"Lubię prowokować"
Tede to jeden z czołowych polskich MC, lider grupy Warszafski Deszcz. Początkowo wraz z JanMarianem i VOLTem tworzył 1kHz (Ein Killa Hertz). W 1996 roku JanMario i TDF stworzyli własną formację o nazwie "Trzyha" (HHH=Hardcore Hip-Hop), do której po wakacjach dołączył Ceube. Pod koniec marca 1998 opuścił Trzyha (3H), a zespół zmienił nazwę na Warszafski Deszcz. W styczniu 1999 r. został wydany długo oczekiwany krążek "Nastukafszy...", który odniósł wielki sukces w polskim świecie hiphopowym. Rok 2000 upłynął pod znakiem koncertów, a Tede zaczął nagrywanie pierwszej solowej płyty. Album "S.P.O.R.T", poprzedzony singlem "Wyścig Szczurów", ujrzał światło dzienne pod koniec maja 2001 roku. Na początku 2003 roku ukazał się drugi album Tede, "3H: Hajs, Hajs, Hajs", wydany przez wytwórnię Wielkie Joł, założoną przez Tedego oraz Ostasza. Z tej okazji z Tede rozmawiał Tomek Walkiewicz (mhh.pl).
Czy tytuł "3H: Hajs, Hajs, Hajs" to prowokacja wobec tych, którzy twierdzą, że zrobiłeś się komercyjny?
Tytuł "3H" po części jest prowokacją, po części oczywiście, tutaj z dystansem należy do tego podejść, jest chwytem komercyjnym. Wiadomo, że nazywając płytę "3H" sprzedaję jej miliony egzemplarzy. Mówię o tym hajsie, dlatego uważam, że jest to istotne i dzięki tej nazwie zacząłem go zarabiać. Na początku 3H znaczyło "Hardcore Hip Hop", potem "Honor Haszysz Halucynacje", teraz znaczy "Hajs Hajs Hajs", a co będzie znaczyło w przyszłości, nie wie nikt.
A co byś odpowiedział na stawiane wobec ciebie zarzuty, że zrobiłeś się komercyjny?
A co to jest ta komercyjność, bo ja niezbyt rozumiem? Moja płyta wyszła w lutym, nie widziałem jakoś, żeby mój teledysk zapier**lał od pół roku wcześniej. Nie widziałem, żebym nagrał 5000 hitów pod publikę i zrobił na nich wielki hajs i żeby teledyski latały i żebym na siłę ludziom to wciskał. Natomiast to, co zrobiłem, to nagrałem podwójną płytę w cenie jednej plus bonusowo nielegal w Internecie za darmo. Tutaj wyciągam rękę do tych, co mówią, że jestem komercyjny. A ja po prostu wyszedłem im naprzeciw, w pewnym momencie sam zacząłem tak o sobie mówić, gdy oni tak zaczęli mówić. Komercyjne w polskim hip-hopie jest właśnie to, że zrobisz kawałek, który podoba się dużej ilości ludzi. Nie zdziwmy się, jak zaraz będą mówić, że Witryny są komercyjne i Peja jest komercyjny.
Słyszałem właśnie takie zarzuty.
Widzisz, tylko że ja to mówię o sobie dawno, wyprzedzając tych, którzy będą to mówić, bo wiem o tym. Komercyjny dla mnie to jest Liroy, bo wiemy wszyscy, że on to robi po to tylko, żeby na tym zarobić. Nie słyszysz, że on to robi na zajawce. Nie ma w tym zajawki. On to robi, żeby robić hajs, bo wie, że się sprzeda tyle płyt, bo zbudował jakąś tam postać. Na tym to polega i to jest dla mnie komercja.
Ja nagrywam taki a nie inny hip hop i, niestety, ludzie oceniają to właśnie w kategoriach, że jak ktoś robi taki hip hop, to jest komercyjny. Mówię o pieniądzach - jest dobrze, nie narzekam. Pier**lę to generalnie. Dlatego mówię o sobie, że jestem komercyjny po złości. Dlatego płyta się nazywa "3H: Hajs, Hajs, Hajs" - tak naprawdę też po złości, by jeszcze bardziej ich podku**ić.
Wcześniej wspomniałeś o nielegalu DJ Buhha. Skąd się wziął pomysł, aby go nagrać i umieścić w Internecie?
Nagrałem płytę. Nagrywałem parę razy, bo komputer mi walnął. Znałem te kawałki, wiele z nich odpadło z płyty, ale żaden nie znalazł się na DJ Buhhu, więc chciałem powiedzieć, że w błędzie są ci recenzenci, którzy piszą, że to odpady z płyty. Najlepsza recenzja, jaką czytałem, stwierdziła, że Tede nie za dobre bity zrobił na tę płytę i to recenzent napisał w gazecie. Ignorancja jest już tak duża, że pier**lić to. Natomiast zrobiłem to, bo po prostu ja lubię nagrywać kawałki. Jak mam jazdę, że nagrywam kawałki, to nagrywam ich po prostu kosmiczne ilości - codziennie nowy kawałek.
Mam w domu warunki do nagrywania. Całą płytę nagrałem w domu, w pokoju, bez żadnej kabiny. Po prostu lubię to robić, dlatego nagrałem nielegal. I też po to, by pokazać wszystkim tym koleżkom, którzy mnie je**ą, że jestem w stanie pier***nąć płytę w dwa tygodnie, więc żeby uważali, bo ta płyta jest zupełnie inna od tej, która wyszła. Tak naprawdę powiedzmy sobie szczerze, jestem na tyle zdolny, że mógłbym nagrać płytę idealną i sprzedać jej w ch*j. Już doskonale wiem, co trzeba mówić, żeby ludzie cię lubili, ale trzymam to na tak zwaną ostatnią płytę, bo to jest kompromitacja zrobić coś takiego. Na koniec kariery można sobie na to pozwolić, zarobić hajs i się zawinąć - nie podchodzę tak do tego, ale wiem, jak to zrobić.
Na płycie jest twój bit pod ksywką Pan Pejs - w jakim celu ją zmieniłeś?
To jest dla jaj, żeby było zróżnicowanie. Żeby ktoś się zastanawiał, kto to jest. A najlepiej, żeby powróciło to do mnie, że ktoś np. rozkminił kto to jest, że to jest ktoś tam, oczywiście nie ja. Tak naprawdę to recenzenci też mają z tym problem i jest wesoło.
W paru kawałkach na swej płycie rymujesz o swoich początkach. Jak według ciebie od tamtego czasu zmieniła się polska scena?
Radykalnie. Wtedy była zupełna inna jazda. Była inna w ogóle zajawka. Było parę osób, a nie parę tysięcy osób. Zespołów była naprawdę minimalna ilość i intencje były zupełnie inne. Nie oszukujmy się. W ogóle nikt nie myślał, żeby hajs zgarniać. Była zajawka i w ogóle nikt nie myślał o tym. Graliśmy koncerty za darmo. Jeździliśmy za zwroty. Pamiętam do Sopotu jeszcze jako nieznany zespół 3H na jakiś tam jam pojechaliśmy za zwroty i to też niecałe i żeśmy jeździli na zajawce.
Ale w pewnym momencie zrobiła się jazda, że ludzie zaczęli tego słuchać i to jest naturalna historia. Zaczęliśmy jeździć już nie za zwroty, bo było 300 osób - pokryło to wynajęcie sprzętu, wynajęcie sali, nasze zwroty i zostało jeszcze trochę. I zaczęła się taka jazda. Poza tym już chcieli robić interesy, chłopaki z Beat Records podpisali kontrakt z Molestą, a wszystkim podsuwali kontrakt na 10 lat z Pomatonem, tak samo było w SP Records. Pierwszy kawałek, a oni kontrakt na 10 lat. Spier***ajcie ku**a, oddawać bańkę na głowę na papier i żegnamy państwa. Pierwsza bańka zarobiona na hip-hopie, pięknie.
Pojawiły się pierwsze podpierdołki, bo Beat Records chciało nas też podkupić. Pojawił się Kozak, który chciał nas wydać, więc tamci zaczęli mówić, że my ch*jowi jesteśmy za uszami, skłócić nas chcieli z Ewenementem. Wszystko się zmieniło, zrobiło się w ch*j zespołów, zrobiła się zajawka ogólnopolska i się to rozwinęło. Ja przynajmniej o tym nie myślałem, co będzie potem i przyjmowałem wtedy życie jakim było i nie myślałem, że będzie tak fajnie za parę lat.
Na płycie też rymujesz o tym, że nie będziesz pouczał małolatów, że od tego mają głowę. Czy odcinasz się od takiego hip hopu?
Odcinam się w tym sensie, że go nie uprawiam, bo nie uważam tego za stosowne. Nie czuję się jakimś autorytetem życiowym, zwłaszcza że moje życie jest bardzo freestylowe i nie polecałbym takiego stylu życia, bo kto by wtedy robił normalne rzeczy. I w ogóle nie czuję się na tyle mocny, żeby komukolwiek jakieś nauki prawić i sterować jego życiem, kierunkować go. Może ktoś wyciągnie wnioski z mojej postawy, bo tu chodzi o postawę, nie przesłanie. Ja nie nagrywam kawałków z przesłaniem, tylko ja prezentuję postawę. Moje przesłanie, to moja postawa. To jest kwintesencja.
A jakiego hip hopu na co dzień słuchasz?
Amerykańskiego. Nie słucham francuskiego, niemieckiego.
A polski?
Polski słucham. Wiesz, trzeba wiedzieć, co się dzieje. Mam taką taktykę - oglądam teledyski i słucham płyt, ale tak po dwa razy, żeby mieć opinię, ale żeby nie przejąć za dużo. Potem wychodzą akcje, że masz coś takiego samego, ale ja wiem, że tego nie ściągnąłem. Np. jest ta jazda z kawałkiem "D.I.S. / Domysły i Spekulacje" - człowieku, skapowałem się po pół roku, od kiedy zrobiła się afera, a kawałek nagrałem rok wcześniej. Zrobiła się afera, jak wyszedł singiel z tym kawałkiem na Sokoła. Ja sobie myślałem, dlaczego tak wszyscy to kumają, że to ma być na Sokoła. Po pół roku usłyszałem w Radiostacji kawałek z WWO, co cały ZIP Skład rapuje: "Wierzę że" - tam Sokół rymuje: "Ty wiesz, że ja wiem, ja wiem, że ty wiesz". To samo, tylko odwrotnie, a ja w ogóle nie słyszałem tego kawałka wcześniej, pier***nąłem coś takiego samego. I tak ku**a się to robi.
Czy zdarza ci się dużo takich sytuacji, w których jakiś zespół dissuje cię, po to, abyś ty odpowiedział, a o nich w ten sposób zacznie być głośno?
Takie sytuacje się zdarzają. Wczoraj małolat chciał..... Tutaj chciałbym wyjaśnić. Nie ma w ogóle już opcji: "Wyzywam cię na wolno", nie wchodzę w to. Z prostej przyczyny - było parę takich akcji, wyszedł koleżka na koncercie, no to dawaj, nie. A on może zarymować cokolwiek człowieku. Może zarymować najgorzej, wszystkie rymy na "ego", "sie", "cie", "me". Najgorzej i zawsze wygra, dlatego że on wyszedł do mnie. I ludzie już nie słuchają, co on napie**ala, tylko to jest ważne dla tej postaci.
Freestyluję sobie z ziomami na imprezkach towarzysko, tak jak gdy byliśmy w Gdyni. Mieliśmy zamkniętą imprezę, żeśmy z RDW takie freestajle napie**alali, że naprawdę. Wiesz, to jest na zajawce. Wyczuwasz od razu jazdę. Byłem w Szczecinie, wyszedł gnojek, naprawdę rymował najgorzej, głupoty. Jak pojechał z pedałem, to po prostu już nie wytrzymałem, bo już nie wiedział co rapować. Ja stanąłem tyłem, on skończył i... "Tede to pedał", już nie rapował tylko tak mówił.
Odwróciłem się, wziąłem go za łeb, za scenę. Jak zniknął z widoku publiczności, mówił "przepraszam, przepraszam, zostaw, zostaw". A jak wyszedł na scenę, znowu go wziąłem, żeby przeprosił - musiał chwilę odczekać, musiałem go ścisnąć za kark, żeby powiedział "przepraszam". Po prostu nie odpowiadam na dissy - jak jest jednak jakiś konkretny diss od jakiegoś konkretnego zioma, to inna jazda. A jak są to jakieś takie małoletnie zespoły wynurzające się, to chodzi o reklamę i pokazanie się, nic więcej.
Historia z kawałka "One" jest prawdziwa?
Tak, jest prawdziwa - wiadomo, że jest trochę podkoloryzowana, ale generalnie przesłanie tego kawałka jest takie, że nie poszedłem na imprezę Onyxu, bo po prostu wiedziałem, że wybiera się tam jedna dziewczyna, druga dziewczyna, trzecia dziewczyna, a nie do końca się znały i wjechałem do innego klubu, gdzie i tak przyjechały i jeszcze były trzy inne. To nie były moje dziewczyny, ale powiedzmy, że byliśmy na etapie wstępnych negocjacji. Niezbyt chciałem tam konfrontować się, a przede wszystkim nie chciałem dokonywać żadnego wyboru. No i o tym jest ten kawałek - napisałem go dokładnie dzień potem.
W "Przyczajony Hip, ukryty Hop" rymujesz o tym, że masz amerykańskiego pirata płyty "S.P.O.R.T.". Jak na to zareagowałeś?
Tam Polonia słucha hip hopu, wiadomo, że w jakiś tam sposób ich koledzy, nie-Polacy, też tego słuchają. Natomiast oni tam mają taką zajawkę, jak my mamy tutaj i jest sklep na Brooklynie, gdzie są wszystkie polskie płyty. Jak nie ma w oryginale, to jest na piracie. Są po prostu wszystkie, nie widziałem naraz wszystkich polskich płyt hiphopowych, a tam były wszystkie. Cała taka półka wyje**na i wszystko. Po sztuce akurat leżało każdego.
Wiadomo, że czegoś tam nie było, ale jeżeli chcesz coś, to masz od razu. Pewno tam Pan Kazio coś tam ściąga empetrójki i jest płyta. Generalnie zareagowałem na to z uśmiechem - pirat wyglądał tak, jak amerykański zrobiony z ruskiego, taka już ku**a przebita na grosze.
Natomiast nie widziałem jeszcze pirata nowej płyty, ale wiem, że jest zrobiony na jednej płycie "The Best of 3H". Nie ma tam wszystkich kawałków, ale nie wiem, których nie ma, czego nie ma. Oni są tacy dobrzy, że poskracają, obetną, skompletują. Nie widziałem, nie chcę widzieć, znaczy chciałbym zobaczyć, ale jak bym poszedł na stadion, to bym się wku**ił.
Byłem tam parę razy - to jest dobre, to jest tak naprawdę wyznacznik. Jak byłem w RRX, nie miałem żadnych tak zwanych ratingów, nie wiedziałem, ile płyt się sprzedało, bo tam księgowość to jest rzecz, której w tej firmie nie było nigdy. Nie wiem, ile się sprzedało tej płyty, różne słyszałem wersje.
A ile się sprzedało "3H: Hajs, Hajs, Hajs"?
Gdzieś z dziewięć tysięcy. Moja polityka jest taka, przez ten czas płyta sprzedała się wśród ludzi, którzy mieli ją kupić, do których miała dotrzeć i była skierowana, w tym sensie, że oni bez reklamy i tak ją kupili, bo czekali na nią, wiedzieli o niej. Wyszedł teraz teledysk do "Wielkie Joł", który dobrany jest na faszystowskiej zasadzie - w tym sensie, że jest to kawałek na promowanie. W pewnym momencie pomyślałem sobie - wiedząc, co się dzieje na polskiej scenie, obserwując ją i mając swoje dojścia i układy i uszy - po prostu zauważyłem, jak w piękny sposób skoczyła sprzedaż płyty Peji od kawałka "Głucha noc", który jest oparty na chwytliwym refrenie.
Pomyślałem sobie - idziemy tą samą drogą. Wziąłem płytę, której sprzedałem już dziewięć tysięcy. Siedliśmy z Ostaszem, z którym mamy to Wielkie Joł, i zaczęliśmy myśleć, który kawałek wybrać spośród tych, które nagrałem i nie wstydzę się ich w żaden sposób, który najbardziej nadaje się na klip. Klip jest w jednym celu robiony - żeby ktoś się zajarał i kupił płytę, po to się robi klipy. Jeżeli robisz klipy w innym celu, to dajesz je w Internecie. My chcemy zrobić parę do nielegala. Nie będziemy promować DJ Buhha, żeby ktoś to kupił, bo jest za darmo.
Jeśli chodzi o teledysk "Wielkie Joł", to podeszliśmy do tego tak, że znaleźliśmy ekipę, której dorobek znaliśmy, która już jakieś teledyski zrobiła i miała jakieś tam pojęcie. Powiedziałem im tak: ja nagrałem ten kawałek, bo się na tym znam, bo to robię, bo chciałem go nagrać, jest pięknie. Wy robicie teledyski i filmy, to wy robicie wizualizacje tego, czekam na propozycje i wy się tym zajmijcie.
Scenariusz był trochę inny, miała być jakaś historia, ale trochę materiału się nie zmieściło, ale wyszedł tak jak wyszedł i bardzo mi się podoba. Myślę, że dobrze to zrobili i klip wyróżnia się. Nie chcieliśmy tam nikogo naśladować. Garnitur jest odje**ny, jest autentyczny, dla mnie uszyty. Bardzo fajny garnitur, nie zamierzam jakoś się w nim lansować, ale jak będzie jakaś okazja, to mam piękny sprzęt. I wiem jedno - nikt nie ma takiego samego, to jest piękna sprawa.
Powiedz mi, jak wpłynęła na ciebie podróż do Nowego Jorku?
Nagrałem DJ-a Buhha w dwa tygodnie. Tam jest inny świat, zrozumiałem po prostu, jakie to, co my tutaj robimy, jest malutkie. Poleciałem tam, zobaczyłem świat. Umówmy się, tam jest obecnie centrum świata, zobaczyłem jeden wielki hiphopowy teledysk, który trwał tydzień, bo tam wszyscy są hiphopowcami.
Potem wróciłem do Polski przez Frankfurt - gdy lądowaliśmy we Frankfurcie, już poczuliśmy Europę, że coś jest nie za dobrze. Znaczy fajnie, ale jakoś to wszystko jest mniejsze. A gdy wylądowaliśmy na Okęciu, to tak jakbyśmy wylądowali pod Tesco na Ursynowie. Ku**a, barak stoi. Człowieku, gdy lecieliśmy nad Nowym Jorkiem, kołowania było z pół godziny, tam z pięć tych lotnisk widziałem, a u nas lądujesz pod supermarketem, tylko szukasz, gdzie koszyki stoją.
No wiesz, to są żarty, ale zdałem sobie sprawę, gdy stanąłem na środku tak wielkiego miasta, jaki jestem po prostu malutki - tam mogłem poczuć się nikim. Jednak tam, jak masz pomysł na coś, chcesz coś zrobić, wiesz jak to zrobić, jak pozyskać środki, to człowieku możesz być Rockefellerem w tydzień.
Chciałbyś tam zostać?
Nie, zostać bym nie chciał, ale mógłbym mieć taką wersję - apartament i na tyle dochody, żeby móc sobie pozwolić na to, by latać tam raz na dwa miesiące.
Podobno nagraliście tam kawałek z Group Home?
Kawałek nagraliśmy, w Polsce nagraliśmy także rymy do bitu Erika Sarmona. Zanim oni przyjechali na pierwszy koncert, wysłaliśmy im to, wszystko było dogadane z nimi przez Ostasza, który ich zapraszał. Lil Dap się dograł, zrobił swój bit i przywiózł nam to na DAT-ie. Tam był jakiś przewał, że Kozak zapłacił 1000 dolarów, a miał zapłacić 2000 nawet 4000. On tego kawałka nie zostawił, nie puścił nam, tylko wziął ten tysiąc. Potem nam puścił kawałek przez telefon i Jef, jak przyjechał do Polski, to wyciągnął od niego ten kawałek, dał mu go dla nas na DAT-ie. Ponieważ mieliśmy jednak nieuregulowane kwestie z Krzyśkiem, to do dzisiaj nie posłuchaliśmy go, tylko słyszeliśmy go przez telefon. Mamy tę taśmę, przesłuchamy ją, mamy ten kawałek rozłożony na ślady. Przesłuchamy go, jak będziemy nagrywać płytę Warszafskiego Deszczu.
Na "3H: Hajs, Hajs, Hajs" Ostry zrobił większość bitów, dlaczego jednak nie zarymował z tobą? Nie pasował do koncepcji płyty?
Nie, ja to tak bardzo koncepcyjnie nie pracuję. A propos - Ostry nagrywa właśnie teraz koncept album. Opowiadał mi historię, że przerwy między kawałkami będą w połowie kawałków, że bity mają przerwę gdzie indziej niż rymy. Wyobrażam sobie, że rymy idą swoim tempem, a w połowie wchodzi już inny bit. I kawałek potem się zmienia na tym samym bicie na inny. Nie wiem, jak on to wymyślił, ale Ostry jest ziomem, który ma szalone pomysły i wiem, że to zrealizuje i będzie to zaje**ste. Natomiast robi po prostu zaje**ste bity, w ch*j mi ich dał. Jak się poznaliśmy, dał mi parę płyt z bitami, wybrałem sobie ich mnóstwo, parę przeszło selekcję, parę odeszło.
W kawałku "Ziom za ziomem" z Ostrym najeżdżacie na internetowych freestylowców. Jednak również ty się do tego przyczyniłeś, że panuje taka moda na freestyle.
No tak, ale chodzi tutaj o specyficzny typ ziomka. Bez żadnego obrażania mojego kolegi Ceubiny, ale jest taki standardowy internetowy freestylowiec, ma okulary, nie za szerokie spodnie, granatową bluzę, którą każe mu nosić mama, czapkę moro albo bluzę moro, okulary są dobre i w ch*j pryszczy, jest mały i tak naprawdę cichy i spokojny, a w Internecie objawia się jako bestia freestylu. Specyficzny typ gości, którzy tak naprawdę nic nie mogą, a robią zamieszanie, potem się z niego wycofują.
A czy się do tego przyczyniłem? Sam nie wiem. Powiem ci tak - kiedy ja freestylowałem, jeszcze nikt tego nie robił, tzn. wiadomo, że nie nikt, ale nie było takich akcji, że freestylowaliśmy, że wyskakiwali na pojedynki. Ja byłem gotowy, zawsze o tym rymowałem. Nie było takich akcji, w pewnym momencie się pojawiły i zrobiła się zajawka. Ja już myślałem, że po "8. mili" to już będzie apogeum, ale ucichło.
Wracając do wcześniejszych twoich numerów - kawałek "Wyścig szczurów" to nie jest manifestacja wobec społeczeństwa, które goni za hajsem, ale o twoim koledze.
Tak, to jest o koledze. W ogóle nie miałem zamiaru jakiegoś pretensjonu zrobić i manifestu, ale wyszło jak wyszło.
Gdybyś miał wymienić przełomowe momenty, które zdecydowały o tym, że zacząłeś rymować, a potem wpłynęły na twoją twórczość - co by to było?
Na pewno demo 3H było przełomowym momentem, jakby stworzyło podwaliny do dalszych sukcesów, poza kawałkiem "Wyłącz mikrofon". Wtedy zobaczyliśmy, jaki to ma zasięg - to było na kasecie, jeszcze kompakty były mało dostępne. Potem był legendarny homers z trzema marzeniami, kiedy miałem swojego 4runnera, którego kupiłem sobie za pieniądze z mojej płyty, czyli sam zarobiłem na to wszystko. Coś, o czym marzyłem, byłem w stanie mieć, a kiedyś myślałem, że tylko mogę o tym marzyć. To też pokazało mi, że warto marzyć, że w jakiś pozytywny sposób jak o czymś marzysz - ale nie tak nachalnie, tylko jak sobie coś upatrzysz - to można to wszystko mieć.
Jechałem w tym samochodzie, obok mnie siedziała zaje**sta sztuka, która lubiła mnie zapewne tylko dlatego, że jestem zaje**stym raperem. A z tyłu siedzieli ziomy ze Smith & Wessonem, którzy mówili do mnie Puff Diddy, nie Pittidi - wiozłem ich na koncert. I wtedy sobie pomyślałem, że to są ziomy, o których nagrałem kawałek, napisałem rymy do "Wyłącz mikrofon", to jest piękna sytuacja.
Ale jeszcze jest jeden przełomowy moment. To było wtedy, gdy miałem taką akcję - w Warszawie, jak się szło w przejściu pod Rotundą, był taki sklep muzyczny, tam zawsze były nowości i taka ich lista sprzedaży płyt. Zawsze chciałem zobaczyć tam Warszafski Deszcz. I był największy napis Warszafski Deszcz, taki na pół tablicy. I tam przez miesiąc na tej Top Liście był utrzymany. Marzyłem o tym, człowieku.
No i potem Nowy Jork. A i George Clinton, kiedy w Sopocie na molo grałem i było tam 10 tysięcy ludzi. Połowa z nich przyszła na Clintona, połowa posłuchać tak naprawdę mnie, widać to było po reakcji. Clinton też tym się interesował. To zaplecze na zewnątrz było tak zrobione, że nie można było przejść nie mijając tych ludzi, którzy tam się zgromadzili z tyłu. Było w ch*j dzieciaków z aparatami, z karteczkami. Wtedy zobaczyłem, że musi być coś za coś - powiedziałem sobie, że ja muszę coś z tego mieć. Właśnie wtedy pomyśleliśmy o założeniu Wielkiego Joł. To jakby mnie zmotywowało, w tym sensie, że nie mogą ludzie zarabiać na mnie, a zauważyłem, że chcą. Tutaj chcą do czegoś cię wsadzić, a tu do czegoś i na tym zarabiasz.
Powiedz mi, co będzie, gdy skończysz rymować? Wiem, że masz wykształcenie dziennikarskie, będziesz coś działał w tym kierunku?
Zobaczymy. Mam biznesowy plan, jak zbudować potęgę radia. Może zrobię swoje radio i zajmę się prowadzeniem go w przyszłości, a na początku będę je prowadził, a potem będę miał wpływ na to, co tam się dzieje.
Czy to będzie radio, gdzie będzie leciał tylko hip hop?
Nie, nie mogę zdradzić mojego planu, ale wymyśliłem sobie, jak mogę stać się przypadkowo Rockefellerem, ale nie w celu zarobienia hajsu, tylko zbudowania zajawki.
Jesteś uważany za jednego ze współtwórców baunsu - myślisz, że ten kierunek muzyki ma w Polsce przyszłość?
Tu jest kwestia, co to jest bauns. Ludzie to zrozumieli opacznie. Dla mnie melanż nie znaczy melanż, tylko to jest połączenie czegoś tam. Więc bauns znaczy melanż, a melanż znaczy impreza, czyli bauns znaczy impreza. Ziom, to jest to, co ja ci powiedziałem - nie słucham za dużo polskich płyt, żeby nie podłapywać akcji. Słyszałeś kiedyś, żebym powiedział: elo, chwdp? Chwdp na koncertach jest w jednym kawałku zrobione, ale to nie jest jakiś chwyt, tylko po prostu taki jest stosunek, ale jakoś nie eksponuję tego.
I tak samo nie podłapałem nigdy słowa melanż, bo to było słowo określonej grupy Zipy, Molesta. Znamy się cały czas, oni tak mówili między sobą, elo, melanż. Podłapując to czułbym się jak gościu z kawałka "Xeroboj". Nigdy tego nie podłapałem i bauns to jest mój synonim słowa melanż, po prostu i już. Szacunek.
Na koniec powiedz nam coś o planach wydawniczych Wielkiego Joł.
Jak już mówiłem, nie wydając płyty, cały czas trzymamy się razem. Ja wydałem dwie płyty solo, Numer wydaje teraz płytę solo u nas w wytwórni, będzie zaje**sta. Nas jest trzech zupełnie różnych gości, razem tworzymy zespół. Na mojej płycie bity Mariana są zupełnie inne od wszystkich. Jak weźmiesz bity Mariana, moje rymy i Numera, to masz Warszafski Deszcz. Jeśli zajawki moich dwóch płyt solowych odejmiesz od tego, co słyszeliśmy na "Nastukafszy", będziesz miał płytę Numera, która dopiero wyjdzie. Usłyszysz to, czego nie ma u mnie w kawałkach, a było na Warszafskim Deszczu. Następna płyta Warszafskiego Deszczu będzie na pewno. A najszybcie wychodzi płyta Sistars.
Podobno Marian ma też rymować z wami na trzeciej płycie Warszafkiego Deszczu?
Na tej płycie, którą nagraliśmy w RRX i która nigdy nie wyszła, z trzy czwarte kawałków zrobiona jest z Marianem. Dwa kawałki to ja z Numerem, a tak to z Marianem, w tym Group Home tak samo. Przecież Marian rymował wcześniej ode mnie i był moim guru. Zaje**ste miał rymy, pomysły i zaje**ście rapuje. Na pewno na naszej płycie też się pojawi, nie w 100 procentach we wszystkich kawałkach. Ale naprawdę zaje**ste ma zwrotki, na drugim DJ-u Buhhu też na pewno będzie. Ma tam fajne kawałki, że rozpie**ala wszystkich w Tony Hawka.
Serdeczne dzięki za wywiad.