"Bez ograniczeń"
Weteran norweskiej sceny Oystein G. Brun i grający na basie szwedzki wokalista Mr. V - dwaj muzycy formacji Borknagar to persony doskonale znane sympatykom skandynawskiej muzyki metalowej. 27 marca 2006 roku światło dzienne ujrzał debiutancki album ich wspólnego projektu Cronian. Płyta "Terra", choć nie pozbawiona wspólnych cech z macierzystą grupą obu panów, przynosi dźwięki będące odważnym rozwinięciem ich twórczych wizji, w których na blackmetalowym fundamencie konstruuje się brzmieniowe krajobrazy rodem z muzyki filmowej, elektronicznej, progresywnej, eksperymentalnej. - Chcieliśmy zrobić coś bez jakichkolwiek ograniczeń. Dać się ponieść instynktom - mówi w rozmowie z Bartoszem Donarskim główny kompozytor Cronian Oystein G. Brun.
Sam pomysł na Cronian zrodził się już dość dawno temu, zanim nawet Vintersorg dołączył do Borknagar. Jak to dokładnie było?
Tak, na początku 1999 roku Andreas (Hedlund alias Vintersorg / Mr. V - przyp. red.) wybrał się do Bergen, ale wówczas nie miało to nic wspólnego z Borknagar. Ot, po prostu przyjechał, żeby pogadać i posłuchać muzyki, wypić wspólnie kilka piw.
Podczas naszych rozmów doszliśmy do wniosku, że wiele nas łączy pod względem muzycznym, że mamy podobne poglądy, filozofię. I tak pomyśleliśmy, że warto coś razem zrobić.
Później odszedł od nas wokalista, a Andreas dołączył do Borknagar. Cały czas jednak chodziło nam po głowie stworzenie czegoś na boku. Mniej więcej w 2002 roku ponownie podjęliśmy ten pomysł. Ustaliliśmy, co nas w tej kwestii interesuje. Nie chcieliśmy powielać samych siebie, stworzyć drugiego Vintersorg czy Borknagar. To miało być coś wyjątkowego.
Długo budowaliście ostateczny kształt muzycznego oblicza Cronian? A może to, w jakim kierunku pójdziecie było jasne od samego początku?
Nie. To był dłuższy proces. To z czym zaczynaliśmy okazało się na końcu czymś zupełnie innym. Dlatego też w 2005 roku postanowiliśmy zmienić nazwę z Ion na Cronian.
Co właściwe oznacza słowo "cronian"?
To zamarznięte jezioro w arktycznym krajobrazie.
Który z was pisze muzykę?
Praktycznie wszystkie utwory wymyśliłem sam, poza instrumentalną kompozycją "Colures". Niemniej, Andreas czy też Mr. V ma swój duży udział w aranżowaniu całości. Właściwie jest to wynik dobrej współpracy.
Wspomniałeś na początku, że chcieliście uniknąć kopiowana samych siebie. Z drugiej strony w Cronian można odnaleźć echa waszych podstawowych zespołów. Myślę, że "Terra" spodoba się również fanom Borknagar czy Vintersorg.
Zdecydowanie. Wiesz, trudno stać się nagle inną osobą. To, co robiliśmy do tej pory zostało w jakiś sposób odzwierciedlone w Cronian. Są tam z pewnością wpływy Borknagar, bo to przecież ja jestem głównym kompozytorem w tym zespole. I to samo jest z Vintersorg.
Mimo wszystko rdzeń muzyki Cronian, podejście do niej jest inne. Dla przykładu mogę powiedzieć, że to, jak piszę muzykę w Cronian jest zupełnie odmienne od tego, co robię w Borknagar. Doskonale jednak rozumiem, że ludzie mogą znajdować w tym pewne podobieństwa.
"Terra" jest też płytą poniekąd eksperymentalną. Można chyba powiedzieć, że Cronian okazał się dla was wentylem, przez który uwolniliście wszystko to, co od dłuższego czasu siedziało wam w głowach, a co nie do końca pasowałoby np. w Borknagar.
W zasadzie taki był zamysł. Chcieliśmy zrobić coś bez jakichkolwiek ograniczeń. Dać się ponieść instynktom. Jestem wielkim fanem muzyki filmowej i na podobnych podstawach postanowiłem oprzeć Cronian.
Ta muzyka ma w sobie pewien wyraźny aspekt wizualny. Fajnie byłoby, gdyby udało się nam kiedyś nakręcić jakiś wideoklip. Wciąż jest tam jednak sporo metalowego grania.
Dokładnie. Wydaje się nawet, że nie mieliście zamiaru aż tak bardzo odcinać się od własnych metalowych korzeni. Sporo tu programmingu, ale i mocnych gitar.
Racja. Mimo że celem było stworzenie czegoś nowego, odwrócenie się plecami do tego wszystkiego, czego nauczyłem się przez lata nie wchodziło w rachubę. Często obserwuję różnych ludzi, którzy nagle decydują się na muzyczny zwrot o 180 stopni, przechodzą do czegoś krańcowo innego, zapominają o własnej przeszłości. To w większości przypadków kończy się porażką.
Tak w Borknagar, jak i w Cronian staramy się zachować postępowy kurs, ale jednocześnie nie zrywać z naszymi doświadczeniami, które zebraliśmy dawniej. Rozwój, ale i podkreślanie własnego stylu - to właściwa droga.
Wasz debiut to także ten rodzaj materiału, który wymaga czasu, aby dotrzeć do ukrytego w nim smaku. Trudno tutaj mówić o przebojach czy chwytliwych partiach. Jednym słowem - w to trzeba się wgryźć.
O to właśnie nam chodziło i mogę to traktować w kategoriach komplementu. Wspólnie z Vintersorgiem chcieliśmy stworzyć coś, co będzie dla słuchacza pewnym wyzwaniem.
Osobiście nie przepadam za łatwym graniem. Za muzyką, której posłuchasz raz czy dwa razy i jesteś już nią zmęczony. W przypadku Cronian miała to być muzyka, którą może trudniej zrozumieć, ale jak już się w nią zagłębisz, całe doświadczenie z tym związane będzie o wiele intensywniejsze. Przy każdym kolejnym przesłuchaniu można odkryć tu coś nowego.
Mamy nadzieję, że ta płyta właśnie w taki sposób będzie odbierana. To nie jest komercyjne granie, na którym dałoby się zarobić. Jednak z naturalnej i szczerej siły tej muzyki jesteśmy naprawdę dumni.
Brzmienie tej płyty, o które sami zadbaliście jest wręcz przenikliwie zimne, a to ma zapewne wiele wspólnego z ogólnym konceptem Cronian.
Tak, cała płyta miała mieć traki chłodny klimat. Podobnie było z brzmieniem. Co prawda nie jestem z niego do końca zadowolony, ale ogólnie mówiąc, jest w porządku. Wszystko postanowiliśmy zrobić sami, jednak kilku ludzi udzieliło nam pomocy. Np. przy nagrywaniu wokali czy masteringu, który wykonał dla nas Dan Swanö.
Nagrywanie tego albumu latem przyniosłoby pewnie trochę inne rezultaty.
Zapewne. Kiedy miksowaliśmy tę płytę w Szwecji za zewnątrz było jakieś 25 stopni mrozu. Pamiętam też, że w trakcie prac wybraliśmy się do lasu zrobić kilka zdjęć. Było cholernie zimno. Na tych zdjęciach doskonale widać, że niemal odmroziliśmy sobie tyłki (śmiech). W ogóle cała atmosfera związana z powstawaniem tego albumu była dla nas niczym religijne doznanie. Pełna jedność.
Jak współpracowało się z Danem Swanö we wskrzeszonym nie tak dawno studiu "Unisound"?
Prawdę mówiąc w ogóle z nim nie rozmawiałem. Z Danem kontaktował się Andreas. To profesjonalista w każdym calu, który dokładnie wie, o czym mówi. To, co zrobił z tym albumem jest zabójcze. Wysłaliśmy mu nasz materiał, a on sam podsyłał nam do oceny różne próbki brzmienia. W ten sposób uzyskaliśmy rezultaty, które najbardziej nas zadawalały. Byłem pod wrażeniem tego człowieka. To naprawdę miły facet. Jestem jego wielkim fanem, od chwili, gdy usłyszałem pierwszy album Edge Of Sanity w roku 1991.
Co dziś dzieje się w Borknagar?
Pracujemy nad nowym albumem. Mamy zamiar go skończyć najprawdopodobniej w maju. Tym razem będzie to płyta oparta na graniu akustycznym. Bardzo fajnie to wychodzi. To będzie coś szczególnego, choć nadal w stylu Borknagar. Po tej akustycznej płycie, kolejny album będzie zapewne powrotem do naszych korzeni. Nawiązaniem do klimatów "The Archaic Course" i tego rodzaju dźwięków. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość.
Akustyczne granie już od dawna obecne jest w muzyce Borknagar. I chyba nie można tu mówić o jakimś wielkim wyzwaniu.
Zgadza się. W Borknagar od zawsze pisze muzykę w oparciu o gitarę akustyczną. Taki sposób tworzenia jest dla mnie bardzo naturalny. Nowa płyta będzie naprawdę fajna. Wygląda na to, że pozbywając się całej elektroniki, uzyskaliśmy całkowicie nową jakość brzmienia. Głownie dlatego, że mamy tu do czynienia z muzyką akustyczną. Duch Borknagar został jednak zachowany.
Dziękuję za rozmowę.