Reklama

"Rodzinny album z fotografiami"

Elbląska Trauma to grupa, której nie trzeba szerzej przedstawiać żadnemu, mniej lub bardziej wnikliwemu badaczowi polskiej sceny metalowej. W prawie 20-letniej karierze tej deathmetalowej formacji trudno byłoby znaleźć słabe wydawnictwo. Dość powiedzieć, że już w drugiej połowie lat 80. muzyka Traumy przejawiała oznaki własnego stylu. Stylu, który z biegiem lat coraz pełniej ukazywał wyjątkowość ich twórczości, w tym, skądinąd hermetycznym gatunku. Dobrą okazją do porozmawiania o losach Traumy, uporze towarzyszącym realizacji ich własnych celów i dalszym muzycznym rozwoju, stał się wydany pod koniec sierpnia, piąty album "DetermiNation". Bartoszowi Donarskiemu udało się zaprosić do rozmowy lidera Traumy, a zarazem jednego z najbardziej popularnych i szanowanych muzyków w polskim metalowym podziemiu, gitarzystę Jarosława "Mistera" Misterkiewicza.

"Determinacja". Ten tytuł mówi chyba wszystko o Traumie, zespole, który od początku realizuje własne cele, konsekwentnie kroczy obraną przez siebie ścieżką. Ten wciąż autentyczny zapał do działania czuć na nowej płycie.

Zawsze robiliśmy swoje nie bacząc na nowomodne trendy i koniunkturę. Tworzenie muzyki w Traumie jest naszą życiową pasją i nie traktujemy tego jak wyścigu zbrojeń. Za niczym i za nikim nie gonimy i nikogo nie zamierzamy prześcigać. Jesteśmy grupą dobrych kolegów, którzy lubią po prostu ze sobą grać i tak było zawsze.

Reklama

W naszej muzyce stawiamy na spontaniczność i emocje. Nigdy nie poddawaliśmy naszych pomysłów zimnej kalkulacji i nie tworzyliśmy ich według żadnych schematów. Każdy numer Traumy tętni własnym życiem i rozwija się dryfując własnym prądem. Nigdy nie popadliśmy w marazm, ani twórczą wtórność. Nie zjadamy własnego ogona i myślę, że udowadniamy to z każdą kolejną płytą.

Wasze losy śledzę już od wielu lat i za każdym razem, gdy ukazuje się kolejny album, muzyczne spełnienie słuchacza miesza się we mnie z nutką żalu. W pewnym sensie kariera Traumy jest dla mnie niewytłumaczalnie pechowa. Dlaczego do dziś nie zostaliście jeszcze uznani za najlepszy deathmetalowy zespół na świcie? Nie żartuję.

(Śmiech) Dzięki stary, że tak wysoko nas cenisz. Gdybym znał odpowiedzi na wszystkie pytania, to rzuciłbym granie i ogłosił się mesjaszem Nowego Kościoła Wszystkowiedzących (śmiech).

Tak już na poważnie, to nie mam pojęcia, gdzie tkwi przyczyna takiego stanu rzeczy. Być może dotarliśmy do takiego momentu, w którym nie jesteśmy w stanie we własnym zakresie pchnąć medialnie tego zespołu dużo dalej. Potrzebujemy działań profesjonalnego menedżmentu i wsparcia dobrej zachodniej wytwórni. Wszystkie nasze działania w obecnej chwili zmierzają właśnie w tym kierunku. Trudno mi powiedzieć, czy kiedykolwiek uda nam się osiągnąć ten cel, ale jeśli nie, to bądź pewien, że nie odwiesimy gitar na przysłowiowy kołek i dalej będziemy grali naszą muzykę.

Trauma nigdy nie była zespołem pchającym się z buciorami tam, gdzie ich nie proszą. Działacie z pewną zachowawczością. Czasami wydaje mi się, że jest to postępowanie trochę zbyt pasywne. Może jednak przydałoby się odrobina arogancji, wyrafinowania i rozpychania łokciami? Spójrz choćby na masę bardzo popularnych zespołów opierających swoje istnienie wyłącznie na sprawach pozamuzycznych.

Być może masz rację, ale musisz pamiętać, że dla nas priorytetem jest muzyka, a nie rozpychanie się łokciami, jak na targowisku w poszukiwaniu najtańszych ziemniaków. Może to nasz błąd, ale mamy szacunek do samych siebie i ludzi, którzy kupują nasze płyty. Nie zamierzamy wciskać im w uszy gó***, twierdząc, że to landrynki.

Na cholerę parać się muzyką, skoro spada ona na drugi plan. Dla wielu ważniejsze jest to, jak dziwacznie wyglądasz, ile zużywasz kilogramów makijażu i pudru i czy pleciesz niestworzone rzeczy z miną poważnego człowieka. Owszem, nie wychodzimy na scenie w takim samym uniformie, jak do Pierwszej Komunii Świętej, ale nasza metamorfoza jest zgodna z tym, co wewnętrznie czujemy, a nie z pieprzonym trendem. Może jestem naiwny, ale uważam, że można być popularnym, cenionym bez robienia z siebie clowna.

W takim razie, co jest dla was największym sukcesem? Z czego czerpiecie największą satysfakcję?

Bez dwóch zdań sukcesem, o który pytasz jest fakt, że po kilkunastu latach grania w tym zespole potrafimy być kreatywni i sami ustalamy wzorce jakościowe dla własnej twórczości, a nie bandy zza Oceanu. Mamy własną tożsamość, własny styl i co za tym idzie własny przekaz.

Jak doskonale wiesz, ludzie bardzo nas za to cenią. Sukcesem też jest to, że odczuwamy tę samą szczeniacką radość, co na początku drogi, 17 lat temu. Kolejna rzecz, to niezależność, którą udało nam się zachować. Być może nie jesteśmy gwiazdą death metalu, a zwykłym podziemnym zespołem, ale nikt nie wpieprza się w paradę ze swoimi gó******* pomysłami dotyczącymi naszej twórczości. Na koniec chcę powiedzieć, że wciąż tworzymy i nagrywamy, i to jest zajebisty sukces.

Twoja muzyczna droga jest doskonałym przykładem historii człowieka z wielką pasją. To coś niezwykle prawdziwego, nie wykalkulowanego, coś dla czego mam zawsze największy szacunek. Choć cierpi na tym niekiedy najbliższe otoczenie, ta miłość do muzyki jest czymś niezwykle pięknym. Jak ty to postrzegasz?

Dzięki, że szanujesz drogę, jaka podążam od wielu lat, ale twoje słowa zabrzmiały, jakbym był islamskim męczennikiem albo św. Franciszkiem z Asyżu, ale tak naprawdę jestem zwykłym grajkiem dumnym ze swoich życiowych wyborów. W swoim prywatnym życiu nie raz stawałem w słońcu do boju okuty w zbroję na polach Grunwaldu, ale takie jest życie.

Nic nie przychodzi łatwo, a w szczególności trzymanie się jednej drogi i zasad, które wyznaję. Muzyka jest moim powietrzem, łykiem zimnej wody w tropikalnym słońcu i czymś, dzięki czemu moje życie nabiera smaku i kolorów. Taki mam sposób na swoje życie i walkę z monotonią codziennego dnia.

Gracie już niemal 20 lat i nie obce są wam zarówno realia PRL-u, jak i obecnego dzikiego kapitalizmu. Żałujesz czegokolwiek? Gdzie było lepiej?

Absurdy PRL-u nikomu nie sprzyjały, chyba że tym, którzy je wykreowali. Całe społeczeństwo było zbitą szarą bryłą i ciężko było rozwijać swoje talenty. Może teraz żyje się trudniej i z większą obawą o dzień jutrzejszy, ale porównywanie tych dwóch realiów z wielu powodów jest bez sensu.

Komunizm to największe gó**** obok faszyzmu, w jakie mogła wdepnąć ludzkość. Ale tacy już jesteśmy, podatni na utopię i destrukcję. Niczego, co mnie spotkało nie żałuje, ani rzeczy złych, ani dobrych. Dzięki temu jestem teraz tym, kim jestem i nie mam sobie zbyt wiele do zarzucenia.

Przechodząc w końcu do "DetermiNation". Jest w nim wzorowa technika, przytłaczająca brutalność, chłoszcząca agresja, witalność, aranżacyjna pomysłowość, wirtuozerskie solówki, jest w nim wszystko. To chyba death metal totalny? I co przeraża jeszcze bardziej, całość we własnym niepowtarzalnym stylu!

Sorry, nie chcieliśmy skrzywdzić cię aż tak bardzo. Tak jakoś wyszło (śmiech). Tak, jak mówiłem już wcześniej, nie mamy żadnych kompleksów i sami ustalamy dla siebie normy jakościowe, nie bacząc na nikogo wokół. Wszystko jest bardzo spontanicznym i naturalnym działaniem.

Jesteśmy w pełni świadomymi muzykami z dużym doświadczeniem, które jest bez wątpienia naszym drogowskazem na rozwidleniu dróg, a to bardzo pomaga w tworzeniu wyrafinowanej muzyki. Poza tym, nigdy nie nałożyliśmy na własny styl hermetycznej granicy, a wręcz przeciwnie, jesteśmy wciąż otwarci na wszystko, co jest w stanie pchać nas w kierunku rozwoju.

Zgodzisz się, że nowa płyta jest w zasadzie nieco bardziej wulgarnym rozwinięciem "Imperfect Like A God"?

Dla mnie te dwa albumy znacząco różnią się od siebie. Mają inny charakter, klimat i brzmienie, ale to tylko moja subiektywna ocena. Z drugiej strony przyznaje ci rację, "DetermiNation" jest rozwinięciem "Imperfect Like A God" i tak musiało być. To wynik naszej konsekwencji i jak najbardziej prawidłowego rozwoju naszej muzyki.

Nie zamierzamy skakać z drzewa na drzewo gubiąc po drodze własną tożsamość i charakterystyczny styl, który jest efektem wielu lat pracy. Traumę rozpoznasz zawsze po wysłuchaniu choćby fragmentu naszej muzyki, ponieważ od korzeni po konary do liści prowadza te same kanały odżywcze.

Jesteśmy jednym i tym samym organizmem mocno ukorzenionym w żyznej glebie. Nigdy nie udajemy kogoś, kim nie jesteśmy. Jak już wspomniałem podążamy niezłomnie i uparcie własną drogą nawet wtedy jeśli prowadzi ona pod prąd. Nasza muzyka jest jak rodzinny album z fotografiami, w którym widać krok po kroku nasz rozwój.

Na co zwracaliście największą uwagę podczas pisania tego materiału? W jednym z wywiadów powiedziałeś, że jest to też dla ciebie najbardziej osobisty album w dorobku Traumy. Jak to rozumieć?

Tworzenie muzyki w przypadku naszego zespołu jest w pełni intuicyjnym i nie przewidywalnym procesem. Nigdy nie planujemy jakichkolwiek rozwiązań, bo w efekcie zbyt mocno byśmy się z nimi rozmijali. W stu procentach kierujemy się emocjami w trakcie komponowania, ponieważ tylko to się sprawdza w naszym przypadku.

Nigdy nie wiemy, jaki będzie kolejny album, bo nie jesteśmy w stanie przewidzieć co się wydarzy w naszym życiu, a to zawsze ma wpływ na muzykę jaka tworzymy. "DetermiNation" jest dla mnie faktycznie bardzo osobistą płytą ze względu na radykalne zmiany jakie zaszły w moim prywatnym życiu.

Nowy album jest również sporym krokiem naprzód w warstwie wokalnej. To bez wątpienia najlepsze i najbardziej różnorodne dokonanie Chudego. To co wyprawia w np. "As Never Before" paraliżuje jadem.

Wiesz, kiedy Chudy dołączył do nas przed nagraniem "Imperfect Like A God" był jedynie wielkim fanem metalu, ale nigdy nie ryczał w żadnej kapeli. Był kompletnym laikiem bez świadomości swoich wad i zalet.

Wielu ludzi pytało nas wówczas, dlaczego po odejściu tak rasowego wokalisty, jakim był Piotr, zdecydowaliśmy się na człowieka bez doświadczenia i muzycznej przeszłości. Powód jest bardzo prosty, zauważyliśmy niesłychany potencjał w głosie Chudego i byliśmy pewni, że przy naszej pomocy facet sobie poradzi.

Uważam, że już jego debiut na "Imperfect Like A God" był cholernie dobry i pamiętam, że nawet my w studio byliśmy mocno zaskoczeni jego wokalami. Od tamtej pory zagraliśmy dosyć sporo koncertów, dzięki którym Chudy bardziej się rozwinął i złapał więcej doświadczenia. Poza tym, my sami podkręciliśmy mu nieźle śrubę, ale dzięki temu facet jest dziś fenomenalnym wokalistą i stać go na tak dobre partie, jakie wykonał na najnowszym albumie.

Jak scharakteryzowałbyś brzmienie "DetermiNation"? Mimo że znów nagrywaliście w "Hertzu", nie jest to powtórka z rozrywki.

Tym razem potrzebowaliśmy zupełnie innego, nie tak klinicznego soundu, jak na "Imperfect Like A God". Chcieliśmy, aby produkcja "DetermiNation" była bardziej wulgarna, potężna i drapieżna. Osobiście przykładam ogromną wagę do brzmienia naszych płyt i bardzo się cieszę, ze mamy możliwość pracowania z takimi ludźmi jak bracia Wiesławscy. Oni doskonale rozumieją nasze potrzeby i w genialny sposób realizują wszystkie, nawet te najbardziej śmiałe i zwariowane pomysły.

Bardzo cenimy sobie pracę z nimi i mimo że nagraliśmy w ich studiu już kilka płyt, to za każdym kolejnym razem nie możemy wyjść z podziwu, jak bardzo ci ludzie idą do przodu, rozwijając swoje możliwości. W kwestii brzmienia staramy się wychodzić poza ramy gatunku szukając najlepszych rozwiązań brzmieniowych.

Tym razem stworzyliśmy sound bez porównywania się do kogokolwiek i bez obawy o jakość finalną naszych zmagań. Jestem bardzo zadowolony z gitar, które są tłuste jak i mięsiste, niczym boska golonka mojej mamy. Wspaniale też wyszła sekcja. Generalnie całość brzmi wybornie i jestem naprawdę zadowolony z tego, jak ostatecznie parzy ten krążek.

Jak przedstawia się dziś sprawa zachodniego wydawcy? Będziecie kontynuować współpracę z Adipocere Records? Jesteście zadowoleni z ich działań?

Francuzi nie są dużą stajnią, ale starali się promować nasz poprzedni album bardzo solidnie. Nasz kontrakt opiewał jedynie na jedna płytę. Kto natomiast wyda "DetermiNation" na zachodnim rynku, jest mi w tej chwili naprawdę ciężko powiedzieć, ponieważ nasz wydawca jest w trakcie negocjacji z kilkoma firmami.

Myślę, że do europejskiej premiery "DetermiNation" dojdzie dopiero wiosną przyszłego roku i mam nadzieję, iż wydaniem zajmie się wytwórnia z większymi możliwościami.

Od czasu poprzedniej płyty zmienił się nieco wasz skład. Dziś jesteście kwartetem. To rozwiązanie tymczasowe?

W studiu partie wszystkich gitar zarejestrowałem sam, ale na koncertach niestety musimy mieć drugiego gitarzystę. W naszej muzyce jest zbyt wiele gitarowych harmonii i współbrzmień, dlatego nie jest możliwe, abym sam sobie z tym poradził.

Komponuję muzykę na dwie gitary i brak którejkolwiek z nich nie oddałby w pełni efektu, jaki pierwotnie zamierzałem uzyskać. Przez jakiś czas na koncertach wspomagał nas Ozzy z Demise, ale po premierze ich ostatniej płyty musiał całą swoją uwagę skupić na swojej macierzystej kapeli.

W ostatnim czasie testowaliśmy kilku gitarzystów i już prawie jesteśmy zdecydowani komu powierzyć drugie wiosło w Traumie. Niedługo ogłosimy, kto został naszym wybrańcem. Tym razem nie szukaliśmy muzyka sesyjnego, lecz człowieka, dla którego nasz zespół będzie priorytetem i który da z siebie maksimum zaangażowania na wszystkich płaszczyznach związanych z rozwojem Traumy.

Kiedy uderzycie z koncertową promocją "DetermiNation"?

Cały wrzesień spędziliśmy w sali prób, ale w październiku mamy zabukowanych kilka pojedynczych sztuk i dobrze reklamowaną już od kilku miesięcy mini-trasę z amerykańską legendą death metalu Vital Remains. W listopadzie też szykują się koncerty, może nawet kolejna mini-trasa. W tej chwili nie mogę jednak podać więcej szczegółów, ponieważ nie wszystkie daty są potwierdzone.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: śmiech | Trauma | muzyka | rodzinny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy