Reklama

"Mroczna baśń dla dorosłych"

16 października 2006 roku grupa Cradle Of Filth, czyli słynne "Wampiry z Suffolk" wydała kolejną płytę "Thornography". Zdaniem wokalisty Dani'ego Filtha i gitarzysty Paula Allendera, tym materiałem brytyjscy black / gothic metalowcy poszerzyli swoje horyzonty muzyczne. Podczas promocji albumu, członkowie Cradle Of Filth odwiedzili również Warszawę. Podczas pobytu w stolicy odwiedzili także redakcję INTERIA.PL i spotkali się z Pawłem Amarowiczem. Powiedzieli mu m.in. czym jest "cierniografia", jak doszło do współpracy z Ville Valo z grupy H.I.M, jak ważny jest wizerunek dla Cradle Of Filth.

Byliście w Polsce już kilkakrotnie. Pamiętacie waszą ostatnią wizytę na "Metalmanii" w 2005 roku? Jakie macie wspomnienia z tego festiwalu?

Dani Filth: Tak, kilka razy byliśmy już w Polsce, ale niestety zazwyczaj niczego nie mogliśmy zobaczyć, bo przyloty były późno wieczorem. Pamiętam jak raz po koncercie zostaliśmy zamknięci na dachu tego miejsca, gdzie był koncert. Wszyscy sobie poszli do domu, a to było w zimie, staliśmy tam i zamarzaliśmy. Udało nam się wyjść przez okna szkoły baletowej. To było zabawne...

Reklama

A co do "Metalmanii" w 2005 r - to jasne, że pamiętamy. To był dość duży festiwal, grało tam sporo fajnych kapel jak Napalm Death. I choć dla nas to była część naszej większej trasy, to jednak poznaliśmy ciekawe zespoły, spotkaliśmy przyjaciół, a sam występ uważamy za jeden z lepszych na trasie.

"Thornography" nagraliście dla Roadrunner Records. Jak z dalszej perspektywy oceniacie współpracę z tą wytwórnią, jesteście z niej zadowoleni?

Dani Filth: "Thornography" to nasza druga płyta w Roadrunner. Oczywiście cieszy nas to bardzo. Nad tą płytą pracowaliśmy trochę dłużej niż zazwyczaj, żeby dojść do perfekcji. Podczas tworzenia tej płyty poszerzyliśmy nasze horyzonty muzyczne. Myślę, że nasi fani naprawdę docenią ten album. To eklektyczny miks nowych trendów, instrumentarium jest nowe, wokaliści, którzy gościnnie wystąpili. To nadal tradycyjne Cradle Of Filth, ale w zdecydowanie bardziej nowoczesnej formie.

W 2005 roku na krótko rozstał się z wami basista Dave Pybus. Możecie wytłumaczyć, co się stało?

Paul Allender: Dave poszedł sobie na krótki spacerek. Miał po prostu coś swojego do zrobienia, ale my nie bardzo wiemy co to było. Ale na szczęście wrócił do zespołu, co nas cieszy. Dziwnie się grało bez niego, ale szczęśliwie wrócił.

Możecie wyjaśnić co oznacza tytuł waszego nowego albumu?

Dani Filth: To połączenie dwóch słów: "thor" w runicznych językach skandynawskich oznacza atak lub obronę, zależy z której strony na to patrzeć. W naszej interpretacji, kiedy dotyczy to pojedynczych osób, męskie lub kobiecie zauroczenie ikonografią religijną, szczególnie w epoce wiktoriańskiej, kiedy to żadna część ciała nie była wystawiana na widok publiczny. To pokazanie dzikiej ludzkiej natury, pogaństwo przeciw chrześcijaństwu. Albo po prostu "mroczna baśń dla dorosłych".

Czy dla was bluźnierstwa nie są rodzajem narzędzia do otwierania ludzkich oczu?

Dani Filth: Chyba nie. Nie sądzę, żeby wielu ludzi łączyło nas z tym tematem. Jesteśmy zespołem, o którym krążą różne opinie, wiadomo, każdemu się zdarza stanąć akurat po złej czy dobrej stronie.

W przeszłości zdarzało nam się powiedzieć to czy owo o Jezusie, ale naprawdę nie musimy używać bluźnierstw, żeby sprzedawać płyty. Chrześcijaństwo jest dla nas równie ważne, jak inne starożytne religie, wierzenia. Nasza muzyka nie jest czarno-biała, ma wiele odcieni.

Na płycie gościnnie zaśpiewali Ville Valo z grupy H.I.M. i ponownie Liv Kristine. Jak doszło do waszej współpracy?

Dani Filth: Tak, na płycie występują goście: Ville Valo z H.I.M. i Dirty Harry, choć wielu ludzi uważa, że to znowu Liv Kristine. Dirty Harry to dziewczyna, która ostatnio występowała na płytach Tommy Lee. Zaprosiliśmy ją, ponieważ potrzebowaliśmy silnego, kobiecego wokalu do jednego covera. Nasz producent był w czasie świąt w Los Angeles i tam doszło do spotkania z Dirty Harry, spodobało nam się to co wcześniej robiła i postanowiliśmy dać jej szansę.

A co do Ville, to wiele osób zarzucało nam, że on jako rockman nie bardzo się nadaje do tego typu muzyki, jaki gramy. Ale potrzebny nam był silny wokal do jednego konkretnego utworu "The Byronic Man" i musiał to być ktoś porównywalny w jakiś sposób do poety Lorda Byrona. I jeśli przyjmiemy, że Byron był taką gwiazdą rocka swoich czasów, to dobrze pasuje to do Ville Valo.

Ostatnio metalowe środowisko pogrążyło się w smutku po śmierci legendarnego Jesse Pintado. Czy znaliście gitarzystę Napalm Death i Terrorizer osobiście?

Paul Allender: To wielka strata, bo facet był niezwykle utalentowany. To smutne, że tacy ludzie odchodzą. Oczywiście znaliśmy się, mieliśmy wspólnych znajomych, spotykaliśmy się na trasach, koncertach. To był szok dla nas wszystkich.

Jak wam się pracowało z Andy Sneapem, który pomagał przy miksach "Thornography"?

Dani Filth: Andy zmiksował ten album. Niestety, realizator, który zrobił świetną robotę na "Nymphetamine" nie mógł z nami pracować przy "Thornography", chociaż bardzo tego chcieliśmy. Ale Andy uporał się z zadaniem wprost fenomenalnie. Mamy jeszcze kilka kawałków, które nie ukazały się na płycie i za parę tygodni wejdziemy z Andym do studia, żeby nam to zmiksował. To było przeznaczenie, że się spotkaliśmy.

Jak ważny dla was jest wizerunek Cradle Of Filth? Wygląda na to, że przywiązujecie sporą wagę do tego jak wyglądacie.

Paul Allender: Wizerunek jest dla nas bardzo ważny, w końcu stanowi o tym, kim jesteśmy. Poświęcamy sporo czasu na przygotowanie naszego wyglądu zanim pojawimy się na scenie. Wiemy, że nasi fani tego od nas oczekują i płacą za bilet, żeby usłyszeć i zobaczyć świetne widowisko.

Dani Filth: Wielu naszych fanów naśladuje styl życia zespołu, starają się ubierać czy zachowywać według tego stylu. Nasz koncert dla nich to coś więcej niż tylko koncert.

W 2006 roku przypada 15-lecie zespołu. Czy jesteście zadowoleni z tego co udało wam się osiągnąć w tym czasie?

Dani Filth: Tak, obchodzimy 15 rocznicę istnienia zespołu, co powoduje że czujemy się staro (śmiech). Miałem 17 lat, kiedy rodził się pomysł założenia Cradle of Filth. No tak, jasne, że się cieszymy, jesteśmy zadowoleni, że tak długo tworzymy i wciąż jesteśmy przecież młodzi (śmiech). Przekroczyliśmy wszystkie nasze oczekiwania co do zespołu, tego co uda nam się osiągnąć.

Paul Allender: Nigdy nie sądziliśmy, że uda nam się dojść do tego poziomu, jeśli chodzi o nasz gatunek muzyczny. To była kompletna niespodzianka. Ale ciężka praca przynosi owoce.

Dani Filth: Nagraliśmy kilka albumów, kilka razy objechaliśmy świat z koncertami i to wszystko bez chodzenia na kompromis z naszą wolnością artystyczną, tym co chcemy przekazać. Zachowaliśmy kontrolę nad tym co robimy. To coś więcej niż praca, to ma dla nas wymiar duchowy i to wszystko zawdzięczamy nie tylko sobie, ale też naszym fanom.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Cradle | Andy | koncert | wizerunek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama