"Autorzy tworów piosenkopodobnych"
Pochodzący z Trójmiasta zespół Ścianka zadebiutował na naszym rynku w 1997 r. albumem „Statek kosmiczny”. Płyta spotkała się z dużym zainteresowaniem w kręgu miłośników muzyki niezależnej. Grupa przez blisko dwa lata przygotowywała kolejne dzieło, ostatecznie zatytułowane „Dni wiatru”. Płytę promował singel "Only your bus doesn't stop here", na którym zagrali także Kasia Nosowska i Myslovitz. Z okazji premiery nowego albumu, z Maciejem Cieślakiem, wokalistą Ścianki, o poezji i poetach, odejściu z Biodro Records oraz współpracy z Myslovitz i Kasią Nosowską, rozmawiał Konrad Sikora
Waszą pierwszą płytę wydała niezależna wytwórnia Biodro Records. Przy okazji nowego albumu postanowiliście przenieść się do Sissy Records, która jest częścią BMG. Dlaczego tak się stało?
Dlatego, że Biodro Records to mała firma, która ma małe możliwości. Sissy Records, jako część BMG, ma je o wiele większe. Wybór był więc oczywisty, ale tylko przy założeniu, że warunki współpracy, to znaczy swoboda artystyczna, jest taka sama jak w Biodrze. A że jest, to nie było się nad czym zastanawiać. Tymon jest naszym przyjacielem, ale dlatego, że jest naszym kumplem, nie musimy z nim robić interesów. On doskonale rozumie naszą decyzję i w zasadzie ją pochwala.
Czym nowa płyta różni się od waszego debiutanckiego albumu?
Pierwsza płyta próbowała wykraczać poza ograniczenia muzyki rockowej, a druga już zdecydowanie wykracza poza te granice i wykorzystuje przy tym środki, które nie mają nic wspólnego z muzyką rockową. Moim zdaniem jest to jej duża zaleta i nasz sukces artystyczny. Jak na razie nie udało nam się znaleźć żadnego zespołu, który grałby podobnie. Jesteśmy więc oryginalni w tym, co robimy. Wszystko jest podporządkowane ekspresji. Teksty są różne, od bajkowych po schizofreniczne.
Gdyby trzeba było w sklepie muzycznym położyć tę płytę na półce z jakimś gatunkiem muzycznym, gdzie najchętniej byś ją zobaczył?
Jeżeli słowo ‘alternatywa’ cokolwiek znaczy, to wydaje mi się, że jest to najlepsza alternatywa wobec tego, co ogólnie dzieje się na naszym i innych rynkach muzycznych. Polski rynek muzyczny to ja mam w dupie. W ogóle kierunki muzyczne to bzdura, ale jeśli mam być na jakiejkolwiek półce, to najlepiej, aby była to półka z muzyką alternatywną.
Na singlu promującym ten album zagrali Myslovitz i Kasia Nosowska. Dlaczego właśnie oni?
Z Józkiem, szefem Sissy Records, zastanawialiśmy się, kto ma zagrać ten utwór, ale tak, aby wyszło to w miarę oryginalnie. Nie chcieliśmy robić po prostu remiksów, chcieliśmy zrobić coś innego. Wybraliśmy tych najmniej obciachowych polskich artystów i daliśmy im zupełną swobodę w pracy nad tym utworem. Efekt końcowy był dla mnie niespodzianką. Trzeba przyznać, że jest to bardzo ciekawy proces twórczy. Raz, że jest to rzecz bardzo atrakcyjna komercyjnie, a dwa to, że artystycznie tworzy to ciekawą sytuację przestrzenną między tymi trzema wykonaniami. Sama piosenka to moim zdaniem bardzo dobry utwór i jest dobrym szkieletem, aby w zależności od swojej osobowości, każdy mógł na nim zbudować swój własny twór.
Czy planujecie powtórzenie tego typu eksperymentu z innymi utworami i innymi artystami?
To jest bardzo fajny pomysł, ale nadmierne wykorzystywanie takiego patentu może spowodować, że straci on swoją atrakcyjność. Dlatego nie sądzę, abyśmy próbowali to jeszcze kiedyś powtórzyć. Nie mówię, że nigdy tego znów nie zrobimy, ale na razie nie mamy takich planów.
Czy w takim razie przejdziecie do remiksowania utworów?
Dla mnie to jest super radocha, jeśli kogoś tak poruszy nasz utwór, że mu się będzie chciało go zremiksować, to z wielką chęcią posłuchamy, co z tego wyjdzie. Dla artysty fakt, że ktoś go w ten sposób zauważył, to jak dla ucznia piątka w szkole.
Ten singel jednak w znaczący sposób odbiega od tego, co znajduje się na płycie.
Na płycie jest jeszcze jedna piosenka, albo raczej twór piosenkopodobny. Reszta to działania muzyczne niestandardowe. Nie chcę używać tutaj określenia eksperyment muzyczny, bo nie lubię takich określeń. Te działania są na tyle niestandardowe, na ile niestandardowe są treści, które się w tych utworach pojawiają.
Czy nie obawiacie się, że ludzie, którym spodobał się singel, będą zawiedzeni zawartością płyty?
No i co zrobią? Popłaczą się? Jeżeli chodzi o rynek, to stwierdziłem wcześniej, że mam go w dupie. Zależy mi jednak na tym, aby on się rozwijał i rozszerzał, żeby wchłaniał więcej gatunków muzycznych i treści. W tym momencie ten singel robi bardzo dobrą rzecz dla płyty – przyciąga ludzi, którzy wcześniej nie słyszeli o Ściance. Być może później sięgną także po płytę. Wielu z nich na pewno nie będzie w stanie ugryźć tej muzyki, ale może znajdzie się grupa, która wcześniej nie znała tego rodzaju muzyki, a odkryje w niej coś wielkiego. Będą to kolejne osoby, które zasilą krąg osób doceniających muzykę niezależną. Wiem, że jest to muzyka trudna, nie znoszę tego słowa, ale gdzieś tam jest bardzo łatwa, dlatego że wyskakuje z konwencji, nie operuje dobrze znanymi i często stosowanymi chwytami. W związku w tym to, co jest w niej czytelne, to przekaz uczuciowy, wyobrażeniowy. Wystarczy być odpowiednio czułym człowiekiem, aby tę muzykę odebrać. Przecież o to głównie w muzyce chodzi, o wyrażanie się. Komuś może ta emocja nie pasować, ale na pewno coś do tej płyty poczuje. Powie albo tak, albo nie, ale się zgodzi z tym, że ta muzyka wywołała w nim jakieś emocje.
O czym traktują teksty, czy jest w nich jakieś przesłanie?
Przesłania socjologicznego nie ma, ale mogę powiedzieć fragment pierwszego, tytułowego utworu „Dni wiatru”. „Nastały dni wiatru, dni podmorskich zamieci/Kamień kruszeje w pył/ Pamięć zaciera się w kamień/ Schody wiodą w górę/ Na szczyt wieży/ Sekstans/ Mapy nieistniejących światów/ Za morzem, za głosem, w wodospadzie/ Za okiem najsmutniejszego z kwiatów...”. Sami spróbujcie powiedzieć, o czym są te teksty. Muzyka jest poezją, a jeżeli towarzyszą temu słowa, to bardzo dobrze. Jeżeli pójdzie się tym tropem, to może się okazać, że jest to trop całej płyty. Ja nie czuję się poetą, bo mi słowo poeta kojarzy się z klubem „Kawiaret” w Sopocie, gdzie przychodzą goście w sweterkach z brodami i palą fajki. Od tej strony ci faceci za bardzo mi obrzydzili słowo poeta i nie odczuwam potrzeby, aby się tak określać. Dla mnie jest to twórczość, wyrażenie siebie, a jak to ktoś nazwie – mnie nie obchodzi.
Czy ten rodzaj muzyki, który gracie, nadaje się do promowania w Internecie?
Myślę, że jak najbardziej. Na pewno można go bardziej promować w Internecie, aniżeli w radio. W Sieci nikt nie zakłada na to blokady. Planujemy nawet to zrobić. Mamy już zarezerwowany adres scianka.art.pl, ale gość, który ma to robić, mieszka w Bydgoszczy, a my w Trójmieście i występują kłopoty z komunikowaniem się. Chcemy, aby ta strona była taką drobną jaskinią z jak największą ilością informacji. Chcę, aby znalazła się tam też część poświęcona rzeczom, niekoniecznie naszego autorstwa, ale takim, które odpowiadają nam klimatem. Może to być fragment opowiadania Schulza, albo jakiś filmik, który zrobimy, bo tym też chcemy się zająć.
A mp3? Czy jesteście za tym, aby wasze utwory krążyły po Sieci?
Nie mam na ten temat wyrobionego zdania. Kilka mogłoby się tam znaleźć, ale nie jestem za tym, aby ładować całe płyty, lepiej niech ludzie je kupują. Płyta jest pewną całością, to nie jest przypadkowy dobór utworów. A ściągając z Sieci pojedyncze utwory traci się to poczucie. Mam mieszane uczucia wobec tego formatu. To mi przypomina wybieranie pojedynczych rozdziałów z książek. Może w przypadku muzyki pop to się sprawdza, ale nie można tego zrobić przy naszych płytach. Chciałbym tego uniknąć.
Dziękuję za rozmowę