"Generalnie jest to burdel"

"Męski burdel" (premiera 6 listopada 2006 roku) to debiutancka płyta krakowskiego artysty Tomasza Marsa, który w latach 2003-05 ten materiał prezentował na stałych koncertach w "Alchemii" na krakowskim Kazimierzu. To piosenki do "Wierszy skandalicznych" Michała Zabłockiego, tekściarza współpracującego z m.in. Grzegorzem Turnauem i Agnieszką Chrzanowską. Obaj autorzy opowiedzieli Emilii Chmielińskiej o tym czym jest męski burdel, o krakowskiej krainie łagodności i szansach na współpracę z Maciejem Maleńczukiem.

article cover
INTERIA.PL

Skąd się wziął Tomasz Mars? Czy jak wszyscy faceci pochodzi z Marsa?

Tomasz Mars: To jest dobre pytanie. Ja właśnie to badam, muszę się temu przyjrzeć. Przychodzi taki moment w życiu mężczyzny, że sięga do korzeni. Być może rzeczywiście tak jest , że jestem z Marsa, chociaż czuję się czasami mimo wszystko jakbym był z Wenus. W każdym prawdziwym mężczyźnie nutka kobiecości musi być, bo to świadczy o jego prawdziwej męskości.

A jeśli chodzi o rynek muzyczny, to tam Tomasz Mars jeszcze się nie wziął, bo go jeszcze tak naprawdę nie ma. Jest powiedzmy na rynku krakowskim, czyli na największym rynku Europy.

A to wszystko zaczęło się od bardzo łagodnej piosenki poetyckiej. Występowałem z gitarą, miałem długie rozwiane włosy, zawsze z przodu wiatrak, żeby te włosy falowały - co również bardzo podniecało kobiety.

Potem "zerżnęła" to Beata Kozidrak i również to na swoim koncertach wykorzystuje, no ale tak to w branży bywa. Ale poszukiwałem mocniejszych tekstów, wertowałem książki wybitnych poetów polskich, natrafiłem na Brunona Jasieńskiego - poetę XX-lecia międzywojennego, który już wtedy był skandalistą. Jednak wertowanie książek jest bardzo kłopotliwe, więc wykonując tego typu utwory kiedyś w jednym z mało znanych miejsc w Krakowie - Piwnicy pod Baranami - zobaczył mnie Michał Zabłocki.

Michał Zabłocki: Ale wracając do tematu Marsa - to Mars jest rzeczywiście nazwiskiem. Jest tata Mars, był dziadek Mars. W tym momencie rzeczywiście Tomek zaczyna zgłębiać historię swojego niezwykle interesującego nazwiska z punktu widzenia dzisiejszych zagranicznych użyć tego nazwiska. I zastanawiamy się, czy nie wytoczyć jakiś procesów (śmiech).

A jak doszło do nawiązania waszej współpracy?

Tomasz Mars: Poznaliśmy się w Piwnicy pod Baranami. Michał słuchał śpiewanych przeze mnie tekstów. Zaproponował współpracę, ponieważ stwierdził, że ma kilka takich tekstów, które by się nadawały i pasowałyby do mojej osoby. I rzeczywiście tak się stało.

To było wreszcie takie odkrycie w poszukiwaniu pomiędzy tymi poetyckimi, zlewającymi się w jedną wielką masą krakowskich wykonawców. W owym czasie wszyscy uprawiali ten gatunek.

Ponoć teksty powstawały w trakcie koncertów, spektakli, a także na zamówienie publiczności i w wyniku licytacji. Możecie opowiedzieć jak wyglądały takie licytacje?

Michał Zabłocki: Teraz to jest tak, że w trakcie każdego z koncertów "Męskiego Burdelu" powstaje taki wiersz. Po kilku piosenkach Tomek przeprowadza licytację. Ta osoba, która zadeklaruje najwięcej kasy rozmawia z Tomkiem na tematy osobiste, wobec publiczności.

Ja to wszystko notuję. Potem wychodzę na zaplecze i tam piszę, a na koniec czytam. Taki wiersz, przepisany zawsze na tym samym szarym papierze trafia do baru. Tam osoba, która zadeklarowała najwięcej kasy przychodzi, wykupuje sobie ten wiersz w barze i za te pieniądze trwa zabawa.

W zależności od wysokości kwoty, zabawa może trwać przez 15-20 minut, albo aż do białego rana.


Muszę powiedzieć, że zacząłem to w rzeczonej Piwnicy, z kabaretem, którego nazwy nie wymienię -żeby nie robić nie potrzebnej reklamy. I tam w pierwszym okresie pisania w ten sposób przepuściliśmy przez bar 17 tysięcy złotych. To była wielostronna korzyść. Artyści mnie bardzo kochali.

Już sam tytuł płyty, "Męski burdel", zapowiada, że to nie będzie krakowska kraina łagodności.

Michał Zabłocki: To nie będzie krakowska kraina łagodności, ale to też nie będzie krakowska kraina brutalności - bo jak się okazuje są dwie krakowskie krainy. A nasza kraina to krakowska kraina zabawy i luzu. Chcemy, żeby tak właśnie to pozostało w pamięci publiczności i takiej spodziewamy się publiczności poza Krakowem. W Krakowie już od jakiegoś czasu tę publiczność gromadzimy i budujemy. A z hasłem zabawy i luzu ruszamy w Polskę, w Europę i świat.

Tytuły w wielu przypadkach zapowiadają skandale "Męski burdel", "Pedały", "Sprawa Andrzeja", "Riki tak"...

Michał Zabłocki: Już się nie obawiamy, już jesteśmy pewni, że oburzają. Chociaż one nie są aż tak strasznie skandaliczne, pod tym względem jest to naprawdę kraina łagodności. Tym nie mniej ta kraina łagodności też ma swoich - może nie wrogów, ale ludzi którzy podchodzą do tego bardzo ostrożnie i z bardzo dużym dystansem.

Muszę powiedzieć, że media w tym przodują. Bardzo się boją tej naszej nazwy, pojawiania się w kontekście słowa burdel, a co gorsza męski burdel. No bo do końca jeszcze nie wiadomo, co to znaczy.

Na szczęście piosenka ma podtytuł "Męski burdel, czyli przednia zabawa", w przeciwieństwie do tylniej zabawy, która mogłaby tutaj być. I rozjaśniamy, że chodzi tutaj o sprawy męsko-damskie, mimo pierwszego singla "Pedały". Pod tym względem chcielibyśmy uspokoić Ligę Polskich Rodzin, bo możemy się przyczynić jednak do powiększenia budżetu o kilka milionów becikowych.

No właśnie, opowiedzcie nieco więcej o wspomnianym singlu "Pedały".

Michał Zabłocki: To jest osobiste zwierzenie Tomka Marsa miłośnika sportów, głównie sportów rowerowych, które ja ubrałem w słowa. Tak Tomku?

Tomasz Mars: Tak. Michał popatrzył mi głęboko w oczy, popatrzył na mój rower, no i napisał taki oto wiersz o miłości.

Michał Zabłocki: Ale też pisanie tego tekstu było poprzedzone bardzo dogłębną dokumentacją i rozmowami, przede wszystkim z kobietami - z kobietami o mężczyznach.

Wpadłem na trop pewnego ciekawego tematu na wyciągu na nartach. Jechałem na wyciągu z pewną kobietą, która opowiedziała mi, że uwielbia pedały - uwielbia towarzystwo tego typu, dlatego, że to daje jej poczucie bezpieczeństwa. Nie spodziewa się żadnych aluzji, chęci podrywania itd. I zafrapował mnie ten temat. Pomyślałem sobie co by było, gdyby jej facet objawił się jako rzeczony amator płci tej samej. No i stąd powstał tekst.


Opowiedzcie jak wygląda muzyczna strona "Męskiego burdelu".

Tomasz Mars: Wszystkie teksty zapożyczyłem od Michała i opatrzyłem muzyką. To wyglądało w ten sposób, że na próbie wspólnie z kolegami pracujemy aranżacyjnie, wszystkie rzeczy dogrywamy, aby całość funkcjonowała tak jak trzeba. Generalnie była taka potrzeba szufladkowania tego wszystkiego co się produkuje.

Ludzie potrzebują, żeby określić czy to jest właśnie brzmienie popowe, czy to brzmienie rockowe. Tak naprawdę to wszystko u mnie idzie w kierunku muzycznym rockującym. No i na te potrzebę określenia powstało hasło rock kabaretowy, ale to wszystko kwestia umowna.

Michał Zabłocki: Ja chciałem dodać, że podczas tworzenia płyty rozmawialiśmy na temat spraw brzmieniowych. Producentem muzycznym "Męskiego burdelu" jest Marek Bychawski i on odcisnął jednak swoje piętno, jako taka dusza łagodząca. Ten materiał na płycie pod względem brzmieniowych jest łagodniejszy niż na koncertach. Myślę jednak, że to wszystko będzie się przesuwało w kierunku ostrzejszym.

Tomasz Mars: Ja jestem tego pewien, że koncert daje zupełnie inną jakość i inną rzeczywistość. Płyta jest jednak mocno osadzona muzycznie i nie ma tych skrzydeł, które powoduje muzyka grana na żywo. Ja myślę, że tutaj interesującym elementem jest to, że nie jest to koncert piosenek od pierwszej, a potem jest zapowiedź - a teraz piosenka druga i to się toczy - tylko generalnie przybiera to formę - jak to niektórzy określają - spektaklu. Pojawia się też czasami takie urocze słowo show.

Michał Zabłocki: A ponadto Mars jest genialnym konferansjerem i po prostu scenicznym gadułą. To nie jest gość, który opowiada głupie dowcipy, licytuje kawały na scenie. Tylko to jest naprawdę gość, który przez dowolny czas - od godziny do trzech jest zdolny wszystkich utrzymać w stanie rozbawienia albo grozy - w zależności od okoliczności. I jest to tak naprawdę show śpiewająco-gadający.

Mówicie rock kabaretowy - jak rozumiecie tę nazwę?

Michał Zabłocki: Ten rock kabaretowy został gdzieś użyty i tak to przylgnęło. Trudno powiedzieć co to tak naprawdę znaczy. Wydaje się, że to jest jakaś forma pośrednia pomiędzy tym jaka jest treść, a jaka jest forma. Bo to, co jest formą to jest na pewno rockowe, natomiast to, co jest tekstem jest mocno kabaretowe. I myślę, że pozostańmy przy tym na jakiś czas.

Tomasz Mars: A i tak każdy sobie określi według własnego postrzegania co to jest, więc zostawmy to absolutnie słuchaczowi.

Michał Zabłocki: Generalnie jest to burdel (śmiech)...

A co to jest męski burdel?

Michał Zabłocki: Męski burdel jest po prostu wspaniałym miejscem, gdzie przychodzą kobiety i płacą duże pieniądze po to, żeby dać im przyjemności. A my przy okazji pracujemy nad tym, żeby tej przyjemności nie zabrakło tym, którzy są po prostu w tym burdelu - czyli tym mężczyznom.

Tomasz Mars: Wiemy, że kobiety nie skupiają się wyłącznie na cielesności, bo tego nienawidzą. Szczypta inteligencji i romantycznej nutki jest tutaj bardzo wskazana - więc w tym "Męskim burdelu" jest połączenie tej rzeczywistości.


Ostatnio naczelnym skandalistą Krakowa jest Maciej Maleńczuk. Czy Tomasz Mars zamierza z nim rywalizować w tej materii? A jeśli nie rywalizacja, to może współpraca?

Tomasz Mars: Myślę, że na współpracę nie ma szans. Sądzę, że Maciek pewnie uważa, że jestem mydełkowatym chłopcem zbyt dobrze i zbyt grzecznie usytuowanym w warunkach scenicznych i życiowych.

Więc boję się, że tutaj - jeśli chodzi o moje i jego doświadczenie - jestem szczeniakiem. Aczkolwiek różnie bywa. Różne duety powstawały - mógł powstać duet Krzysztof Krawczyk - Goran Bregović, no to kto wie, czy taka opcja Maleńczuk - Mars nie wejdzie w grę.

Inna sprawa, że ta krakowska kraina brutalności wykonawców takich jak Marcin Świetlicki, czy Maciej Maleńczuk to jest takie pokazywanie rzeczywistości bardzo serio, bardzo na poważnie - "jest źle, nie pozwalają nam palić trawy, politycy kupują drogie samochody, a u nas jest wielka bieda". A my po prostu mamy to wszystko gdzieś i to jest zupełnie inna strona.

Czyli ci, którzy uprawiają tę wysoką poetykę, również do słabych tekstów Zabłockiego, jak również ci autorzy których wymieniłem - to są te dwie takie bardzo poważne strony, bardzo poważne kanały, z których oni nie chcą wychodzić. Ja jestem gdzieś pośrodku i troszkę podpatruję i tych i tych, z dużym przymrużeniem oka i jednak z uśmiechem na twarzy.

"Nieokiełznany wulkan energii, nieobliczalny gejzer parodii"?

Tomasz Mars: To są opinie ludzi którzy przybywają na nasze koncerty. I tak naprawdę z tych naszych zbiorów dotyczących recenzji, głównie kobiety opisywały w taki bardzo wyrazisty i mocny sposób to, co zobaczyły. Mężczyźni generalnie nie chcą się wypowiadać na ten temat.

Kto najczęściej pada ofiarą twojej parodii?

Michał Zabłocki: Mężczyźni i kobiety. A dokładnie wszystko o tematyce erotycznej, o tematyce która jest zaczerpnięta od osób zamawiających. Jeżeli już dochodzi do zamówienia to jest to wiersz oczywiście o miłości, oczywiście skandaliczny, oczywiście zabarwiony erotycznie. Ja tutaj nie mogę się wyłamywać - zamówienie jest zamówieniem. I muszę powiedzieć, że tematyka się zaostrza.

Dziękuję za rozmowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas