Abel: Niejeden raper chciałby być tak niedocenionym
"Jak się robi solową płytę, to może okazać się ona na tyle nudna, że trzeba czerpać ze wszystkiego dookoła i trochę ją urozmaicić. Na 'Hannibalu' jest mnóstwo odniesień i każdy tekst można rozkodowywać w różny sposób i taki cel chciałem osiągnąć. Nie chciałem natomiast, żeby ktoś to przesłuchał raz i odłożył płytę na półkę" - mówi o materiale na "Hannibalu" w wywiadzie dla Interii Abel. Ponadto słubicki raper opowiedział o swoim uwielbieniu do Kanye Westa, potencjalnym duecie z Kasią Nosowską oraz wyczekiwanej płycie z Tede.
Abel, to pochodzący ze Słubic raper, który przed rozpoczęciem kariery solowej znany był z projektu Smagalaz (działał tam wraz z DJ Petem oraz Mopsem Bebskym). W 2014 roku ukazał się debiut Abla pt. "Ostatni Sarmata", który został doceniony przez fanów oraz dziennikarzy. W 2016 roku raper powrócił z drugim albumem "Hannibal". Za jego produkcję, tak jak poprzedniego materiału, odpowiadał Brat Jordah, czyli Mateusz Gudel znany m.in. z projektów Małe Miasta oraz Flaszki i Szlugi.
Daniel Kiełbasa, Interia: Zacznijmy z grubej rury. Czy czujesz się najbardziej niedocenionym raperem w Polsce? Bo jak pewnie wiesz, takie opinie krążą po sieci. Zgadzasz się z tą opinią czy masz inne zdanie?
Abel: - Nie, może kiedyś można było mnie tak nazywać, ale w tym momencie wydaje mi się, że niejeden raper chciałby być tak niedocenionym. Dostałem taką łatkę i nie może się ona ode mnie odczepić. Nie jest to jakoś denerwujące. Jak ktoś tak mówi, to mi jest bardzo miło, ale to siódme miejsce na OLiS-ie pokazuje, że ludzie mnie słuchają i kupują moje płyty.
To wynikło chyba z tego, że pierwsza płyta miała trochę skromniejszą promocję i niekoniecznie do wszystkich dotarła, więc ktoś uznał, że to dobry powód, by nazwać cię niedocenionym.
- Możliwe. Nie mam z tym problemu i wydaje mi się, że jestem dosyć doceniony.
"Ostatni Sarmata" miała mniejszą promocję, ale przy okazji "Hannibala" rozkręciliście wszystko w imponujący sposób. Czyim pomysłem była facebookowa grupa "Armia Hannibala"?
- Tu cię zaskoczę, bo to nie był mój pomysł. Tak się złożyło, że mój fan, który na Facebooku przedstawia się jako Hazdrubal Barkas, wpadł na ten pomysł i skontaktował się najpierw z wytwórnią i potem z nami, żebyśmy to wspierali. My to oczywiście robimy, sam należę do tej "Armii" i fajnie, że to zadziałało.
Myślisz, że "Armia Hannibala" będzie działać przy okazji następnej płyty czy zmieni szyld, bardziej pasujący do nowej płyty?
- Nie mam pojęcia. Musimy pomyśleć, co z nią zrobić, bo wszystko tam funkcjonuje bardzo sprawnie. Mamy tam różne działania zewnętrzne, które nie wychodzą poza grupę. Ostatnio był konkurs na zwrotkę dla żołnierzy "Armii Hannibala", gdzie zwycięzca wygrał bit od Brata Jordaha i zwrotkę ode mnie na swój kawałek, bo tam jest dużo mniej znanych raperów. I cały czas nakręcamy się wspólnie. I czuć, że ma się wsparcie. Hazdrubal cały czas moderuje tę grupę i tam powinno być już kilka tysięcy osób, ale on sprawdza kto jest aktywny, a kto nie jest i cały czas redukuje liczbę do około 800 osób.
To od nich miałeś zapewne pierwsze opinie na temat Hannibala. Jak fanom spodobał się nowy materiał?
- Przeczytałem kilka recenzji, które są pozytywne. Fani też bardzo dobrze odebrali tę płytę. Ja też podchodzę do tego z dystansem, bo jak ktoś nas wspiera, to jest nam przychylny. Ale chciałem też, żeby o płycie usłyszeli ludzie, którzy niekoniecznie są nam przychylni, ale bardziej obiektywni. Póki co jest bardzo dobry odzew i dostaję pozytywne wiadomości nawet od ludzi, którzy nie byli fanami.
A jak wygląda to sprzedażowo? Już jest pewnie lepiej od "Ostatniego Sarmaty"...
- Tak. Już podwoiliśmy sprzedaż, o ile nie potroiliśmy. Zeszło tego naprawdę dużo.
Skoro już rozmawiamy o sprzedaży, to warto chyba poruszyć temat "Kasy", czyli singla z Tede. Spodziewałeś się, że to będzie taki strzał i numer zdobędzie taką popularność?
- Nie spodziewałem aż takiego odzewu. Jak robiliśmy płytę i wybieraliśmy single, to miał on dla nas potencjał. Wiadomo, pojawił się też w nim Jacek (Graniecki - przyp. red.), co też przyciągnęło jego fanów, ale był też bardzo sarkastyczny, co nie do końca wszyscy zrozumieli. Potem zrobiliśmy klip i siadło.
To żeby skończyć temat współpracy twojej i Jacka. Każdy numer waszego duetu ma niezwykle dobry odbiór, więc muszę zapytać, kiedy Yolo Boiz wypuszczą coś w eter?
- Ostatnio Jacek wysyłał mi fragmenty wszystkich naszych nagranych numerów i są tam zacne perełki. Mamy nagranych mnóstwo utworów i nie mamy pojęcia, co z tym zrobić. Może wydamy mixtape, może płytę, ale prędzej czy później coś wydamy.
Czy "Hannibal" ma w ogóle jakiś motyw przewodni? Bo przesłuchując go kilka razy, miałem wrażenie, że lubisz skakać po tematach.
- Jak się robi solową płytę, to może okazać się ona na tyle nudna, że trzeba czerpać ze wszystkiego dookoła i trochę ją urozmaicić. Na "Hannibalu" jest mnóstwo odniesień i każdy tekst można rozkodowywać w różny sposób i taki cel chciałem osiągnąć. Nie chciałem natomiast, żeby ktoś to przesłuchał raz i odłożył płytę na półkę. Tym bardziej, że jest to album solowy, więc chcieliśmy z Jordahem pokazywać przede wszystkim siebie, a nie zapraszać miliona gości i robić z tego składanki.
A myślałeś kiedyś o nagraniu koncept-płyty?
- Myślę nad tym cały czas, ale nie mam takiego pomysłu, który wydawałby się trafiony w dziesiątkę, o którym powiem "tak, to jest to". Myślę, bo lubię takie gry ze słuchaczem. Na "Hannibalu" jest kawałek "Lascaux", gdzie zostawiamy znaki. I na tej płycie zostawiłem wskazówki dotyczące następnej.
Na całej płycie da się odczuć pewien minimalizm. Odrzuciliście przepych i postawiliście na bardziej ascetyczne brzmienie. Dobrze słychać to w nowym "Intrze", które jest zupełnie inne od poprzedniego. Nie kusiło was znowu zacząć jednak płyty od czegoś podobnego i równie wkręcającego się jak na "Ostatnim Sarmacie"?
- Przyznam, że trochę nas kusiło. Bo to wprowadzenie bardzo wysoko zawiesiło poprzeczkę, ale też nie chcieliśmy się powtarzać i robić tego samego. Chcieliśmy uniknąć wtórności i nie chcieliśmy konkurować z tym poprzednim "Intrem". Tam był Arek Jakubik, były skrzypce i to było bardzo skondensowane. Trudno mi porównywać wstępy i same płyty, ale jeszcze takich konkretnych zestawień nie było.
A nie miałeś ochoty zaprosić po raz kolejny Arka do współpracy?
- Arek to niezwykle kolorowa postać. Mieliśmy okazję poznać się przy okazji festiwalu MOST w Słubicach osobiście, bo wcześniej takiej okazji nie było. Przegadaliśmy wtedy pół nocy o różnych sprawach. Niewykluczone, że kiedyś nasze drogi się jeszcze zejdą. On jest trochę inną bajką muzyczną, ale jest to zawsze jakaś bajka muzyczna. My natomiast lubimy przekraczanie granic. Może niekoniecznie w taki sposób, jak robi to Gang Albanii, tylko trochę inaczej (śmiech).
Skoro jesteśmy przy przekraczaniu granic. Myślałeś, żeby zaprosić do utworu "Hey" Kasię Nosowską?
- Były takie plany. Kontaktowaliśmy z menedżerką Kasi, ale Hey pracował nad nową płytą i zespół nie chce się rozpraszać. Chcieliśmy zaproponować Kasi Nosowskiej ostatni refren do zaśpiewania. To byłoby świetne. Może kiedyś jeszcze uda się coś takiego zrobić.
Nie było Nosowskiej, ale była Rosalie., czyli odkrycie Brata Jordaha...
- Tak. Stwierdził on, że ta dziewczyna to skarb i ja się z tym zgadzam.
A będziesz w przyszłości werbował na płyty inne młode talenty?
- Tutaj nie było tak, że szukaliśmy kogoś utalentowanego, tylko Jordah rozpoczął z nią współpracę, pokazał mi te kawałki i ja się totalnie "podjarałem". Mieliśmy z Rosalie. dobry kontakt i postanowiliśmy ją zaprosić na płytę. Myślę, że ona ma przed sobą świetlaną przyszłość.
Na "Hannibala" nie zmieściło się podobno sporo materiału. Planujecie go jakoś wydać?
- Mamy sporo materiału, ale nie wiemy co z nim zrobić. Zastanawiamy się, czy wiązać go z "Hannibalem", czy puścić luźne single. Na pewno coś z tym zrobimy, bo warto to puścić dalej.
To odejdźmy na chwilę od "Hannibala". Słyszałem, że jesteś ogromnym fanem Kanye Westa. Jaka jest więc twoja ocena płyty "The Life of Pablo"?
- Ja jestem nawet trochę psychofanem Westa i płyta mi się bardzo podoba. Wiem, że są różne opinie, ale mi przypadła do gustu.
Ale nie masz wrażenia, że ona jest odrobinę niedopracowana?
- Tak, ale myślę, że on nie do końca miał tutaj wszystko zaplanowane. To było takie pogrywanie z każdym. Ja słyszałem tę wersję zaraz po premierze i kilka kawałków mi nie siadło, ale generalnie dla mnie to super materiał. Kanye jest wielki. Powinien być prezydentem!
A sposób promocji też ci się spodobał?
- Tak! On w ogóle wywrócił wszystko do góry nogami i ma taką moc w sobie, że to wszyscy "kupili". Nikt inny nie mógłby tego zrobić. Kanye wyznacza trendy i modę. Głosuję na Kany'ego!
To na koniec zapytam nie o plany Kanyego, tylko o twoje. Czy projekt Uliczny Stosunek zmaterializuje się też w postaci płyty?
- Uliczny Stosunek wymyśliliśmy z chłopakami, gdy byliśmy na Open'erze i tam oni wpadli na pomysł, że nasza znajomość to jest trochę właśnie uliczny stosunek. Ja nie do końca byłem za tą nazwą i żeby w ten sposób nazywać trasę, ale Mateusze na to przystawali, więc tak zostało. Sam jestem ciekawy, co się będzie działo dalej.
A gościnne występy? Bo mało cię u innych raperów...
- Nie ma mnie dużo na featuringach, ale to się zmieni, bo już z kilkoma raperami pracujemy nad wspólnymi kawałkami. Z takimi, z którymi nie miałem nigdy kolaboracji. Mam już bity, piszę zwrotki, więc pozostaje czekać, aż się pojawią.