"Nieustannie poprawiam to, co robię"
Czy można osiągać niewiarygodne sukcesy i jednocześnie być ciągle niezadowolonym? Owszem, można. Żywym przykładem takiej postawy jest Lenny Kravitz, który pomimo popularności swoich dotychczasowych wydawnictw przyznaje, że cały czas nie jest pełni zadowolony. Czy podobnie jest w przypadku jego najnowszego albumu "Lenny"? Wygląda na to, że tak. Na razie jednak słynny wokalista, gitarzysta, kompozytor i producent w jednej osobie z pasją opowiada o wszystkim, co dotyczy jego siódmej w dorobku płyty. W rozmowie z Davinem Seay'em opowiedział m.in. o nowym studiu, chatce na Bahamach, presji związanej z powtórzeniem sukcesu, samodzielnym nagrywaniu, tworzeniu przebojów, poszczególnych utworach z albumu "Lenny" i... aresztowaniu za napad na bank.
Jaka jest geneza powstania albumu "Lenny"?
Nagrywanie tego albumu zajęło mniej więcej pół roku, ale tak naprawdę trwało to prawie rok, bo robiłem sobie przerwy. Zacząłem go nagrywać jeszcze w 2000 roku, a zaraz potem musiałem się zająć promocją płyty z największymi przebojami. Zrobiłem więc sobie przerwę, zająłem się tamtymi sprawami, popracowałem trochę nad tym, znowu zająłem się płytą, zrobiłem przerwę, znów do tego wróciłem, znów zrobiłem przerwę i znów wróciłem.
Na płycie z twoimi największymi przebojami znalazła się nowa piosenka "Again", która stała się wielkim przebojem. Czy została ona nagrana mniej więcej w tym samym czasie?
"Again" było jedną z piosenek, nad którymi pracowałem na początku przygotowywania nowej płyty. Kiedy dowiedziałem się, że ma wyjść album z największymi przebojami, chciałem umieścić tam też nową piosenkę, żeby nie było tam tylko starych rzeczy. Akurat wtedy pracowałem nad "Again", więc padło na ten utwór.
Kiedy komponowałeś ten nowy materiał?
Zaraz przed pojawieniem się pomysłu na album ?Greatest Hits? byłem w swojej chatce na wyspach Bahama. Podczas tej wizyty napisałem cztery albo pięć piosenek, które stały się początkiem nowej płyty. Napisałem wtedy "Yesterday Is Gone", "If I Could Fall In Love", "Dig In" i parę innych rzeczy.
Czy skomponowałeś wszystkie piosenki przed rozpoczęciem nagrywania płyty?
Zazwyczaj zaczynam od dwóch, trzech lub czterech piosenek, i dopiero gdy jestem w studiu, pojawia się cała reszta. Nigdy nie nagrałem płyty, która w całości była przygotowana i tylko wszedłem do studia, aby ją zarejestrować. Mam dużo nie nagranych utworów, niektóre z nich pojawią się na kolejnej płycie. To nie są rzeczy, które mi się nie podobały. Po prostu pomyślałem sobie, że wykorzystam je przy innym projekcie.
Czy czułeś jakąkolwiek presję, aby powtórzyć sukces płyty "5" i albumu z największymi przebojami?
Nigdy nie zdarzyło mi się pomyśleć: Masz wielki przebój, więc teraz musisz podskoczyć jeszcze wyżej, czy coś w tym stylu. Po prostu całkowicie skupiłem się na muzyce. Po raz pierwszy miałem stuprocentowo komfortowe warunki pracy. Nareszcie wybudowałem swoje własne studio - w miejscu, gdzie chciałem i z takim wyposażeniem, jakiego chciałem. Byłem w tym studio zupełnie sam.
Jak twoje nowe studio wpłynęło na nagrywanie tej płyty?
Naprawdę miałem szansę zrobić dokładnie to, co chciałem. Każda rzecz ma tam wartość estetyczną - każdy najdrobniejszy szczegół, każda śrubka, wszystko zostało starannie dobrane. To studio jest tak zaprojektowane, że ma te niewiarygodne wibracje, dopasowane do mojej osobowości. Kiedy tam pracuję, jestem w zupełnie innym świecie. Jestem w miejscu, które jest tylko moje, a poza tym jest wybitnie komfortowe - uwielbiam tam przebywać. Czuję się dokładnie tak, jak w domu. Dzięki temu pracuje mi się bardzo łatwo.
Jaka koncepcja kryła się za stworzeniem twojego nowego studia?
Od początku projektowania tego miejsca był taki plan, aby wydobywająca się muzyka zachowywała po nagraniu tę samą wibrację. I to się udało. Zasadniczo jest tam bardzo dużo wpływów z lat 60. Ale jest to zmodernizowane na współczesny sposób i myślę, że znajduje odzwierciedlenie na płycie. Jest na niej wiele klasycznych elementów, ale są tam również elementy nowoczesne.
Czy kształt tego studia zmienił twoje podejście do tworzenia muzyki?
Wszystko znajdowało się pod jednym dachem, więc było bardzo łatwo. Nie musiałem nigdzie wychodzić, ani niczym się przejmować. Poza tym studio jest otoczone wodą, więc wygląda przepięknie. Nie jesteś zamknięty w jakimś miejscu, skąd nie możesz nawet zobaczyć nieba. W jednym z większych pomieszczeń, w których nagrywamy, jedna ze ścian jest cała ze szkła. Zaraz za nią jest woda, czujesz się, jakbyś był w wodzie, bo nic innego nie widać.
Zawsze sam wykonywałeś i produkowałeś swoją muzykę. Czy tym razem też tak było?
Tę płytę nagrałem w bardzo podobny sposób do dwóch pierwszych, czyli w zasadzie zupełnie sam. Zawsze pracowałem w samotności. Nie było w tym jakiegoś konkretnego celu. Kiedy nagrywałem "Let Love Rule", chciałem to zrobić z zespołem, ale mój inżynier dźwięku wciąż mi powtarzał: Ty to powinieneś zagrać, grasz lepiej od tych gości. To nawet nie chodzi o to, że to było lepiej, tylko po prostu bardziej pasowało do tego projektu. Chciałem więc nagrać to z zespołem, ale nie szło to najlepiej, dlatego skończyło się na tym, że zagrałem wszystko sam. Po prostu tamci goście się nie sprawdzili, a nie miałem wtedy pieniędzy, by szukać kogoś lepszego. Po prostu to zrobiłem i tak właśnie robię także teraz. Jestem jednoosobowym zespołem, ale myślę, że ludzie zapominają o tym, kiedy słuchają moich płyt. Nie wiedzą nawet, że gram na wszystkich instrumentach. To jest część mojego przekazu, część tego, co robię, a fakt, że nie brzmi to tak, jakby grał jeden człowiek, jest dużym osiągnięciem. To brzmi jak cały zespół - tak mi się przynajmniej wydaje.
Czy bardziej odpowiada ci właśnie takie solowe podejście do grania?
Tak, gram na wszystkich instrumentach, bo to jest jedyna okazja, kiedy mogę to robić. Na koncertach to jest niemożliwe, a ja bardzo lubię grać na wszystkich instrumentach. Dla każdego z nich mam inną osobowość. To daje dużą satysfakcję - wchodzić do studia, niczym malarz, stający przed pustym płótnem, a na koniec dnia wychodzić z gotowym obrazem. To jest właśnie to, co robi malarz. Zaczynasz od pustki. Siadasz sobie sam i nakładasz kolejne kolory, tworzysz obraz. Tym samym jest dla mnie nagrywanie muzyki.
Czy nie grozi ci utrata obiektywizmu, kiedy nie pracujesz wspólnie z innymi członkami zespołu?
Musisz spojrzeć na siebie z pewnego dystansu. To jest coś, co udawało mi się przez te wszystkie lata: nagrać coś i potem, w nocy, założyć jak gdyby inną głowę, posłuchać tego jeszcze raz i pojąć odpowiednie decyzje. Nieustannie poprawiam to, co robię. Tak się do tego przyzwyczaiłem, że niemalże trudno byłoby mi współpracować z innymi ludźmi. Mogę to robić i nawet to lubię, ale jestem tak przyzwyczajony do współpracy z tym małym ludzikiem siedzącym w mojej głowie, że jest mi trudniej, kiedy jeszcze ktoś inny jest w to zaangażowany.
Jak doszedłeś do tego, że jesteś tak znakomitym multiinstrumentalistą?
Grałem na różnych instrumentach już w szkole średniej. Po prostu zawsze mnie to interesowało. Nudziło mi się granie przez cały czas na tym samym instrumencie, więc sięgałem po inny - one wszystkie są jak uczucia. Instrumenty rytmiczne, gitara, bas, bębny, klawisze - ja widzę je wszystkie jako jedną całość. I do tego śpiew. Nie są to dla mnie oddzielne przedmioty. Moim zadaniem jest stworzenie piosenki. Producent, wokalista, aranżer, autor i muzycy - to dla mnie jedno ciało, tworzące piosenkę.
W czym nowa płyta różni się od poprzednich?
Każda płyta jest inna, bo powstaje w innym okresie czasu. Nigdy nie myślę: Na tej płycie zrobię to, a na tamtej tamto. Wszystko zależy od moich uczuć. Każda płyta jest inna, bo tak wychodzi, a nie dlatego, że starałem się, aby była inna. Nie lubię się powtarzać, więc świadomie lub nie... każda płyta brzmi inaczej. To świetnie - zresztą, w większości przypadków, każda z piosenek na którymkolwiek z moich albumów brzmi inaczej. Nie staram się, żeby moja płyta mieściła się w jakimś gatunku. Jedna piosenka ma w sobie coś z tego, inna z tamtego. Dzięki Bogu, nigdy nie miałem z tym problemów. Jako artysta nie byłbym szczęśliwy z tego powodu, gdybym nagrywał jednakowo brzmiące płyty. To prawdopodobnie wynika z tego, że lubię bardzo wiele różnych stylów muzycznych.
Czy każda płyta odzwierciedla inny okres w twoim zawodowym i prywatnym życiu?
Każda płyta jest odzwierciedleniem tego, przez co przechodziłem. Możesz to poczuć, możesz sobie przypomnieć, jak wyglądał dany pokój, z kim byłeś, przez co przechodziłeś, co się działo w twojej głowie.
Czym pod względem muzycznym ta płyta różni się od poprzednich?
To jest moja pierwsza płyta, na której nie ma żadnych dęciaków. Chciałem, aby była bardziej wygładzona. Interesowały mnie tylko elementy elektryczne. To znaczy, jest tam też gitara akustyczna, ale poza tym starałem się, aby było to całkowicie elektryczne.
Czy jest jakiś wspólny mianownik łączący te wszystkie piosenki?
Jest coś, co zauważyłem, gdy włączyłem płytę i zacząłem jej słuchać. Jej brzmienie przypomina walącą się na ciebie ścianę. To trochę trudno wytłumaczyć, bo bez trudu można odróżnić poszczególne instrumenty. Słyszę jedną i drugą gitarę, wszystkie pojedyncze dźwięki. Ale sposób, w jaki je zmiksowaliśmy, przypomina jeden wielki collage, który uderza cię w twarz.
Jak udało ci się osiągnąć taki efekt?
Zazwyczaj zaczynałem od bębnów albo innego rodzaju podkładu rytmicznego i na tym dopiero grałem resztę. Potem wracałem do bębnów, grałem na nich jeszcze raz lub zapętlałem je, znów grałem na tym podkładzie i znów wracałem do bębnów. Ale tam jest mnóstwo różnych tonacji i struktur. Wielu gości, chcąc uzyskać potężne brzmienie gitar, nagrywa wiele razy dokładnie te same ścieżki. Ale moim zdaniem, jeżeli tak robisz, uzyskujesz słabszy a nie mocniejszy efekt. Nie nakładaliśmy więc żadnych dźwięków. Jeżeli zamierzalibyśmy to zrobić sześć czy osiem razy, za każdym razem zmienialibyśmy tonację, tak, aby przy każdym podejściu objąć inną częstotliwość.
Czy trudne jest nagrywanie w ten sposób, kiedy robisz to samemu?
Jeśli masz zespół, zamkniesz go w pomieszczeniu, ustawisz mikrofony i powiesz: OK, grajcie, możesz usłyszeć, co się z czym nie zgrywa. Możesz powiedzieć: OK, przesuńmy perkusję w głąb pokoju, ściszmy to albo weźmy inną gitarę, bo ta gryzie się z częstotliwościami basu. Możesz to wszystko poustawiać i powiedzieć: OK, jedziemy. W moim przypadku inżynier dźwięku nie ma możliwości posłuchania, jak to wszystko zabrzmi razem, więc pozostaje nam rozmowa. Mówimy: No dobra, jak ma zabrzmieć ta piosenka? Powiedzmy, że ma brzmieć tak . Więc ja ją gram i mówię: Chcę, żeby bębny miały taki nastrój. Chcę, żeby stopa była tak głośno, a werbel wypełniał głośnik w taki sposób. Tak wygląda nasza rozmowa.
Jak udaje ci się zapanować nad wszystkimi elementami tej muzycznej układanki?
Potrzeba na to wielu eksperymentów, prób dźwięku, ustawiania. Czasami bardzo przywiązujesz się do jakiegoś dźwięku, uwielbiasz brzmienie danej gitary, ale okazuje się, że wokal zupełnie rujnuje to brzmienie. Mówisz sobie: Ile mogę nad tym pracować?. Trzeba wykonać dużo pracy przy masteringu i ustawianiu częstotliwości, starając się uzyskać jak najbardziej klarowne brzmienie.
Czy takie podejście dotyczy również procesu miksowania?
Nie miksujemy płyty na końcu. Jeżeli jakiegoś dnia nagrywam bębny, gitarę i bas, miksujemy to wszystko, balansujemy, equalizujemy i to wszystko. Potem dodaję wokal, jakieś dźwięki to tu, to tam i znów to miksujemy. Tak więc miksujemy płytę w trakcie nagrywania - w chwili, gdy nałożymy ostatnią ścieżkę, dajmy na to gitarę czy coś innego, płyta jest gotowa, zmiksowana. Podczas gdy wielu ludzi nagrywa mnóstwo rzeczy, mówiąc: OK, zmiksujemy to później, my robimy to na bieżąco. Nie wierzę w zasadę: to się poprawi przy miksie. Jeżeli coś nie pasuje teraz, nie będzie pasować też po zmiksowaniu.
Skąd wiesz, kiedy piosenka jest już gotowa?
Całe piękno polega na tym, abyś pozwolił o tym zdecydować utworowi, a nie twojemu ego, czy twojej głowie. Utwór sam ci powie, kiedy jest gotowy. Ten bas nie tu pasuje, ta gitara tu nie pasuje - utwór ci to powie. Czy go posłuchasz, to już inna sprawa, ale on zawsze ci powie, co jest grane. Sam utwór jest producentem.
Czy do śpiewu również podchodzisz w podobny, wielopłaszczyznowy sposób?
Uwielbiam harmonię, bo kiedyś śpiewałem w chórze chłopięcym. Ale z drugiej strony musisz wiedzieć, kiedy przestać jej używać. Czasem ograniczasz melodię na rzecz harmonii i brzmi to dobrze. Masz w zanadrzu kolejną świetną harmonię, która powinna wspaniale zabrzmieć, dodajesz ją i nagle myślisz: to brzmi trochę zbyt łagodnie, nie jest takie mocne jak wcześniej. Staje się to za słabe, mimo że jest to piękna, trzystopniowa harmonia. Ale ten trzeci stopień w czymś przeszkadza. Musisz się też nauczyć tego słuchać.
Myślisz, że ludzie doceniają ogrom pracy, jaką wkładasz w tworzenie swojej muzyki?
Najpiękniejszą rzeczą w muzyce jest to, że każdy odbiera ją w inny sposób. Niektórzy ludzie po prostu włączają sobie piosenkę, słuchają jej i im się podoba. Słyszą melodię lub to, co chce im przekazać artysta. Ktoś inny wsłuchuje się w partię gitary, a jeszcze inny rozbiera piosenkę na części i słucha każdej z nich z osobna. Niektórzy ludzie słyszą piosenkę, ale zupełnie nie zwracają uwagi na stronę produkcyjną. Wydaje ci się, że zrobiłeś kawał świetnej roboty, że efekt jest fascynujący, ale wielu ludzi w ogóle tego nie słyszy. Przede wszystkim liczy się sama piosenka.
