"Technologia i tradycja się nie wykluczają"
Od 1992 roku, dzięki przebojowi "Sweet Lullaby", francuski zespół Deep Forest zajmuje zaszczytne miejsce w czołówce twórców tzw. world music. Duet tworzą dwaj artyści pochodzący z północnej Francji - Michel Sanchez i Eric Mouquet, którzy proponują tradycyjne dźwięki i muzykę, stworzone przy użyciu nowoczesnej techniki i zaawansowanych technologicznie instrumentów. Francuski duet po wydaniu w 1998 roku albumu "Comparsa" niespodziewanie zamilkł na aż cztery lata. Latem 2002 roku powrócił z siódmym w swej karierze albumem, na którym obaj panowie - po Madagaskarze i rejonie Karaibów - zainteresowali się muzyką Azji, głównie Japonii. Przy tej okazji Michel opowiada o pracy w studiu, plusach i minusach remiksów oraz zanikającym francuskim folklorze.
Słuchając waszej nowej płyty "Music Detected" można mieć wrażenie, że dokładnie tak powinien brzmieć Deep Forest w XXI wieku. Czy zależało wam na tak nowoczesnym brzmieniu?
Michel: To prawda, że na tej płycie razem z Ericem chcieliśmy stworzyć coś zupełnie innego. Oczywiście po części zachowując też pewne elementy tak charakterystyczne dla twórczości Deep Forest: elektronikę, sample z muzyką tradycyjną. Ale postanowiliśmy również coś zmienić - przede wszystkim wprowadzić więcej energii do naszych utworów. Udało nam się to dzięki użyciu m.in. nowych instrumentów - do klimatu Deep Forest dodaliśmy gitarowe brzmienia z lat 70.
Już pierwszy singiel - "Endangered Species" - wyraża obawy ludzi żyjących na przełomie wieków...
To też dla nas pewna nowość - po raz pierwszy tak ważną role w naszych piosenkach odgrywają teksty. Wyraźne przesłanie w wyraźnych słowach. Ideą "Endangered Species" jest na przykład to, że już wkrótce ludzie mogą stać się kolejnym zagrożonym na Ziemi gatunkiem. Niezależnie jaką technologią władamy, nigdy nie możemy być pewni jutra, niszcząc środowisko i całą planetę, niszczymy w pewnym sensie także gatunek ludzki.
Pierwszy singel i od razu spora niespodzianka. Obok oryginalnej wersji na małej płytce jest też "Endangered Species" w remiksie zespołu Galleon. Skąd ten pomysł?
Wybraliśmy Galleon, bo bardzo odpowiada nam ich brzmienie. To przede wszystkim spece od muzyki klubowej - doskonale wiedzą czego się słucha i co jest na topie. Parę dni temu trafił w moje ręce ich debiutancki krążek i musze powiedzieć, że to świetni inżynierowie i spece od dźwięków. Słuchając "Endangered Species" od razu uchwycili angielski klimat tej kompozycji i zabierając się do jej miksowania oszczędzili jej wszystkie charakterystyczne elementy. Zrozumieli, co mieliśmy na myśli nagrywając oryginalną wersję i dodali do tego tylko atmosferę współczesnych klubów. Podoba mi się nowoczesność, jaką sobą prezentują.
Opowiadając o Galleon użyłeś słów "inżynierowie" i "spece", ale ani razu nie powiedziałeś "muzycy".
Masz rację, ale to zwykły przypadek. Oczywiście, że uważam ich za muzyków, świetnych kompozytorów i - jak już mówiłem - nagrali bardzo ciekawy album. Ale to prawda, że zarówno Galleon, jak i Deep Forest tworzą na bazie czegoś, co kiedyś już powstało. Nasza rola polega na odpowiednim przedstawieniu, zaprezentowaniu tej muzyki tak, aby ludzie zainteresowali się nią niezależnie od panujących czasów czy mód.
A czy oznacza to może początek współpracy z młodymi francuskimi zespołami wykonującymi muzykę taneczną? Możemy się spodziewać duetu Deep Forest i Air czy Daft Punk?
Pewnie że możecie! Deep Forest zawsze charakteryzował się bardziej antycznym, historycznym brzmieniem. Mimo tego, że posługiwaliśmy się elektroniką, tworzyliśmy dzięki niej muzykę albo bardzo współczesną, albo wręcz dawną. Przy czym zawsze tworzyliśmy ją na najnowszym z możliwych sprzętów, to dla nas bardzo ważne. Ale może dlatego, że wciąż piosenki piszemy w bardzo tradycyjny sposób, nie do końca było to zauważalne. Nie widzę więc problemu, żeby kiedyś połączyć siły z tymi, którzy posiedli sztukę tworzenia fajnej, nowoczesnej muzyki tanecznej, jak na przykład Daft Punk. Marzy nam się na przykład duet z Massive Attack.
Jednym z najlepszych francuskich "towarów eksportowych" jest wasza muzyka taneczna. Czy osobiście podobają ci się płyty Air, Daft Punk, Cassiusa i innych?
Tak, oczywiście! Bardzo lubię też albumy innych francuskich kapel, mniej znanych niż te które wymieniłeś, ale równie dobrych: Roudoudou czy Imotet. Lubię sposób, w jaki miksuje się muzykę na tych płytach. Parę lat temu mieliśmy we Francji prawdziwy boom na zespoły wykonujące muzykę taneczną. Obrodziło tylko w powtarzające się, ściągające jedni od drugich, kapele. Ale teraz widać, że była to wyraźna moda, z której niewiele wynikło: chodziło tylko o to, by czyjś kawałek był grany w klubach choćby nie wiem co!, a nikt nie zastanawiał się czy jest dobry czy nie. Daft Punk zaszli tak daleko, bo udało im się wymyślić nową formułę, nowy styl opierający na mieszaniu ze sobą dźwięków sprzed lat, z brzmieniem teraźniejszości.
W dyskografii Deep Forest trudno doszukać się jakiejś dużej ilości remiksów waszych kompozycji. Czy nie jest więc tak, że trochę boicie się remiksów i traktujecie je jako "zło konieczne" na potrzeby parkietów?
Rozumiemy rolę remiksów i w pełni zgadzamy się z tym, że przedłużają one często żywot nagrań oryginalnych. Nieraz dochodzi jednak do zaciętej dyskusji między nami a naszą wytwórnią płytową, zwłaszcza kiedy proponują nam kogoś, na kogo nie chcemy się zgodzić. Ma to nieraz miejsce w różnych przyczyn - nieraz jest on znany, popularny, albo po prostu jego nazwisko gwarantuje granie w klubach lub sukces kawałka na listach przebojów. My na przykład często wolelibyśmy kogoś bardziej niezależnego, z tanecznego undergroundu, który może bardziej liczyłby się z oryginałem. Jak na razie na szczęście tym decydującym głosem jest cały czas nasze zdanie.
A czy nie uważacie że remiksy pozbawiają waszą twórczość czegoś tak ważnego, jak klimat kompozycji?
Nie, po sposób w jaki my komponujemy też opiera się na zasadzie remiksu. W oby przypadkach dużą rolę odgrywają maszyny, samplery czy edytory. Wszystko co nagramy, nawet perkusję czy bębny, wgrywamy do ProToolsów i wycinamy, kopiujemy, wklejamy różne fragmenty. To tak jak z remiksem. Prawda, że muzyka, która powstaje bardzo się od siebie różni, ale tak długo jak remiks niesie ze sobą istotne elementy oryginalnego nagrania, jest po prostu dobrze zrobiony. Powstaje tylko pytanie o atmosferę - i ona też zależy od osoby miksującej. Niektórzy remikserzy potrafią stworzyć odpowiedni nastrój nawet w remiksie.
Porozmawiajmy o procesie w jaki nagrywane są wasze płyty. Czy tym razem najpierw powstał pomysł na płytę a dopiero potem szukaliście do niego odpowiednich kompozycji, czy odwrotnie?
Najpierw musieliśmy gdzieś wyjechać, żeby posłuchać i nagrać taką muzykę tradycyjną, która jeszcze nie pojawiała się w naszej twórczości. Tym razem z Ericem udaliśmy się do Tokio, do Indii i tam nagraliśmy trochę tradycyjnych pieśni. Kiedy wróciliśmy do Francji jakieś dwa lata temu, żeby zacząć pracę nad nowym albumem, założyliśmy sobie pewien plan, co tym razem będzie motywem przewodnim tej płyty. Zaczęliśmy komponować, najpierw oddzielnie, potem porównaliśmy to czego dokonaliśmy i dodawaliśmy nowe dla Deep Forest instrumenty, na przykład żywą perkusję i gitary. Okazało się, że nasze pomysły zmierzały w tę samą stronę - chcieliśmy nadać naszej muzyce zupełnie nowe brzmienie. Potem poznaliśmy takie wokalistki jak Beverley Jo Scott, Anggun czy Angelę McCluskey - nieraz nawet nie osobiście, ale również dzięki ich płytom czy piosenkom w radiu. Pomyśleliśmy, że teraz dla odmiany na płycie zaśpiewają angielskie czy amerykańskie głosy, bo to też część tzw. nurtu world music. A nigdy wcześniej przez nas nie wykorzystywana.
Skąd wziął się w takim razie tytuł całej płyty - "Music Detected" (Muzyka odkryta)?
Był to tytuł piosenki, którą nagraliśmy na tą płytę. Zdecydowaliśmy się na ten tytuł, bo muzyka Deep Forest zawsze pochodziła z komputerów, a ludzie już potem sami wyczuwali w niej emocje i piękno.
Właśnie patrzę na spis piosenek na płycie i nie widzę tam jednak utworu pod tytułem "Music Detected".
Tak, ostatecznie nie trafiła ona na płytę. Ale tak spodobał się nam jej tytuł, że nazwaliśmy nim cały album. (śmiech)
To może usłyszymy ją chociaż jako dodatkowy utwór na singlu?
Raczej nie, bo razem z Ericem zadecydowaliśmy, że brzmieniem nie pasuje do koncepcji całej płyty. Była trochę w innym stylu.
Wasza płyta jest tak różna, że tym razem dość trudno zgadnąć, co było waszymi inspiracjami tym razem. Przy poprzednich produkcjach łatwiej można było określić: to jest Afryka, a to Europa Wschodnia.
Tym razem postanowiliśmy wymieszać ze sobą jak najwięcej kultur i wpływów. To było dość istotne, bo w poprzednich latach koncentrowaliśmy się tylko na poszczególnych obszarach geograficznych. A przecież world music to tak naprawdę muzyka z całego świata, bez preferowania konkretnych miejsc. Dlatego, jak już mówiłem, po raz pierwszy zatrudniliśmy przy tej płycie angielskie i amerykańskie wokalistki, czemu nie? Tak wiele zespołów starało się już kopiować nasze brzmienie, że musieliśmy wprowadzić pewne innowacje, żeby nie zacząć brzmieć jak kopia samych siebie.
Czy w takim razie takie mieszanie kultur to wasza odpowiedź na termin globalizacja?
To kwestia muzycznego smaku, tego co się lubi. To także pewien rodzaj wyzwolenia, uwolnienia się od schematów. Na tym świecie każdy może żyć z każdym, nie musimy do końca życia pozostawać tylko w swoim miejscu urodzenia. Trzeba poznawać świat. To było nasze przesłanie.
Swego czasu w Polsce bardzo popularny był utwór "Marta’s Song". Wiesz może co teraz dzieje się z Martą, która śpiewała a tym kawałku?
To ciekawe… Nie, z Martą od dawna nie mamy już żadnego kontaktu. Słyszałem tylko, że nagrała kilka płyt ze swoją muzyką, ale bardzo dawno już się nie słyszeliśmy.
Podczas nagrywania nowego utworu - w jaki sposób wiecie że jest on już skończony i nic w nim nie trzeba już zmieniać? Sposób w jaki nagrywacie tylko kusi żeby ciągle coś jeszcze poprawiać, dodawać…
Prace nad tym albumem trwały dosłownie do ostatnich chwil przed oddaniem płyty do produkcji. Razem z Ericem pracujemy nad naszą muzyką dość wolno i na szczęście w kontrakcie mamy z góry ustalone ostateczne daty dostarczenia do wytwórni gotowego materiału dźwiękowego. Gdyby nie to, pewnie do tej chwili nie pozwalalibyśmy wyrwać nam sobie z rąk tego materiału! (śmiech) Ale wydaje mi się, że taki nadmiar pomysłów w muzyce nie jest czymś złym, jest na pewno bardzo inspirujący. Praca we dwójkę ma tę zaletę, że ta druga osoba zawsze może cię sprowadzić na ziemie mówiąc: to już jest wystarczająco dobre, zostaw to w spokoju!
Jesteście jednym z najpopularniejszych francuskich zespołów na świecie. Czy w związku z tym Francuzi nigdy nie próbowali wpłynąć na was, żebyście nagrali płytę promującą francuski folklor?
Nie wykluczam takiej możliwości. Problem w tym, że Francja powoli zatraca swoją odrębność kulturową. Zapatrzeni w Wielką Brytanię odrzuciliśmy nawet tradycyjne francuskie instrumenty. Podobnie jak w innych krajach, znaczenie muzyki folk jest bardzo różne na różnych obszarach Francji, ale nie da się ukryć, że przez ostatnie lata znacznie zmalało. Muzyka Deep Forest jest rozumiana, a przynajmniej dociera do wszystkich zakątków świata i faktycznie mogłaby to być niezła promocja dla naszej kultury. A zatracanie się wątku tradycyjnego typowe jest obecnie dla wszystkich chyba kultur. Rozmawiałem na ten temat podczas swoich licznych podróży po Japonii czy Indiach i wszędzie tam stacje radiowe grają wyłącznie międzynarodowe przeboje. A piękne, wartościowe melodie czasami idą w zapomnienie. Naszym celem jako Deep Forest jest pokazanie, że technologia i tradycja wcale nie muszą się wykluczać i jedno może pomóc przetrwać drugiemu.
Dziękuję za rozmowę.
(Na podstawie materiałów promocyjnych Sony Music Polska)