"Woodstock z muzyką trance"
Jasp Jones i Piet Blank to od paru lat najbardziej znany duet niemieckich DJ-ów. Muzycy grali koncerty na największych imprezach z muzyką techno, takich jak "Mayday" w Amsterdamie czy "Love Parade" w Berlinie. Najczęściej występują jednak w klubach, gdzie nawiązują świetny kontakt z publicznością. Mieli okazję przekonać się o tym również polscy fani - duet występował u nas kilkakrotnie, ostatnio przyjechał na mini-tournee na początku 2004 roku. Blank & Jones mają na koncie współpracę z grupą Pet Shop Boys i Dieterm Meierem z zespołu Yello. Na wydanej w marcu 2004 roku płycie "Monument" znalazł się m.in. utwór "A Forest", pochodzący z repertuaru formacji The Cure, nagrany z gościnnym udziałem jej lidera, Roberta Smitha. Z okazji premiery albumu "Monument", z Pietem Blankiem i Jaspem Jonesem rozmawiał Krzysztof Czaja.
Co takiego urzekło was w muzyce tanecznej, że zajęliście się akurat nią, zamiast np. wziąć gitary i grać ciężkiego rocka?
Jasp: Dorastaliśmy w latach 80., kiedy triumfy święciły takie grupy, jak Kraftwerk, New Order czy Depeche Mode. Ich właśnie słuchaliśmy najchętniej. To one używały głównie syntezatorów i samplerów. W latach 90. bez trudu można było kupić takie instrumenty i tworzyć muzykę samemu. W ten sposób zwróciliśmy się w stronę muzyki elektronicznej. Kiedy pojawił się gatunek zwany "trance", uznaliśmy, że to coś w sam raz dla nas. Połączenie melodii i rytmu, to nas najbardziej inspiruje.
Graliście koncerty w Polsce. Jak się u nas czujecie?
Jasp: Wspaniale. Wszyscy traktują nas przyjaźnie, szczególnie właściciele klubów, w których gramy. Ludzie szaleją na koncertach, poza tym kupują nasze płyty. Bardzo lubimy przyjeżdżać do Polski. Zbudowaliśmy sobie tutaj już sporą grupę fanów, miło patrzeć, jak się ona rozrasta.
Wygląda na to, że Polska jest wam szczególnie bliska - nawet wasza strona internetowa dostępna jest w polskiej wersji.
Piet: Tak, z pewnością. Pierwszy raz byliśmy tutaj dwa lata temu. Byliśmy zaskoczeni tym, jak bardzo ludzie lubią naszą muzykę. Zdecydowaliśmy wtedy, że musimy tu wrócić, szczególnie, że dostawaliśmy mnóstwo listów z prośbami od polskich fanów. Nasza najnowsza płyta ukazuje się w Polsce równocześnie z jej niemiecką premierą. Będzie przedstawiać nowe oblicze zespołu Blank & Jones - to nie tylko muzyka klubowa, ale przede wszystkim dobre piosenki, których z powodzeniem można słuchać też w domu.
Poznaliście w Polsce wielu ludzi? Co sądzicie np. o polskich dziewczynach?
Piet: Są bardzo, bardzo piękne. (śmiech)
Chcielibyście rozwinąć ten temat?
(śmiech) Piet: Zawsze staramy się nieco wcześniej przybywać do klubu, w którym danego wieczoru gramy. To niesamowite, jaką pomysłowością wykazują się nasi fani. Kiedy np. graliśmy we Wrocławiu, kilkoro z nich pojawiło się we własnoręcznie wykonanych koszulkach grupy Blank & Jones.
Jasp: Tak, świetnie było z nimi się spotkać i pogadać.
Znacie jakichś polskich artystów? Może macie w planach współpracę z którymś z nich?
Jasp: Jesteśmy otwarci na wszelką współpracę. Nie znamy żadnych polskich artystów, ale może w przyszłości to się zmieni.
Piet: Jasne. Nigdy nic nie wiadomo. Na naszej nowej płycie gościmy tak sławnych artystów, jak Robert Smith z The Cure, ale dajemy też szansę młodym talentom. Na singlu "Mind Of The Wonderful", można na przykład usłyszeć głos Elles de Graaf. Zawsze chętnie współpracujemy z młodymi, utalentowanymi ludźmi, jeśli kiedyś dostaniemy interesujące demo z Polski, czemu nie...
Wspomnieliście Roberta Smitha. Jak wam się z nim współpracowało?
Jasp:To był dla nas wielki zaszczyt, bo jesteśmy fanami The Cure od dawna, a utwór "The Forest", który razem nagraliśmy, należy do naszych ulubionych.
W jednym z wywiadów Smith powiedział, że po raz pierwszy usłyszał waszą muzykę, gdy był w kuchni. Czy wy pamiętacie równie dokładnie wasz pierwszy kontakt z The Cure?
Piet: Ja pamiętam, że kiedyś oglądałem telewizyjną transmisję z koncertu The Cure, to był rok 1984 lub coś koło tego. Ta muzyka totalnie mnie powaliła. To był chyba pierwszy raz, kiedy usłyszałem The Cure, choć nie jestem pewien.
Jasp: Ja chyba po raz pierwszy usłyszałem The Cure z płyty w jakimś klubie.
Zremiksowaliście też utwór "Home And Dry" innego z waszych ulubionych zespołów, Pet Shop Boys. Jak do tego doszło?
Jasp: To zabawna historia. Od dłuższego czasu chcieliśmy zrobić dla nich remiks, ale ludzie z wytwórni płytowej mówili: "Nie, nie, oni was nawet nie znają". Aż pewnego dnia sami zadzwonili do nas i spytali, czy nie chcielibyśmy zremiksować ich piosenki, bo bardzo spodobał im się nasz ówczesny singel, "Desire". Nie mogliśmy w to uwierzyć!
Później mieliśmy okazję poznać ich osobiście, co było dla nas dużym przeżyciem. Powiedzieli nam, że nasz remiks podoba im się tak bardzo, że postanowili otwierać nim koncerty podczas swego światowego tournee. Nie ich oryginalną wersją, ale właśnie naszym remiksem. Kiedy przystąpiliśmy do nagrywania kolejnego albumu, "Relax", zapytaliśmy ich, czy nie zechcieliby z nami współpracować przy jego powstaniu. Zgodzili się i w ten sposób na płycie znalazła się piosenka "Love Comes Quickly".
Intro do waszego albumu "DJ Culture" jest dziełem Dietera Meiera z zespołu Yello. Czyj to był pomysł?
Piet: To był nasz pomysł. Zespół Yello ma na koncie wiele przełomowych rzeczy w muzyce. Oni są guru muzyki elektronicznej, zawsze bardzo ich lubiliśmy. Po raz pierwszy zetknęliśmy się z grupą Yello dzięki utworowi "Vicious Games". Później poznaliśmy osobiście ich pracownika technicznego. Kiedy pracowaliśmy nad albumem "DJ Culture", pomyśleliśmy, że fajne byłoby, gdyby pojawił się tam głos Meiera.
Jemu ten pomysł przypadł do gustu, tym bardziej, że sama płyta zrobiła na nim duże wrażenie. Tak właśnie to wyglądało. Wciąż jesteśmy w kontakcie, więc niewykluczone, że w przyszłości nagramy coś razem z zespołem Yello.
Graliście na wielkich imprezach, typu "Love Parade" czy "Mayday", macie też na koncie koncerty w małych klubach. Które z tych miejsc bardziej wam odpowiada?
Jasp: To niesamowite uczucie grać dla dziesięciu czy dwudziestu tysięcy ludzi, ale w małych klubach też może być bardzo miło - tam jest się bliżej publiczności. Obie te sytuacje dają dużo radości.
Jakiej muzyki słuchacie, gdy jesteście w domu?
Jasp: Jesteśmy otwarci na każdą muzykę. W każdym gatunku można znaleźć coś interesującego, jakąś inspirację do tworzenia własnej muzyki. To bardzo ważne, aby mieć otwarty umysł na wszelkie rodzaje muzyki.
Moglibyście opowiedzieć o najbardziej niezapomnianym koncercie w waszej karierze?
Jasp: Kiedyś graliśmy w Australii, w miejscu, które wydawało się zupełnym pustkowiem. Myśleliśmy, że nikt nie przyjdzie, bo przez dwie godziny jazdy samochodem nie widzieliśmy w pobliżu żywej duszy. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, okazało się, że odbywało się tam coś w stylu wielkiego festiwalu hipisowskiego. To było coś niesamowitego.
Graliśmy w jakimś wielkim indiańskim namiocie, na dodatek, kiedy tylko weszliśmy na scenę, zaczęło lać jak z cebra. To był taki tropikalny deszcz, w Australii było wtedy bardzo gorąco. Ludzie tańczyli boso na trawie, ogarnęło ich prawdziwe szaleństwo. Wyglądało to trochę jak Woodstock (śmiech). Woodstock z muzyką trance - czyste szaleństwo.
Dziękuję za rozmowę.