktoś pisze jaka jestem, nie rozmawiając ze mną, ani nie spotykając nigdy na żywo, to jest to dla mnie przykre, bardzo to przeżywam. Dlatego wolę się nie wczytywać w takie rzeczy.
Niebawem staniesz do rywalizacji o prawo udziału w festiwalu "TOPtrendy". Twoim rywalem będzie zespół Toronto. Jaki przewidujesz wynik?
Trudno powiedzieć. Ja zaangażowałam do głosowania całą swoją rodzinę. (śmiech) Nie, żartuję - mam dużą rodzinę, ale to oczywiście jest kropla w oceanie. Chciałabym wygrać, bo to jest kolejna okazja, żeby się pokazać. Tak w ogóle to nie lubię konkursów, bo wysyłanie sms-ów ma mało wspólnego z muzyką, która jest dla mnie najważniejsza. Ale trudno, tak już musi być.
Jeśli wygra Toronto to OK, ale bardzo chciałabym przejść dalej, bo chcę dalej śpiewać i pokazywać się.
Dziękuję za rozmowę.