Słynny rockman zostawił rodzinę z długami. Syn zabrał głos po latach
Oprac.: Mateusz Kamiński
Scott Weiland, czyli lider zespołu Stone Temple Pilot, zmarł w 2015 roku. Niemal dziesięć lat po śmierci artysty na scenie debiutuje jego syn, Noah. 23-latek wydał swój pierwszy singel pt. "yesterday", który promuje serią wywiadów. W jednym z nich opowiedział, co pozostawił mu uwielbiany przez publiczność ojciec.
Scott Weiland znany z występów w grupach Velvet Revolver, Art of Anarchy, a przede wszystkim Stone Temple Pilots, był ojcem kultowych grunge'owych krążków - m.in. "Core" czy "Purple". Legendarny wokalista niemal całe życie zmagał się z poważnymi problemami, a przede wszystkim uzależnieniem od nielegalnych substancji i alkoholu. W grudniu 2015 roku został znaleziony martwy w busie koncertowym. Wówczas miał zaledwie 48 lat.
Weiland pozostawił w żałobie dwoje dzieci - córkę Lucy i syna Noah. Ten ostatni już od kilku lat idzie zawodowymi śladami ojca - w 2020 roku wraz z pociechami Slasha (Londonem Hudsonem) oraz Roberta Trujillo (Tye Trujillo) utworzył grupę Suspect208, która niestety szybko się rozpadła. Głównym winowajcą rozpadu projektu miały być... problemy z używkami Noah.
Młody Weiland zdecydował się na karierę solową i zaprezentował swój singel "yesterday", który z pewnością nie przypomina dokonań jego ojca. Utrzymany w połączeniu popu i hip-hopu utwór podzielił nieco odbiorców, którzy zauważają, że młody chłopak jest bardzo pogubiony. Niektórzy sugerują, że odnajdzie swój styl i spokój, a inni zauważają podobieństwo do autodestrukcyjnych zachowań jego ojca.
Scott Weiland zostawił rodzinę z długami. Syn zabrał głos po latach
W wywiadzie udzielonym magazynowi "Rolling Stone" młody wokalista wyznał, że pomimo bycia synem tego legendarnego Scotta Weilanda, on wychowywał się w normalnych warunkach, a ojciec nie pozostawił rodzinie żadnych pieniędzy, a za to ogromne długi. Matka chłopaka pracuje na etacie, a wszystkie zaległe rachunki udaje się spłacać dzięki tantiemom napływającym z odsłuchów piosenek Weilanda seniora.
Noah Weiland najchętniej chciałby odciąć się od nazwiska ojca i po cichu liczy na to, że zrobi karierę muzyczną na własną rękę i dorobi się fortuny. W wywiadzie artysta rozwiał także wątpliwości na temat rozpadu Suspect208 - jego zdaniem to nie używki zniszczyły zespół, a wręcz przeciwnie, sięgnął po nie dopiero wtedy, gdy grupa przestała istnieć. Jak zapewnił - aktualnie jest czysty, a pieczę nad jego trzeźwością sprawuje Ashley Hamilton - ceniony aktor i komik. Walka z uzależnieniem pozwoliła 23-latkowi zrozumieć błędy ojca i piekło, przez jakie musiał przejść, dzięki temu nauczył się, jak wybaczyć zmarłemu w 2015 roku rodzicielowi.
"W końcu zrozumiałem jego sytuację. Uświadomiłem sobie, że to nie jego wina. Przeżywał to wszystko zbyt mocno. Miał zbyt dużo demonów. Dogoniły go. To sprawiło, że mu wybaczyłem" - stwierdził Noah Weiland.
Była żona Weilanda mówiła, że był złym ojcem
Przypomnijmy, że Mary Forsberg, żona Scotta Weilanda w latach 2000-2007, a zarazem matka ich dwójki dzieci, niedługo po śmierci artysty powiedziała publicznie, że ten był nieodpowiedzialnym ojcem.
"Możecie zapytać: 'Skąd mieliśmy wiedzieć? Czytaliśmy, że uwielbia spędzać czas ze swoimi dziećmi i że przez lata nie brał narkotyków!'. W rzeczywistości był to paranoik, który nie pamiętał tekstów własnych utworów i był fotografowany wraz z dziećmi parę razy w czasie 15 lat swojego ojcostwa" - pisała w mediach społecznościowych żegnając ojca swoich dzieci Forsberg.
Kobieta przyznała wtedy też, że bardzo zależało jej na tym, by ich pociechy odczuły namiastkę "normalnej rodziny", ale zawsze to Weiland miał odzierać ją ze wszelkich złudzeń. "Nawet, gdy się rozstaliśmy, spędziłam niezliczoną ilość godzin próbując uspokoić jego ataki paranoi, pchając go pod prysznic i wypełniając kawą, tak bym mogła go zabrać na widownię talent show, gdzie występował Noah, czy na musical Lucy. Te krótkie spotkania były moją próbą, by dać dzieciom poczucie normalności z ich ojcem. Ale coś takiego przez dłuższy czas zamieniało się dla niego w coś strasznego i niezręcznego" - wspominała.
Czytaj też: