"Przede wszystkim rock"
Reverend James A. Rota II (gitara, śpiew) i Emily J. Burton (gitara), liderzy amerykańskiej grupy Fireball Ministry, poznali się w 1992 roku, w mało kojarzącym się ze sceną rockową mieście Cincinnati. Już wówczas doszli do wniosku, że chcą razem grać. Na jakiś czas zapuścili korzenie w Nowym Jorku, lecz z planów założenia zespołu w tym mieście nic nie wyszło. Przenieśli się więc do Los Angeles i tam nagrali w 1998 roku pierwsze demo. Skład uzupełnił następnie perkusista John Oreshnick, a w 2000 roku do zespołu dołączyła kolejna kobieta, basistka Janis Tanaka. Fireball Ministry nagrał dwa wydawnictwa dla małych wytwórni - "Ou Est La Rock?" i "FMEP". Jakość muzyki na nich zawartej przekonała do zespołu szefostwo niemieckiej wytwórni Nuclear Blast, która podpisała z grupą kontrakt. Pierwszym wydawnictwem Fireball Ministry dla nowego wydawcy jest płyta "The Second Great Awakening", którą wyprodukował Nick Raskulinecz (m.in. Foo Fighters, Danzig).
Fireball Ministry nie odkrywa Ameryki, w zamian proponując mający wielu zwolenników ciężki rock oparty ma masywnych riffach i śpiewie Roty, nieodparcie kojarzącym się z Ozzym Osbournem. Wpływy Ozzy'ego i Black Sabbath są w muzyce Fireball Ministry bardzo widoczne, a zespół wcale nie wypiera się inspiracji legendarną brytyjską grupą.
Janis Tanaka jest cenioną basistką w USA, choć jej nazwisko nie jest może wszystkim znane. Najlepiej znają je wielbiciele żeńskiej formacji L7, w której spędziła krótki czas. Na koncie ma jednak współpracę z ponad dwudziestoma artystami reprezentującymi bardzo różne odmiany muzyki, m.in. z Exene Cervenką, Stone Fox i Pagen Babies.
"Janis lubi wszystkich i wszyscy lubią Janis" - tak mówią o basistce jej znajomi. I mówią prawdę, bo rozmowa Lesława Dutkowskiego z Janis Tanaką była ciekawa i przebiegała w bardzo miłej atmosferze.
Janis, dołączyłaś do Fireball Ministry w 2000 roku. Wiem, że wcześniej koncertowałaś z nimi, ale kto właściwie zaproponował ci tę posadę? Z tego, co wiem, mniej więcej w tym samym czasie grałaś też z innymi zespołami.
Tak, to prawda. Jim mnie o to poprosił. Byli wraz z Emily na przyjęciu i była tam też moja znajoma. Powiedziała im: Skoro gracie taką muzykę, musicie mieć Janis, bo ona uwielbia takie granie. Tak więc Jim zadzwonił do mnie i zapytał, czy nie chcę z nimi grać. Posłuchaliśmy później materiału i jakoś od razu między nami zaskoczyło. On jest przemiłym człowiekiem. Rozmawialiśmy przez jakiś czas, a ja w końcu zapytałam go, bo nie dawało mi to spokoju: Czy ty jesteś spokrewniony z Nino Rotą, tym kompozytorem, który pisał muzykę do filmów Felliniego?. On powiedział, że jest, a ja na to: Dobra, będę z wami grać. (śmiech) Byłam tym tak cholernie podekscytowana.
W tym kontekście to rzeczywiście była dobra odpowiedź. Czy to znaczy, że znasz się tak dobrze na muzyce filmowej, muzyce Nino Roty w szczególności, że to ci wystarczyło?
Lubię filmy Felliniego i miałam też współlokatorkę, która ma hopla na punkcie muzyki filmowej i gra ją przez cały czas. Miałam więc okazję poznać ją dość dobrze. Mogę powiedzieć, że ją znam i muszę dodać, że jest fantastyczna.
Wiem że dołączyłaś do L7, bo dziewczyny poprosiły cię o to po odejściu Gail Greenwood. Ale interesuje mnie, co spowodowało, że zdecydowałaś się na opuszczenie L7 i dołączenie do Fireball Ministry?
W zasadzie to kiedy L7 nie grało, ja koncertowałam z Fireball Ministry. Wówczas L7 był jednak moim priorytetem, a z innymi grałam tylko w wolnym czasie. Kiedy dziewczyny przyjmowały mnie do zespołu, obiecałam im, że L7 będzie dla mnie priorytetem i takim rzeczywiście był. Jednak w końcu zespół zawiesił na długi czas działalność, a wtedy zaczęłam współpracować z Pink.
Zawsze kiedy wracałam do domu, okazywało się, że Fireball Ministry gra koncert albo ma próbę. Po każdym takim powrocie powtarzałam sobie: Coś takiego chcę właśnie grać. Chcę grać rocka. Lubię słuchać Pink i lubię jej głos, ale nie przepadam za graniem co wieczór takiej muzyki, jaką ona gra, tak bardzo jak za graniem rocka. Zawsze po takim powrocie do domu z radością grałam z Fireball Ministry.
Zdarzało mi się od czasu do czasu zagrać próbę z L7 albo coś nagrać, ale ten zespół był cały czas w zawieszeniu. Kiedy więc Fireball Ministry podpisał kontrakt, zaczęliśmy naprawdę bardzo ciężko pracować nad muzyką i w końcu musiałam dokonać wyboru. I dokonałam. Zdecydowałam, że chcę grać z Fireball Ministry.
W biografii Fireball Ministry zamieszczony jest cytat Ianna Robinsona z MTV, który zapewnia, że chce z was uczynić największy zespół na świecie. Czy ambicje członków Fireball Ministry są również tak wielkie?
Absolutnie. Zamierzamy zdominować cały świat. (śmiech)
Wiem, że to standardowe pytanie, ale jak dzielicie się obowiązkami w zespole? Kto jest odpowiedzialny za muzykę i teksty? A może robicie wszystko kolektywnie?
Staramy się wszystko robić zespołowo. Ja mieszkam w San Francisco, które jest trochę oddalone od Los Angeles i w sumie byłam tylko zaangażowana w komponowanie kawałka "Darkness Descend". Pomagałam im komponować, kiedy nie byłam zajęta niczym innym, ale za każdym razem zapewniałam, że jak już uporam się ze wszystkimi zobowiązaniami, pomogę im.
W tym zespole jest mniej więcej tak, że Jim i Emily wymyślają riffy, a potem kolektywnie pracujemy nad aranżacjami. Wydaje mi się, że pomagałam też Jimowi w pisaniu kilku tekstów, natomiast John, nasz perkusista, był bardzo zaangażowany w aranżowanie piosenek. Mogę powiedzieć, że proces powstawania muzyki w Fireball Ministry jest demokratyczny.
Muzyka Fireball Ministry jest dla mnie krzyżówką dokonań Black Sabbath i stoner rocka, z bardzo nowoczesnym brzmieniem. Można powiedzieć, że nie jest ona rewolucyjna. W tym kontekście powiedz mi, jak zamierzacie przyciągnąć uwagę fanów? W USA jest wiele znakomitych zespołów stonerowych, a legenda Black Sabbath cały czas żyje.
Masz rację mówiąc, że jesteśmy gdzieś pomiędzy Black Sabbath a stoner rockiem. Nie jest to może nic nowego, ale też nie jest to muzyka jaką często się ostatnio słyszy. Wydaje mi się, że możemy zainteresować ludzi przede wszystkim tym, że mamy bardzo chwytliwe piosenki, można się przy nich znakomicie pobawić i moim zdaniem nasza muzyka świetnie nadaje się na imprezy. W każdym razie ja lubię na imprezach słuchać takiej właśnie muzyki. My przede wszystkim opieramy się na rocku. Wracamy do jego podstaw.
Na "The Second Great Awakening" jest kilka piosenek, które znalazły się też na waszym wcześniejszym wydawnictwie "FMEP" - "King", "Choker" i "Maidens Of Venus". Czemu zdecydowaliście się nagrać je ponownie?
Wydaje mi się, że to nasz producent, Nick Raskulinecz, zasugerował nam ich ponowne nagranie, ponieważ doskonale pasowały do klimatu płyty, do klimatu pozostałych kawałków. Słuchając płyty "The Second Great Awakening" ma się wrażenie, że słucha się pewnej całości. Postanowiliśmy je nagrać tak, aby takie wrażenie zachować. Akurat te kawałki pasowały doskonale do klimatu albumu i dlatego właśnie na nim się znalazły. Może to głupie tłumaczenie, ale są na płycie i już. (śmiech)
Słuchając głosu Jamesa mam wrażenie, że gdyby Ozzy Osbourne poważnie zachorował, on mógłby go doskonale zastąpić na koncertach. Nie masz podobnego odczucia?
Wiesz, że wiele osób to mówi? Wydaje mi się, że na pewno byłby w stanie zaśpiewać jego kawałki, ale nie jestem pewna, czy ktokolwiek byłby w stanie zastąpić Ozzy'ego. Wokalnie na pewno by sobie poradził. Nie wydaje mi się, aby jego głos brzmiał aż tak bardzo podobnie, ale coś w tym musi być, skoro tak wiele osób mówi o tym. Na pewno styl śpiewania Jamesa przypomina styl śpiewania Ozzy'ego i na pewno niektóre z naszych melodii kojarzą się z jego kawałkami.
Janis, wiem, że wychowałaś się w Long Beach, w japońskiej dzielnicy. Jak to się stało, że mała Janis wzięła do rąk najpierw gitarę, a później gitarę basową i postanowiła zostać muzykiem, a nie na przykład bizneswoman?
Cóż, miałam być inżynierem specjalizującym się w elektronice. Wiem, że to brzmi dziwnie. (śmiech) Chodziłam do college'u, ale jakoś później zauroczyła mnie poezja i muzyka. Na początku była jednak matematyka. Zanim jednak trafiłam do college'u, chodziłam na koncerty punkowe. Byłam typową nieszczęśliwą nastolatką. (śmiech)
Chodzenie na koncerty punkowe sprawiało, że czułam się znacznie lepiej. Lubiłam muzykę, patrzyłam na muzyków i mówiłam sobie, że chciałabym kiedyś poczuć, jak to jest grać na żywo. I postanowiłam, że chcę się tym zająć. Zaczęłam się więc rozglądać za kimś, z kim mogłabym to wszystko zacząć. Dogadałam się w końcu z moją koleżanką. Miałyśmy wtedy chyba po 17 lat. Razem założyłyśmy zespół.
Wiem, że Melissa Etheridge, która dziś jest bardzo znaną artystką, była twoją pierwszą nauczycielką gry na gitarze. Dlaczego właśnie ona? Jak to się stało?
Szukałam kogoś, kto nauczy mnie grać na gitarze. W szkole chodziłam na zajęcia z poezji i jedna z moich koleżanek powiedziała mi, że ma przyjaciółkę, która może mi udzielić lekcji. Tą przyjaciółką była właśnie Melissa. Spotkałyśmy się więc i Melissa udzieliła mi kilku lekcji. Pokazała mi podstawowe akordy. Zawsze odmawiałam zagrania akordu G, a ona cały czas kazała mi go grać. (śmiech) To były same podstawy. Melissa była jednak bardzo miła. Ona także zajmowała się pisaniem poezji. Chodzę do dziś na jej koncerty. Teraz jest naprawdę bardzo sławna, grała na największych imprezach, lecz również w małych salach i klubach.
Studiując dość uważnie twoją biografię dowiedziałem się, że grałaś w ponad 25 zespołach. Którą współpracę wspominasz najmilej? Albo innymi słowy, który styl muzyki najbardziej ci odpowiada? A może jesteś na tyle wszechstronna, iż potrafisz zagrać wszystko?
Grając trochę muzykę pop uświadomiłam sobie, że tym, co naprawdę lubię robić, jest granie rocka. Gdy zaczynałam na poważnie grać, ćwiczyłam słuchając The Faces albo wczesnych nagrań Iron Maiden. Do grania czegoś takiego jestem już przyzwyczajona. Czuję się najlepiej grając rocka. To zdecydowanie mój ulubiony gatunek do grania. Grałam także w zespole metalowym, grałam na gitarze w grupie bluegrassowej. Naprawdę robiłam jako muzyk wiele rożnych rzeczy. Oldschoolowy rock jednak zawsze pozostał mi najbliższy.
Jest jakiś basista, który miał wpływ na twój styl, którego starałaś się naśladować na początku twojej kariery?
Grałam głównie do piosenek, których lubiłam słuchać. Z moimi przyjaciółkami w zespole grałyśmy różne covery. Pamiętam, że grałam między innymi przeróbki piosenek Boston. Chodziłam też na koncerty i obserwowałam, jak grają moi przyjaciele. Jednym z moich ulubionych basistów na początku był koleś grający w punkowym zespole Inflicted. Patrzyłam na niego, a po powrocie do domu starałam się nauczyć grać to, co on. Podobał mi się jego styl przypominający Steve'a Harrisa. On bardzo go lubił. Ja też, ale nie siedziałam w domu próbując uczyć się zagrywek Steve'a.
Grasz palcami czy kostką?
Gram głównie kostką, ale czasami używam też palców, aby nie mieć takiego ostrego brzmienia. Chciałabym lepiej grać palcami, ale jakoś mi to nie idzie. Całe życie grałam kostką.
Na płycie jest takie krótkie solo na basie, chyba w kawałku "Master Of None"...
Jest. Ale muszę ci powiedzieć, że na płycie gram w zasadzie tylko w dwóch kawałkach. Resztę nagrał Brad [Davis, basista Fu Manchu - red.].
Masz w planach solo na basie podczas koncertów albo jakieś partie improwizowane?
Próbowałam tego i próbuję co jakiś czas, ale jakoś nigdy nie jestem z tego zadowolona. Chyba nauczę się po prostu tego, co zagrał Brad. Nie przepadam za solówkami. Wolę być częścią zespołu i dobrze się przy tym bawić. W końcu to tylko bas i nie jest tak ważny jak gitara. (śmiech)
Znalazłem kilka nazw zespołów, w których grałaś, m.in. Stone Fox, Jackson Saints, Our Lady Of Napalm, Hammers Of Misfortune. Ale chciałem cię zapytać o grupę Pagen Babies, w której grałaś razem z Courtney Love, o ile się nie mylę?
Tak, z nią i z Kat Bjelland, która znana jest też z Babes In Toyland.
To najpierw powiedz mi, co wtedy grałyście, a potem powiedz mi, jak pracowało się z Courtney, o której dziś mówi się, że jest ciężka we współpracy?
To zabawne, bo w tym zespole spotkałam się też z Jennifer Finch [później obie spotkały się też w L7 - red.]. Grałyśmy taką klimatyczną muzykę, można powiedzieć, że był to taki lekki pop. Później Kat i ja zaczęłyśmy grać w nieco ostrzejszej grupie i tam też powstały kawałki, które Kat wzięła ze sobą do Babes In Toyland.
A co do Courtney - wszystko, co o niej do mnie dociera, zdaje się potwierdzać, że wciąż jest taka sama. Została sławna, a potem jej odbiło. Chyba zawsze się tak zachowywała. Może być bardzo szczodra i bardzo miła, ale może też zachowywać się w zupełnie inny sposób. Granie z nią było niezwykle interesującym doświadczeniem. (śmiech) Miałyśmy razem sporo zabawy, ale czasami strasznie działała mi na nerwy. Ale tak zachowywało się też wiele innych osób. Słabo pamiętam tamte czasy. To było już tak dawno temu. Kiedyś byłam na trasie ze Stone Fox i spotkałam ją. O dziwo, poznała mnie.
Janis, ile jest prawdy w historii, że dostałaś pracę w Stone Fox, ponieważ twój ówczesny chłopak poderwał basistkę tego zespołu?
To całkowita prawda. (śmiech) Zrywałam z nim chyba co tydzień. (śmiech) Zaczął się w końcu spotykać z tą dziewczyną, a potem pojawiłam się ja i powiedziałam: Wróćmy do siebie. Dowiedziałam się wtedy, że ona gra w Stone Fox. Powiedziałam jej, że chciałabym zobaczyć jak grają. Mieli wtedy w próby w mieszkaniu. Jak już ich zobaczyłam, wiedziałam, że chcę z nimi na próbę zagrać. Powiedziałam jej to, a ona powiedziała OK, bo chyba bardzo lubiła mojego faceta. (śmiech)
Miała pecha, bo okazałam się lepszą basistką i została wykopana. Początkowo chciałam grać w Stone Fox na gitarze, bo wówczas nie wiedzieli jeszcze, jak należy grać. Potem zaczęliśmy grać w klubach. Miałam z nimi naprawdę mnóstwo zabawy. Zagraliśmy kilka naprawdę świetnych koncertów. Jedna z płyt została wyprodukowana przez Lindę Perry z 4 Non Blondes.
Grałaś z tyloma artystami, bardzo różnymi, jak choćby Exene Cervenka. Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się myśleć o nagraniu płyty solowej?
Myślałam o tym, ale ja tak naprawdę nie piszę wielu piosenek. I nie jestem taką osobą, która lubi być z przodu. W zespole Hammers Of Misfortune zdarzało mi się śpiewać. Nie byłam jednak główną wokalistką. Nagranie płyty solowej nigdy nie było celem, który sobie stawiałam. Wszyscy chcą, żebym coś takiego zrobiła. Myślę o tym, ale jakoś mi się nie chce. Jestem zbyt leniwa. (śmiech) Mam pewne pomysły, lecz jakoś nie mogę ich zrealizować.
Uwierzyłbym, gdybyś powiedziała, że nie masz czasu, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że jesteś zbyt leniwa skoro zdarzyło ci się grać już z tyloma muzykami.
Muszę mówić, że to lenistwo, bo chyba nie wypada mi mówić, że nie mam czasu. Jeżeli chcesz coś naprawdę zrobić, czas zawsze się znajdzie. Nieprawdaż?
A masz w ogóle coś skomponowane przez siebie na taśmie albo w komputerze?
Mam trochę, ale nie za wiele. Nie piszę znowu aż tak wiele. Komponuję różne dziwne kawałki. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że ktoś chciałby ich słuchać. (śmiech) Ktoś kiedyś pożyczył mi komputer i wtedy napisałam kilka takich małych utworów. Dobrze się przy tym bawiłam. Chyba będę sobie musiała sprawić też magnetofon. Pojawiają się w mojej głowie pomysły na piosenki, lecz dość szybko z niej wyparowują. Muszę je nagrywać, aby nie zapomnieć. (śmiech)
Zawsze masz dobrą odpowiedź na każde pytanie.
(śmiech) Chyba rzeczywiście mam.
Zobaczmy, jak pójdzie z tym. Wiem, że zdarzyło ci się zagrać w dwóch filmach - "The Year Of My Japanese Cousin" i "Down And Out With The Dolls". Masz poza tym jeszcze jakieś doświadczenia filmowe?
Przyznam ci się, że sama mam trudności w odnalezieniu się w "Down And Out With The Dolls". W tym pierwszym filmie miałam o wiele większą rolę. Szukali do niego kobiety o azjatyckiej urodzie, która na dodatek umie grać na gitarze, a ja umiałam. Dzięki temu dostałam tę rolę. To było dla mnie miłe doświadczenie.
Zagrałam też małą rólkę w jeszcze jednym filmie. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś zagram jakąś małą rolę. Nie szukam dużych ról, bo wiem, że nie jestem dobra jako aktorka.
Może w musicalu poszłoby ci lepiej?
Chyba byłoby trochę łatwiej, ale tam też trzeba przecież grać. Aktorstwo to coś zupełnie innego niż muzyka. Mogłabym się chyba tego nauczyć, ale nie wydaje mi się, abym była na tyle dobra, by mieć szansę na wielkie role. Poza tym nie mam odpowiedniej prezencji i mogłabym chyba tylko grać role charakterystyczne.
A czy problem nie polega na tym, że musisz grać w określony sposób i nie możesz być spontaniczna, tak jak podczas koncertów?
Dokładnie o to chodzi. Musisz zrobić coś określonego i nie możesz być spontaniczny. To dla mnie akurat jest trudne. Poza tym trzeba to czasami zrobić kilka razy, trzeba cały czas o tym myśleć. To coś zupełnie innego od tego, do czego jestem przyzwyczajona. (śmiech)
Jeśli już przy spontaniczności jesteśmy, czy zdarza ci się na przykład zmieniać linie basu w czasie koncertu?
W większości zespołów, w których grałam trzeba było grać piosenki mniej więcej tak samo jak na płycie. W niektórych dokładnie tak samo. Gdybym więcej ćwiczyła, mogłabym sobie pozwolić na częstsze zmiany moich partii w utworach.
W Stone Fox wszyscy chcieli grać kawałki nuta w nutę, a ja im mówiłam, żeby zostawić trochę miejsca dla muzyków. Ja powtarzałam, że dobrze by było zostawić trochę wolnej przestrzeni, którą zamknie po instrumentalnych improwizacjach wokal. Coś takiego naprawdę lubię robić.
Zastanawiam się tylko, czy w Fireball Ministry będzie coś takiego możliwe. Nie jestem pewna, czy się zgodzą. W Stone Fox mieliśmy z tym sporo zabawy, choć przyznaję, że czasami nie do końca nam te zmiany wychodziły. (śmiech) Dla muzyka ważne jest by mieć tę improwizowaną część w kawałku.
Jeszcze trochę o twojej spontaniczności. Znalazłem taką historię z jednego z koncertów L7. Grałyście za dnia, a publika nie była zbyt ruchliwa, więc zeskoczyłaś ze sceny w tłum i zaczęłaś delikatnie popychać ludzi.
To prawda, ludzie stali nieruchomo, a czasami delikatna motywacja sprawia, że stają się bardziej ruchliwi. Pomyślałam sobie, że może to ich jakoś zachęci, więc zeskoczyłam ze sceny. Potem jednak już się w ogóle nie ruszali. (śmiech) Naprawdę odrobiłeś pracę domową. Masz u mnie wielki plus. (śmiech)
Dzięki. W moich poszukiwaniach natknąłem się też na interesującą wypowiedź na twój temat, która brzmi: "Janis loves everybody and everybody loves Janis". Czy tak rzeczywiście jest?
(śmiech) Szczerze mówiąc wątpię, ale wiele ludzi myśli w ten sposób. Powiem ci jednak, że znam kilka osób, które mnie nienawidzą. (śmiech) Nie podoba im się, że jestem za bardzo rozwiązła. (śmiech) Generalnie uważam, że warto być miłą osobą. Właśnie o to często się kłóciłam z Courtney Love. Starałam się jej wytłumaczyć, że to wcale nie jest złe, gdy jest się miłą osobą. To jedna z rzeczy, których się trzeba w życiu nauczyć. Trzeba wiedzieć, jak być miłym i jak sprawić, by bliscy ci ludzie byli szczęśliwi. Ja robię to przez całe życie. Miło mi jest kiedy czytasz takie wypowiedzi na mój temat, ale niekoniecznie one muszą być prawdą.
Cóż, nie znam cię osobiście, ale na podstawie naszej rozmowy mogę powiedzieć, że jesteś bardzo miłą osóbką. Chętnie spotkałbym się z tobą i pogadał twarzą w twarz. Niestety, Polska leży bardzo daleko od Kalifornii, ale nie tracę nadziei, że przyjedziesz kiedyś z Fireball Mnistry na koncert do Polski.
To bardzo miłe z twojej strony. Dziękuję ci bardzo. Nigdy nie byłam w twoim kraju, ale chętnie przyjadę. Wtedy możemy się spotkać face to face. Tylko bądź grzeczny (śmiech)
Będę grzeczny. Masz moje słowo. Dziękuję ci za miłą rozmowę.