Czy uświadamiasz sobie czasem, że właśnie napisałeś przebój?
Nie miałem o tym pojęcia w przypadku "Fly Away", bo ta piosenka znalazła się na samym końcu płyty "5". Płyta była już właściwie gotowa od paru dni, kiedy przyszła mi do głowy ta piosenka. Nawet nie starałem się jej ułożyć. Testowałem brzmienie wzmacniacza, grając sobie te akordy i nagle pomyślałem: Coś w tym jest, nagrajmy to - może damy to na stronę B singla. Ostatecznie trafiło to na płytę. I okazało się, że właśnie ta piosenka pociągnęła całą płytę. Z kolei w przypadku "Again" od razu wiedziałem, że to będzie hit. Trochę mnie to wkurzało, bo... No, nie wiem - czasami kiedy napiszesz piosenkę, która ma się stać murowanym przebojem, czujesz się trochę dziwnie.
Co sprawia, że piosenki takie jak "Fly Away" czy "Again", stają się przebojami?
Kluczową rzeczą jest, aby była to zwykła, prosta piosenka, o czym możesz się przekonać, słuchając np. Beatlesów. Chodzi o to, aby piosenka była przystępna i łatwa do zaśpiewania, ale mimo to aby dało się w niej dostrzec doskonałość. Liczy się melodia, refren musi powalać. Wiedziałem to od chwili, gdy je napisałem, a zazwyczaj nie potrafię tak od razu przewidzieć, co stanie się przebojem. Zwykle nie mam pojęcia, jak potoczą się losy jakiejś piosenki.
Mógłbyś coś powiedzieć na temat utworu ?Battelfield Of Love?, otwierającego twoją nową płytę?
Na początku "Battlefield Of Love" jest scena wojenna. Pomyślałem sobie, że to będzie dobre wprowadzenie do tej piosenki. Przypomina to mniej więcej scenariusz bycia zakochanym. Zabawne jest to, jak ludzie starają się skomplikować tę czystą i piękną rzecz, jaką jest miłość. Z czasem miłość staje się często czymś zupełnie innym, niż miała być na początku. Coraz ważniejsze staje się ego, próby zmieniania drugiego człowieka i wszystkie te rzeczy, których nie powinno być. Wiesz, te wszystkie gierki i tak dalej.
Co skłoniło cię do napisania piosenki "If I Could Fall In Love"?
"If I Could Fall In Love" jest dla mnie bardzo interesującym utworem. Został on napisany jako pewnego rodzaju gitarowa ballada. Skomponowałem go na gitarze akustycznej. Tam jest bardzo ładna linia melodyczna - miałem zamiar nagrać to w taki właśnie sposób. Ale coś mi nie pasowało, nie brzmiało to dobrze. Więc grałem to ciężej i ciężej, aż stało się takim właśnie bardzo ciężkim kawałkiem. Brzmiało to bardzo interesująco, bo powstał taki bardzo ciężki kawałek, posiadający jednocześnie chwytliwą melodię. Bardzo lubię mieszać ze sobą tego typu elementy. Zrobić coś bardzo ciężkiego i dodać do tego ładną melodię.
Jakie jest przesłanie piosenki "Stillness Of Heart"?
"Stillness Of Heart" to taki wewnętrzny spokój, który można osiągnąć. Ta piosenka mówi o wyeliminowaniu wszystkich zewnętrznych przeszkód. O pogodzeniu się z samym sobą, samospełnieniu. Zauważyłem, że wielu ludzi nie czuje się spełnionymi, o ile coś ich nie dowartościowuje: inni ludzie, pozycja, pieniądze czy status społeczny. Ale na końcu każdego dnia i tak musisz wrócić do domu i radzić sobie jakoś z tą osobą, którą widzisz w lustrze - jeżeli jesteś sam w domu. Przyszedłeś na świat samotnie i samotnie go opuścisz. "Stillness Of Heart" mówi o pozbyciu się tych wszystkich rzeczy i pogodzeniu się z samym sobą.
Jak powstała piosenka "Yesterday Is Gone"?
"Yesterday Is Gone" opowiada o mojej przyjaciółce, której na imię Kay. Na końcu refrenu są słowa: Wczorajszy dzień już minął, moja droga Kay. Ona przeszła ostatnio okres ciężkiej próby w osobistym życiu. Codziennie przychodziła razem ze swoją rodziną do mojej chaty, płakała i po prostu dawała ujście swojemu cierpieniu. Pewnego dnia po jej wyjściu zacząłem pisać tę piosenkę, jako rodzaj listu do niej. Zaczyna się on od linijki: Przykro mi, że twoja sytuacja tak cię przygnębiła. Miałem nadzieję, że ta piosenka pomoże jej popatrzeć z optymizmem w przyszłość i niezależnie od tego, co przeżyła, cieszyć się każdym kolejnym dniem. Ludzie spędzają mnóstwo czasu roztrząsając to, co było i to, co będzie, a nie to, co jest.
Czy piosenka "Dig In" ma dla ciebie jakieś osobiste znaczenie?
Pisząc "Dig In" myślałem o ludziach, którzy pozwalają, aby strach powstrzymał ich od zrobienia, czegoś, co by chcieli lub powinni zrobić. Czasami dotyczy to również mnie. Bardzo często jedyną rzeczą, jaka cię blokuje jest strach, nic poza tym. A kiedy już to zrobisz, zdajesz sobie sprawę, że to było bardzo łatwe i tylko strach wzbudzał w tobie ten niepokój. Tak więc "Dig In" mówi o przebijaniu się do przodu.
Możesz opowiedzieć o powstawaniu piosenki "Believe In Me"?
"Believe In Me" było na początku taką prostą balladką - bardzo podobała mi się jej melodia, ale zawsze, kiedy ją grałem, myślałem: Jakie to nudne, ta piosenka jest zbyt prosta i nie brzmi dobrze. Czułem się trochę sfrustrowany. Poprosiłem jednego z inżynierów dźwięku, aby zarejestrował dla mnie parę brzmień bębnów, żebym mógł z nich coś zaprogramować. Kiedy grałem to w taki prosty sposób, nie brzmiało to dobrze. No więc zacząłem programować ten beat, po czym wyrzuciłem wszystkie instrumenty, tak że zostały tylko bębny, gitara i wokal.
Czy któreś z piosenek na tej płycie są ze sobą związane tematycznie?
"Believe In Me" i "Pay To Play" to właściwie dwie części tej samej historii. "Believe In Me" jest napisane z punktu widzenia osoby mówiącej no wiesz... Wiele razy człowiek chce jedynie, aby osoba, którą kocha dodała mu trochę odwagi i uwierzyła w niego. To daje ludziom pewną siłę, gdy wiedzą, że mają w kimś oparcie, ktoś ich kocha i w nich wierzy. To daje inspirację. Osoba śpiewająca "Believe In Me" chce tak naprawdę powiedzieć: Co stało się z naszą cudowną miłością? Byliśmy jednością, byliśmy razem, a teraz czuję, że się ode mnie oddalasz, twoja uwaga jest już gdzie indziej, twoja wiara jest gdzie indziej. Z kolei "Pay To Play" to punkt widzenia osoby mówiącej: No wiesz, wierzyłem w ciebie ale trwało to zbyt długo i tak naprawdę potrzebuję tylko tego, na co mam właśnie teraz ochotę. Nie wierzę już w ciebie. Więc jeżeli chcesz dalej być ze mną, musisz za to zapłacić. Musisz zapłacić pewną cenę za pozostanie w tej grze. Niestety, bardzo wielu ludzi wybiera partnerów, kierując się tym, co oni mogą im dać, a nie tym, kim oni są.
Jakie uczucia wiążą się z piosenką "Milion Miles Away"?
"Million Miles Away" mówi o byciu z kimś, kogo się nie kocha, o poczuciu samotności i alienacji. Zaczyna się od słów: "Myślisz, że jestem fajny, ale nie jestem. Myślisz, że jestem nonszalancki... W wielu piosenkach wyznaję: Myślisz, że jestem taki albo inny, ale ja tak naprawdę jestem tu i kocham cię nad życie. Nie daj się zwieść tym wszystkim zewnętrznym rzeczom, które twoim zdaniem ode mnie otrzymujesz. Ta piosenka mówi też o zmęczeniu ciągłym byciem w biegu.
Do kogo zwracasz się w piosence "God Save Us All"?
"God Save Us All" dotyczy wszystkich. Wszyscy potrzebujemy nauczyciela. Musimy nauczyć się wzrastać i pokonywać rzeczy, które ciągną nas wstecz. Musimy przestać walczyć. Musimy nauczyć się współżyć z innymi ludźmi itd. Na końcu każdej linijki są słowa: I co zamierzamy z tym zrobić?. A potem ja od siebie mówię: Boże, zbaw nas wszystkich. Ta piosenka jest w zasadzie napisana z jednego punktu widzenia. Nie o to chodzi, żebym starał się pouczać kogokolwiek. Pokazuję jedynie ludziom mój punkt widzenia, dzielę się swoim doświadczeniem i jeśli to kogoś ruszy to świetnie. Ale moim celem nie jest pomaganie ludziom czy zbawianie ich. Nie potrafię tego zrobić, mam wystarczające kłopoty ze zbawianiem samego siebie.
Z jakiego punktu widzenia pisana jest piosenka "You?re In My Heart"?
"You?re In My Heart" mówi o naszej grzesznej naturze. Ja grzeszę, wszyscy grzeszymy. W tej piosence chcę powiedzieć Bogu: Nawet kiedy grzeszę, jesteś w moim sercu. Jesteś ze mną, ja jestem z tobą, tylko ciało czasami nie daje rady. Tak to już jest. Ale nawet kiedy trwam w jakimś grzechu, nie zapominam, co tak naprawdę powinienem robić, nie zapominam o twojej obecności. To bardzo dziwna piosenka, bo w refrenie są słowa: Byłeś w moim sercu, kiedy oko zła rozglądało się wkoło i wpatrywało się we mnie. Zmagasz się więc z dwiema różnymi rzeczami, ale nie możesz ich rozdzielić.
Jak powstała piosenka "Bank Robber Man"?
Aresztowano mnie kilka miesięcy temu i było to dla mnie bardzo ciekawe przeżycie. Wiedziałem, że napiszę o tym piosenkę. Nie zrobiłem tego od razu, lecz parę tygodni później - ale wiedziałem, że kiedyś to zrobię, bo było to bardzo interesujące doświadczenie. "Bank Robber Man" opowiada o aresztowaniu mnie za napad na bank. Mój rysopis się zgadzał, byłem najbardziej podobnym czarnym w okolicy. Oczywiście nie zrobiłem tego, ale miałem niezłą zabawę. Było z tym sporo zamieszania, ale pozwoliłem, aby się to toczyło, poddałem się temu. To było po prostu kolejne doświadczenie.
Możesz coś opowiedzieć o zamykającej album piosence "Let?s Get High"?
"Let?s Get High" napisałem na łódce pewnego popołudnia, a właściwie ranka, przed pójściem do pracy. Wsiadłem w łódkę i popłynąłem do Bimini, na Wyspach Bahama. Byłem na tej łódce, 45 minut od każdego z brzegów. Potrzebowałem uwolnić się od tego poranka, aby rozpocząć pracę z czystym umysłem. Czułem się tak dobrze... Czułem coś, na co nie zawsze zwraca się uwagę. Po prostu naturalne piękno wody, nieba, lekki wiaterek, ten zapach i pływające wkoło ryby, i to wspaniałe uczucie bycia na słońcu, daleko od brzegu. Piosenkę rozpoczynają słowa: Wybierzmy się na rejs po oceanie - słyszałem je będąc tam na łódce. W końcu okazało się, że cała piosenka mówi właśnie o tym: Pozwólmy się unieść miłości, zagłębmy się w nią, nie traktujmy tego jak chwili, o której szybko się zapomina. Niezależnie od tego, jakim ktoś jest twardzielem, przez co przeszedł, albo jaka jest akurat moda, na końcu każdego dnia każdy chce być kochany i pragnie miłości. Po to właśnie się tu znaleźliśmy, do tego zostaliśmy stworzeni.
Dziekuję za rozmowę.