"Nie chcemy zostać wielkimi gwiazdami"

Sztywny Pal Azji to czołowy przedstawiciel Krajowej Sceny Młodzieżowej, której wykonawcy zdominowali polski rynek pod koniec lat 80. Debiutancki album „Europa i Azja” z 1988 r. zawierał kilka sporych przebojów (m.in. „Kurort”, „Wieża radości, wieża samotności” czy „Spotkanie z...”), ale później zespół stracił popularność i praktycznie zaprzestał działalności, choć od czasu do czasu sporadycznie koncertował. Pod koniec lutego 2000 r. muzycy Szpala znów weszli do studia, a efektem jest album zatytułowany po prostu „Szpal”. Z Jarosławem Kisińskim - szefem i głównym kompozytorem Sztywnego Pala Azji - o powrocie po dłuższej przerwie, nowych tekstach, polskim rynku muzycznym, Bogdanie Łyszkiewiczu i Internecie, rozmawiał Konrad Sikora.

article cover
INTERIA.PL

Sztywny Pal Azji przez ostatnich kilka lat milczał. Co porabialiście w tym czasie?

Rzeczywiście było o nas cicho, ale zespół nadal funkcjonował - głównie koncertowaliśmy, choć tylko od czasu do czasu. Ostatnie lata były dla mnie dość trudne. Musiałem dokonać kilku wyborów, zarówno w życiu prywatnym, jak i w zawodowym. W międzyczasie odszedł z zespołu Leszek Nowak, co jeszcze bardziej pogłębiło moją frustrację na temat przyszłości mojej i zespołu. Ale w końcu udało mi się tę niemoc przezwyciężyć.

Do studia weszliście, by zarejestrować jedynie sześć utworów na demo. Skończyło się na całej płycie. Skąd taka zmiana?

Tak, rzeczywiście weszliśmy do studia, aby nagrać materiał demo. Przygotowywaliśmy się do tego już od dłuższego czasu. W sumie repertuar na nasz nowy album powstawał od jakichś trzech lat, szczególnie teksty, choć kilka rzeczy wymyśliliśmy podczas prac w studio. Mieliśmy nagrać tylko demo z jednego powodu – chodziło o pieniądze. W ostatniej chwili dowiedzieliśmy się, że mamy pieniądze i dlatego nagraliśmy cały materiał.

Czy łatwo było znów wziąć się do pracy i czy nie obawialiście się, jak zostanie przyjęty wasz powrót?

Wchodząc do studia wiedzieliśmy czego chcemy, a przede wszystkim chcieliśmy nagrać ten materiał. Nie myśleliśmy o tym, jak zostaniemy przyjęci, to nie miało wpływu na naszą pracę. Nie musieliśmy się niczego obawiać, bo ten album nagrywaliśmy całkowicie za własne pieniądze i niczego nie ryzykowaliśmy. Czuliśmy, że znów wytwarzają się między nami te pozytywne wibracje, tak jak w latach 80. – to utwierdziło nas w tym, że powinniśmy nagrać ten album. Tym bardziej, że do zespołu powrócił Leszek.

W utworze „Przepraszam” jest taki fragment tekstu: „Przepraszam big-koncerny, że nie nagram dla was płyty/ Ale cenię sobie wolność/ Nie będę robił z siebie transwestyty...”. Jak to się ma do faktu, że album wydała wytwórnia Universal?

Ten tekst powstał jeszcze zanim podpisaliśmy kontrakt z Universalem. Kiedy to się stało, nie uważałem, że należy ten fragment zmieniać. Poza tym tutaj nie chodziło o żadną wrogość wobec koncernów. Wiadomo, że sami nigdy nie bylibyśmy w stanie wypromować tego albumu, a koncerny płytowe na to stać. Należy to bardziej rozumieć jako niechęć wobec pracy w warunkach, kiedy wytwórnia wtrąca się w pracę nad albumem i stara się manipulować artystą. Należy to rozumieć bardziej w tym znaczeniu.


Skoro jesteśmy przy tekstach, to zapytam jeszcze o „Krakowskich artystów”. Czy to jakiś przytyk do tego środowiska?

Nie, nie jest to żaden atak na krakowskich artystów. Choć muszę przyznać, że to środowisko jest bardzo specyficzne. W ostatnim czasie za dużo się tutaj mówi, a za mało robi. Zauważyłem, że dużo czasu tym ‘artystom’ schodzi na piciu wódki, zażywaniu narkotyków, a jakby tej sztuki było trochę mniej. Ja sam trzymam się trochę na uboczu tego wszystkiego, ale widzę to i po prostu opisuję. Taka sytuacja może wynikać z różnicy w stylu życia w Krakowie i Warszawie. Tutaj czas płynie o wiele wolniej i rzeczywiście może jest czas na to, żeby się napić i żeby tworzyć. W Warszawie tego czasu nie ma. Tam trzeba działać szybko i zdecydowanie, co też nie jest dobre. W Krakowie te rozmowy i długie biesiady w końcu przynoszą jakiś artystyczny efekt.

Teksty na nowej płycie można podzielić na dwie grupy. Pierwsza to ‘nurt społeczny’, a druga to ‘nurt uczuciowy’...

Tak rzeczywiście jest. W przypadku tej płyty dużo uwagi poświęciliśmy uczuciom. To jeden z najbardziej uniwersalnych tematów na świecie. W porównaniu do lat 80., wymowa tekstów na pewno musiała się zmienić. Dzisiejsi nastolatkowie na pewno nie do końca zrozumieją znaczenie tych naszych niektórych starych tekstów. Dlatego, że żyjemy już w zupełnie innej rzeczywistości te teksty musiały być inne, musiały stać się bardziej uniwersalne. Mamy nadzieję, że to nam się udało.

Tak, ale wśród tych tekstów pojawia się jeden, który nie pasuje do żadnego z tych nurtów. Myślę tu o „Kissinsky”.

Tak, to rzeczywiście inny tekst, bardzo osobisty. Na początku miał mieć inny tytuł, ale okazało się, że ten pierwotny jest już zarejestrowany w ZAIKSIE. Nasza menedżerka zaproponowała mi, abym nazwał go po prostu „Kissinky”. Stwierdziłem „Czemu nie” i tak już zostało. Przez to, że ten tekst jest tak osobisty i opisuje to, co działo się ze mną przez ostatnie lata, rzeczywiście może nieco odstawać od pozostałych. Nie ukrywam, że jest to dla mnie ważny utwór.


Nagraliście też utwór „Piosenka dla B.”. Jak się domyślam, jest on dedykowany zmarłemu tragicznie w zeszłym roku Bogdanowi Łyszkiewiczowi.

Tak. Bardzo wstrząsnęła mną jego śmierć. Byliśmy przyjaciółmi – znaliśmy się przecież od wielu, wielu lat, jeszcze z czasów szkoły muzycznej. Uważałem, że należy w jakiś sposób uczcić jego pamięć.

Po wielu latach wasz utwór znów pojawił się na Liście Przebojów Programu 3. Swego czasu przecież królowaliście na niej. Czy teraz wspominacie tamte czasy z nostalgią?

Czy ja wiem. Wtedy to było wtedy, a teraz jest teraz. Na pewno w latach 80. miało to dla nas jakieś znaczenie, ale obecnie już chyba tak nie jest. Jesteśmy doroślejsi, gramy przede wszystkim dla własnej przyjemności. Nie mamy ambicji zostać wielkimi gwiazdami i zdominować wszystkie możliwe listy przebojów. Cieszymy się, że ludzie doceniają naszą twórczość głosując na ten utwór, ale nie przywiązujemy do tego jakiejś nadmiernej wagi.

Swój nowy album wydała niedawno także grupa Kobranocka. Czy to jakaś fala powrotów zespołów-legend z lat 80.?

Podobnie jak my, tak i oni musieli przez jakiś czas pomyśleć nad tym co chcą dalej robić. Nie uważam, że będą to jakieś głośne powroty. Po prostu robimy to, co najbardziej lubimy robić i pewnie oni też. A to, że o tym się mówi, to także efekt sytuacji na naszym rynku muzycznym. Jakoś nie możemy narzekać na nadmiar młodych talentów. Nie mówię, że ich nie ma w ogóle, ale na pewno przydałoby się więcej. Tym zespołom trzeba jednak stworzyć jakąś szansę rozwoju. Przecież oni nie mają za bardzo gdzie się pokazać. Coś jednak w tej kwestii drga i myślę, że będzie coraz lepiej.

A nie kusiło was, aby przy okazji tej płyty zmienić nieco brzmienie, dodać trochę elektroniki?

W sumie trochę nas kusiło, ale tak naprawdę nie mieliśmy zbyt dużo czasu na to, aby eksperymentować. Poza tym chcieliśmy nadal być rozpoznawalni i zostaliśmy przy naszym tradycyjnym instrumentarium. Być może przy następnych płytach wprowadzimy jakieś zmiany, ale na razie zostajemy przy tym co jest.


Gracie już od jakiegoś czasu trasę, jesteście zadowoleni z przyjęcia?

Tak. Najważniejsze jest to, że na tej trasie graliśmy sami. Ludzie wiedzieli, że przychodzą na Sztywny Pal Azji i wiedzieli, czego się spodziewać. Dlatego przyjęcie jest bardzo dobre, jesteśmy miło zaskoczeni, tym bardziej, że pojawia się trochę młodzieży, która nie pamięta tego, co działo się w latach 80.

Z tego co wiem, planujecie reedycję płyty "Europa i Azja"...

Zdecydowaliśmy się na odświeżenie brzmienia tych nagrań. Skoro tylko nadarzyła się ku temu okazja, postanowiliśmy wydać tę płytę jeszcze raz. Znajdą się na niej dwa dodatkowe utwory w wersjach koncertowych, a także prezentacja multimedialna. Przypuszczam, że trafi ona do sklepów w tym samym czasie, co nasz nowy singel do rozgłośni radiowych.

No właśnie - do kogo adresowana jest wasza muzyka: do tej nieco starszej publiczności, czy do nastolatków?

Wiadomo, że nastolatkowie słuchają teraz w większości całkiem innej muzyki. Ale na szczęście znajdują się tacy, którzy mają ochotę posłuchać tego, co my mamy do powiedzenia. Nasza muzyka jest skierowana głównie do ludzi myślących, którzy oczekują czegoś więcej, aniżeli prostego rytmu i banalnych tekstów. Nie mamy jakiejś określonej grupy docelowych odbiorców.

Młodzi ludzie żyją teraz Internetem. Zamierzacie do nich dotrzeć także tą drogą?

Na pewno. Mamy już swoją stronę, którą z upływem czasu będziemy wzbogacać. Internet to na pewno bardzo potężny środek komunikacji i promowania muzyki. Nawet jeśli nieco podejrzliwie podchodzimy do publikowania muzyki w Internecie, to zdajemy sobie sprawę, że nie można odbierać sobie tej możliwości zaprezentowania się. Każdy sposób jest dobry.

Dziękuję za rozmowę

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas