"Jeszcze dużo muszę się nauczyć"

Pochodzący z Lublina Krzysztof Zalewski sławę zdobył dzięki zwycięstwu w drugiej edycji "Idola". Młody wokalista pobił serca telewidzów i jurorów programu, mimo że konsekwentnie podkreślał swe uwielbienie dla ciężkiego grania w stylu Iron Maiden czy Deep Purple. Na początku marca 2004 roku do sklepów trafiła jego pierwsza płyta "Pistolet" firmowana ksywką Zalef, którą Zalewski posługiwał się już w trakcie "Idola". Większość materiału stanowią ostre, rockowe utwory, z niepokornymi tekstami, a mimo to krążek sprzedaje się bardzo dobrze. Spora w tym zasługa przebojowych singli - coveru "What I Am" oraz "Znikam" - zresztą jedynych tego rodzaju kompozycji na płycie. Krzysztof Zalewski w rozmowie z Krzysztofem Czają próbuje wyjaśnić skomplikowaną sytuację jego zespołu Loch Ness, opowiada o współpracy z Kasią Nosowską (autorką kilku tekstów na jego albumie), a także zarzuca mediom, iż dążą do unicestwienia rock and rolla.

article cover
INTERIA.PL

Mógłbyś wyjaśnić zdezorientowanym fanom, jak właściwie nazywa się twój zespół?

To jest taka trochę kuriozalna sytuacja, bo gram z chłopakami, którzy współtworzyli ze mną zespół Loch Ness, natomiast materiał na płytę robiłem częściowo z nimi, a częściowo z różnymi innymi przyjaciółmi - ze Szczecina, z Łodzi czy z Wrocławia. Płytę firmuje nazwa Zalef, przy czym, umówmy się, było to już raczej działanie wytwórni, podyktowane względami marketingowymi. Płyty nie mógł firmować zespół Loch Ness, bo nie tylko on ją tworzył. Chciałem, żeby ta płyta była podpisana Zalef i Loch Ness, ale nie udało się, trudno. Póki co sami jeszcze nie przywykliśmy całkiem do tej sytuacji.

A nie prościej było nagrać tę płytę w całości z zespołem Loch Ness?

Nie mieliśmy na tyle materiału, a czas wybitnie naglił. Akurat wcześniej poznałem przyjaciół ze Szczecina, starych rockandrollowców, i jakoś z nimi zacząłem trybić. W międzyczasie pojawiło się po prostu parę nowych rzeczy, co tu dużo opowiadać. Nie ukrywam, że bardzo chciałem, żeby chłopaki z Loch Ness nagrywali tę płytę... Ja sam też nie kładłem żadnych gitar na tę płytę, bo czasu było za mało - początkowo mieliśmy wbić ślady w dwa tygodnie. Jeżeli musisz to zrobić tak szybko, musisz mieć jednak trochę doświadczenia. Zwyczajnie nie dalibyśmy sobie rady. Teraz gramy już lepiej, bo graliśmy dużo prób itd. Ale generalnie złożyło się tutaj dużo czynników, sam jestem jeszcze troszeczkę omotany całą sytuacją.

Wyjaśnij mi taką rzecz - wygrałeś "Idola" w dużym stopniu dzięki nieprzeciętnym warunkom głosowym. Jak to możliwe, że przed tym programem w zespole Loch Ness byłeś wyłącznie gitarzystą?

Po prostu jakoś tak niespecjalnie rwałem się do śpiewania. Zresztą pierwsze moje próby jakichś skrzeków były raczej mizerne, więc nie pchałem się na front. Pewnego razu nagraliśmy z chłopakami płytę demo i zawieźliśmy ją jurorom do "Idola", licząc na to, że jest to jakaś szansa.

Ty też śpiewałeś na tej płycie?

Nie, śpiewał Rafał, nasz wokalista. Z tym zresztą też wiąże się sprawa nazwy Loch Ness, bo Rafał już z nami nie śpiewa. Tak w ogóle to ja ten zespół zakładałem, gdy miałem 15 lat - z pierwotnego składu została w nim już tylko jedna osoba. Ten zespół nie miał żadnych wielkich dokonań, to była fajna zabawa i dopiero później zaczęło się coś dziać.


W każdym występie w "Idolu" manifestowałeś heavymetalowe korzenie - przerabiałeś piosenkę na metalową modłę, a jak już się nie dało, to przynajmniej zakładałeś pod marynarkę odpowiedni t-shirt. Jak mocne były naciski ze strony producentów programu, abyś dał sobie spokój z tym metalem i przestał się w końcu wygłupiać?

Akurat ze strony producentów nie było żadnych nacisków. Tamtejszy zespół grał może inne rzeczy, ale był to najlepszy skład w tym kraju, jeżeli chodzi o sidemanów. Adam Sztaba - genialny człowiek... Ja tylko wrzucałem jakieś zajawki, swoje pomysły, a oni przerabiali to w ułamku sekundy w zawodowy sposób.

A jak to wyglądało już po zwycięstwie w "Idolu"? Dostałeś swobodę, aby nagrać to, co chcesz?

Oczywiście niektóre piosenki, które przynosiłem, były wyrzucane do kosza...

Ale chodzi mi o sam kierunek. Nie kazali ci śpiewać bardziej popowo, przebojowo?

Nie. Akurat U-zek, który jest dyrektorem artystycznym wytwórni BMG, dbał o to, żeby płyta miała pazur i żeby kopała.

Jak wiele się nauczyłeś jako wokalista przez ostatni rok? Brałeś lekcje śpiewu?

Nie, najlepszym treningiem były koncerty i potem praca w studiu, gdzie codziennie byłem łajany. Jeszcze dużo muszę się nauczyć, ale myślę, że ciągnę już lepiej niż w "Idolu". Jakoś powoli zaczynam panować nad tym swoim głosem.

Masz jakiś wpływ na wybór singli promujących album "Pistolet"? Czy wytwórnia konsultowała z tobą, że np. lansowany będzie utwór "What I Am", a potem "Znikam"?

Generalnie chodzi o to, że radio w ogóle nie chce grać rock and rolla. Chcieliśmy pokazać, że Zalef jeszcze nie zginął, więc musieliśmy wypuścić singel. Dobrym pomysłem był wybór piosenki znanej już z popowej półki, przerobionej na ciężkie wiosła, przed wypuszczeniem singla po polsku, który ma promować płytę. "What I Am" to akurat był pomysł U-zka, który oczywiście ze mną skonsultował, a ja mu zaufałem w tej kwestii.


Te dwa utwory różnią się charakterem od reszty płyty, są jak gdyby stworzone po to, aby mogło je grać radio.

No tak, ale to wszystko to nie jest taką słodką bajką, że po "Idolu" od razu dostajesz dwa Mercedesy. Mnie na tym absolutnie nie zależy, ale z drugiej strony, gdy jedzie się na koncerty, trzeba się bić o każde dziesięć osób! Gdy graliśmy w Gorzowie, było niecałe dwieście osób, a miesiąc wcześniej grał tam Acid Drinkers i nie było setki! Tak ludzie chodzą na koncerty. A dlaczego? Bo nie ma rock and rolla w mediach, do ku**y nędzy!

Ludzie przyjdą na koncert, jeśli w radiu będzie napier***ana gitarowa muzyka, bo po prostu nie będą mogli się od niej opędzić i zaczną jej słuchać. Więc trzeba jakoś te rockowe gitary do radia przemycać, wszelkimi środkami. Wszystkie radia orzekły oczywiście: "Płyta jest zbyt rockowa i ch** wam w d***". Po zażartych dyskusjach poszedł w końcu numer "Znikam", który zwrotkę ma dość umiarkowaną, ale w klimacie - gdyby mi się to nie podobało, to bym nie śpiewał - natomiast refren jest zaje***ty, z naprawdę dużym kopem. Na koncertach wypada różnie, bo jeszcze krótko go gramy, ale ma naprawdę duży potencjał, wpada w ucho i przygważdża, moim zdaniem.

Kilka tekstów na twoją płytę napisała Kasia Nosowska. Jak doszło do tej współpracy?

Wiesz, siadłem nad kartką papieru i zacząłem skrobać jakieś teksty, ale okazało się, że pisanie tekstów na płytę rockową nie jest takie proste. Aby były one dobre - a bardzo mi na tym zależało - trzeba mieć parę lat więcej doświadczenia, większą znajomość rzemiosła i ogólnie więcej życiowych doświadczeń na karku. Sam skrobnąłem kilka, ale poprosiłem firmę o kogoś do pomocy. Dla mnie Kasia Nosowska to jest mega-osobistość. To osoba, która pisze najlepsze rockowe teksty w kraju.

Fanem Hey'a jestem zresztą od dawna, na ich pierwszym koncercie byłem, jak miałem 10 lat. Flipper, który był producentem mojej płyty, jeździ z Hey'em jako realizator dźwięku, więc skontaktował Kasię ze mną, a ona, ku mojemu zaskoczeniu, powiedziała, że bardzo chętnie. Napisała dla mnie w końcu trzy teksty, za co jestem jej ogromnie wdzięczny, bo jednocześnie pracowała nad tekstami na płytę Hey'a i wkrótce miała wejść do studia. Bardzo mi pomogła. Debiutantowi takie nazwisko dodaje wiarygodności - oprócz tego, że są to wspaniałe teksty.


Tekst piosenki "Nie pozwól" jej autorstwa brzmi niczym przestroga i poradnik doświadczonej koleżanki po fachu dla kogoś takiego jak ty, kto dopiero stawia pierwsze kroki w show-biznesie ("Nie pozwól im w zarodku stłamsić cię"). Też tak go odbierasz?

W tym przypadku ja jej podrzuciłem temat, który mnie interesował, ale nie umiałem ubrać go w słowa. Ale masz rację, może to być traktowane właśnie tak.

Z kolei w utworze "Otwórz oczy" śpiewasz: "Wytresowane ryje kształtują gusta mas". Mógłbyś powiedzieć, kogo konkretnie masz na myśli?

Chodzi mi o to, że w telewizji pokazywane jest mnóstwo programów, w których występuje towarzystwo wzajemnej adoracji. Programy typu "Big Brother" są dla mnie apoteozą złego smaku, podglądactwa i różnych dziwacznych cech ludzkich. Tak naprawdę ci ludzie decydują o tym, co jest modne, co się ludziom podoba. Popatrz, jaką oglądalność miał ten pier***ony "Big Brother" - wyłącznie ze względu na reklamę i szukanie jakiejś taniej sensacji. Ja nie trawię tego typu programów. Bardzo mi to uwłacza, gdy ktoś porównuje "Idola" do programów typu reality-show. Miałem na to gula, więc napisałem taki tekst.

Skoro znów mowa o "Idolu" - czy nie masz wrażenia, że zwycięstwo w tym programie, które z jednej strony dało ci rozgłos i pozwoliło szybko stać się gwiazdą, jest z drugiej strony przekleństwem? Musisz teraz udowodnić fanom ciężkiego grania, że nie jesteś tylko ładnym chłopcem, wylansowanym przez telewizję?

Masz rację. Powiem ci tak: są ludzie, którzy dodają mi sił, aby bić się o swoje, podchodzą i mówią, że życzą mi powodzenia, trzymają kciuki i wierzą w to, co robię. Są też tacy, którzy uważają, że nie mogę być autentyczny, skoro wypromował mnie taki program. Ja rozumiem ich obawy. W tej chwili muszę grać jak najlepiej, pokazywać się z jak najlepszej strony, żeby do nich też dotrzeć, bo mi na nich zależy.

Miałeś wpływ na projekt okładki i wkładki do twojej płyty?

Ja sam nie znam się na tych rzeczach i zaufałem tu innym ludziom. Ale dla mnie okładka jest OK. Wiem, że wzbudza różne kontrowersje - jedni mówią, że jest super, inni że jest słaba. Ale generalnie uważam, że jest prosta i konkretna, może trochę w starym stylu...


Dla mnie wygląda jak zemsta wytwórni za to, że grasz mało komercyjną muzykę.

(śmiech) Moim zdaniem jest OK. Ja się na tym nie znam, zresztą uważam, że i tak najważniejsza jest muzyka.

Po koncercie w Krakowie, na którym byłem, mogę powiedzieć, że jest z ciebie prawdziwe "zwierzę sceniczne". Śpiewasz, grasz na gitarze, masz świetny kontakt z publicznością. Wolisz grać koncerty niż nagrywać piosenki w studiu?

Na ten temat trudno mi cokolwiek mówić, bo tak naprawdę dopiero uczę się jednego i drugiego. Ani w jednym, ani w drugim nie jestem jeszcze dobry. Nie jestem w stanie odpowiedzieć ci na to pytanie. Ale oczywiście scena dodaje skrzydeł, pod warunkiem, że akurat gramy super koncert. Akurat w Krakowie publiczność była znakomita, tak nam dodali skrzydeł, że gdy bębniarz zszedł po trzecim bisie, to od razu "pojechał do Rygi" z wycieńczenia.

Powiedz szczerze, kiedy widzisz stosunkowo niewielką grupę ludzi pod sceną, ale reagującą tak żywiołowo jak np. w Krakowie, to czy oczyma wyobraźni widzisz "Spodek" albo "Stadion Śląski" wypełniony po brzegi podobną publicznością?

Ja wierzę w jedną rzecz: jeżeli będę robił coraz lepsze numery, to dam radę. A jeżeli nie będę się rozwijał, będę schodził w dół. Mam na tyle dużą szansę, że - jeśli Bóg da - przybędzie mi trochę rozumu, poznam różnych ludzi i będę z nimi pracował, mogę osiągnąć sukces. Nie mówię tutaj od razu o "Madison Square Garden", ale w "Spodku" fajnie byłoby zagrać... Ale to jeszcze zajmie parę lat. Pożyjemy, zobaczymy.

Twoja debiutancka płyta sprzedaje się dobrze, na koncertach ludzie świetnie się bawią, wcześniej w "Idolu" byłeś obsypywany komplementami ze strony jurorów, w końcu wygrałeś ten program. Przy tym wszystkim masz dopiero 19 lat. Czy nie za dużo tego spada ci na głowę? Nie ma obaw, że za chwilę zaczniesz brać kokainę i za dwa lata słuch o tobie zaginie?

(śmiech) Nie, co ty. Jeszcze parę rzeczy muszę zrobić, zanim pójdę w kokainę (śmiech). Jak będę miał 40 lat i zrobię parę fajnych rzeczy, to wtedy zobaczymy.


Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas