Reklama

"Chcemy, żeby ludzie znali tytuły, a nie numery utworów"


Choć pochodzący z południa Stanów Zjednoczonych Beaten Back To Pure ma już w swoim dorobku trzy pełne albumy, trudno byłoby nazwać ich zespołem znanym. Nie można również powiedzieć, że grana przez Amerykanów muzyka zgodna jest z trendami panującymi obecnie w muzyce metalowej. Renegaci z Norfolk oferują nam w zamian coś bardzo dla nich naturalnego, dźwięki przepełnione Południową wrogością i dumą, ciężki gatunkowo metal o bluesowych korzeniach, który nie powinien być obcy, tak fanom Down, Entombed, Eyehategod czy Crowbar, jak i zwolennikom Lynyrd Skynyrd i The Allman Brothers Band.

Reklama

Kwintet z Wirginii, niczym walczący pod Gettysburgiem oddani żołnierze generała Lee, bronią swą grą prawa do pozostania niemodnym, powszechnie nieakceptowanym i przede wszystkim bycia sobą.

Zgodnie z tą ideą powstał też ich najnowszy album "The Burning South" (This Dark Reign Records, 2004), na którym, wypalony przez żucie tabaki popijanej burbonem, głos Bena Hogga idealnie współgra z ciężkim i surowym brzmieniem gitar, bulgoczącym basem, potężną perkusją i bluesowym dziedzictwem Południa.

Z rzecznikiem muzycznych Konfederatów z Beaten Back To Pure, Benem Hoggiem, rozmawiał Bartosz Donarski.

Co tam słuchać w obozie Beaten Back To Pure? Nowa płyta jest już od dłuższego czasu na rynku. Działalność zespołu idzie chyba w pożądanym kierunku?

Wszystko wydaje się być w porządku. Wygląd na to, że nowa płyta spotyka się z dobrym przyjęciem. Na pewno lepszym niż to bywało wcześniej, choć pewnie i tak do końca mych dni będę musiał chodzić do normalnej roboty. Ostatnio mieliśmy zagrać na festiwalu w Nowym Jorku, ale z przyczyn osobistych nie daliśmy rady. Tak czy inaczej, pojawia się coraz więcej możliwości koncertowania. Co prawda dość wolno to wszystko idzie, ale ogólna sytuacja jest dziś bardziej komfortowa. Poza tym nic wielkiego się nie dzieje. Ot, norma codziennych wzlotów i upadków. Może trochę więcej ostatnio piję.

Rozstaliście się z angielską Retribute Records, podpisując kontrakt z amerykańską wytwórnia This Dark Reign. Nie obawiacie trochę, że w związku z ta zmianą dostępność "The Burning South" w Europie będzie raczej słaba?

No cóż, nie ma idealnego rozwiązania. Obecnie mamy zaje****** dobrą dystrybucję w Stanach, co wcześniej nie było możliwe. Teraz mogę spokojnie iść do sklepu i na własne oczy zobaczyć tam naszą płytę. Szef wytwórni wspominał mi niedawno, że nasza sprzedaż w Europie nie jest jeszcze oszałamiająca. Mam nadzieję, że to się wkrótce poprawi.

Sam sprzedaje tego trochę na eBayu i z moich obliczeń wynika, że 80 proc. tych płyt znajduje nabywców w Wielkiej Brytanii. Po prostu staram się trochę pomóc. W przeszłości nie mogłem znaleźć naszych wydawnictw tutaj, w Stanach, co było niekiedy bardzo frustrujące.

Pomijając sprzedaż, chyba również znajomość BBTP w Stanach stała się ostatnio o wiele większa. Tak przynajmniej wygląda.

Dokładnie. Dobrze wiedzieć, że na swoim podwórku jesteśmy bardziej zauważalni. Niedawno zrobiliśmy wywiad do Metal Maniacs i liczę na to, że przełoży się to niebawem na kilka darmowych drinków w towarzystwie pięknych pań (śmiech). Kiedy byliśmy jeszcze w Retribute, skur***** nawet nie raczyli nawet zauważyć, że mamy podpisany kontrakt. Po długich rozmowach poprosili mnie o nasze demówki, jakby zupełnie nie wiedzieli, o co chodzi. Dziś, gdy album dostępny jest w sklepach, a my pojawiamy się więcej w magazynach, wreszcie możemy niektórym zamknąć gęby. To miłe uczucie.

Nie jestem, co do tego pewien, ale zdaje mi się, że mieliście wydać też coś nakładem cenionej Southern Lord Recordings. Tak się jednak nie stało.

Nie, choć bardzo bym chciał, żeby tak było. Ten koleś zainteresowany jest muzyką, która różni się nieco od tego, co my robimy. W chwili obecnej współpraca z This Dark Reign całkiem mi odpowiada. Robią dla nas wszystko, o co prosimy, a nawet więcej.

Poznałem kiedyś Grega Andersona z Southern Lord, ale nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat. Mieliśmy jedynie nadzieję na nagranie splitu z Weedeater i wypuszczenie tego materiału w ramach 7 Of Doom - serii wydawniczej, którą swego czasu robiła Southern Lord. Niestety, ta seria jest już przeszłością. W najbliższych latach zapewne uda nam się zrobić ten split z Weedeater, ale na dziś mamy już w planach dwa inne tego typu wydawnictwa. Będą to split-albumy z Parabellum z Pensacola na Florydzie i Gideon Smith oraz Dixie Damned z Charlotte w Południowej Karolinie.

Nie uważasz, że ten typ muzyki, który uprawia BBTP, jest zdecydowanie bardziej rozumiany w Stanach, niż gdziekolwiek indziej? W Europie raczej nie mamy zbyt wiele takich grup jak wasza, i w związku z tym trudno jest nam się do tych dźwięków odpowiednio odnieść. Z moich obserwacji wynika, że słuchają was ludzie, którzy, albo interesują się metalem od bardzo dawna, albo fani o otwartych horyzontach. Na pewno nie są to nastolatki zorientowane na zmieniające się trendy.

Zdecydowanie, stary. Idiota, który nosi czarny skórzany płaszcz i maluje twarz w gorący letni dzień, tylko po to, aby udowodnić swoje wewnętrzne zło, kult, pies to zwał, nie jest adresatem naszej muzyki. Bzdurne czary mary i udawanie kogoś kim się nie jest, zostawiamy innym. Najbardziej podobamy się ludziom znającym się na dobrej zabawie i którzy chcą posłuchać czegoś, co powybija mi zęby, ale ma też jakiś sens.

Nasze utwory mają początek, środek i zakończenie oraz normalne solówki. Nie jest to klasycznie poukładane czy nużąco przewidywalne, jednak całość ma ręce i nogi, czego nie można powiedzieć o np. jednoosobowych blackmetalowych projektach, generujących monotonny hałas. To, co gramy jest akceptowane przez fanów metalu w ogóle. Owszem, moje wokale odrzucają zwykłych ludzi, ale jeśli nie masz z tym problemu, nasz porąbany fuck?n?roll na pewno nie zrobi ci krzywdy. Wielu starych fanów na scenie metalowej, włączając w to mnie, ma już stanowczo dość kawałków, które prowadzą do nikąd i riffów, które nie mają żadnego sensu.

Porozmawiajmy w końcu o nowym albumie. Muszę powiedzieć, że "The Burning South" nie jest dokładnie tym, czego się spodziewałem. Jest nieco inny. W porządku, to nadal ten sam zespół, grający jednak bardziej różnorodnie. Ten materiał powstawał chyba dość długo?

Proces pisania utworów zajął nam dwanaście miesięcy. W tak długim czasie bardzo wiele się zmienia. Nie wiem, czy robienie czegoś innego było naszym celem, ale z pewnością nie chcieliśmy nagrać dokładnie tego samego, co wcześniej. Naprawdę uwielbiam "Last Refuge" ["The Last Refuge Of The Sons Of Bitches", poprzedni album grupy - przyp. BD] i podejrzewam, że przy pierwszym przesłuchaniu nowej płyty, ludzie wolą tamten materiał.

Jednocześnie, prawie wszyscy podkreślają, że z nową płytą trzeba się trochę oswoić i już po 4-5 przesłuchaniach bardzo ich wciąga, pozostając w ich odtwarzaczach przez dłużej niż tydzień. Nie chcę tu nikogo czarować. To nie jest muzyka do tańczenia, ale też nie nudna, jak większość stoner rocka. Zresztą, mnie też wkurza. Ale wracając do płyty, trzeba powiedzieć, że jest to materiał dynamiczny, a to właśnie lubię. Nasze kompozycje mają być po prostu interesujące. Myślę, że o to przede wszystkim w tym chodzi. To może być ciekawa solówka, zmiany tempa, cokolwiek. Te rzeczy są dla nas najważniejsze. No i cholernie silne bębny.

Kiedy Led Zeppelin wydawał płyty (nie było mnie tam wówczas, ale słucham tego trochę obecnie), każda z nich składała się z 8-9 zasadniczo różniących się kompozycji. I my właśnie to chcemy robić. Chcemy, żeby ludzie znali tytuły, a nie numery utworów. Nie cierpię krytykowania innych zespołów, niemniej, dobrym przykładem mógłby tu być Krisiun. Potrafisz rozróżnić ich poszczególne utwory? Albumy? Ja to rozumiem, sam lubię brutalność w muzyce, ale nie znaczy to wcale, że chcę słuchać kawałków zupełnie pozbawionych wyrazu.

"The Burning South" jest też trochę prostszy w odbiorze, nieco łatwiejszy do przełknięcia przez nieuświadomionego słuchacza.

Też to zauważyłem, choć nie wiem czy tak od razu. Z drugiej strony, dla niewprawnego ucha, czy fana innej muzyki niż metal, te kawałki są wciąż całkiem do rzeczy. To też należy zauważyć. Oczywiście, nie chcielibyśmy dogadzać wszystkim w stylu np. Slipknot, ale jeśli fan Lamb Of God czy COC (Corrosion Of Conformity), gdzieś po drodze odkryje nasz zespół, to nie ma sprawy. Nie jesteśmy na wyłączność.

Kolejną sprawą są twoje wokale, które nieznacznie, acz wyraźnie uległy pewnym przemianom. Zwiększenie partii czystego śpiewania uważam za bardzo dobrą decyzję. Dzięki temu zmiany nastrojów stają się bardziej wyraziste. Co ważnie, nie jest to też przesadne silenie się na czysty śpiew, który w wielu przypadkach kończy się na czymś, co przypomina tragiczne dla uszu zabawy z karaoke pod piosenki Franka Sinatry.

Dzięki chłopie! Lubię w ten sposób śpiewać. To może nie są czyste wokale w stylu Acid Bath (choć tamto g**** było doskonałe), a bardziej coś pomiędzy, w czym czuje się bardzo wygodnie. Wiele nad tym pracuje. Ci, którzy znają nas jeszcze z czasów "Southern Apocalypse" [debiutancka płyta - przy. BD] niezbyt przepadają za tą progresją. Ale jeśli nie idziesz do przodu, cofasz się, a ja nie chcę nawet o tym słyszeć. Tacy ludzie, w zmieniających się ilościach, będą zawsze.

Gdzie tym razem nagrywaliście? Brzmienie jest bardzo żywe, nie za bardzo dopieszczone, trochę szorstkie, ale nie przesadnie wulgarne. Innym słowy, pasuje do muzyki, jak ulał.

Nagrywaliśmy w studiu naszego gitarzysty Vince?a [Burke], na tyłach jego chaty. Do końca 2006 roku zostanie producentem i muzykiem na pełen etat. Jest dobry w tym, co robi, naprawdę dobry. Zawsze dąży do uzyskania naturalnego brzmienia, a nie zmanipulowanego g****. Sam szczyci się produkowaniem żywego brzmienia perkusji. To fascynat starych dźwięków, który nigdy nie pozwoli sobie, żeby z jego studia wyszło coś, co nie brzmi właściwie. Nawet g******* kapele na etapie demówek (one nie są takie złe, tak tylko mówię) wychodzą od niego, podniecając się jego pracą.

Z drugiej strony, jeśli utwory są do d***, nawet najlepsze brzmienie nie pomoże. Wiele kapel przynosi często nieodpowiedni sprzęt, na szczęście Vince ma wszystko, co potrzeba. Dlatego też nikt nie opuszcza studia "Sniper", dopóki on sam nie jest z tego w pełni zadowolony. To często doprowadza zespoły do trudnej do zaakceptowania rozpaczy. W zasadzie to on jest liderem BBTP. Ja jestem tylko rzecznikiem. Na pewno ucieszy się z twojej opinii.

Nie śmieszą cię czasami recenzje, w których dziennikarze z uporem maniaka starają się zdefiniować muzykę BBTP? Często wychodzi z tego kolosalny łamaniec w stylu, w którym jednym tchem wymienia się sludge / doom, stoner rock, death metal, blues i pewnie jeszcze sporo innych rodzajów grania. Musisz mieć z tego niezły ubaw.

Pewne odniesienia do naszej muzyki, których używają ludzie, są, albo nietrafne, albo bezsensowne. Jednak to, że nie daje się nas zaszufladkować, uważam akurat za plus. Choć i tak nie przeszkadza to wielu magazynom, które z zadowoleniem upraszczają wszystko wrzucając nas do kategorii sludge lub stoner. Przecież i tak wiadomo, że większość recenzentów to po prostu lenie. Jest też grupa źle doinformowanych, którzy nie powinni pisać o stylach, o których nie mają pojęcia. Inna sprawa, że wielu ludzi nie do końca rozumie to, co robimy, tak w Europie, jak i w Stanach.

Wiem, że jesteś fanem różnych odmian muzyki metalowej. Co w takim razie zrobiło na tobie ostatnio większe wrażenie?

Na pewno Engorge z ich "Where Monsters Dwell". To bardzo przyjemny death / thrash. Dalej Arsis (nasi kumple robiący kupę hałasu) oraz Bloodduster, choć płyta tego ostatniego wyszła już jakiś czas temu. Poza tym, Old Man Gloom i album "Christmass". Zdobądź ten materiał, o ile jeszcze go nie masz. Ogólnie mówiąc, cały czas słucham bardzo różnej muzyki. Bardzo lubię też Throttlerod, który budzi we mnie duszę starego fana ciężkiego rocka.

Na koniec zdradź jeszcze, jak wygląda dziś wasza sytuacja koncertowa? Wydarzyło się w tej materii coś szczególnego?

Nie było ostatnio żadnych wielkich tras. Zagraliśmy kilka weekendowych sztuk, a z tym zawsze wiąże się dobra zabawa. Bez agenta ciężko jest cokolwiek zorganizować. Gdy już go możesz mieć, musisz być zdecydowany na rzucenie wszystkiego w dowolnej chwili, a to nie jest realistyczne. Niedawno skontaktował się z nami Totomoshi [stonerowa grupa z Kalifornii - przyp. BD]. Może uda nam się coś tam zrobić. Czas pokaże.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Pure | utwory | metal | tytuły
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy