Reklama

The Rolling Stones w Warszawie. Ryszard Poznakowski: To był szok

Ryszard Poznakowski, wraz z Czerwono-Czarnymi grał jako support przed występem The Rolling Stones w Warszawie w 1967 roku. Tym razem nie wybiera się na ich na niedzielny koncert (8 lipca) na PGE Narodowym.

Ryszard Poznakowski, wraz z Czerwono-Czarnymi grał jako support przed występem The Rolling Stones w Warszawie w 1967 roku. Tym razem nie wybiera się na ich na niedzielny koncert (8 lipca) na PGE Narodowym.
Ryszard Poznakowski w składzie grupy Trubadurzy - 19 grudnia 2017 r. /Piotr Kamionka /Reporter

Do tej pory jedna z najsłynniejszych grup wszech czasów w Polsce wystąpiła czterokrotnie: dwa koncerty w Sali Kongresowej w Warszawie (1967), na Stadionie Śląskim w Chorzowie (1998) i na Torze Wyścigów Konnych w Warszawie (2007).

Koncert na PGE Narodowym (niedziela 8 lipca) zakończy tegoroczną odsłonę trasy "No Filter", która obejmuje zaledwie 14 występów w 12 miastach.

Podczas pamiętnych koncertów w Sali Kongresowej The Rolling Stones poprzedzał zespół Czerwono-Czarni, którego kierownikiem muzycznym był wówczas Ryszard Poznakowski, późniejszy muzyk grupy Trubadurzy.

Reklama

PAP Life: Wybiera się pan na koncert Rolling Stones na Narodowym 8 lipca?

Ryszard Poznakowski: - Niestety, w tym terminie mam zobowiązania zawodowe.

Ponoć to nie jedyny powód...

- Też o tym słyszałem: organizatorzy obawiają się, że zażądam zwrotu kosztów wypożyczenia Stonesom instrumentu. Wraz z odsetkami. (śmiech)

Jak to się stało?

- Brian Jones spalił organy. W Wielkiej Brytanii mają napięcie 110 volt, u nas - 220, a on nie miał o tym pojęcia.

Pan miał profesjonalne organy...

- Tak, przywiozłem sobie rok wcześniej z USA Capri. Dawali mi masę kasy - w funtach! - żeby im pożyczyć. Oczywiście nie wziąłem żadnych pieniędzy...

Jak ten koncert wpłynął na pana życie?

- Ten dzień zmienił moje myślenie o muzyce o 180 stopni. Zmienił też moje podejście do estetyki czy życia w ogóle.

Bo...

- Bo w PRL w kufajce szło się do pracy, a w smokingu wieczorem na imprezę. Stonesi pokazali, że można ubierać się tak, jak się chce. Proszę zwrócić uwagę, że po ich koncercie w Polsce zniknęli bikiniarze, a pojawiły się "dzieci - kwiaty": kolorowe koszule ze stójkami, kolorowe spodnie, aksamitne marynarki...

To jedyna wielka gwiazda, która przejechała wówczas do Polski w zenicie swojej sławy.

- No nie, zaraz przyjechali też The Animals... Ale rzeczywiście: wówczas top to byli Beatlesi i Stonesi, a pomiędzy nimi - Elvis Presley.

Ale Beatlesów można było zobaczyć, co najwyżej w kinie.

- A Stonesów posłuchać na żywo, prawie dotknąć i to był szok.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Czerwono-Czarni | Trubadurzy | The Rolling Stones
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy