Reklama

"Jesteśmy na swoim miejscu"

Roku 1984, szwedzka miejscowość Visby. Zainspirowani AC/DC Jörgen Sandström, Ola Lindgren i Jensa Paulson, trójka nastoletnich kolegów z podstawówki powołuje do życia szkolny zespół, który dwa lata później zaznacza swoją obecność na metalowej scenie jako Corpse, aby ostatecznie w 1988 roku przyjąć nazwę Grave. Tak właśnie, ponad 20 lat temu zaczynała się kariera jednej z najważniejszych formacji w historii europejskiego death metalu. Dziś Grave ma w swoim dorobku siedem dużych płyt, trudną do określania liczbę tras i koncertów po obu stronach Atlantyku, niekwestionowaną pozycję i status grupy, która odcisnęła swe wyraźne piętno na obliczu muzyki metalowej. - Dla mnie osobiście oznacza to, że gram już ponad połowę mojego życia - mówi Bartoszowi Donarskiemu wokalista i gitarzysta Ola Lindgren, którego zespół pod koniec lipca 2006 roku oddał w ręce wiernych fanów album "As Rapture Comes" - kolejny rozdział w barwnej historii odkrywców, a dziś także nauczycieli szwedzkiej szkoły death metalu.

"As Rapture Comes" to definicja Grave, grania ciężkiego, masywnego, niekiedy zdecydowanie szybkiego. Czasami odnoszę wrażenie, że od niemal 20 lat nic się tu nie zmieniło. Owszem, gracie lepiej, lepiej też brzmicie, jednak podejście do muzyki pozostało bez zmian. I trudno na to narzekać. Niemniej, zastanawiam się, czy poza oddanymi fanami death metalu, zależy wam też na pozyskiwaniu nowych. Myślisz, że generacja Korna jest w stanie w pełni rozsmakować się w waszym stylu?

W jakimś stopniu na pewno. Dzisiejsza młodzież słucha wielu różnych rzeczy, od death metalu, po wspomniany przez ciebie Korn czy lżejsze odmiany metalu. Prawdę mówiąc nie wydaje mi się, abyśmy tym albumem przyciągnęli do siebie wielu nowych zwolenników. Ale jeśli ludziom ta płyta wyda się interesująca, to oczywiście będzie to dla nas miłe, i będziemy za to wdzięczni.

Reklama

Na nowej płycie podnieśliście nieco poziom agresji, czego jednym z przykładów może być chociażby utwór "Unholy Terror". Zaplanowaliście ten krok, czy może tak po prostu wyszło?

Tak wyszło. Jeszcze poprzedniego lata zrobiliśmy dwa pierwsze numery, które okazały się być bardzo agresywne. Przez następne miesiące szukaliśmy odpowiedniego sprzętu, który umożliwiłby nam nagranie takiego właśnie materiału. Wyszło na to, że cała płyta, w swym ostatecznym kształcie, nabrała bardziej dzikiego charakteru.

Tamte dwa utwory w jakimś stopniu określiły muzyczny koncept tego albumu. Po ich zrobieniu wszystko poszło już jak z płatka. Reszta pozostała formalnością. Już w sali prób wiemy, czy dany riff jest dobry dla płyty czy nie.

Grave uważany jest za pewną miarę tego, jak powinno się grać death metal. Dobrze czujecie się w roli pionierów, praojców europejskiego death metalu?

Jasne! Uważam, że od zawsze pozostajemy wierni naszemu stylowi. Jedynym odstępstwem od tej reguły był album "Hating Life" - płyta bardziej thrashowa. W pewnym sensie był to trochę dziwny materiał, jak na nas, ale otworzył też przed nami nowe, inne możliwości.

Dzięki niemu inni ludzie zainteresowali się naszym zespołem. Szczególną uwagę zwrócono na niego w USA. Ludziom, którzy nie znali wcześniej Grave, właśnie ta płyta bardzo przypadła do gustu. Może starszym fanom ten longplay aż tak bardzo się nie podobał.

Ale po kilku latach ciszy powróciliśmy z albumem "Back From The Grave", a teraz mamy nową płytę, i wydaje się, że znów jesteśmy na swoim miejscu. Staramy się pamiętać o naszych korzeniach, bo po prostu tylko tak potrafimy grać. I tylko tak chcemy to robić.

Gracie raczej w średnich tempach. Zresztą, waszą ambicją chyba nigdy nie było stanie się najszybszym zespołem pod słońcem.

Dokładnie. Grindowe partie czy blasty maja jedynie za zadanie wzmocnienie dynamiki, doprawienie tej muzyki, tak aby była ciekawa. To nigdy nie jest podstawa utworu, to bardziej coś dodatkowego. Nie koncentrujemy się na szybkości.

I chyba właśnie to najbardziej odróżnia was, czy innych szwedzkich weteranów death metalu, jak Entombed, Dismember czy Unleashed, od amerykańskiego sposobu grania w tym stylu. Kładziecie większy nacisk na atmosferę, pewien mroczny klimat, niż np. Cannibal Corpse, dla którego technika to podstawa.

Zdecydowanie się zgadzam. Myślę jednak, że takich zespołów, jak nasze nie ma dziś zbyt wiele w Europie. Szwedzki czy europejski death metal charakteryzują emocje, a nie aspekty techniczne lub szaleńcza szybkość.

Przez ostatnie lata obserwujemy powroty wielu deathmetalowych grup. Obituary, Gorefest, Morbid Angel z Vincentem, Terrorizer, że wspomnę tylko o tych najważniejszych. Co o tym sądzisz, jako metalowy długodystansowiec?

To fajne. Szczególnie, że znów możemy ich zobaczyć w akcji, zagrać z nimi na wspólnych koncertach. Np. w zeszłym roku graliśmy z Morbid Angel, a trzeba wspomnieć, że w 1993 roku odbyliśmy z nimi trasę. Fajnie było znów z nimi zagrać, szczególnie, że byli w starym składzie. To są wszystko miłe doświadczenia.

Co oznacza nadejście tytułowego "zachwytu"?

W znaczeniu biblijnym, zachwyt jest w pewnym sensie końcem świata. Jeśli poczytasz o tym w Biblii, przekonasz się, jak strasznie dziwacznie to wszystko przedstawiono. Po zmartwychwstaniu Chrystusa, wszyscy wierni idą do nieba, a wszyscy grzesznicy zostają na ziemi. Wszystko się rozpada i upada, pozostaje tylko ogień. Na płycie jest jeszcze wiele innych tematów dotyczących końca świata, sądu ostatecznego, życia po śmierci.

Dźwięk "As Rapture Comes" jest naprawdę przedni. To rezultat odpowiedniego studia, waszego doświadczenia, a może ludzi za konsoletą?

Różnie to bywa. My wszystko nagrywamy i produkujemy sami. Peter w "Abyss" zrobił nam miksy, w tym studiu też zarejestrowałem wokale. To połączenie wielu czynników. Poza tym, my dokładnie wiemy, jak mamy zabrzmieć. Nie bez znaczenie była też rola Petera, który nam to wszystko ładnie poskładał w całość.

Czy sztokholmskie studio "Soulless" to wasza własność?

Tak, to nasze własne miejsce.

Ciekawą rzeczą na nowej płycie jest z pewnością przeróbka "Them Bones" Alice In Chains. Co ciekawe, ten rockowy utwór świetnie znalazł się w stylu Grave. W waszej wersji wiele jest z oryginału, choć całość zanurzono w brutalnym brzmieniu Grave. Fajnie to wyszło.

Absolutnie! Dlatego właśnie zdecydowaliśmy się przerobić ten utwór. Ten kawałek od wielu lat chodził mi po głowie. Wzięliśmy go na warsztat podczas nagrań, wyszedł bardzo dobrze i postanowiliśmy go umieścić na płycie. Od samego początku wiedzieliśmy, jaki kształt będzie to miało w finale.

W 2006 roku przypada 20. rocznica powstania Corpse, grupy, która nieco później przekształciła się w Grave. Jak ten czas leci!

Dla mnie osobiście oznacza to, że gram już ponad połowę mojego życia. Dziś mam 35 lat, a zaczynałem w wielu lat 13. Założyliśmy Corpse w 1986 roku i jak wspomniałeś to było 20 lat temu. Nie wiem, co mam na to odpowiedzieć. Czas po prostu nie stoi w miejscu. Dla nas te lata były i nadal są bardzo dobre. Cóż, mogę chyba tylko powiedzieć, że dobrze się z tym czuję. Cieszy mnie to.

Pod koniec sierpnia zagracie w Polsce. Nie obawiasz się ponownego przyjazdu do naszego kraju, zwłaszcza po pamiętnym "Smash Fest"?

(Śmiech) Nie, nie ma się czego obawiać. Na tym koncercie będziemy rejestrować materiał na DVD. Znam Tommy?ego [Tomasz Dziubiński, szef organizującej koncert firmy Metal Mind Productions - przyp. red.] od wielu lat i dlatego o nic się nie boję.

Bardzo fanie będzie zagrać koncert, który zostanie uwieczniony w sposób profesjonalny. Wreszcie będziemy mogli spełnić prośby ludzi, którzy od lat pytają nas o koncertowe DVD Grave. To będzie podwójny album z wieloma dodatkami, w tym koncertami z początku lat 90. Myślę, że to będzie fajna rzecz.

Jak wspominasz polskich fanów?

W Polsce zawsze bardzo dobrze nam się gra. O ile pamiętam, po raz pierwszy zagraliśmy u was w 1990 roku na "Metalmanii". To była nie lada sprawa i chyba pierwszy koncert, który daliśmy poza Szwecją. Świetni ludzi i wspaniałe reakcje.

Znam też wielu polskich muzyków, zespołów. Np. ostatnia trasa z Cryptopsy - cała obsługa tournee to byli Polacy. Z takimi ludźmi zajebiście się pracuje. Prawdę mówiąc nigdy wcześniej, przez tyle lat nie współpracowałem z tak świetnym zespołem. Menedżerem trasy był Peter z Vadera. Ogólnie sporo starych, dobrych przyjaciół. Bardzo dobrze to wspominam.

Znasz już szczegóły zapowiadanej trasy gigantów szwedzkiego death metalu, na której również ma się pojawić Grave?

Właśnie wszystko odpinamy. Trasa rozpocznie się na początku listopada i potrwa około trzech tygodni. Skład tournee to: Grave, Unleashed, Dismember i Entombed. To będzie niesamowicie ekscytująca trasa. Istne zabójstwo.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: koncert | trasa | metal | 20 lat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama